Polski > Hyde Park
Weir, "Marsjanin", itd.
Q:
Żuczek, żebyś się nie zastanawiała gdzie o Weirze można dyskutować, z ukłonami ;).
Żuczek:
Dziękuje bardzo. Ale o Marsjaninie to napisałam wszystko co uważałam za stosowne. Chce - skrótowo napisać o Artemis i troche więcej o Hail Mary. Dlatego, że jak pisałam lubie słuchać wywiadów z Weirem i troche wiem co sam o tych książkach mówi.
Jestem na 60 stronie Wizji- i chyba na razie koniec. Musiałam wyprowadzić kurdla na zabłocia (błocean czyli tzw. bagry) co zajeło mi 3 godz. Rano było tego 1.5 godz.
Napisze wiec troche o Artemis. Weir twierdzi że Watney ma cechy jakie sam chciałby mieć. Jazz z Artemis za to to opis jego młodzieńczych błędów. Może dlatego jest taka irytująca. Mnie zraziło do niej to, że dla pieniędzy zgodziła się na coś paskudnego. Co owszem, potem okazało się że w sumie było (a może nie?) dobre- ale to tylko intencje autora.
Ciekawe dla mnie były wszelkie szczegóły techniczne- walka z pożarami, spawanie w próżni, wytop aluminium.
Najgorszy błąd- i tu trzeba podkreślić chciejstwo autora- nie da się tak wyznaczyć poziomu chloroformu w powietrzu żeby wszyscy od razu grzecznie zasneli. W praktyce - część by zasneła, część przeniosła się na tamten świat, a część potrafiła by się uchronić- mieli w końcu skafandry, komory powietrzne, butle z tlenem itp.
Pamiętacie opis operacji w Szpitalu Przemienienia? Nie pamiętam czy to był eter czy chloroform, musiała bym sprawdzić- to się podaje, a raczej podawało w zależności od efektów. Z tymi środkami tak jest że jeden zaśnie po minimalnej dawce, a drugi wezmie pięć razy więcej i nic się nie dzieje. Poza tym każda narkoza to ryzyko, nawet teraz. A tu mówimy o ludziach w różnym wieku, stanie zdrowia, pod wpływem różnych substancji. I nie na czczo- prawdopodobnie część by się udławiła wymiocinami. Weir chciał jakoś zrehabilitować bohaterke, a że to dobry czlowiek... Dla mnie większe naciąganie niż zgodna współpraca całego świata w Hail Mary.
Może przekleje też tutaj ten kawałek o Marsjaninie?
Żuczek:
Wklejam kawałek o Marsjaninie
The Martian
Dwie najwieksze wpadki- atmosfera zbyt rzadka by wywróciła lądownik. Weir wiedział o tym, ale mówi że chciał by przyczyna byłą naturalna. Ja myśle, awaria sprzetu wymagająca szybkiej ewakuacji (no bo co może być innego?) raczej by nie pozwoliła na przeżycie człowieka na Marsie. Lub na np. powtórny lot po rozbitka. Teraz by pewnie wymyślil trzęsienie Marsa.
Druga- już po napisaniu ksiązki odkryto wode na Marsie. Weir to skwitował że Acidalia Planitia to pustynia i wody niet. Chyba że ktoś ją odkryje.
Co do portretu psychologicznego. Ja to podciągam pod laughing lament- znany w anglojęzycznym folklorze. Zwóćcie uwage- to nie jest narracja w pierwszej osobie ani z pozycji bohatera. To jest rodzaj dziennika. Watney nie chciał pisać o niektórych sprawach- bo się zgrywał (oni wszystcy tam tak robili) bo nie chciał martwić tych co to ewentualnie przeczytają/odsłuchają (rodzice) nie chciał wyjśc na mięczaka. Tylko krótkie fragmenty na końcu są z pozycji bohatera.
Dużo daje czytanie w orginale, tym bardziej że tłumacz chyba założył że czytelnicy nie zrozumieją niektórych rzeczy.
Oto pierwszy mail od załogi Hermesa.
Cytuj
Anyway, they finally let one email through from
Martinez:
Dear Watney: Sorry we left you behind, but we
don't like you. You're sort of a smart-ass. And
it's a lot roomier on Hermes without you. We have
to take turns doing your tasks, but it's only
botany (not real science) so it's easy. How's
Mars?-Martinez
My reply:
Dear Martinez: Mars is fine. When I get lonely
I think of that steamy night I spent with your
mom. How are things on Hermes? Cramped and
claustrophobic? Yesterday I went outside and
looked at the vast horizons. I tell ya, Martinez,
they go on forever!-Watney
Polski przekład.Nawet osobe zmienili.
Cytuj
Tak czy siak, w końcu puścili e-mail od komandor porucznik:
Watney, oczywiście jesteśmy szczęśliwi, że żyjesz. Jako osoba
odpowiedzialna za Twoją sytuację żałuję, że nie mogę dla Ciebie więcej
zrobić. Ale wygląda na to, że NASA ma dobry plan ratunkowy. Jestem
pewna, że dalej będziesz pokazywał swoją niesamowitą zaradność i
przetrwasz. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła Ci postawić piwo na
Ziemi.– Lewis
Moja odpowiedź:
Komandor porucznik, za moją sytuację odpowiada pech, nie Ty.
Podjęłaś słuszną decyzję i uratowałaś resztę załogi. Wiem, że to musiała
być trudna decyzja. Ale wszystkie analizy tego dnia pokazują, że była
słuszna. Doprowadź wszystkich do domu, a będę szczęśliwy.
Z chęcią zabiorę Cię na to piwo.
