Materia ma pewne wlasciwosci i to my je "odkrywamy" (choc byly tam i bez naszych odkryc) i nazywamy, to prawda, ale to troche inaczej, niz z zielonym swiatlem, bo w przypadku swiatla kwestia jest umowna. Zielone swiatlo moze znaczyc wszystko, co chcemy, ale to, ze dwie masy sie przyciagaja jest immanentna cecha materii, ktora jest zupelnie od nas niezalezna. Przyciagalo sie miliard lat temu tak samo dobrze, gdy nas nie bylo.
Pytanie, mysle, jakie tutaj krazy to jak sie stalo, ze wszechswiat zaistnial ze wszystkimi tymi cechami, to znaczy, dlaczego materia sie przyciaga, a nie jest wobec siebie zupelnie obojetna, na przyklad. Slowem, czy wszystkie cechy materii sa w niej obecne obligatoryjnie, i nie ma fizycznej mozliwosci, by bylo inaczej, bo wtedy by jej nie bylo. Oczywiscie mozna stwierdzic, ze gdyby ktorys z parametrow byl inny, to by nie bylo takiego wszechswiata i nas, wiec nie byloby pytania i tak, jak teraz jest najwlasciwiej. Ale mimo wszystko zdumiewajacy jest fakt, ze sie stalo pomimo tego jak szalenie nieprawdopodobne jest powstanie tworu wszechswiatopodobnego, ktory dziala pomimo tak wielu zmiennych. I nie implikuje pogladu, ze skoro tak wszystko wydaje sie z naszego punktu widzenia tak ladnie poukladane, to musial byc jakis ukladajacy inzynier. Po prostu sie zastanawiam dlaczego tak i skad wlasnie tak?
Poza tym na pytanie skad sie wziela materia tez nie znam odpowiedzi. To znaczy pewnie z energii, ale znowu skad ona?