(Dawkins)
Ateista [...] to ktoś, kto wierzy, że nie ma nic ponad światem o charakterze czysto fizycznym[...]
Ostatni cytat specjalnie dla Maźka.
Pierwsze zdanie tego cytatu specjalnie dla Ciebie ;-). Czyli w zasadzie jak to jest: wierzący wierzy (zakłada), że Bóg (czy coś koło tego) jest i to jest wiara, a ateista zakłada (wierzy), ze Boga nie ma, i to jest racjonalizm :-). Znamienne, że sam Dawkins inaczej nie potrafił tego sformułować...
Podsumowanie:
.........
maziek - teista/deista
.........
Czyli w zasadzie jak to jest II: zostałem "zakwalifikowany", a w całej dyskusji nie ujawniłem ani razu (jak mi się wydaje, nie mam siły tego jeszcze raz czytać) jakie są moje poglądy w kwestii wiary, poczyniłem jedynie "techniczną" uwagę, że moim zdaniem Bóg nie jest definiowalny, nie można wskazać żadnego Jego atrybutu, który jednoznacznie pozwala nam odróżnić Boga od czegokolwiek innego. W związku z czym racjonalna dyskusja mija się z celem. Nawet to, że takiego atrybutu (cały czas IMVHO) nie można wskazać, to dla racjonalisty może być sygnał, że cała sprawa jest pozbawiona sensu, a dla wierzącego dowód na "boskość" Boga - czyli dalej drepczemy w miejscu.
Na tym tle (wybacz Term) sadzę, że (jak mawiał Mr. od fallaców) Dawkins stworzył sobie strawmana (definicję Boga) i ze szczętem racjonalnie go zniszczył... Co z tego, skoro ta definicja jest niepełna czy naiwna, o ile rację mam w powyższej kwestii (że jest On niedefiniowalny - a tego nie potrafiłeś Ty ani nikt inny obalić)?
Tutaj na marginesie chciałem wyjaśnić, bo to być może mylące, że słowo Bóg oraz zaimki osobowe Jego tyczące staram się pisać dużą literą nie z powodu żarliwej wiary a wyłącznie dlatego, iż sądzę że jeśli Bóg jest, to jest jeden (albo w każdym razie jeśli jest kilku to któryś jest bosem) i tak ja Wszechswiatowi, Ziemi itp. ciałom należy Mu się to.
Nie widzę także żadnego powodu, bym miał bez wściekłości znosić mędzenie o tym, że święta religijne wnoszą coś do kultury.
Nie musisz znosić, nie jesteś studentem (kura znosi jajka, a student znosi wszystko ;-) ). Możesz zadać sobie pytanie, czy biorąc pod uwagę historię Polski mówiłbyś po polsku, gdyby nie polski kościół katolicki. Być może najbardziej racjonalna i naukowa odpowiedź brzmiałaby "nie". Wówczas, zależnie od tego czy uważasz że to dobrze, czy źle, że mówisz po polsku, mógłbyś uznać, że w tym konkretnym przypadku religia i religijność coś pozytywnego bądź negatywnego wniosła do Twego życia. Rozciągając to na rzeszę imiennych i bezimiennych twórców i wyrobników kultury, którzy wyrabiali ją po polsku własnie a nie po niemiecku czy rusku i polskie akcenty kładli - mozesz sobie odpowiedzieć, czy religia coś wniosła.
Znów wyjaśnienie - poruszam taki akurat przykład nie z powodu gorejącego we mnie patriotyzmu, a tylko z powodu mojej mozliwie jak najbardziej obiektywnej obserwacji, że trudno kościołowi odmówić stwórczej roli w utrzymaniu spoistości Państwa Polskiego i polskości jako takiej - nie wnikając, czy to dobrze, czy źle, że Kościół tę robotę wykonał i stało się jak jest.
Wreszcie przyznam, że czuję się wypalonym starcem, kiedy widzę uczucia drgające w linijkach tekstu pisanego przez Ciebie i kilku innych osób, bo mój stosunek jest do sprawy dużo bardziej oziębły (powinienem napisać racjonalny, ale to słowo w innym kontekście było tu używane). Religia jest dobra lub zła, gdy jest prywatną sprawą, kłopoty zaczynają się, kiedy chwytają się jej instytucje. Trzeba umieć to oddzielić. Co innego religia, a co innego religijność, tak jak co innego szacunek a respekt. Czym innym jest rodzina a czym innym dom spokojnej starości.
Całej reszty nie musze pisać, bo zrobił to dzi.
edit:... i jak czytam teraz Hoko.