Autor Wątek: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...  (Przeczytany 1367950 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16546
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1050 dnia: Czerwca 15, 2010, 04:23:13 pm »
Ty ambitnie, a ja się ostatnio za pierdoły wziałem. Znaczy gwiezdnowojenna powiastkę Waltera Jona Williamsa "Szlak przeznaczenia" (smutne zresztą, że autor całkiem przyzwoitego "Aristoi" zdaje się coraz bardziej nastawiać raczej na zyski, a coraz mniej na jakość swych utworów, już "Upadek impeirum strachu" to pokazywał). Oczywiście jest to literacka konfekcja, więc raczej nie polecam (choć jak na standardy powieści "SW" stanowi pozycję wręcz wybitną). Tym niemniej zawiera całkiem dobre są wątki polityczne, dyskusje Luke'a z czołowymi dygnitarzami Nowej Republiki, Lando po mistrzowsku korumpujacy senatorów, samemu pozostajac czystym - to wszystko jest oczywiście przeszarżowane (wiadomo, bohaterom musi się udać), ale niesie ze sobą kawał zdrowego spojerzenia na politykę i jej mechanizmy, bo czyż np, cytacik:

"- Uważam, że kogoś trzeba obarczyć winą za upadek Coruscant.
- Chyba najlepszym kandydatem byłby Borsk Fey’lya - orzekła Mara. - To on był wówczas przywódcą Nowej Republiki i to on popełnił wiele błędów.
- Zmarł męczeńską śmiercią - przypomniał mistrz Jedi. - W dodatku zginął jak bohater. Poważny błąd popełniłby każdy polityk, który usiłowałby przypisać mu choćby część winy.
Mara pokiwała z namysłem głową."


