Moda ostatnich lat jest taka, żeby książki liczyły NIE MNIEJ niż 500 stron. To jednak sprawia – miedzy innymi – że nie zawsze ma się czas i ochotę na staranne czytanie od deski do deski. Zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzi impresjonizm, witraż i kalejdoskop.
Tak też stało się z nagrodzoną 544-stronicową „Burzą” Macieja Parowskiego, która, czytana wyrywkowo, stoi u mnie na półce od paru lat, ale dopiero wczoraj dostrzegłem, że jest tam spory kawałek o Stanisławie Lemie, umieszczonym w bardzo rozmaitym towarzystwie (Orwell, Boy, Wajda, Camus, Nałkowska, Capek etc.). Gdyby więc ktoś był zainteresowany twórczą fantazją sławnego Parówkarza, polecam od razu podrozdzialik „Torpedy, roboty, jaszczury” obejmujący strony 185-193, w którym młody Mistrz przedstawiony zostaje przez generała Grota-Roweckiego jako „najlepszy licealista południowej Polski”.
Rekomenduję przy okazji dwie inne fascynujące 500+: „Na skraju Imperium” Mieczysława Jałowieckiego, „Czytelnik”, 776 stron (o tym, dlaczego musiało dojść do Rewolucji Październikowej), oraz „Polskę Ludową” Karola Modzelewskiego i Andrzeja Werblana, „Iskry”, 541 stron (o tym, dlaczego PRL musiał być taki, jaki był). Czysta historia!
R.