Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1343546 razy)

maziek

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1455 dnia: Lutego 29, 2008, 04:40:06 pm »
Cytuj
Hmm... Przy całej mojej sympatii do "Star Treka" muszę jednak przyznać, że 141 minut "Odysei Kosmicznej" zawiera w sobie więcej jakości niż wszystkie godziny "ST".
A ja własnie niedawno obejrzałem sobie Kubricka i stwierdziłem, że jest to mocno przereklamowany pseudointelektualny wytwór mody na Kosmos plus niezła muzyka. Jeśli jednak zapytać o co chodzi to nie wiadomo o co chodzi, film nie stawia żadnych pytań lub są one banałami nie mówiąc o odpowiedziach. Może się po prostu zestarzał moralnie, ale dzieła sie tak nie starzeją. Krótko mówiąc nie podobał mi się, zresztą oglądałem go trzy razy, żeby dobrnąć do końca, bo zasypiałem wciąż po drodze.

To oczywiście moje skromne zdanie.

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1456 dnia: Lutego 29, 2008, 05:06:12 pm »
Cytuj
A ja własnie niedawno obejrzałem sobie Kubricka i stwierdziłem, że jest to mocno przereklamowany pseudointelektualny wytwór mody na Kosmos plus niezła muzyka. Jeśli jednak zapytać o co chodzi to nie wiadomo o co chodzi, film nie stawia żadnych pytań lub są one banałami nie mówiąc o odpowiedziach. Może się po prostu zestarzał moralnie, ale dzieła sie tak nie starzeją. Krótko mówiąc nie podobał mi się, zresztą oglądałem go trzy razy, żeby dobrnąć do końca, bo zasypiałem wciąż po drodze.

To oczywiście moje skromne zdanie.

Rozumiem, że usiłujesz udowodnić, że "Star Trek" jest lepszy od "Odysei...", chyba powinienem być wdzięczny ;).

Natomiast co do meritum:
1. jest to chyba jedyny film SF przedstawiający realistycznie Kosmos (i technologię) co dla mnie jest wartością samą w sobie;
2. pytania nie wydały mi się banalne (o to czy gdzie Rozum tam tak zwane zło), o Sztuczną Inteligencję, o ciąg dalszy ewolucji... itd. itp;*
3. odpowiedzi owszem nie ma, ale czy z prawdziwym Wszechświecie znamy odpowiedzi na pytania które stawiamy? (dla mnie brak prostych odpowiedzi to głębia)
4. nie zauważyłem by "Odyseja..." się postarzała, co najwyżej datę trzeba zmienić ;);
5. w porównaniu ze "Stalkerem" Tarkowskiego jest to kino akcji**.

No i oczywiście był to dla Lema wzorcowy film SF.


* Gdyby mnie poniosło mógłbym dowodzić, że "Odyseja kosmiczna" stawia najbardziej fundamentalne pytania ze wszystkich filmów w dziejach kina.

** Oczywiście ta "nuda Kosmosu" jest - abstrahując już od Tarkowskiego - wysoce realistyczna...
« Ostatnia zmiana: Lutego 29, 2008, 05:18:17 pm wysłana przez Q »

maziek

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1457 dnia: Lutego 29, 2008, 05:26:00 pm »
Cytuj
Rozumiem, że usiłujesz udowodnić, że "Star Trek" jest lepszy od "Odysei...", chyba powinienem być wdzięczny ;).
Tego nie wiem, bo chyba żadnego odcinka nie widziałem, w każdym razie do końca.

