Widzę, że rodzi się tu dychotomia:
niewinny - wierzący. Coś w tym jest, ciekawe. (choćby naznaczony grzechem pierworodnym w chrześcijaństwie nie jest tak całkiem niewinny. Tu ważna dygresja: zdaje się, że Watykan ogłosił niedawno, że dziecko nieochrzczone, jeśli umrze, może być zbawione. Do tej pory było tylko, że ochrzcić może szybko każdy)
Mam pytania: (bo łatwiej pytać niż dawać odpowiedzi)
1. co to znaczy niewinny (czy to dotyczy tylko dzieci?, czy da się utrzymać w takiej niewinności człowieka i jak on będzie wyglądał?)
2. czy w związku z tym jak ktoś zostaje buddystą (vide Eichelberger) to nie jest niewinny? Czy jest mniej "winny"/skażony(?) niż katolik? W jakich jednostkach mierzyć natężenie niewinności czy też jakie cechy, pojawiające się w rozwoju człowieka, zmniejszają jego "niewinność" i czy, w razie potrzeby, da się ją ponownie zwiększyć oraz w jaki sposób?
2a. Czy Twój smutek, Rachel, dotyczy tego, że zwykle w dziecko wtłacza się od najmłodszych lat jakąś wiarę, czy razczej b-ej ogólnie-kondycji ludzkiej?
No i dałem się wciągnąć, kurde, nie na temat...
By być dobrze zrozumianym: nie pytam szczególnie z jakichś pozycji, nie chcę nikogo skrytykować ani wyłącznie wkładać kij w mrowisko, ot tak sobie.
Po prostu, widzę, że mam słabo przemyślane te sprawy i ciekawość bierze górę...