Wszystkie te rzeczy zostały napisane w podobnych czasach. Może to być równie dobrze korelacja wynikająca z podobnego kontekstu historyczno-kulturowego.
Owszem. Dlatego napisałem
"fenomen ten godzien rozbiorów", a nie, że należy ślepo podążyć za intuicją - nawet kilku - autorów SF (choć Lem w ich gronie). Nie narzucam - ba, nawet nie sugeruję - interpretacji.
Skłonność do podejmowania ryzyka mogą mieć np. desperaci-masochiści, którzy muchy by nie skrzywdzili, bo to ryzyko na własny rachunek.
Zaraz nasuwa się pytanie czy to dobry materiał na astronautów, czy dla samozgubnego
funu nie poświęcą Misji. Czy będzie miał kto wyniki badań na Ziemię przywieźć (lub choć nadać) w efekcie...
Ale pojawia się i następne - czy betryzacja i takich instynktów nie amputowała. Właśnie... jak właściwie ta betryzacja miała działać, bo mam wrażenie, że Lem rzucił tu tak luźną intuicję, że trudno się do niej odnieść, bo za mało konkretu. Gdybyż to było opisane choć tak, jak siderologia...
A co wystawiania innych na ryzyko - w "Powrocie z gwiazd" przecież wyraźnie jest pokazane, jak bardzo takie sytuacje rozwalały psychicznie załogę. Oni wcale nie mieli żadnych skłonności do decydowania, żeby ktoś drugi ryzykował.
Prawda. Jednak zdolni byli podjąć takie decyzje i żyć z konsekwencjami takich zdarzeń. Betryzowani - prawdopodobnie - nie.
Dzięki, ale...w sensie, że co?
A nic, chciałaś kawałek dającej się czytać SF - to masz. Nawet swojego ulubieńca
.
Przy czym: jasne, nie jest to od czapy, a w ramach sedna istotnego podwątku dyskusji, bo ilustruje do jakich skutków praktycznych może prowadzić amerykańskie prawo zawierające definicję
entuzjastycznej zgody (o którym mowa w filmiku wrzuconym przed cytatem), jeśli je potraktować zbyt
martwo i rygorystycznie. Przy czym to jakby drugie ekstremum. Sytuacja z Halem i Eri (gdzie zgoda może i jest, ale entuzjazmu nie widać) - jest pierwszym.
Jak mam być szczery to znam właściwie tylko dwie SF-owe wizje człowieka przyszłości, które da się traktować choć trochę poważnie. Jedną niesie "Obłok..." właśnie. Drugą - "Diuna", ale tylko do czasu, bo Herbert rychło zaczyna kiksować siląc się na ukazanie psychiki rozmaitych bytów nad/postludzkich (jak przedurodzeni, Nawigatorzy-jasnowidze itd. itp.), które to zadanie w oczywisty (i dający się przewidzieć) sposób go przerasta.
Obłok wydaje mi się kawałkiem Ziemi - z ulepszoną techniką - wysłanym w kosmos - ale jak mówiłam - nic pewnego, bo - ta niepamięć:)
Diuna? Poważnie? Jako wizję przyszłości nas - tu i teraz? W sensie zahamowania rozwoju tech? Na rzecz tych mentalnych zakonów?
Mnie się zdaje, że te, które upatrują związków człeka z biotechnologią, technologią - są bliższe. a to przez prężnie rozwijający się rynek gier, który chce wchłonąć gracza. Chyba, że prądu zabraknie;)
Ok, znów mamy nieporozumienie. I tym razem ewidentnie odpowiadam za nie ja, bo napisałem
"wizje człowieka przyszłości", zamiast
"wizje możliwej psychiki człowieka przyszłości".
I tu zgadzam się z Tobą - oczywiście - że wizja Dukaja jest jakoś tam prawdopodobna (bardziej niż space opery - z pewnością), jeśli chodzi o to w jakim kierunku może to pójść. Nie mam, natomiast, wrażenia, że Dukaj kreuje - wyjątek czynię dla Gierosławskiego - bohaterów na tyle wyrazistych, i opisanych tak jak się zwykło w Literaturze (nie w standardach SF) opisywać czyjeś życie wewnętrzne (kłaniają się Dostojewski, Proust, choć może to za wysokie progi dla J.D.), by miało się szczególną ochotę dyskutować nad ich psychologią. Popatrz na ten opis z "Czarnych..." przecież tam jest zasadniczo sam behawior - owszem, niby to podkreśla niejakie uprzedmiotowienie
aktu (i ogólnie spłycenie więzi międzyludzkich w tym świecie), ale bohaterowie Dukaja - co zbliża go w tym względzie do znacznie gorszej SF - to są marionetki, nie ludzie. Psychiki tam chyba jeszcze mniej niż u Hala i Eri (prawda: Dukaj broni się innymi walorami swej prozy, jak to często w wypadku co lepszej fantastyki naukowej bywa, ale to już dawno ustaliliśmy
).
"Diuna"... Powiedzmy, że odebrałaś mi ochotę na bronienie jej. Bo dobrze opisana psychika zbudowana na dość bzdurnych założeniach (rodem z bajki o kosmicznych feudałach) w istocie może być dość powabna literacko (przynajmniej jak na pewien sort literatury), ale poznawczo nic nie wnosi. To coś jak misternie skonstruowana koncepcja
zielonej magii w fantasy - oderwana od życia abstrakcja.