Zdaje mi się, że przemiany, które były dla tych, którzy za PRL coś już rozumieli, owszem wielkie, ważne i zdecydowane - ale jednak ciągłe - są dla tych, którzy urodzili się gdzieś koło 90 roku czymś w rodzaju upadku asteroidy 66 mln. lat temu, czyli zamierzchłej katastrofy wszechświatowej, z trudem w ogóle odkrytej, połączonej co prawda, jak wiadomo z książek, z ustanowieniem nowego początku ale w zasadzie nie odczuwa się jej związku z własnym życiem, bo to było dawno i nieprawda a odkąd ja się urodziłem to jest tak jak teraz - dinozaurów w życiu na oczy nie widziałem. Oni nie mają łączności z tamtym światem i potrzebna byłaby tu hermeneutyka jak przy egzegezie Biblii, aby coś choć zrozumieć, co jeszcze i tak nie znaczy "wczuć się i przeżyć to". Wszystkie filmy Szulkina a zwłaszcza Wojna Światów to były filmy polityczne, wymierzone w reżim, a s-f była tylko tworzywem, nośnikiem, umożliwiającym sprzedanie tych treści w tamtym czasie z taką siłą. Bo pamiętam tę potężną siłę. I to przesłanie, kiedy Idem na ekranie TV ginie, a w realu nie. Choć my widzimy to na też ekranie, więc też nie wiadomo, szkatułka, zawikłanie. Zaliczanie tego do s-f to grube nieporozumienie na wstępie, zwłaszcza, że w zasadzie to tylko filmy, w które jakoś jest wmieszany "kosmos" jako czapka niewidka dla cenzury, w najprostszych skojarzeniach - rakiety, Marsjanie - w kiczowatych, cukierkowatych, potocznych i popkulturowych skojarzeniach i tyle tej "s-f" tam było. Natomiast rozumiem, że warstwy polityczno-obyczajowej gość po prostu nie widzi, jak człowiek nie widzi UV a jastrząb owszem tak i dlatego może upolować mysz, bo widzi gdzie nasikała na śniegu. Nie zdaje sobie sprawy z finezji jaką musiał sie wykazać reżyser, aby powiedzieć to co chce pod okiem i uchem cenzury. A jeśli nawet gość coś zobaczy, to interpretuje to wg obecnych standardów, tak jak się interpretuje palenie czarownic w XIV w., czyliwg obecnego kodeksu karnego.