Nie jest dzis bardzo, bardzo aktualny? ;D

Smakowita jest też dyskusja o polityce i strategii którą podstarzali Han i Leia wiodą z imperialną komandor - piękne (auto)ironiczne skwitowanie klasycznej trylogii:
"- Kiedyś jednak była pani przywódczynią Nowej Republiki - ciągnęła Dorja. - Z pewnością musi pani zastanawiać się nad możliwością powrotu do władzy.
Leia pokręciła głową.
- Odsłużyłam okres, na jaki mnie wybrano - rzekła.
- I dobrowolnie zrezygnowała pani z władzy? Przyznaję, że tego nie rozumiem. - Tym razem Dorja pokręciła głową. - W Imperium uczy się nas, żebyśmy nie zrzekali się odpowiedzialności, którą nas kiedyś obarczono.
Leia zauważyła, że Han unosi głowę, i domyśliła się, że jej mąż wygłosi zaraz jakąś uwagę. Znała go na tyle dobrze, że nie wątpiła, co usłyszy: „Ma pani całkowitą rację. Przywódcy Imperium na ogół trzymają się władzy, dopóki ktoś nie pozbawi ich jej strzałami z laserowych działek”. Albo coś w tym rodzaju. Zanim mąż zdążył otworzyć usta, postanowiła udzielić bardziej dyplomatycznej odpowiedzi.
- Mądrość polega na tym, żeby wiedzieć, kiedy się dało z siebie wszystko, co możliwe - stwierdziła i demonstracyjnie wbiła spojrzenie w talerz, na którym spoczywała aromatyczna pierś hibbasa w sosie z owoców bofa.
Dorja sięgnęła po widelec, ale zatrzymała dłoń kilka centymetrów nad talerzem.
- Mimo to, skoro waszą władzę ogarnął chaos, a rząd udał się na wygnanie - nie dawała za wygraną - z pewnością potrzebne są rządy silnej ręki.
- Mamy konstytucyjne sposoby wybierania następnego przywódcy - zapewniła ją Leia. Co prawda na razie nie bardzo się sprawdzają przyznała w myśli. Korzystając z tego, że Senat gonił w piętkę na Kalamarze, senator Pwoe sam ogłosił się następnym przywódcą Nowej Republiki.
- Życzę szybkiego i bezbolesnego przekazania władzy - odezwała się pani komandor Dorja. - Miejmy nadzieję, że za bezład i chaos, jakie ogarnęły stolicę podczas niedawnego kryzysu, ponosi odpowiedzialność rząd Borska Fey’lyi, a nie cała reszta Nowej Republiki.
- Wypiję za to - oznajmił Han i wysączył do dna szklankę z wodą.
- Nie mogę przestać się zastanawiać, jak z podobnym kryzysem uporałoby się stare Imperium - podjęła po chwili Dorja. - Mam nadzieję, że wybaczycie mi jednostronny punkt widzenia, ale wydaje mi się, że na pierwszą wieść o możliwym zagrożeniu Imperator zmobilizowałby całe wojsko, a potem rozprawiłby się z Yuuzhan Vongami szybko i skutecznie, rzecz jasna przy użyciu przeważającej siły. Z pewnością byłoby to lepsze niż polityka Borska Fey’lyi... jeżeli rzeczywiście negocjowanie z najeźdźcami i równoczesne prowadzenie działań zbrojnych może być uważane za jakąkolwiek politykę. Bezlitosny przeciwnik uznał takie postępowanie za słabość i wykorzystał czas przeznaczony na pertraktacje w celu przygotowania się do następnych podbojów.
Leia uświadomiła sobie, że utrzymywanie dyplomatycznego uśmiechu na twarzy przychodzi jej z coraz większym trudem.
- Imperator Palpatine był zawsze bardzo czuły na punkcie jakiegokolwiek zagrożenia dla swojej władzy - przypomniała.
Wyczuła, że Han chce coś powiedzieć, ale tym razem nie zdołała go uprzedzić.
- Imperator postąpiłby inaczej, pani komandor - rzekł Solo. - Kazałby skonstruować superkolosalną machinę mordującą Yuuzhan Vongów. Dowódcy jego wojska nazwaliby ją Kolosem Supernową, Niszczycielem Galaktyki albo Nozdrzami Palpatine’a... może też wymyśliliby coś innego, ale równie pretensjonalnego. Wydaliby na nią miliardy kredytów, zatrudnili tysiące wykonawców i podwykonawców i wyposażyli w najnowsze cuda śmiercionośnej techniki. I wie pani, co by się stało? Okazałoby się, że machina nie funkcjonuje! Ktoś zapomniałby przykręcić metalową płytę przesłaniającą wlot powietrza do głównych reaktorów albo popełniłby podobny błąd, w wyniku czego zawadiacki pilot Yuuzhan Vongów wrzuciłby tam bombę i rozsadził machinę na kawałki. Właśnie coś takiego zrobiłby Imperator.
Starając się stłumić śmiech, Leia dostrzegła w piwnych oczach pani komandor coś, co mogło oznaczać rozbawienie.
- Możliwe, że ma pan rację - przyznała Dorja.
- Wie pani dobrze, że mam rację, pani komandor - odparł Han i nalał sobie następną szklankę wody."
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13635
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1051 dnia: Czerwca 15, 2010, 10:56:41 pm »
Chyba jeszcze nikt o niej nie wspominal,
Eee, chyba coś tam gadaliśmy. Z tym, że ja mam sklerozę ;) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6997
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1052 dnia: Czerwca 25, 2010, 04:05:11 pm »
Czytam sobie lipcowy (w czerwcu...adekwatne do artykulu o ktorym dalej;)) Swiat nauki i natrafilam na artykul Czy czas jest zludzeniem?...sie mi przypomnialo ze miazo pytal nas o czas tutaj...moze wiec artykul sie przyda.Chociaz wg mnie powoduje zamet w glowie;)
Tezą zwolennikow bezczasowosci  jest iz czas sluzy nam jeno do uproszczenia procesow zachodzacych w zyciu (jak pieniadze miast wymiany towarowej)...zeby nie trzeba bylo odwolywac sie do innych...trudniejszych do uchwycenia w codziennosci... korelacji.Inni wykazuja ze: nawet jesli uklad jako calosc jest bezczasowy, jego czesci skladowe juz nie maja tej cechy...tja...wniosek: nil homini certum est;)
Ponadto o 12 wydarzeniach ktore moga sie ziscic do 2050 roku i zmienic swiat.Najprawdopodobniejsze wg autorow jest (nawiazujac do Wlasnie sie dowiedzialem) stworzenie  sztucznego zycia.Chociaz mnie sie to wydalo sensacyjno-przyciagajacym tytulem bo w tresci o rzeczy juz wzmiankowanej: rozwoj biologii syntetycznej w kierunku modyfikacji juz bytujacych organizmow.
http://www.swiatnauki.pl/swiat_nauki.php?id=10

Poza tym przeczytalam 3 ksiazki Witkacego ale Wam odpuszcze;) a w tzw miedzyczasie nanowoczytam a miejscami powtarzam Lema:)

