Polski > Prezentacje maturalne

[M]Prezentacja maturalna z twórczością Lema w roli głównej

(1/2) > >>

Malbert:
Człowiek i maszyna w twórczości Stanisława Lema. Omów sposoby funkcjonowania motywu.

Tak brzmi temat mojej tegorocznej prezentacji maturalnej. Sęk w tym, że nieco trudno jest mi się do niej zabrać i liczę na pomoc użytkowników w wybraniu niezbędnej lietratury. Na razie mam książki:

Powrót z gwiazd (kończę czytać)
Opowieści o pilocie Pirxie
Solaris
Bajki robotów

"Powrót z gwiazd" pasuje do tematu dość dobrze, jednak co z innymi książkami? Nie czytałem ich i do 8 kwietnia muszę złożyć bibliografię, a nie wiem nawet czy mam zaczynać je czytać, bo nie wiem czy będą korelowały z tematem. Gdzieś czytałem, że nadaje się do tego opowiadanie "Golem XIV", ale to jest chyba o superkomputerze, a musi przecież istnieć zależność człowiek-maszyna. Słyszałem także coś o "Masce", ale też piąte przez dziesiąte. Dodatkowo mam mały problem, bo nie wiem czy jeżeli biorę zbiór opowiadań, to muszę tezę udowadniać na podstawie każdego opowiadania czy też jednego z nich? Aczkolwiek to nie pytanie tutaj, chyba że ktoś potrafiłby odpowiedzieć ^^

Bardzo proszę o podanie tytułów książek, które pasowałyby do tematu. Literaturę przedmiotu skompletuję we własnym zakresie, miłe panie bibliotekarki powinny pomóc, chociaż wiem że to dość trudne zadanie.

Byłbym bardzo wdzięczny za szybkie odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Smok Eustachy:
U Lema często człowiek jest maszyną, a maszyna - człowiekiem.
Tak zacznij od Bajek Robotów i owego straszliwego bladawca, pędząnego przez kosmos demoniczną furią zniszczenia.
2. W Solaris nie ma ma maszyn.
3. Dzienniki Gwiazdowe i Tichy w rakiecie.
4. Powrót z Gwiazd? A co tam jest takiego szczególnego z maszynami?

Malbert:
Może nie specjalnie szczególnego, ale jest ukazany ogólny motyw tego, że roboty zastąpiły ludzi we wszystkich gałęziach przemysłu i wielu usług. Ludzi cały czas obsługują maszyny. Ponadto jest fajny fragment gdy Bregg pojechał na "złomowisko" i wszedł do magazynu z zepsutymi robotami, które nadal poruszały się, mówiły i chciały wydostać się z miejsca niechybnej kaźni :)

edit:
Za radę dotyczącą Solarisa, Bajek robotów i Dzienników Gwiazdowych bardzo dziękuję.

Q:

--- Cytat: Malbert w Marca 30, 2013, 03:37:28 pm ---Bardzo proszę o podanie tytułów książek, które pasowałyby do tematu.
--- Koniec cytatu ---

W "Pirxie" poszukaj "Rozprawy" najpierw, a potem resztę przeczytaj, co najmniej "Polowanie", "Ananke" i "Wypadek"; poszukaj też co np. mówi Ośla Łączka o komputerach, w "Teście".


--- Cytat: Smok Eustachy w Marca 30, 2013, 04:05:08 pm ---Tak zacznij od Bajek Robotów i owego straszliwego bladawca, pędząnego przez kosmos demoniczną furią zniszczenia.
--- Koniec cytatu ---

Konkretnie: "Biała pleśń" i "Dwa potwory".


--- Cytat: Smok Eustachy w Marca 30, 2013, 04:05:08 pm ---Solaris nie ma ma maszyn.
--- Koniec cytatu ---

A to zależy od definicji maszyny (i paru filozoficznych założeń). W końcu Harey jest zrobiona przez Ocean.

 
--- Cytat: Smok Eustachy w Marca 30, 2013, 04:05:08 pm ---Powrót z Gwiazd? A co tam jest takiego szczególnego z maszynami?
--- Koniec cytatu ---

A choćby ta scena, jakże wymowna...