Poza tym - np. przebicie mięsni i powięzi brzucha musiało być cholernie bolesne. Ani słowa o tym- a facet sporo dzwigał. Raz że zgrywał twardziela dwa- chyba był wtedy notorycznie naćpany. Miał tam sporo lekow, przypuszczam też że podobnie jak w wypadku ekspedycji polarnych miał coś by albo się zabić albo kogoś dobić- np. morfine. Tj. już są środki wielokrotnie od morfiny silniejsze. Są wzmianki o lekach- nie musiał mówić całej prawdy.
Książka była wykorzystywana przez nauczycieli - ale musiała powstać specjalna wersja bez brzydkich słów. Dlatego pewnie Grace jest nauczycielem i wyraża się przyzwoicie.
Są też zastrzeżenia co do filmu- ale to już nie wina Weira. Zresztą on poprawił co większe błedy reżysera- np. przelewanie hydrazyny na zewnątrz.
Q:
--- Cytat: Żuczek w Lutego 27, 2024, 05:47:27 pm ---Dziękuje bardzo.
--- Koniec cytatu ---
Nie ma za co :).
--- Cytat: Żuczek w Lutego 27, 2024, 05:47:27 pm ---Ale o Marsjaninie to napisałam wszystko co uważałam za stosowne.
--- Koniec cytatu ---
Dałem go w tytule, bo najbardziej znany ;).
--- Cytat: Żuczek w Lutego 27, 2024, 05:47:27 pm ---Weir twierdzi że Watney ma cechy jakie sam chciałby mieć.
--- Koniec cytatu ---
Tylko czy nie jest to merysujstwo? (Owszem, dość częste w SF, odwieczne wręcz.)
Żuczek:
Bez przesady. Watney jest ponad przeciętną - ale przecież innych by nie wysyłali. W sumie- determinacja (chce przeżyć) i inteligencja. Chyba daleko do tego co przeżył Nansen zimując w Arktyce.
Marsjanin był używany przez nauczycieli jako pomoc naukowa- powstałą specjalna wersja bez brzydkich słów.
W filmie jest scena gdy Watney się dowiaduje że nie poinformowano załogi Hermesa że przeżył- podobno tam lecą wiązanki. Tyle że jest to wyciszone, choć osoby umiejące czytać z ruchu warg mają ubaw.
Dlatego chyba Ryland Grace jest nauczycielem- i widze (słuszny) wielki podziw do tej profesji. Brzydkich słów nie używa.
Do Hail Mary nie moge podchodzić obiektywnie- pierwsza książka która tak mnie wciągneła że musiałam przeczytać od razu całośc. Po Lemie oczywiście.
Jest to moje osobiste podejście ale ksiązki fabularne mają dwa schematy. Pierwszy - wynależc Onych. I potem główny bohater walczy z Onymi, jest przez nich gnębiony itp. Całą reszta to ozdoba- czy się to dzieje w kosmosie czy jakimś sredniowieczu. W sumie- zabili go i uciekł. A po tonie można wywnioskować czy dobro wygra ( częściej) czy nie.
Przykłady - Tolkien. Są Oni i są ci dobrzy. Plus znane klocki - czarodzieje, księżniczki i wojownicy. Nuda.
Drugi schemat - jest Tajemnica. I dlatego te ksiązki czytam.
Dlatego Wizja Lokalna- co się na tej Encji wyprawia?
Dlatego Hail Mary - przecież nie mogłam skończyć czytać zanim się nie dowiedziałam co to za czerwona linia. Co to za dziwny statek? Łapa za szybką?
Dlatego Tajemnicza Wyspa- z biblioteczki mojej Mamy. A Lemem zaraziłam Ojca. Przekroje z rysunkami Mroza.
W moim czasie nie było dostępu do wielu książek. Jestem sławetny rocznik - Gagarin, Pamiętnik Znaleziony w Wannie, Powrót z Gwiazd, Solaris. Więc wybaczcie pewną zgryżliwość.
Czytając Hail Mary miałąm niezły ubaw- ponieważ nie jestem ścisłowcem" to musiałąm doczytać wiele. Wzór na wahadło, winda kosmiczna i tak dalej. To bylo dla mnie ważniejsze niż rozterki psychiczne.
Ktoś niesłusznie napisał że skromny nauczyciel zagania w kozi róg naukowców. Ależ Grace był naukowcem. Tylko ze względu na słabą psychike zrezygnował. Jest takim dokładnym antybohaterem. Ale ma cechy chyba najbardziej ludzkie- przede wszystkim ciekawość. Rocky też- jak się bawi taśmą mierniczą Grace stwierdza że to też na pewno naukowiec. No i jest przyzwoity.
Jakby na taki statek wsadzono jakiegoś komandosa (oglądałam film gdzie dzielny komandos walczy w kosmosie najpierw z piratami, potem z małpą- przy małpie wymiękłam) to by się z Rockym pozabijali. Grace widzać statek obcych stwierdza że może co najwyżej umrzeć (a i tak ma taką perspektywe) i nie ma nic do stracenia. A nie był całkiem bezbronny- sam wie że mógłby obrócić statek i rozwalić intruza odrzutem. Co prawda pewnie szybszy i wytrzymalszy Rocky ubiegł by ten manewr i oboje by skończyli marnie.
Owszem, książka razi naiwnością co do ludzkiej natury i do natury obcych. Jak to było z tym ciemnym lasem? Ale dla mnie dobre uproszczenie - nie bardzo chce się babrać w tym co mnie srednio interesuje.
Co do małpy- wysłanie tak dużego zwierzęcia w kosmos i utrzymanie go przy życiu musiało w cholere kosztować. I żadnych zabezpieczeń nie mieli? Są przepisy dotyczące postępowania ze zwierzętami, zwłaszcza dużymi. A mając takie fundusze to by można super zabezpieczenia mieć. Oglądanie dalej było stratą czasu.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej