Jeszcze uzupełnię, bo zreflektowałem się, że Cetarianie łączysz dwie sprawy i najpierw mówisz, że państwo nie ma prawa zabraniać obywatelowi brać co chce (powiedzmy, że prawda)*, ale gładko i niepostrzeżenie wywodzisz z tego, że państwo powinno mu tego DOSTARCZAĆ. A to są dwie różne sprawy. Związane ale różne. W dodatku związane niesymetrycznie. Tzn. sama depenalizacja posiadania czy zażywania narkotyków nie rozwiązuje sprawy (poza marychą, którą można wyhodować w ogródku i może "kompotem")**. Żeby zaszło ograniczenie działalności dilerów trzeba jeszcze ten "towar" dostarczać ludziom. Przy czym, rzecz trzecia - nie mam wątpliwości, że za tanio a w ogóle darmo w ostatecznym rozrachunku. Tzn. za darmo dostarczać, ponosząc równocześnie olbrzymie koszty utrzymania nieproduktywnych, bo zniszczonych nałogiem ludzi. Mówię oczywista o kosztach finansowych a nie ludzkich(bo o nich nie rozmawiamy).
*ja uważam, że nie jest to bezdyskusyjna prawda.
** który o ile mi wiadomo, także pretendował (czas przeszły, bo wyszedł z mody) do miana narkotyku idealnego - prócz tego, że ponieważ zanieczyszczony, to i zabijał szybciej.
Tak to prawda, że łączę dwie sprawy i mówię najpierw, że państwo nie ma prawa zabraniać obywatelom brania tego, co chcą brać, i, jak rozumiem, z tym co do zasady się zgadzasz, (chociaż z gwiazdką), a następnie „
gładko i niepostrzeżenie” przechodzę do tego, że państwo powinno te substancje dostarczać.
Powinno dostarczać, bo powinno dbać o jakość tego, co jest zażywane, czyli kontrolować to, co się pojawia w punktach sprzedaży.
A najlepiej prowadzić te punkty.
To jest logiczna konsekwencja tego, że
państwo nie ma prawa zabraniać, ale powinno minimalizować szkody.Wśród wielu nurtów libertarianizmu jest i taki, którego przedstawiciele uważają, że optymalne państwo to tak zwane „państwo minimalne”, które ma tylko wojsko, policję i sądy, plus jakąś minimalną administrację do ściągania niskich podatków na te właśnie wojsko, policję i sądy.
A wszystko inne obywatele sobie zorganizują sami, ubezpieczenia społeczne, medyczne, służbę zdrowia, edukację na wszystkich poziomach, a nawet straż pożarną.
Moim zdaniem to jest bardzo niedobry model, ale piszę o nim dlatego, że teoretycznie, a nawet praktycznie takie państwo mogłoby działać i w takim państwie wszyscy mogliby handlować narkotykami dowolnej jakości po dowolnych cenach.
Moim zdaniem taki model byłby ekstremalnie niedobry i stąd uważam, że państwo powinno zadbać o to,
żeby towar był jakości farmaceutycznej i w znanych dawkach i że
państwo powinno mieć monopol na dystrybucję.
Bo wtedy przechwytywałoby cały zysk (o ile byłby generowany, a uważam, że byłby.)
Czyli nie byłoby żadnych przetargów, byłby państwowy monopol narkotykowy, PMN, który zajmowałby się kontraktacją, zleceniem oczyszczania i dawkowania (przykładowemu) Pfizerowi i prowadzeniem sieci punktów dystrybucji, czy też sklepów.
Sklepów, ale o specjalnym statusie - klienci tych sklepów byliby zarejestrowani w centralnym komputerze i mogliby kupować tylko tyle, ile potrzebują na własny użytek i płaciliby kartami debetowymi.
To, co powtarzasz, że trzeba będzie rozdawać za tanio, a w końcu za darmo (wszystkim czy prawie wszystkim), to jest kompletnie arbitralne założenie.