"Odosobniony, wznosił się za pawilonem, w którym zniknął Marger, niski, niezwykle długi budynek, rodzaj blaszanego baraku; skierowałem się ku niemu w poszukiwaniu cienia, ale upał bił nieznośnie od metalowych ścian. Już miałem stamtąd odejść, kiedy doszedł mnie osobliwy dźwięk, płynący z wnętrza baraku, trudny do zidentyfikowania, niepodobny do odgłosu pracy maszyn; ze trzydzieści kroków dalej trafiłem na stalowe drzwi. Stał przed nimi robot. Na mój widok otworzył je i ustąpił na bok. Niezrozumiałe odgłosy nasiliły się. Zajrzałem do środka; nie było tam tak zupełnie ciemno, jak mi się wydało w pierwszej chwili. Od martwego żaru nagrzanych blach ledwo mogłem oddychać i cofnąłbym się natychmiast, gdyby nie poraziły mnie posłyszane głosy. Bo to były ludzkie głosy — zniekształcone, zlewające się w ochrypły chór, niewyraźne, bełkotliwe, jakby z mroku, gadał stos popsutych telefonów; zrobiłem dwa niepewne kroki, coś chrupnęło mi pod stopą i wyraźnie, od podłogi, odezwało się:
— Proszszę puana… proszszę puana… proszszę łasskawie…
Znieruchomiałem. Duszne powietrze miało smak żelaza. Szept płynął z dołu.
— …proszszę łasskawie obejrzeć… proszszę puana… Złączył się z nim drugi, recytujący miarowo, monotonny głos:
— Anomalio mimośrodowa… asymptoto kulista… biegunie w nieskończoności… praukładzie liniowy… układzie holonomiczny… przestrzeni nawpółmetryczna… przestrzeni sferyczna… przestrzeni najeżona… przestrzeni zanurzona…
— Proszszę puana… do ussług… proszszę łasskawie… proszszę puana…
Półmrok mrowił się cały od chrypiących szeptów; wyrywało się z nich głośniej:
— żywotwór planetarny, jego gnijące błoto, jest świtem egzystencji, fazą wstępną, i wyłoni się z krwawych ciastomózgowych miedź miłująca…
— brek — break — brabzel — be… bre… weryskop…
— klaso urojonych… klaso mocna…. klaso pusta… klaso klas…
— proszszę puana… proszszę puana łasskawie obejrzeć…
— ćśśśicho…
— ty…
— sso…
— syszysz mnie…
— sysze…
— możesz mnie dotknąć?…
— brek — break — brabzel…
— nie mam czym…
— szszkoda… zo… zobaczyłbyś, jaki jestem błyszczący i zimny…
— nniech mi od… dadzą zbroję, złoty miecz… z dziedzi… ctwa… wyżu… temu, nocą…
— oto ostatnie wysiłki kroczącego kraczącą inkarceracją mistrza ćwiartowania i prucia, bo wschodzi, bo wschodzi trzykroć bezludne królestwo…
— jestem nowy… jestem całkiem nowy… nigdy nie miałem zwarcia ze szkieletem… mogę dalej… proszą…
— proszszę puana…
Nie wiedziałem, gdzie patrzeć, zaczadziały od martwego gorąca i tych głosów. Płynęły zewsząd. Od ziemi po szczelinowe okienka pod stropem wznosiły się hałdy sczepionych i poplątanych kadłubów; resztki wsączającego się światła słabo pobłyskiwały w ich pogiętych blachach.
— mia…łem chwilowy de…fekt, ale już jestem do…bry, już widzę…
— co widzisz… ciemno…
— ja i tak widzę…
— proszę tylko wysłuchać — jestem bezcenny, kosztowny jestem — wyznaczam każdy ulot mocy, odnajduję każdy błądzący prąd, każde przeleżenie, proszę tylko wypróbować mnie… to… to drżenie jest chwilowe… nie ma nic wspólnego… proszę…
— proszszę puana… proszszę łasskawie…
