Kontynuuję myśl autora. Zakładając, że w świecie Corcorana był (prawdziwy) Bóg, nieśmiertelne dusze dobrych szły do nieba, a złych do piekła - Corcoran nie musiał być wierzący, ani niczego planować w tej mierze, a w szczególności robić na wzór. Po prostu jeśli zrealizował swój plan genialnie, to tak dokładnie zmałpował Boga, że mu wyszło to wszystko samo z siebie. Skoro dobrze udawać inteligentnego jest tożsame z byciem inteligentnym - to dlaczego dobrze udając Boga nie można stać się Bogiem? Jeśli dał tym istotom wolną wolę to może niechcący stworzył nieśmiertelne dusze. Ich fizyczny los, los skrzynek schodzi automatycznie na drugi plan. Ich materialny czas, czy to będzie rok, czy sto lat jest pyłkiem wobec wieczności. Czyż nie? Czy za rok, czy za sto lat trafią do nieba - lub do piekła.