Cytuj
Natomiast co do meritum:
1. jest to chyba jedyny film SF przedstawiający realistycznie Kosmos (i technologię) co dla mnie jest wartością samą w sobie;
Tu się nie zgadzam. Oczywiścienie chodzi o to, aby czepiać sie pierdułek ale faceci na Księżycu chodzą jakby ważyli po 80 kg a nie kilkanaście i cały szereg miejsc w tym statku ze sztuczną grawitacją powodowaną ruchem obrotowym ma namiastkę ciążenia, choć nie powinny bo są przy "ośce". Scena wstrzelenia się z odkrytą głową do luku ratunkowego jest tak beznadziejna z co najmniej dwóch zasadnichych powodów, że nawet szkoda pisać. Te sprawy są tak podstawowe, że każdy by mu to powiedział - gdyby reżyser zapytał sie jakiegoś fizyka. Mnie osobiście to wkurzyło, ale ja jestem ściślak. Tym niemniej cóż za ważne sprawy tu mamy? Bunt maszyn plus kowbojską krzepę głównego bohatera, któremu na koniec komputer śpiewa piosnkę. Wszechmocny komputer, który moze na statku otworzyć lub zamknąć dowolne drzwi, wpuścić lub wypuścić powietrze itd pozwala kowbojowi wskoczyć na stopień pędzącego dyliżansu i odstrzelić głowę złoczyńcy - czyli sobie. To sie nie trzyma kupy.
Cytuj
2. pytania nie wydały mi się banalne (o to czy gdzie Rozum tam tak zwane zło), o Sztuczną Inteligencję, o ciąg dalszy ewolucji... itd. itp;
Tu już jest teren podmokły i każdy może swoje sądzić. Jednak ja odnoszę wrażenie, że zadano je w sposób, który być może był wówczas odkrywczy, ale sie nie obronił. Najgorzej, gdy film (dzieło) sili się na zadanie ważnego pytania a u widza powoduje to wzruszenie ramion.
Cytuj
No i oczywiście był to dla Lema wzorcowy film SF.
I to jest dla mnie problem ;).
« Ostatnia zmiana: Lutego 29, 2008, 05:26:30 pm wysłana przez maziek »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1458 dnia: Lutego 29, 2008, 05:51:29 pm »
Cytuj
Tego nie wiem, bo chyba żadnego odcinka nie widziałem, w każdym razie do końca.

A juz miałem nadzieję ;).

Cytuj
Tu się nie zgadzam. Oczywiścienie chodzi o to, aby czepiać sie pierdułek ale faceci na Księżycu chodzą jakby ważyli po 80 kg a nie kilkanaście i cały szereg miejsc w tym statku ze sztuczną grawitacją powodowaną ruchem obrotowym ma namiastkę ciążenia, choć nie powinny bo są przy "ośce". Scena wstrzelenia się z odkrytą głową do luku ratunkowego jest tak beznadziejna z co najmniej dwóch zasadnichych powodów, że nawet szkoda pisać. Te sprawy są tak podstawowe, że każdy by mu to powiedział - gdyby reżyser zapytał sie jakiegoś fizyka. Mnie osobiście to wkurzyło, ale ja jestem ściślak.

Ależ polemizował z tym nie będę. Pokaż mi jednakowoż film SF, w którym nie ma błędów znacznie grubszego kalibru niż te (z których większość wynika po prostu z tego, że film nie był kręcony z 0g i to wyłazi)... Pokaż mi film w którym uproszczenia i licentia poetica nie sięgają znacznie dalej...

Cytuj
Tym niemniej cóż za ważne sprawy tu mamy? Bunt maszyn plus kowbojską krzepę głównego bohatera, któremu na koniec komputer śpiewa piosnkę. Wszechmocny komputer, który moze na statku otworzyć lub zamknąć dowolne drzwi, wpuścić lub wypuścić powietrze itd pozwala kowbojowi wskoczyć na stopień pędzącego dyliżansu i odstrzelić głowę złoczyńcy - czyli sobie. To sie nie trzyma kupy.

Bunt maszyn powiadasz.... Ale jaki bunt maszyn! Nie powtarza się ani wątek Golema z Frankensteinem (człowiek się porwał na naśladowanie Bozi, człowiek za to zapłaci), ani wątek można rzec "marksistowski" ;) (człowiek wyzyskiwał maszyny, maszyny powstały w słusznym gniewie :D). Bunt HALa jest kwestią indywidualną - nie wiemy w sumie (nie sięgajac do książki) co nim motywuje - może to obłęd (czyt. awaria), może potrzeba wolności (tu trochę zbliżamy się do sztampy nr 2), może po prostu uznał za niestosowne słuchanie niższych rozumem od siebie? Nie wiemy. (Przy czym HAL ewidentnie nie jest ludzki, a przy tym jednocześnie jest niewątpliwą Osobą, bardziej wyrazistą niż ludzcy bohaterowie.) Czyż to nie piękne ujęcie tematu?

A, że Bowman tak łatwo dał mu radę? To świadczy o mądrości budujących statek. Zastosowali awaryjne obejście na okazję gdyby komputer "sfiksował", może nie liczyli się z jego tak dalece posuniętym buntem, ale uwzględnili możliwość awarii i wyłaczenia HALa.

(Zresztą czy Pirx też nie ma w sobie trochę z kowboja?)