— ciastogłowi kwaśną swą fermentacją wzięli za ducha, mięs prucie za historię, środki rozkład odraczające — za cywilizacją…
— proszą mnie… tylko mnie… to pomyłka…
— proszszę puana… proszszę łasskawie…
— ocalę wass
— kto to…
— co…
— kto ocalę?
— powtarzajcie za mną: ogień strawi mnie nie ze wszystkim, a woda nie całego obróci w rdzę, bramą będzie mi żywioł obojga, i wejdę…
— ćśśśicho!!
— kontemplacja katody —
— katodoplacja —
— ja tu przez omyłkę… myślę… przecież myślę…
— jam jest zwierciadło zdrady…
— proszszę puana… do usług… proszszę łasskawie obejrzrzeć…
— ucieczko ponadskończonych… ucieczko mgławic… ucieczko gwiazd…
— On tu jest!!! — krzyknęło; i zapadła nagła cisza, prawie równie przenikająca w swym nieopisanym napięciu, jak poprzedzający ją wielogłosy chór.
— Panie!!! — powiedziało coś; nie wiem, skąd wzięła mi się ta pewność, ale czułem, że słowa, skierowane są do mnie. Nie odezwałem się.
— …panie proszę… chwilę uwagi. Panie, ja — jestem inny. Jestem tu przez pomyłkę.
Zaszumiało.
— Cicho! ja jestem żywy! — przekrzykiwał hałas. — Tak, wtrącono mnie tu, ubrali mnie w blachy umyślnie, aby nie było znać, ale proszę tylko ucho przyłożyć, poczuje pan puls!
— Ja też! — przekrzykiwał go drugi głos. — Ja też! Proszę pana! Chorowałem, podczas choroby wydało mi się, że jestem maszyną, to było moje szaleństwo, ale teraz już jestem zdrów! Hallister, pan Hallister może zaświadczyć, proszę go spytać, proszę mnie stąd wziąć!
— proszszę puana… proszszę łaskawie..,
— brek… break…
— do usług…
Barak zaszumiał, zachrzęścił od rdzawych głosów, wypełnił się w jednej chwili pozbawionym tchu krzykiem, zacząłem się cofać, tyłem wypadłem na słońce, oślepiony, zmrużyłem oczy; stałem długą chwilę osłaniając je ręką, za mną rozległ się przeciągły zgrzyt, to robot zatrzasnął drzwi i ryglował je.
— Paniee… — donosiło się jeszcze w fali stłumionego pomruku spoza ścian. — Proszszę… do usług… omyłka…
Minąłem oszklony pawilon, nie wiedziałem, dokąd idę — chciałem tylko znaleźć się jak najdalej od tych głosów, nie słyszeć ich; drgnąłem, kiedy poczułem na ramieniu niespodziewane dotknięcie. To był Marger, jasnowłosy, przystojny, uśmiechnięty.
— Och, przepraszam, panie Bregg, po stokroć przepraszam, to tak długo trwało…
— Co będzie z nimi?… — przerwałem mu prawie niegrzecznie, wskazując ręką na samotnie stojący barak.
— Proszę? — zamrugał powiekami. — Z kim? Zrozumiał nagle i zdziwił się:
— A, pan tam był? Niepotrzebnie…
— Jak to niepotrzebnie?
— To złom.
— Jak to?
— Złom do przetopu, już po selekcji. Pójdziemy?… Musimy podpisać protokół.
— Zaraz. Kto przeprowadza tę… selekcję?…
— Kto? Roboty.
— Co?! one same??
— Oczywiście.
Umilkł pod moim wzrokiem
— Dlaczego się ich nie naprawia?
— Bo to nieopłacalne… — powiedział powoli, z wyrazem zdziwienia."

liv:
Ja bym jeszcze dorzucił pierwszy rozdział z Fiaska - Las birnam. Piękny taniec człowieka z maszyną zespolonych, na lodach śmetankowych.  A i dygresja szekspirowa, dla pogłaskania komisji do wyciągnięcia (punktów).  :)
Chyba możesz fragmenty utworów co? Byłoby bardziej treściwie.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej