Na ochłodę, masz opowieść przedwigilijną. Z grudnia, sprzed 31 lat.
Pomyślałem, że jako moderator, musisz tego wszystkiego słuchać. I zrobiło się Ciebie żal.
Jak pewnego esbeka niskiej rangi, w rzeczonym grudniu, roku pamiętnego...
Gdy wywalili z akademika, żeby zrobić miejsce, bardziej chwilowo niż studenci potrzebnym zomowcom, zgarnąłem wszystko w dwie potężne torbiszcze.
W tym magnetofon Grundig i jakieś 30 kaset wifonu z muzyką.
Oczywiście nie dali, dojechać. Kolejny nadgorliwy patrol, w końcu, zgarnął z dworca Gdynia Główna (fakt, po 22 było)
Papierki na wyjazd nie takie (fakt, nie takie).
Pewnie emisariusze extremy, ulotki wiozą (z koleżanką byłem. Fakt, wieźlim. Ona wiozła).
To się nie pojedzie dalej (fakt, nie pojechalim).
Zgarnęli torby z przechowalni. Po wstępnym przesłuchaniu, czekając na sukę, zobaczyłem w uchylonych drzwiach komisariatu kolejowego, jak podmiot liryczny tej historii, siedzi z dziwnym wzrokiem nad stertą moich kaset i obmacuje mojego Grundiga.
Po spędzeniu uroczej nocy w pierdlu, potem na speckolegium i otrzymaniu stosownej finansowej kary (nie znalazły fujary tego, co szukały), jakąś dobę później, wróciłem na rzeczony dworzec G.G., na ten sam pociąg (słynną "strzałę północy" 23.30 wtedy). Ruszyłem po swe torbiszcza.
Coś marudzili z zebraniem i oddaniem moich dóbr. W ciągle uchylonych drzwiach komisariatu, podejrzałem (jak to podejrzany) spocony podmiot liryczny tej historii.
W oczach miał obłęd, włos zmierzwiony, czapkę przekrzywioną. Dosłuchiwał (a, sorry - przesłuchiwał - ot, inny ciężar słowa) kolejną kasetę, szukając ciągle a zawzięcie, ukrytej instrukcji od extremy z centrali, dla ściany wschodniej.
Wtedy właśnie pomyślałem - biedak.
Wiedząc co na kasetach... Coheny, Grechuty Floydy, Jethrotulle Genesisy, Yesy. Najbardziej ekstremalne były nagrania Kaczmarskiegi i epokowe przemówienie W.J.
Niezwyczajna głowa, nie mogła po takim przesłuchaniu zostać normalną. Nie w takiej ilości, nie w takim czasie!
Skomasowanie zła musiało przekraczać wszelkie esbeckie normy pracy i BHP.
Łypnął na mnie, czekającego, nienawistnym wzrokiem.
Oddał z obrzydzeniem.
Żal minął, gdy dojechałem do celu. Grundig okazał się niedziałającym. Pan w naprawie, naprawił.
Skomentował tylko - coś pan...głowicę szmalcem smarował!?
I to tak, że na elektronikę poleciało?
Wtedy zrozumiałem - podmiot liryczny tej historii, tak właśnie się zemścił.
Doszedł kolejny żal do przedstawicieli aktualnie panującej władzy.
Pierwszy żal za scyzoryk z 12 ostrzami - zniknął z torby, po prostu.
Ale to rozumiałem - ot, biała broń zakazana w noszeniu wiadomym dekretem.
Bo ja, wyrozumiały jestem...
Już nieco chłodniej?
Jak nie podziałało, może to:
Bel Canto ~ Le Temps Degage [HQ]