No dobra, ale prawdopodobieństwo czego zmierza do jedności?
Hmm, wy to chyba wiecie najlepiej. Prawdopodobieństwo wystąpienia wszechświata, w ktorym, o ile dobrze pamiętam,
Miesław jest Mongołem.
W naszym przypadku mamy chyba z sytuacją, w której istnieją dwa zbiory: zbiór rzeczy i zbiór zdań (pojęć określających rzeczy).
Jeżeli liczba rzeczy dąży do nieskończoności, to z prawdopodobieństwem dążącym do jedności możemy przyjąć, że zbiór rzeczy zawiera wszystkie możliwe rzeczy. Ale to jeszcze nie określa relacji między zbiorami rzeczy i zdań. (Oczywiście zakładam, że zdania (sądy) nie należą do rzeczy).
Tu muszę Cię przeprosić ale jestem matematykiem, a nie specjalistą od semantyki, i nie do końca rozumiem co w Twojej wypowiedzi oznaczają słowa ,,rzeczy'' i ,,zdania''.
Podejrzewam jednak, że jeśli mowisz o ,,zdaniu" to masz na myśli zdanie
Miesława, ze jest on Mongołem. Jeśli tak, to zdanie owo będzie prawdziwe wtedy, kiedy będzie on Mongołem. ,,Rzeczy'' prawdopodobnie oznaczają w Twojej wypowiedzi wszelkie możliwe wszechświaty. Dla pewnych wszechświatów zdanie jest prawdziwe, a dla innych nie jest.
A zatem można to interpretować na gruncie elementarnego rachunku prawdopodobieństwa ( z definicją wg. Laplace'a), tj. że prawdopodobieństwo jest określone na zbiorze zdarzeń elementarnych. W tym przypadku zdarzeniami elementarnymi są wszechświaty, a zdarzenie które badamy polega na tym, że
Miesław jest mongołem. A zatem w nieskończonym zbiorze zdarzeń elementarnych (rzekoma nieskończona liczba wszechświatów), szukamy tych, w których spełnione jest to, co tam chcieliśmy.
Oznaczmy zbiór wszechświatów w ktorych
Mieciu jest Mongołem przez M. (aż sie narzuca ta litera...)
To Wy stwierdziliście, że takie wszechświaty (lub co najmniej jeden) istnieją, zatem M jest niepustym zbiorem zdarzeń. W związku z tym jest to trochę jakby losować nieskończenie wiele razy ze zbioru kolorowych kulek, prawdopodobieństwo tego, ze się wylosuje M, wzrasta z liczbą prób, jeśli M jest opcją. A jest... więc o to tylko chodzi. Czysto intuicyjnie.
Druga sprawa, wydaje mi się, że aby powiedzieć musi, nie wystarczy, aby prawdopodobieństwo dążyło do jedności - ono powinno być równe 1.
Pojęcie "dązyć do" (tj. pojęcie granicy) pojawi się zawsze, kiedy użyjesz słowa "nieskończoność". Równość graniczna jest w takim przypadku jedynym, co może Ci zaoferowac matematyka.
I teraz pytanie, czy jeżeli zbiór uznamy za nieskończony (a nie, że liczba jego elementów dąży do nieskończoności - i o ile takie rozróżnienie jest poprawne na gruncie czystej matematyki?),
Nie, nie ma zbiorów, ktory liczba dąży do czegokolwiek. Zbiory są:
1.skończone
2. nieskończone
I tylko w drugim przypadku wprowadza się pewne uściślenia.
to czy na tej podstawie prawdopodobieństwo można określic jako 1? Jakoś mnie to nie przekonuje... tak przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Poza tym oczywiście pojawia się kwestia, czy zbiory nieskończone rzeczywiście istnieją (nie wiem, jaki tam jest bieżący stan badań w tej kwestii ).
Coż, jeśli uznasz, że w ogóle istnieje coś takiego jak "zbiór", to zgodzisz się jednocześnie na zbiory nieskończone. Jeśli pragniesz próbki, policz wszystkie liczby, które mieszczą się między zerem a jedynką... będę Ci z oddaniem dopingował
pozdrawiam [/color]