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13635
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1053 dnia: Czerwca 25, 2010, 06:15:45 pm »
A ja kupiłem sobie z pewną taką nieśmiałością Mirosława Hermaszewskiego "Ciężar nieważkości" i bardzo jestem zadowolony. Zdałem sobie sprawę, że Hermaszewski w naszej świadomości jest papierowy, i zależnie od wieku - dwu, bądź nawet jednostronny. A tymczasem facet jest 3D krwisty :) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1054 dnia: Czerwca 28, 2010, 12:36:10 pm »
Tezą zwolennikow bezczasowosci  jest iz czas sluzy nam jeno do uproszczenia procesow zachodzacych w zyciu (jak pieniadze miast wymiany towarowej)...zeby nie trzeba bylo odwolywac sie do innych...trudniejszych do uchwycenia w codziennosci... korelacji.Inni wykazuja ze: nawet jesli uklad jako calosc jest bezczasowy, jego czesci skladowe juz nie maja tej cechy...tja...wniosek: nil homini certum est;)
Ponadto o 12 wydarzeniach ktore moga sie ziscic do 2050 roku
Predykcje na temat przyszlosci po twierdzeniach o "bezczasowosci" brzmia dosc pociesznie :)
Ciekawe czy ci, ktorzy uwazaja, ze czas jest tylko uluda potrafia powiedziec, co zrobili byli za dwa tygodnie  ;)
A mnie ten Henderson, krol deszczu nie idzie. Zatrzymalem sie w polowie, w miedzyczasie przeczytalem Potulna Dostojewskiego, Tajemnice chinskiego pokoju, teraz jestem w polowie Kataru i do Hendersona jakos nie chce mi sie wracac.
Czy ktos czytal te ksiazke? Chetnie bym podyskutowal, bo ciekaw jestem gdzie robie blad i na co nie wpadlem. W koncu Bellow to noblista, pulitzerzysta, a ksiazke zachwalal Lem, wiec cos w niej musi byc, czego ja nie widze...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16546
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1055 dnia: Czerwca 29, 2010, 11:31:35 am »
Ja tymczasem przeczytałem (nie po raz pierwszy) huberathowy "Balsam długiego pożegnania". Rzecz znana dość powszechnie, wiec skupię się tylko na wybranych opowiadaniach.

Tytułowy "Balsam...". Pamiętam, że spodziewałem się bardziej SF, a to jest klasyczna baśń w andersenowskim stylu. Po andersenowsku piękna i - co rzadkie - z happy endem. Przynajmniej jak na standardy MSH. (I nie, to nie jest spoiler, bo jest to inny happy end niż byśmy myśleli przystępując do lektury.) Z tym, że Andersen był jednak lepszy. Znacznie.

"Kara większa". Utwór o tyle istotny, że daje wyraz chrześcijańskim poglądom autora. Literacko też niezgorszy. Wizja przetrwania w zaświatach pachnąca Borowskim. Z tym, że uderzające jest okrucieństwo tej wizji. To jest chrześcijaństwo "średniowieczne", drapieżne, a'la "Pasja", wiec mnie odstręczało.
(Aha: nienarodzeni jako patent fabularny* się udali. Niesamowici są.)

"Ostatni, którzy wyszli z raju" Najciekawszy z utworów, które poznałem dzięki temu tomowi (niektóre w nim zawarte poznałem wcześniej) i najbliższy kanonom klasycznej SF. Pomysł trochę jak z Le Guin, choć u niej do wyniszczonej ludzkości "ojcowe" przybyli w tryumfie, tu jest to zderzenie dwu ginących cywilizacji. Wykonanie też jak z Ursuli, czyli warstwa społeczno-psychologiczna się liczy i o miłości jest.
Z tym, że o ile u Le Guin jest zwykle ciepło i optymistycznie, to u Huberatha jak zwykle ponuro. Mam nadzieję, że jego kasandryzmy (i nie chodzi mi tu o Obcych, a o sam los ziemskiej cywilizacji) się nie spełnią, bo paskudnie by było.
Finał przywodzi na myśl jeden wątek z "Gniazda światów" nie wiem czy to powtarzalność huberathowej wyobraźni, czy dojrzewanie pewnego wątku przez różne utwory (u Dicka czy Lema tak bywało), czy sugestia, że świat "Ostatnich..." też jest światem zagnieżdżonym... W każdym razie podobieństwo jest.

Co najbardziej uderza? Jak okrutnym i ponurym miejscem jawi się świat (i zaświat) wyznawcy tej "religii miłości"**. Wolę już być ateistą.

Odreagowałem Huberatha lekturą eisenhornowego cyklu Dana Abnetta ("Xenos", "Maleus", "Hereticus" + dwa opowiadania) osadzonego w universum Warhammera 40.000. Oczywiście czytadło (w dodatku - tradycyjnie - topornie przetłumaczone), ale... nie pamiętam od ilu lat żadne czytadło nie pochłoneło mnie do tego stopnia, że po prostu musiałem je jak najszybciej doczytac do końca.
Fabularnie sztampa goni sztampę, a klisza - kliszę (nawet "Necronomicon" się pojawia  :P). Jeśli jest tam co godnego uwagi to zabawa takimi wątkami jak inkwizycja (główny bohater jest tam inkwizytorem i to nadludzko sprawnym), ponury mesjanistyczny monoteizm i kult cierpienia-w-imię-nadprzyrodzonej-sankcji. Małem sporo uciechy widząc takie wątki sprowadzone do poziomu pop, wręcz pulp. Należało im się.


