Ślimak może nie miał, ale w sklepie mieli...rurki (maziek - jasne, że zwykłe rurry;) waflowe i wafle kakaowe...wystarczyło przepisać z opakowania...
Ale ja jeszcze na chwilę do tego:
Noo, abstrakcja jak w słynnym pytaniu:
Po czym odróżnić wróbelka?
Że też nikt w MENie dostając podręcznik do akceptacji nie zanucił pod nosem "Niby nic, a zawsze pewna praca, więc czy to z Marta się opłaca...?"
Tak serioserio to podejrzewam, że są to zadania (bo za dużo wpadek jak na jedną książkę - funkcjonująca od paru lat), w których dzieciaki mają wykazać się czujnością i podać dlaczego nie da się ich rozwiązać. Są to zadania oznaczone sową czy czymś - uznane za trudne.
Z tym, ze uważam to za przekombinowane. Wg zaleceń MEN w pierwszej klasie dzieci uczą się liczyć raptem do 20. Początek drugiej - miast uczyć matematyki, podsuwa się im na dzień brry pomysł, żeby nie rozwiązywać zadań, tylko węszyć podstęp i odpowiadać, że się nie da. I tak w kilku zadaniach (to nie wszystkie) uznanych za trudne.
Z dwojga złego wolę myśleć, że to swoiste testy na spostrzegawczość niż zadania do zwykłego rozwiązania...bo zostaje taki trop;)
http://lepszewiadomosci.tumblr.com/post/55806787463/ah-ta-dzisiejsza-mlodziez#.Ujt1o3-ft8FP.S.
St a o Lemoniadzie to nawet pSt...? Co się tam działo itd...na ogrodowej stronie tylko wzmianka, że panie górą;)