Jakiś rok albo dwa lata temu przeczytałem, prawdopodobnie w Guardianie (nie chce mi się tego teraz szukać), że gram kokainy w Kolumbii kosztuje dolara, a na ulicy w detalu na zachodzie Europy około 30-40 dolarów. Wcześniej linkowałem źródło, z którego wynikało, że gram we Francji kosztuje 77 euro, czyli znacznie więcej, ale może w międzyczasie podrożał w Kolumbii i tam kosztuje 2 dolary czy 2 euro.
Proponuję na razie przyjąć do modelowych obliczeń tę proporcję: dolar za gram kokainy w Kolumbii i 30 dolarów w detalu.
Jeśli ktoś wskaże, że ceny są znacząco inne, albo że proporcje są inne, to model będzie można przeliczyć. Jak pisałem wcześniej, oczyszczenie i konfekcjonowanie kosztowałoby może drugiego dolara za gram, po czym państwo mogłoby to sprzedawać też po 30 dolarów, tak jak dzisiaj (sprzedaje mafia).
Byłby to oczywiście przychód, a nie dochód. No, ale ile może kosztować prowadzenie sieci sklepów, czy punktów dystrybucji? (Bez żadnej akcji reklamowej przecież).
Myślę, że jeśli założymy, że z tych 30 dolarów 8 pójdzie na koszty funkcjonowania całej tej instytucji, to już będzie dużo, czyli
państwo będzie miało 20 dolarów na czysto za gram.
Zysku.Według raportu senatu francuskiego, o którym pisałem wcześniej, we Francji jest 600 000 uzależnionych od kokainy, którzy, jak rozumiem, ciągle za tą kokainę płacą. Mafii.
Gdyby w Polsce proporcjonalnie do liczby ludności było tyle samo uzależnionych, to byłoby to około 400 000 ludzi, którzy potrzebowaliby, powiedzmy, około grama dziennie.
To byłoby sto czterdzieści sześć ton rocznie.
Zaledwie kilka lotów samolotem transportowym.
400 000 razy 365 dni razy 20 dolarów dochodu równa się 2 920 000 000 dolarów.
Około dwunastu miliardów złotych rocznie.
Tyle państwo zarabiałoby rocznie netto na sprzedaży kokainy, przy założeniu, że odbiorcy by płacili.
We Francji nikt kokainy nie rozdaje, w związku z tym, jak rozumiem, ci uzależnieni płacą.
Twierdzenie, że mafia istniałaby w dalszym ciągu nie ma żadnego uzasadnienia. Skoro państwo oferowałoby czystą chemicznie substancję, w znanych dawkach, po cenach zbliżonych albo nawet nieco niższych, niż dotychczasowa cena detaliczna w obrocie nielegalnym, to
po co ktoś miałby wybierać substancje o nieznanej zawartości za tą samą cenę albo wyższą?Bez wątpienia jakaś część uzależnionych kiedyś stanie się niezdolna do pracy.
Jaka to będzie część i ile to potrwa, tego nie wiemy, ale to prawda, że będzie jakaś grupa uzależnionych, którym na zlecenie, powiedzmy, opieki społecznej będzie się wydawało narkotyki za darmo i specjalnych punktach, gdzie będą je przyjmowali na miejscu, żeby ich nie odsprzedawali.
Przy czym tych narkomanów będzie można kierować na leczenie, na które państwo zarobi sprzedając nie tylko tą kokainę, ale marihuanę, ekstazy, LSD i szereg innych substancji.
Ponadto przynajmniej część uzależnionych posiada jakiś majątek.
Nierzadko znaczny.
Oczywiście, nie będziemy karać rodzin za to, że mąż, żona, syn, córka, ojciec czy matka biorą kokainę, ale tam, gdzie majątek można podzielić (jak przy rozwodzie) sięgniemy po niego.
Zakładasz bez żadnego uzasadnienia, że nastąpi katastrofa w stylu Mad Maxa.