* podkreślam, że jako patent fabularny, bo oczywiście za agitkę - w wiadomej sprawie - robili...

** przy czym sprawności literackiej Huberathowi odmówić nie sposób; na planie idei absolutnie się z nim nie zgadzam, ale robotę doceniam; nie sposób też nie docenić tej autodemaskacji religijnego umysłu i jego oglądu rzeczywistości, bo spójrzmy tylko na literackie światy Marka S. H. (muszące przecie stanowić jakieś odbicie tego jak postrzega on realny świat): na jakikolwiek jakościowy postęp nie ma miejsca - jeśli sprawy pójdą gdzieś lepiej to zaraz pójdą gorzej; śmierć i cierpienie są jeszcze wszechobecniejsze niż za oknem; króluje brzydota i kalectwo; ludzkość popełnia wciąż te same błędy, bo taka jej grzeszna natura; jednym słowem... widac, że świat urządził dobry Bóg ;D
« Ostatnia zmiana: Czerwca 29, 2010, 12:33:38 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6997
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1056 dnia: Czerwca 30, 2010, 12:00:07 am »
A mnie ten Henderson, krol deszczu nie idzie. Zatrzymalem sie w polowie,
Czy ktos czytal te ksiazke? Chetnie bym podyskutowal, bo ciekaw jestem gdzie robie blad i na co nie wpadlem. W koncu Bellow to noblista, pulitzerzysta, a ksiazke zachwalal Lem, wiec cos w niej musi byc, czego ja nie widze...

Czytal ktos i tez ktosiowi kiedys "nie szedl";) Ale przeczytalam i to nawet dwa razy: raz nascie ( dziescia??!!tragedia…)lat temu z tym samym zdziwieniem co Ty: za co te pochwaly?Postanowilam kiedys zweryfikowac czy cos się nie zmienilo.I okazalo się ze ksiazka jest lepsza niż dwadziescia lat temu (zazwyczaj bywa gorsza;)).Moze dlatego ze nastolatce trudno bylo z jakas empatia czytac ksiazke ktorej tematem sa (w powierzchownej warstwie) problemy omalze 60 latka.
Nie chce Cie jakos przekonywac do tej ksiazki....nagrody wg mnie o niczym nie swiadcza tzn moga byc jakims wyznacznikiem w gaszczu ale nie sa gwarantem jakosci i to w rownym stopniu dla kazdego...zeby podac przyklad z ostatnich lat: Coetzee - noblista,bokerzysta,pokerzysta czy inny gad;): czytam i sie mecze, irytuje mnie jego kobieca perspektywa...no nie dla mnie i pytam: za co az tak nagradzany?kto zna nobliste Pamuka?(jego akurat lubie: swietnie o Turcji)zasluzyl wlasciwie dwoma znanymi ksiazkami na Nobla?moze.Wracajac do meritum;): dlaczego masz robic blad czy czegos nie zauwazac?Po prostu nie lubisz się z ta ksiazka i już:) Mogę Ci tylko powiedziec co ja w niej lubie: Hendersona.Chociaz to samoswiadome monstrum.Dzialajace z premedytacja.Niszczy wszystko i wszystkich dookola.Ale dla mnie bardzo przekonujacy portret czlowieka niespokojnego.Lubie ironiczne i bezkompromisowe (w opisach) podejscie do rzeczywistosci, do zycia.Podroz do Afryki kojarzy mi sie z Lemowa podroza "do granic wlasnego zła".Ucieczka od absurdalnosci codziennej rutyny.Nie trzeba leciec na Luzanie zeby napotkac bariere "obcosci" i zobaczyc jak ogladamy jednowymiarowo (bo przez swoj pryzmat) swiat.Chyba przeczytam jeszcze raz;)
P.S.No i ta Saulowa Lily;)


Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1057 dnia: Lipca 01, 2010, 12:05:57 pm »
Uff, ze swiadomoscia, ze mam podobne odczucia, co nastolatka wcale nie wiem, czy mi lepiej  ;)
Ale sam Henderson i kreowany przez Bellowa w powiesci swiat wydaja mi sie jakies, no nie wiem, infantylne. Podoba mi sie jego poszukiwanie celu i introspektywnosc, ale w tych myslach nie znajduje niczego nadzwyczajnego i fascynujacego. Wszystko jest jakies proste, oczywiste, nic mnie w tej ksiazce nie zadziwia i nie pobudza do glebszych refleksji. Interakcje jego  ze swiatem sa tez jakies dziwacznie-nierealnie-naciagane, no sama powiedz - jestem w momencie, gdy rozwalil dzikiemu plemieniu zbiornik z zabami i sobie pojechal dalej z poczuciem winy.
Naprawde dziwna ksiazka :)
Aaaaaa tam, wroce do utworu za 20-30 lat (jak dozyje) :)
Przynajmniej duzo nowych slowek (glownie typowych amerykanizmow) sie nauczylem :-)

