Odnośnie wspomnień Lema, w których opisywał sytuację, gdy jeden z uczniów ukraińskich odezwał się do niego w swoim narodowym języku; zapytałam mojego dziadka jak on pamięta relacje między uczniami w tamtym okresie. Dziadek mój urodził się w roku 1930, więc 9 lat później niż Lem, po wybuchu wojny przeniósł się z rodzicami do miasteczka (w tamtym czasie liczącego ok 10 tys. mieszkańców) położonego około 70 km na wschód od Lwowa.
Dziadek wspomina relacje w szkole nieco inaczej niż Lem. Dzieci polskie i ukraińskie były dwujęzyczne i swobodnie przeskakiwały z jednego języka na drugi. To, w jakim języku toczyła się rozmowa między dziećmi zależało od tego w jakim języku się zaczęła. Część zajęć w szkole była po ukraińsku.
Może różnice wynikają z lokalizacji, wielkości miasta, zwyczajów w danej szkole.. nie wiem.
Odnośnie sytuacji Żydów, dziadek mój nie miał za wiele do powiedzenia. Wspomina, że dzieci żydowskie były w szkole traktowane raczej pogardliwie, zarówno przez polskich jak i ukraińskich rówieśników.
Wiedział co prawda, że w mieście było getto, ale „tam się nie chodziło” wszystko było pilnowane i raczej informacje stamtąd nie docierały, przynajmniej do uszu kilkunastoletniego polskiego chłopca.
Paradoksalnie, mój dziadek wspomina obecność Niemców jako najspokojniejszy dla nich okres wojny. Jedną części domu dziadków, który znajdował się blisko koszar, zajęli Niemcy. Dzięki takim lokatorom dziadkowie nie obawiali się ataku ze strony Ukraińców. Jeśli w czasie wojny czuł zagrożenie życia, to właśnie ze strony ukraińskich sąsiadów.
Pani dr Gajewska wskazuje na obecność wątków Zagłady w prozie Lema, z kolei prof. Maria Orwid wspomina, że temat ten w ogóle nie pojawiał się w rozmowach z Lemem: „Nigdy też później nie zaobserwowałam u niego żadnej potrzeby odreagowania wojennych doświadczeń czy zwierzenia się komukolwiek. To nie był taki typ.”