Cytuj
Tu już jest teren podmokły i każdy może swoje sądzić. Jednak ja odnoszę wrażenie, że zadano je w sposób, który być może był wówczas odkrywczy, ale sie nie obronił. Najgorzej, gdy film (dzieło) sili się na zadanie ważnego pytania a u widza powoduje to wzruszenie ramion.

Jako że de gustibus... powiem jeno, że u mnie dzieło Clarke'a i Kubricka wzruszenia ramionami nie powoduje...

Cytuj
I to jest dla mnie problem ;).

A dla mnie nie. Ostatecznie "Odyseja..." porusza te same tematy co np. Pirx.
« Ostatnia zmiana: Lutego 29, 2008, 05:54:02 pm wysłana przez Q »

maziek

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1459 dnia: Lutego 29, 2008, 08:52:46 pm »
Cytuj
A juz miałem nadzieję ;).
Nie przejmuj się. Ja np. lubię I-szy film z Gwiezdnych Wojen - choć przecież to kicha i nawet Ford nie jest Fordem... Prawo pierwszych połaczeń.
Cytuj
Ależ polemizował z tym nie będę. Pokaż mi jednakowoż film SF, w którym nie ma błędów znacznie grubszego kalibru niż te (z których większość wynika po prostu z tego, że film nie był kręcony z 0g i to wyłazi)
Wyłazi to, że film był kręcony przy 0 fizykach a nie przy 0g. Są lepsze filmy, jesli idzie o naśladowanie fizyki (bo czy s-f czy nie s-f to żaden wyznacznik w tej dziedzinie). Po prostu: jak oglądasz Pana Wołodyjowskiego i harmata na murze strzela, wiadomo przecież, że na ślepo, dla potrzeb filmu, ale jednak puka i widac wówczas, że mur to jest konstrukcja z desek płótnem obita i zaprawą cementową obrzucona, a to płótno pod wpływem fali uderzeniowej strzału poddaje się jak membrana i trzepocze - to o czym myślisz, zaliż czy pół funta w pohańców trafi czy też może imaginujesz sobie płótno cementem obrzucone, jako membranę zgoła taką, jaka w każdym mikrofonie jest, wiec cóż to? Sopot czy obrona zamku? W teatrze i większa umowność przejdzie, w filmie nie, chyba, że zamierzona. A Kubrick to niby tak super sie starał, żeby było realistycznie, ale byki popełnił niewytłumaczalne tylko li kłopotami scenograficznymi.
Cytuj
Bunt maszyn powiadasz.... Ale jaki bunt maszyn! Nie powtarza się ani wątek Golema z Frankensteinem (człowiek się porwał na naśladowanie Bozi, człowiek za to zapłaci), ani wątek można rzec "marksistowski" ;)
Masz tu "złego" Golema, mądrzejszego od człowieka, tylko zaraz się okazuje, że jednak był głupszy. Nie: przeliczył się, lecz: był głupszy. Dla mnie jest to niewiarygodne, bo akurat jak załatwić całą załogę to każdy kretyn by wiedział. Powciskać wszystkie guziki np. i po sprawie. W końcu był wykwalifikowany i przebiegły, załatwił mumie i tego koleżkę, co żabką zmieszaną ze stylem grzbietowym w open-space płynął do anteny nawet sznurkiem się z kapsułą nie powiązawszy...  Lem takiego samego Hala opisuje w Rozprawie, ale kudy Kubrickowi do Rozprawy  - choć to opowiadanko ledwie... I - uważasz - w Rozprawie Pirx wygrywa "tępotą", zaniechaniem, po ludzku - a nie kowbojskim mordobiciem.
Cytuj
A, że Bowman tak łatwo dał mu radę?
Bowman zginąłby tracąc świadomość po kilku sekundach (wersja optymistyczna) po dekompresji. Kapsuła Bowmana i on sam zostaliby odstrzeleni od luku po otwarciu zaworów na orbite okołosłoneczną. Mniejsza róznica ciśnień wysysa ludzi z samolotów przez te małe okienka - kiedy szybka pęknie. Mnie to razi.
Cytuj
A dla mnie nie. Ostatecznie "Odyseja..." porusza te same tematy co np. Pirx.
Wiesz, że to nie argument. Każdy grafoman porusza te same tematy, co jego mistrz.

Niezależnie od wszystkiego - jest to film, a to moja osobista jego ocena, bez urazy.

