Każdy może się mylić, i każdy o tym wie. Tylko że ze swojego punktu widzenia się nie myli, a bezsensem jest do każdego zdania dodawać "przynajmniej ja tak uważam".
Jeśli chodzi o sprawę wiary w byty niematerialne, to w dyskusji możemy przyjąć trzy "boki" "trójkąta" dociekań: subiektywna opinia, fakt, oraz doznania (poniekąd subiektywne). Opinie jakie są, takie są, i tutaj nic tłumaczyć nie trzeba. Podobnie z faktami, chociaż te można weryfikować (coś zainstniało, lub nie, ± uzupełnienie). Natomiast sfera doświadczeń jest nieweryfikowalna, jednak ludzie posiadający takie czy inne doświadczenia zbierają się właśnie w grupy, które na podstawie skonkretyzowanych dociekań filozoficznych (teologia) próbują zinterpretować doświadczenia (czasem w odwrotnej kolejności) i ew. szukać ich potwierdzenia w faktach. Natomiast brak dowodu nie jest dowodem braku.
W buddyzmie różnica polega na tym, że daje dużą swobodę, ale jednocześnie pozbywa się niejako "odpowiedzialności" za wierzenia wewnątrz buddyzmu. Nie ma prawie żadnej systematki - niby pojęcia są, ale w życiu nie spotkałem dwóch takich samych definicji w buddyzmie. Ja natomiast akurat w KK podziwiałem dorobek teologiczny, który jest dosyć ciekawy w tłumaczeniu świata - nie chodzi tutaj o kwestie wierzenia czy nie, sam sposób dociekań ma wieloletnią tradycję (od czasów Tomasza z Akwinu). I tutaj przykładem może być teoria transsubstancyjności, która tłumaczy zjawisko Przeistoczenia. Ale co dokładnie mam na myśli: nie jest dobrym pomysłem dyskredytować z miejsca opinie takie jak KK czy buddystów, bo i one wychodzą z tradycji myślicielskich. To przecież religie w wielu miejscach "ucywilizowały" filozofię ludzkości, jak mówienie, że zabijanie czy zniewolenie jest złe, a przecież gdyby nie to, to nasza cywilizacja mogłaby nie dojść do obecnego stadium rozwoju (zupełnie odmiennym temat jest to, jak religia była wprowadzana w życie - zresztą to niewątpliwie LUDZKI system pojmowania Boga/sił nadprzyrodzonych/wstaw co tutaj jeszcze potrzebne. Trudno jednak nie zgodzić się z faktem, że wcześniej nie było nawet pomysłu o równości ludzi - tj. przed powstaniem takiej idei w danej religii w danym regionie.)
Dlatego też bym nie odrzucał tego typu systemów filozoficznych w tak pochopny sposób.
Jeśli chodzi natomiast o kosmitów - to fakt, wg KK powinni mieć dusze. Jednak przez takich "kosmitów" rozumiemy tutaj raczej istoty wywodzące się bezpośrednio z energii nierozumnej (ewolucja), tak jak człowiek. Natomiast roboty będą (są) istotami stworzonymi przez inne istoty rozumne. Jeśli natomiast uważamy wykorzystywanie robotów za coś złego, to nie róbmy ich wcale jako tworów "nieprawdopodobnych" (mających małe szanse "naturalnego" zaistnienia - jeżeli przyjąć, że ewolucja nie posłużyła się nami jako narzędziem do wykształcenia wyższych form życia, jakimi są roboty). W przeciwnym przypadku należy taką możliwość eksploatować i projektować tak, żeby nam była użyteczna. Nie rozumiem natomiast czemu robot, który się nie męczy i został zaprojektowany tak, aby czerpać przyjemność/satysfakcję z wypełniania poleceń ludzi miałby być uznany za zniewolonego?
Tutaj przychodzi mi na myśl analogia z Waszego nie-ulubionego katolickiego systemu filozoficznego. Jedna z teorii mówi, że życie w niebie będzie odczuwaniem przyjemności z:
a) obecności Boga (to jest niemal dogmatyczne, o ile nie całkowicie)
b) przyjemności, jakich doznaliśmy za życia (zapewne wynika to ze słów: "(...) ciała zmartwychwstanie (...)"
I to drugie, przy założeniach, że:
a) Bóg i niebo istnieją
b) Bóg jest sprawiedliwy
c) "zasłużyliśmy" sobie na pobyt w niebie (to słowo to akurat stereotyp, takiego wymogu tak naprawdę nie ma, wygląda to nieco inaczej, ale nie będę przynudzał)
daje taki oto rezultat: każdy, chociaż życie miał inne i doznał innych przyjemności, odczuwa pełnię przyjemności już poznanych. Tak osoba, która lubiła bawić się klockami Lego i zmarła młodo, chociaż doznała powiedzmy "mniejszych" przyjemności od kogoś szczęśliwie ożenionego, kto spróbował tysiąca smaków lodów - to jednak obaj (czy też oboje) będą odczuwali pełnię szczęścia, jaką tylko są w stanie pojąć.
Tym przykładem nie chcę wchodzić na dyskusję o religii, bo to z punktu tematu mało istotne, jednak co jest ważne - da się to przełożyć na roboty i ludzi. Po prostu, skoro będziemy mieli prawdopodobnie nad tym władzę, dajmy robotom realizować się w pełni w tym, czego od nich oczekujemy. To od nas zależy, jak pojemną będą miały "percepcję". Natomiast z człowiekiem jest inaczej - nam po tysiącach lat ewolucji są dane takie a nie inne potrzeby, możliwości i ograniczenia (tak, wiem, inżynieria genetyczna - ale na razie nam średnio wychodzi cokolwiek, więc do zmiany ludzi w zombie wedle potrzeby jeszcze trochę. No i ja bym się w to nie mieszał póki co - ewolucja nam ciągle pokazuje, że wie lepiej).
Pozdrawiam,
WhizzKid