Jednak skoro tak, to ty powinieneś wykazać, że państwo ma prawo dokonywać poboru, a nie ja, że państwo nie ma tego prawa.
A może
tertium datur, tj. zamiast zastanawiać się nad etycznością - teoretycznego, przynajmniej póki co - poboru, należałoby uznać, że obywatelstwo to nie tylko prawa, ale i obowiązki, i zaproponować uproszczenie procedury zrzekania się tegoż obywatelstwa - do stosownej deklaracji woli, bez konieczności zatwierdzenia jej przez prezydenta (z jednoczesnym doprecyzowaniem - i częściowym wzmocnieniem - prawnej pozycji bezpaństwowców w Polsce)
*? Wtedy pobór byłby poniekąd dobrowolny, acz rezygnacja z realizacji obowiązku obrony oznaczałaby też rezygnację z pewnych (z wyborczymi na czele) praw.
* Tu warto dodać, że RP należy do wyjątków. W wielu krajach (zwł. tzw. cywilizowanych) zarówno rezygnacja z obywatelstwa jest prostsza, jak i status bezpaństwowców sensowniej uregulowany.
Ja jednak zwracam uwagę, że gdyby pobór był etycznie uzasadniony, to by oznaczało, że wolność nie istnieje.
Ugryzłbym się w język, ale sam filozofów przywołałeś, czyli interesuje Cię ta płaszczyzna dyskursu, zatem spytam czy wolność w ogóle istnieje (nie, jako pożyteczna społeczna fikcja przydatna np. przy toczeniu dyskusji takich jak ta, ale jako empiryczne, fizyczne, zjawisko)?
Edit: Nie bez związku z przedmiotem dyskusji (znów od strony praktycznej):
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/goraco-w-podcascie-fronty-wojny-przepraszam-ze-sie-tak-unioslem-to-mnie-bardzo-bolalo/0ypvc8e,79cfc278