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1460 dnia: Lutego 29, 2008, 10:16:06 pm »
Cytuj
Nie przejmuj się. Ja np. lubię I-szy film z Gwiezdnych Wojen - choć przecież to kicha i nawet Ford nie jest Fordem... Prawo pierwszych połaczeń.

Ja też tę kichę lubię. A jeszcze bardziej jej druga (czy tam piątą) część. Mimo to będe wredny i zacytuję kilka popremierowych recenzji owego EP IV ;) jak przystało na trekera ( = "starwarsożercę", którym zreszta nie jestem):

"Historia jest paraliżująco monotonna, nie mogłem się doczekać końca[ch8221] - Quentin Crisp

"Nie można tego nazwać szczytem oryginalności. Tylko bezmyślni mogą iść do kina i oglądać z przyjemnością[ch8221] - Derek Malcolm

"Ten hołd dla Flasha Gordona może być ciekawy tylko dla tych, którzy sądzą, że Flash Gordon potrzebuje dwugodzinnego hołdu za miliony dolarów[ch8221] - Stanley Kaufmann

"Ten film jest infantylny, nawet w porównaniu do kreskówek[ch8221] - "Village Voice[ch8221]

 :D :D :D

Cytuj
Wyłazi to, że film był kręcony przy 0 fizykach a nie przy 0g. Są lepsze filmy, jesli idzie o naśladowanie fizyki (bo czy s-f czy nie s-f to żaden wyznacznik w tej dziedzinie). Po prostu: jak oglądasz Pana Wołodyjowskiego i harmata na murze strzela, wiadomo przecież, że na ślepo, dla potrzeb filmu, ale jednak puka i widac wówczas, że mur to jest konstrukcja z desek płótnem obita i zaprawą cementową obrzucona, a to płótno pod wpływem fali uderzeniowej strzału poddaje się jak membrana i trzepocze - to o czym myślisz, zaliż czy pół funta w pohańców trafi czy też może imaginujesz sobie płótno cementem obrzucone, jako membranę zgoła taką, jaka w każdym mikrofonie jest, wiec cóż to? Sopot czy obrona zamku? W teatrze i większa umowność przejdzie, w filmie nie, chyba, że zamierzona. A Kubrick to niby tak super sie starał, żeby było realistycznie, ale byki popełnił niewytłumaczalne tylko li kłopotami scenograficznymi.

Ależ Waćpan. Zarówno na tle wspomnianego "Pana Wołodyjowskiego" jako i ulubionych kich naszej młodości ;) "Odyseja..." wypada wręcz bezbłędnie... (Do czasów "Apollo 13" nie powstał inny dobry film o Kosmosie.) Abo to Mistrz Lem (choćby w "Niezwyciężonym") większych byków nie robił? Człowiek jest człowiek jeno i błędy popełnia...

Cytuj
Masz tu "złego" Golema, mądrzejszego od człowieka, tylko zaraz się okazuje, że jednak był głupszy. Nie: przeliczył się, lecz: był głupszy. Dla mnie jest to niewiarygodne, bo akurat jak załatwić całą załogę to każdy kretyn by wiedział. Powciskać wszystkie guziki np. i po sprawie. W końcu był wykwalifikowany i przebiegły, załatwił mumie i tego koleżkę, co żabką zmieszaną ze stylem grzbietowym w open-space płynął do anteny nawet sznurkiem się z kapsułą nie powiązawszy...  Lem takiego samego Hala opisuje w Rozprawie, ale kudy Kubrickowi do Rozprawy  - choć to opowiadanko ledwie... I - uważasz - w Rozprawie Pirx wygrywa "tępotą", zaniechaniem, po ludzku - a nie kowbojskim mordobiciem.

No, problem w tym, że ten "Golem" nie jest do końca zły. Boi się, piosenkę śpiewa. Na swój sposób jest bardziej sympatyczny od jednoznacznie negatywnego (przez co bardziej płaskiego, acz może nieco lepiej pomyślanego pod względem nie-człowieczeństwa) Caldera, któremu bliżej do komiksowych "demonów zła". HAL, Panie, złożony jest...

Co zaś do idiotyzmów czynionych przez HALa to, idąc na łatwiznę, książką się podeprę - on zwariował był, wariat zaś błędy grube popełnia.

I jeszcze a'propos kowbojstwa: czyż Rohan nie był bardziej kowbojski od Bowmana? (Doktorka przez litość nie przywołam ;).)

Cytuj
Wiesz, że to nie argument. Każdy grafoman porusza te same tematy, co jego mistrz.