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6997
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1058 dnia: Lipca 01, 2010, 04:24:39 pm »
Cytuj
Uff, ze swiadomoscia, ze mam podobne odczucia, co nastolatka wcale nie wiem, czy mi lepiej  Wink
Ale sam Henderson i kreowany przez Bellowa w powiesci swiat wydaja mi sie jakies, no nie wiem, infantylne
To w takim razie ja jestem psychicznym przypadkiem Benjamina Buttona;)Bo nastolatka bedac nie zagustowalam w Hendersonie a po okolo 20 latach nie widze infantylnosci tegoz;)Prostote w opowiadaniu - owszem.
Cytuj
Interakcje jego  ze swiatem sa tez jakies dziwacznie-nierealnie-naciagane, no sama powiedz - jestem w momencie, gdy rozwalil dzikiemu plemieniu zbiornik z zabami i sobie pojechal dalej z poczuciem winy.
Jasne, mozna tak myslec...ale mozna tez spojrzec na to z innego punktu: znudzony bogactwem (obserwacje autora dodajmy z lat 50' ubieglego wieku) i wynikajacymi z tego profitami, mialkoscia kontaktow miedzyludzkich itp Henderson zadrecza swoje otoczenie i siebie.Nie potrafi wyjsc poza rutynowe relacje czyli zlosc, agresje,egoizm...nadchodzi dlan ow "dzien łez i szalenstwa" ktory uswiadamia mu to co wie od dawna: smierc czeka za progiem (ostatni maly pokoik w ziemi czeka).Ma 55 lat...wiec czas juz mu sie nieco przykurcza: "dopoki jeszcze cos jest - teraz!Dla dobra wszystkich - uciekaj!".Swiadomy swojego zla rusza do Afryki zeby niejako odkupic swoje winy.Trafia do Arnewijczykow.Wydaje mu sie ze znalazl to czego szukal (no, jedna "psuja" sie pojawia...bo jak to wiemy z lektur SF: zawsze ktos mowi po angielsku;)) tzn uwalnia sie od "jego rodzicow, jego zony, jego dziewczyn, dzieci,zwierzat,pijanstwa uprzedzen,brutalnosci"...wszystko wydaje sie nabierac sensu.Jedynym sposobem by odwdzieczyc sie tym "dzikim" ludziom to oczyscic ich jedyne zrodlo wody z żab (oni nie moga zabic żab z powodu wierzen, a kochaja wrecz swoje bydlo ktore przez brak dostepu do wody ginie - sa po prostu wiezniami swoich wierzen). W swoich oczach ma zostac wrecz wybawicielem tych ludzi.I nie sadze zeby ten splot zdarzen prowadzacych od jego dziecinstwa do wysadzenia żab razem ze zbiornikem ( widoku wody wsiakajacej w piach...dodajmy w sercu Afryki) byl infantylnym, nierealnym.Dla mnie to apogeum jego zla (tym razem bioracego sie z checi czynienia dobra...ale podszytego egoizmem a nie altruizmem).Poczucie winy?Chyba jak najbardziej na miejscu;)
Proste i oczywiste...moze:)Ze zapytam retorycznie: ciekawe jak brzmialyby historie zycia np Twojego, mojego.Czy bylyby ciekawsze i mniej oczywiste?Szczegolnie dla czytelnika;)
Poza tym nikomu nic sie nie stanie jak nie przeczyta tej ksiazki;)
Sprobuj sie z innym amerykanskim noblista - Faulknerem;)
P.S. Niewykluczone ze za kolejne dziesiat lat powiem: o co tu chodzi?pojechal taki szmat drogi zeby wysadzic żaby w powietrze zamiast zajac sie rodzina?;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16546
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1059 dnia: Lipca 01, 2010, 07:09:46 pm »
Jak dla mnie fascynacja Lema "Hendersonem..." dowodzi tego jak bardzo Mistrz był przesiąknięty conradyzmem etycznym i poczuciem odpowiedzialności za świat (odpowiedzialności rozciągniętej tak szeroko jak jest to technicznie możliwe). (Zauważmy: Henderson jest identyczny, acz nieświadomie, coś go gna, ale nie wie co. Nie spocznie jednak póki nie wywiąże się z tego nieuświadomionego nawet, a gniotącego "zobowiązania".)

"Nie pytaj komu bije żaba.." chciałoby się powiedzieć ;D. Ale nie, nie śmieję się. Sądzę, że ludzi skłonnych brać sobie świat na barki powinno być jak najwięcej. Może wtedy wspólnymi silami dadzą radę go dźwignąć. (A to, że bohater tytułowy zrobiwszy swoje ruszyl dalej ma sens, zawsze się znajdą jakieś kolejne "żaby", z którymi trzeba sobie radzić. Ta odpowiedzialność nie ma końca...)

I chyba dlatego Lem świeci nam w oczy losami tego żabobójcy ;).


Tymczasem jednak chciałem Was pomordować kolejną z moich wojennomłotkowych lektur, w sumie pierwszą z nich jakie przyswoiłem.

Zacznę może od osoby jej autora, bo kupilem ową rzecz skuszony nazwiskiem. Otóż napisał ją Barrington J. Bayley, brytyjski pisarz SF zaliczany, wraz z J.G. Ballardem, B. Aldissem i M. Moorockiem (który poza pisaniem bzdur fantasy ma też na koncie niezłe opowiadanie "Ecce Homo" i znośną powiastkę "Żołdak i zło świata"; był też - do spółki z Bayley'em właśnie - redaktorem i wydawcą promującym ów nurt) do brytyjskiej Nowej Fali. Choć Moorock uwazał go za najzdolniejszego i najinteligentniejszego z nich (a krytyka zachodnia chętnie porównuje go z Dickiem), nigdy nie odniósł takiego sukcesu u wymagających czytelników jak Ballard czy Aldiss, nigdy też nie odniósł sukcesu finansowego pisząc masówkę fantasy jak Moorock. Zasłynął (wydanym i u nas) "Kursem na zderzenie" - odjechaną, opartą na szalonych, lecz uzasadnionych w świetle ówczesnej wiedzy, pomysłach, (niestety dość toporną stylistycznie, co typowe dla tej konwencji) hard SF opowiadającą o faszystowskiej dyktaturze, społeczeństwach mutantów, manipulacjach czasem na masową skalę, nieuniknionym "zderzeniu" dwóch cywilizacji żyjących na tej samej Ziemi w przeciwnych kierunkach czasu (!), rewolucji społecznej oraz kontakcie z potężnym Istnieniem Ukośnym (które mieści się w definicji Boga, conajmniej boga). A wszystko to przesycone terminologią fizyczną z jednej, a filozofią chińską z drugiej strony. (Pewnie znacie?)

Jemu to właśnie (a także zachwalanemu swego czasu przez olkę) Ianowi Watsonowi) firma Games Workshop zleciła przerobienie swojej gry bitewnej toczonej z pomocą komicznych figurek na pełnowymiarowy świat SF (czyt z-grubsza-SF). Bayley zgodził się (wieść gminna głosi, że napisał "Oko Terroru", by zapewnić sobie fundusze na walkę z ciężką chorobą, walkę przegraną jak się okazało) i wywiazał z zadania najlepiej jak umiał tworząc coś w rodzaju przewodnika po świecie, który właśnie z Watsonem wysnuli z reguł gry. Mamy więc rywalizujących Lordów Admirałów (Battlefleet Gothic jak w pysk strzelił). Space Marines (zarówno w scenach bitewnych, jak i kameralnych, bardziej RPGowych). Rogue Tradera z jego Nawigatorem. Tytułowe Oko. A także obrazki z życia Adeptus Mechanicus, jakiegoś Inkwizytora, jakiegoś zabójcę z Callidus Temple, jakieś serwitory, jakiegoś Eldara (konkretnie Wraithguarda). No i inwazję Tyranidów w tle.
« Ostatnia zmiana: Listopada 23, 2010, 02:17:51 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16546
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1060 dnia: Lipca 01, 2010, 07:11:04 pm »
(cd, bo nie wlazło)

Celowo zabawilem się w wyliczanie tych gierczanych terminow, by pokazać po ile pomysłów z gry sięgnął Bayley (Watson w swoich powieściach bawił się zresztą identycznie, widać, że przerabianie gry na spójny świat dostarczyło panom sporej uciechy). Zabawa siega zresztą dalej, panowie nie kryją tego, że wątków do w/w zabaw dostarczyła im (i twórcom samej gry) także klasyka SF. Mamy więc kosmiczne imperium jawnie inspirowane 'Diuną" i "Fundacją", które jest osadzone w tak odległej przyszłości, że bohaterowie potykają się o ślady minionej chwały ludzkości jak w "Cieniu kata" nie przymierzając (np. Mars jest u Bayley'a ponownie czerwoną planetą, teraz jednak barwę nadaje mu rdzawy pył pozostały po maszynach budowanych na tej planecie przez kolejne pokolenia; sterraformowany Mars robił bowiem, i nadal robi, za technologiczne centrum ludzkości); i tak jak w "Cieniu..." i "Fundacji" dawna nauka wyradza się w magię i zabobony. Ten spaceoperowy klimat połączony jest jednak z elementami cyberpunku - różnego typu implanty i protezy są normą, marsjańscy technomagowie roją transhumanistyczne sny, rolę służby pełnią przestępcy przerobieni na pozbawione własnej woli cyborgi zwane servitorami. Dochodzą do tego pomniejsze wątki diunopodobne (zmutowani Nawigatorzy, zmiennokształtni zabójcy, zabobonny lęk przed technologią, mundury rodem z ekranizacji Lyncha), a także zaczerpniete z innych źródeł - najgłówniejszy z bohaterów, kosmiczny kupiec i przemytnik b. przypomina Hana Solo, gwiezdnowojenne są też starcia kosmicznych flot i... bezwzględny stosunek tychże flot dowódców do podwładnych (przy czym statki kosmiczne są nie mniej "gotyckie" niż "Nostromo"). Obcy natomiast to... nieludzie z tolkienowskiej fantasy przeniesieni między gwiazdy - Eldarowie (elfy), Orki, nieumarli Necroni (przy czym ich "nieumarłość" jest lepiej-gorzej podparta technologią, to armia szkieletów, ale stalowych, a'la Terminator); wyjątkiem są pochodzący z innej galaktyki Tyranidzi luźno inspirowane scottowsko-cameronowskimi xenmorfami potworki połączone w zbiorowy umysł Obcy także wedle lemowskich kryterów - ludzie umieją zeń zrozumieć tylko tyle, że zmiata wszystko na swojej drodze. Ważną rolę w powieści odgrywają też inspirowani tyleż utworem Heinleina, co średniowiecznymi zakonami rycerskimi Space Marines, przekształceni genetcznie i cyborgicznie potężni wojownicy rekrutowani z... nastolatków z wtórnie zbarbarzyniałych planet (dzięki temu daje im się łatwo uprać mózgi i nie miewają wątpliwości; smutna aluzja do całkiem realnych spraw). Jest to przy tym świat gnijący od środka i świadomy, że umiera. (Bogactwo tej eklektycznej scenerii przypomina współczesne zabawy spod znaku tzw. New Weird, Mieville się kłania.)

Kluczem do fabuły "Oka..." jest jednak Chaos, siły Odwiecznego Zła w klasycznym tolkienowskim stylu (zapożyczone w dodatku z siostrzanej gry Warhammer Fantasy), klasę Bayley'a poznać jednak po tym co wyciska z tego wątku i jego obecności w świecie utworu. Otóż - znowu klisza - okazuje się, że jedyny skrót przy podróżach przez Wszechświat prowadzi (jak w DOOMie i "Event Horizon") przez Piekło (konkretnie: przez dodatkowy wymiar, w którym brudne myśli ludzi i innych gatunków nabierają - jak w "Solaris" - konkretnych kształtow i ożywają demonami i mrocznymi bóstwami, istnieją tam też myślowe odbicia zmarłych, można powiedzieć - dusze). Co gorsza z powodu pojawienia się ludzi, a wcześniej Eldarów, o mocach parapsychicznych byty te mogą próbować przedzierać się do świata materii co owocuje powstaniem mrocznych kultów, czarnej magii, etc. I to przedzierają się tak skutecznie, że powstało tytułowe Oko - mgławica, w której materia zaczyna podlegać fantasmagoryjnym regułom zastrzeżonym dotąd dla w/w Piekła.
« Ostatnia zmiana: Listopada 23, 2010, 02:20:50 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16546
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1061 dnia: Lipca 01, 2010, 07:12:21 pm »
(i jeszcze cd, Cetarianie uczę się od Ciebie ;))

To właśnie inwazja Chaosu pozwala Bayley'owi (i Watsonowi) na interesujące ćwiczenia z relatywizmu (które stanowi usprawiedliwienie dla powstania tej książki), otóż okazuje się, że to co w naszym świecie uważamy za zło (kontrola nad społeczeństwem w stylu godnym Stalina, wszechobecni politrucy; ogólnospołeczny fanatyzm w stylu przywodzącym na myśl realia hitleryzmu, zwł. "zakon" SS; krwawa inkwizycja posługująca się torturami i stojąca ponad wszelkim prawem; niszczenie wszystkiego co "obce" - tak, kosmitow nie usiłuje się tam zrozumieć lecz eksterminuje) okazuje się jedynym sposobem na utrzymanie ludzkości w stanie dyscypliny myślowej, która zapobiega powiększaniu się Chaosu. Tak samo eksterminacja wszystkich nieprawomyślnych i psioników nie panujących nad swą mocą (niektórzy chcą to rozszerzyć na wszystkich psioników) jest warunkiem koniecznym jeśli ludzkość ma przetrwać (świadomość ta jest tam tak silna, że niektórzy widząc u siebie znamiona ulegania Chaosowi sami siebie denuncjują). Wystarcza jeden (fakt, potężny) czynnik, by przestawić gradienty dobra i zła. Urojony problem ze świata śmiesznej gry staje się okazją do zadania elementarnych pytań*. (Właśnie ta warstwa problemowa powoduje, że krytyka zachodnia wybaczyła Bayley'owi "pisanie do kotleta" i "Oko..." generalnie chwali nazywając je jedną z najlepszych "powieści zależnych" i być może najlepszą książką ze świata Warhammera 40.000.)

Osobną natomiast sprawą jest polski przekład "Oka...". Firma Copernicus Corporation wydała je bowiem w sposób sprawiajacy wrażenie, że użyto na niej komputerowego auto-tłumacza (już nieszczęsne pierwsze przekłady "Pana Światła" i "Kontaktu" są strawniejsze), wychodząc z założenia, że gracze i tak to kupią. W efekcie uzyskaliśmy drętwą, grafomańską książczynę, w której drewnianość frazy walczy o lepsze z kumulacją błędow stylistycznych i interpunkcyjnych. Do polskiego "przekladu" proszę się nie dotykać, bo nie uwierzycie mi na słowo, że powieść ta może być cokolwiek warta. Tego się po prostu nie da czytać.

Natomiast oryginał owszem, przeczytać można.


* nawiasem mówiąc są tam i tacy, którzy Chaos chcą powiększać, bo w wyzwolonej od wszlekich stałych reguł (w tym fizycznych praw) rzeczywistości widzą drogę do wyzwolenia dla ludzkości (a dla siebie drogę do potęgi i swoistej nieśmiertelności); co ciekawe sam uwielbiany Imperator podąża podobną ścieżką chcąc stać się dla ludzkości jedynym bóstwem i gwarantem ładu (ale, co wolno wojewodzie...) - relatywizm raz jeszcze
« Ostatnia zmiana: Lipca 01, 2010, 08:33:25 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13635
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1062 dnia: Lipca 02, 2010, 09:52:11 am »
Słuchajcie, czytam tego Hermaszewskiego na prawdę warto ze względu na klimat i opisy techniki oraz ćwiczeń i treningów jest tam wiele z tego, od czego dostawałem wypieków na twarzy jako nastolatek - morderczych treningów, wirówek, loopingów, kół reńskich, krwi z nosa, siniaków na całym ciele, wybroczyn w oczach itd.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1063 dnia: Lipca 02, 2010, 10:31:15 am »
Dzieki Ola, wiem dokladnie o co Ci chodzi, niefortunnie nieco podsumowalem moje postrzeganie utworu, ktore az tak drastyczne w ocenie nie jest, niemniej problemy i przemyslenia bohatera wydaja mi sie nieco trywialne. Hemingway, Proust czy Mann potrafia lepiej, jakos glebiej i w innym kontekscie (o moje pisarstwo nie pytaj, brakuje mi bardzo zmyslu narracyjnego :) ). Nic to, zostawmy biednego Hendersona, wroce do niego za 20 lat i dam znac  ;)
Mazka ksiazka brzmi jak fajne sado-maso, to moze zaczne jako nastepna :P

Aaaa, Katar przeczytalem ostatnio :-) Nie znalem wczesniej. Nie przepadam za kryminalami, ale w tym przypadku intryga wymyslona jest bardzo zrecznie i jest niezwykle pomyslowa, ale najbardziej podobalo mi sie podsumowanie, cudnie lemowo-czysto probabilistyczne.

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6997
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1064 dnia: Lipca 02, 2010, 06:50:32 pm »
Hemingway, Proust czy Mann potrafia lepiej, jakos glebiej i w innym kontekscie (o moje pisarstwo nie pytaj, brakuje mi bardzo zmyslu narracyjnego :)
Jasne, dlatego wspomnialam o Faulknerze;) Chociaz co do Manna....w zwiazku z rozmowa w Szpitalu... zajrzalam ponownie do Czarodziejskiej... i szczegolnie drugi tom wydal mi sie za tym razem jakis takis...niech bedzie: trywialny;)
 
A propos ksiazki mazka: to wiesz, mazka to ekscytowalo jak byl nastolatkiem;)) A powazniej to bardzo dobre recenzje ma ta ksiazka  Hermaszewskiego.Jedna z nich konczy sie nawet cytatem z samego Lema:
http://www.partnerstwodlaprzyszlosci.edu.pl/astronautyka/Lists/Recenzje/DispForm1.aspx?List=57bce689-3352-400d-aa38-5d27a48ce5bb&ID=33

a skoro tak sie kolo zamyka to trzeba wciagnac na liste;)