Wszyscy, czy prawie wszyscy się uzależnią (bardzo szybko) i państwo się zawali.
A jednocześnie
twierdzisz, że wszystko jest świetnie przebadane.
To może wskażesz link do opracowania, dotyczącego właśnie kokainy?(Na początek, i dlatego że z omówienia raportu senatu francuskiego, wynikało, że we Francji jest 600 000 uzależnionych od kokainy).
Badanie powinno obejmować dużą próbę.
Nie mniej niż dziesięć tysięcy osób.
Każda z nich wzięła kiedyś kokainę po raz pierwszy.
Powiedzmy, co najmniej dziesięć lat temu.
I co się działo dalej?
Czy wszyscy stracili pracę, przećpali posiadany majątek i wylądowali na ulicy?
Czy też są wśród nich takie osoby (i jaki stanowią procent), które potrafią długoterminowo kontrolować nałóg? (Biorą, powiedzmy, nie częściej niż raz na tydzień i w czasie weekendu).
Ilu przestało brać?
Po jakim czasie (i ile kokainy zużyli, zanim przestali brać)?
Czy byli tacy, którzy przestali brać bez wsparcia w postaci pobytu w ośrodku odwykowym?
Ilu trafiło do takich ośrodków?
Jaka jest skuteczność takich ośrodków? Jakie koszty?
*
Napisałem, że powinien zostać wprowadzony do szkół przedmiot “Wiedza o narkotykach” zakończony egzaminem, ale
NIE napisałem, że to rozwiąże wszystkie problemy.
Że kto zda egzamin, nigdy nie sięgnie po żaden “twardy narkotyk”.
Wolno jednak domniemywać, że niektórzy będą ostrożniejsi.
*
Nie jest do mnie jasne, czemu ma służyć przykład z młodzieżą pijącą na wycieczkach, policją, karetkami i niewyspanymi nauczycielkami.
Serio.
Moim zdaniem należy dążyć do tego, żeby obciążać kosztami tych, którzy te koszty generują.
W tej konkretnej sprawie można by przyjąć na przykład takie rozwiązanie, że rodzic podpisuje zobowiązanie, że jeśli jego dziecko będzie piło alkohol na wycieczce, a wynik na alkomacie przekroczy 0,0x, to zostanie wezwana policja i karetka (państwowa), ale rodzic po wycieczce zostanie obciążony zryczałtowaną kwotą ca półtora tysiąca złotych – tzn. zapłaci tyle, ile kosztuje wezwanie komercyjnej karetki.
*
@
olka„Psss...nawiasem - co do alkoholu, to raczej mamy tendencje do cofki z dystrybucji: prohibicja po północy w wielu miastach, pomysły by alkohol zniknął chociaż ze stacji benzynowych..stąd ta dostępność jednak chyba zwiększa użycie.
Wątpię byśmy doszli do modelu szwedzkiego - systembolaget - ale jednak coś w tym kierunku się dzieje.”Nie mam problemu z usunięciem alkoholu ze stacji benzynowych, natomiast już prohibicja po północy budzi moje wątpliwości, bo to jest karanie wszystkich ze względu na to, że niektórzy mogą złamać prawo.
Niedawno znacząco podwyższono wysokości mandatów i, z tego co czytałem, kierowcy jeżdżą spokojniej.
Ale przecież można pójść dalej, nie w systembolaget, ale w kierunku innego rozwiązania skandynawskiego, a mianowicie uzależnienia mandatów od wysokości przychodów, tak, że mandat za jazdę po pijanemu mógłby wynosić np. pięć albo dziesięć procent przychodów kierowcy z poprzedniego roku.
Można też rozważyć karę pozbawienia wolności za prowadzenie po pijanemu, nawet jeśli nie doszło do wypadku, bo jazda po pijanemu to jest stworzenie zagrożenia katastrofą w ruchu drogowym.
To niekoniecznie muszą być zaraz lata więzienia, może być
tydzień, żeby sobie kierowca obejrzał więzienie od środka.