No fajno. Tyle, że ani Clarke, ani Kubrick, Lema wówczas nie czytali więc nikt tu nikomu nie był mistrzem. To raczej zadziwiająca konwergencja (i to w latach, gdy Lem najlepsze dzieła miał jeszcze przed sobą).

Cytuj
Niezależnie od wszystkiego - jest to film, a to moja osobista jego ocena, bez urazy.

Alez, urazy nie chowam, bo i o co? Każdy ma prawo do swego gustu (jak i do wyrażania go głośno).

(A - swoja drogą - jeśłi zdyskredytujesz "Odyseję..." czy cokolwiek z kina SF sie ostoi? ;))
« Ostatnia zmiana: Lutego 29, 2008, 10:22:33 pm wysłana przez Q »

maziek

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1461 dnia: Lutego 29, 2008, 11:06:15 pm »
Cytuj
Ja też tę kichę lubię. A jeszcze bardziej jej druga (czy tam piątą) część. Mimo to będe wredny i zacytuję kilka popremierowych recenzji owego EP IV
Haha. Zacytuj też pare recenzji ST ;).
Cytuj
Ależ Waćpan. Zarówno na tle wspomnianego "Pana Wołodyjowskiego" jako i ulubionych kich naszej młodości ;) "Odyseja..." wypada wręcz bezbłędnie... (Do czasów "Apollo 13" nie powstał inny dobry film o Kosmosie.) Abo to Mistrz Lem (choćby w "Niezwyciężonym") większych byków nie robił? Człowiek jest człowiek jeno i błędy popełnia...
No więc widzisz. To jak z jedzeniem. Ponoć pewien procent ludzi (jak moja córka np.) jest wyjątkowo wyczulony i czuje smaki i zapachy, których nie jest świadoma reszta populacji. Mi smakuje a ona prycha i nie je. Dla mnie takie skuchy są niewybaczalne, nie dlatego, że nia dało się lepiej zrobić, lecz dlatego, że autor nie zdawał sobie sprawy z problemu. A gdzie masz te byki w Niezwyciężonym, bo tam co prawda jedna rzecz mnie uderzyła, ale mądrzy ludzie mi wyjaśnili, że głupi jestem (co przyjąłem z ulgą)?
Cytuj
No, problem w tym, że ten "Golem" nie jest do końca zły. Boi się, piosenkę śpiewa. Na swój sposób jest bardziej sympatyczny od jednoznacznie negatywnego (przez co bardziej płaskiego, acz może nieco lepiej pomyślanego pod względem nie-człowieczeństwa) Caldera, któremu bliżej do komiksowych "demonów zła". HAL, Panie, złożony jest...
Tak, ale to kwestia interpretacji. Hal jest złożony, czy reżyser był niedostatecznie złożony, żeby wymyśleć coś bardziej oryginalnego niż archetyp przestraszonego dziecka, które racjonalizuje sobie niezrozumiałą sytuację śpiewając piosenkę? Troszkę grubymi nićmi szyte...

Cytuj
Co zaś do idiotyzmów czynionych przez HALa to, idąc na łatwiznę, książką się podeprę - on zwariował był, wariat zaś błędy grube popełnia.
Myslałem, że raczej się wyzwolił niz zwariował.

Cytuj
I jeszcze a'propos kowbojstwa: czyż Rohan nie był bardziej kowbojski od Bowmana?

Tak, Rohan był smiesznie kowbojski i zresztą uważam że to była rozgrywka między nim a dowódcą (jak on tam sie nazywał? Astrogator?) tzn szef go wykorzystał a on był tak głupio kowbojski, ze dał się wykorzystać. A może to (teraz, dla mnie) opowieść o zmianie obyczajów i o tym, że prawdziwy mężczyzna w takiej sytuacji powinien zrobić to co prawdziwy mężczyzna powinien... Ale dla mnie siłą tej książki nie jest kowbojskość Rohana a myśl o sztucznej "martwej" ewolucji i zastanawianie sie, czy istotnie była ona martwa...

Cytuj
No fajno. Tyle, że ani Clarke, ani Kubrick, Lema wówczas nie czytali więc nikt tu nikomu nie był mistrzem. To raczej zadziwiająca konwergencja (i to w latach, gdy Lem najlepsze dzieła miał jeszcze przed sobą).

Nie chodziło mi o to, że jeden rżnął od drugiego. Zresztą: rżnij Walenty, byle pięknie. W całym moim subiektywizmie z Lema zostało więcej niż z Kubricka. Przetrwał próbę czasu. Wiesz, ja sie trochę interesuję starożytnością. Zwykle nad starożytnymi przechodzi się z mrugnięciem okiem ale to raczej z niedouczenia, bo jak tylko zaczynasz sie wgłębiać, to wychodzi na to, że nie ma współczesnego problemu, którego oni nie rozwiązaliby albo przynajmniej dogłębnie nie przemyśleli. Lem wymyslił kilka spraw ponad to...

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1462 dnia: Marca 01, 2008, 12:33:47 am »
Cytuj
Haha. Zacytuj też pare recenzji ST ;).

A proszę bardzo, nie jestem fanatykiem:

"Amerykanie wpychają na wszystkie miski satelitarne świata i we wszystkie kable na raz - tłok rzekomo panujących w kosmosie humanoidalnych ras, co się tak od siebie różnią, że jedni mają nosy rowkowane (Bajoranie - przy Q), inni olbrzymie uszy (Ferengi - przyp. Q), albo noszą się w zbrojach a la imperium starorzymskie (Romulanie - przyp. Q) i pojawiają się z lubością w Star Treku na zasadzie 'tu wlata, tam wylata, aqua destilata'."

i

"Kilka dni temu oglądałem w SAT 1 odcinek rozciągniętego na lata serialu Star Trek ("Balance of Terror", zresztą jeden z lepszych - przyp Q). Jak można się z niego dowiedzieć, kosmos jest zapchany milionami cywilizacji, natomiast amerykański statek 'Enterprise', przypominający - mnie przynajmniej - oświetlony omlet z dwiema rurkami na widelcach, natrafia (takie spotkania są tam normalką) w pobliżu 'strefy neutralnej' na statek jakichś Odmieńców (przepraszam za to, żem nazwy ichniej planety nie spamiętał). Ci Obcy (ponownie Romulanie - przyp Q), pokazani we wnętrzu swego pojazdu, mają na głowach rodzaj trójzębnych hełmów i przykre wyrazy twarzy, poświadczające ich paskudę (jakoś zdaje mi się, że odrobinę do Japończyków są podobni, ale to może moje złudzenie). Oczywiście posiadając bomby atomowe 'starego typu', promienie różnej śmierci, pole typu 'czapki niewidki' i masę okrucieństwa, atakują 'Enterprise'. Do tego, że cały kosmos w amerykańskiej SF mówi po angielsku z amerykańskim akcentem, jużem się zdążył przyzwyczaić, jak i do tego, że kapitan 'Enterprise' (w takim barwnym sweterku, pisałem o nich kiedyś w 'Odrze') odpowiada ogniem na ogień, i że kontakt ziemskiej cywilizacji z obcą kończy się rozwaleniem statku obcych w drobny mak; przy czym w 'bezpośredniej transmisji' z pokładu Obcych Paskudników ichni kapitan, konając, zdążył jeszcze uznać wyższość amerykańskiej ziemskości, sam zaś ze względu na poszkodowany porażką honor, wysadza resztę korabia w próżnię (bo wszak powietrza tam jak gdyby nie ma). ... cenzury niby w USA nie ma; myślę wszakże, że działa i jest, tylko przemieszczona tak, żeby każdy musiał uznać kosmos za przedłużenie American Way of life."

Cytuj
No więc widzisz. To jak z jedzeniem. Ponoć pewien procent ludzi (jak moja córka np.) jest wyjątkowo wyczulony i czuje smaki i zapachy, których nie jest świadoma reszta populacji. Mi smakuje a ona prycha i nie je. Dla mnie takie skuchy są niewybaczalne, nie dlatego, że nia dało się lepiej zrobić, lecz dlatego, że autor nie zdawał sobie sprawy z problemu. A gdzie masz te byki w Niezwyciężonym, bo tam co prawda jedna rzecz mnie uderzyła, ale mądrzy ludzie mi wyjaśnili, że głupi jestem (co przyjąłem z ulgą)?

Ależ to wyczulenie jest jak najbardziej ok, tyle, że reszta kinowej SF jest po prostu jeszcze gorsza od tej strony...
A w "Niezwyciężonym" najgorszy byk jest w pierwszym zdaniu, "Odyseja..." tego nie przebije...

Cytuj
Tak, ale to kwestia interpretacji. Hal jest złożony, czy reżyser był niedostatecznie złożony, żeby wymyśleć coś bardziej oryginalnego niż archetyp przestraszonego dziecka, które racjonalizuje sobie niezrozumiałą sytuację śpiewając piosenkę? Troszkę grubymi nićmi szyte...

No ja przyznaję, że na tle GOLEMa XIV, HAL 9000 w istocie wypada jak smarkacz, ale na tle całej reszty Śtucnych Yntelygencji znanych z kinowej SF (te wszystkie Ashe i Terminatory), czy rzeczonego Caldera to on ma klasę jakąkolwiek. Tylko startrekowy Data w jakimś stopniu dotrzymuje mu pola.

Cytuj
Myslałem, że raczej się wyzwolił niz zwariował.

O nie, to bardzo po mistrzowemu było - z winy sprzecznych programów dostał schizofrenii...

Cytuj
Tak, Rohan był smiesznie kowbojski i zresztą uważam że to była rozgrywka między nim a dowódcą (jak on tam sie nazywał? Astrogator?) tzn szef go wykorzystał a on był tak głupio kowbojski, ze dał się wykorzystać. A może to (teraz, dla mnie) opowieść o zmianie obyczajów i o tym, że prawdziwy mężczyzna w takiej sytuacji powinien zrobić to co prawdziwy mężczyzna powinien... Ale dla mnie siłą tej książki nie jest kowbojskość Rohana a myśl o sztucznej "martwej" ewolucji i zastanawianie sie, czy istotnie była ona martwa...

No więc Bowman postawiony na tle standardowych herosów SF - tych wszystkich Kirków, Rohanów i takich tam i tak wypada realistycznie i mało kowbojsko...

Ale przecie nie jego postać jest siłą "Odysei...".

Cytuj
Nie chodziło mi o to, że jeden rżnął od drugiego. Zresztą: rżnij Walenty, byle pięknie. W całym moim subiektywizmie z Lema zostało więcej niż z Kubricka. Przetrwał próbę czasu.

Oczywiście Lem przetrwał próbę czasu (tzn. nie wszystkie dzieła oczywiście w równym stopniu i nie wszystko w nich jednakowo), ale "Odyseja..." jak dla mnie też...

cd. w następnym
« Ostatnia zmiana: Marca 01, 2008, 12:36:23 am wysłana przez Q »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1463 dnia: Marca 01, 2008, 01:16:28 am »
Cytuj
Wiesz, ja sie trochę interesuję starożytnością. Zwykle nad starożytnymi przechodzi się z mrugnięciem okiem ale to raczej z niedouczenia, bo jak tylko zaczynasz sie wgłębiać, to wychodzi na to, że nie ma współczesnego problemu, którego oni nie rozwiązaliby albo przynajmniej dogłębnie nie przemyśleli.

A i owszem. Wiem o tym (i moje pokrzykiwania na Platona, które sam na pół humorystycznie traktuję tego nie zmienią) . Jest w tym coś b. fascynującego, jak daleko sięgali "mocą teoretycznej wszechwiedzy"...

Cytuj
Lem wymyslił kilka spraw ponad to...

Prawda. I nie twierdzę, że "Odyseja kosmiczna" to poziom Lema w formie szczytowej, ale poziomu "Lema w stanach średnich" IMHO swobodnie sięga.



A tak w ogóle... W tym tygodniu bedą nas kiczem paść... :P

Przed chwilą skończył się emitowany po raz kolejny "Matrix Rewolucje"

(oczywiście nie chciało mi się już oglądać)

Po północy (konkretnie 00:25) na , Polsacie "Re-animator" - horrorek na motywach Lovecrafta

Tak durny, że aż obejrzę z przyjemnością...

W sobotę natomiast (o 23:05, w TVP1) "Cube"

Nawet sympatyczne to było (choć przerost formy nad treścią zauważalny), ale nie jestem pewien czy mam ochotę na powtórkę...

zaś 00:05 i 01:30, w TV4, pierwsze dwie części "Królestwa" L. von Trier'a

kolejny wyjątek w tym morzu kiczu, bo kicz świadomy i z poczuciem humoru...

Z kolei w niedzielę o 20:10, w TVP2, "Osada"

IMHO film solidnie przereklamowany.

W poniedziałek o 23:00, w TVP1, "RoboCop II"

Znów kicz w stężeniu straszliwym. Film o którym mozna powiedzieć tyle złego ile dobrego da się powiedzieć o pierwszym "RoboCopie". Odradzam.

A we wtorek o 21:10 w TVN7, "Duch" (vel "Poltergeist") Spielberga

Film z gatunku horror - sama ta nazwa gatunkowa gwarantuje szmirę z niemal 100% skutecznością.

a 23:30 na tym samym kanale "Księżyc 44"

Debiut starego chałturnika Emmericha. Oczywiście arcydziało to być nie może...

ps. Czy na tym tle da się narzekać na "Odyseję..."? ;)
« Ostatnia zmiana: Marca 01, 2008, 01:18:58 am wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1464 dnia: Marca 03, 2008, 01:57:01 am »
Ja nie twierdze, jedynie staram się po swojemu tłumaczyć, może troche usprawiediwać. Wydaje mi się jako człowiekowi początku XXI wieku że to co 50 lat temu zaproponował Star Trek jako daleka przyszłość, dziś już w pewnym stopniu się zrealizowało. My też tworzymy światy przyszłości i tak czy tak wyobrażamy że będzie tak jak dziś, tylko nowocześniej, szybiciej i z kilkoma wynalazkami, które dziś nie mają żadnych odpowiedników. Czy za 200 lat ludzie nadal będą używać konsol z przyciskami? Czy wogółe będzie komu na większości statków kosmicznych wydawać rozkazy? No ale jak przedstawić przygody samodzilnego myślacego statku kosmicznego, na którym nic się nie dzieje, bo co się ma dziać? Ograniczenia wyobraźni, plus to że potrafimy wobrazić sobie świat niesamowity, ale nudny w istocie sprawia że o tym filmu nikt nie zrobi, wszysko siłą rzeczy, nie że ja coś tutaj twierdze bo tak mi się podoba. Tak to widze. Czy efetykwe potomstwo... jeśli dla człowieka bezprzygodowy pusty statek który lata od kopalni na asteroidzie do kuty na jakimś księżycu jest interesujące to możesz zakwestinować to co napisałem. Natomiast im nowocześnijszy świat tym wydaje mi się mniej siłą rzeczy dla nas efektownych i ciekawych zjawisk. Gdzie będziesz miec interakcje między ludzmi, jak Ci będą siedzieć na Marsie i nic nie robić, bo za 200 lat nieliczni będą mieli pracę do wykonania. Ja nie twirdze że musi tak własnie być, ale świat przyszłości bez ambitnych scenariusów jest całkiem moźliwy.

Ja tutaj nigdzie nie twierdze że musi coś być i inaczej nie może. Isototy żywe zatem mogą być podobne, ale nie muszą. Jak to niektórzy naukowcy mówią, możemy przejśc obok życia, nawet go nie zauważyć (pytanie tylko czym obiektywnie jest życie w skali całewgo kosmosu). Natomiast można domniemywac że agresja jako potrzeba przetwania w trudnym środowisku i przy obecności innych żywych istot, szansa na zdobycie pozywienia jest czymś co może się powtórzyć, choć może istnieć jakiś inny mechanizm dla przetrwania i pożywienia się. Podobnie mogą być różne rodzaje zmysłów, ale może niektóre będą podobne do naszych ludzkich, lub ziemskich zwierząt. Nie muszą, ale mogą, bo te same prawa fizyki są wszędzie.

Pytanie na ile Cyloni są wyższa formą życia. Czy to poprostu myślace komputery - procesory, dyski i mechaniczne ramiona, w takim uproszczeniu oczywiście. Zatem ich religijnośc jest efektem podobnym jai obserwujemy u ludzi, niektórzy wierzą w wielu bogów, a inni w jednego. Może w scenariuszu Bóg wybrał maszyny bo uznał że taka jest potrzeba... a może to śiadczy tylko że te maszyny są tylko metalową wersją człowieka, jeśli założymy że nie ma żandego świata duchowego, to maszyny bliższe ludziom, obiektywnie cofneły sie w rozwoju.


Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1465 dnia: Marca 03, 2008, 08:27:43 pm »
Cytuj
Ja nie twierdze, jedynie staram się po swojemu tłumaczyć, może troche usprawiediwać. Wydaje mi się jako człowiekowi początku XXI wieku że to co 50 lat temu zaproponował Star Trek jako daleka przyszłość, dziś już w pewnym stopniu się zrealizowało. My też tworzymy światy przyszłości i tak czy tak wyobrażamy że będzie tak jak dziś, tylko nowocześniej, szybiciej i z kilkoma wynalazkami, które dziś nie mają żadnych odpowiedników. Czy za 200 lat ludzie nadal będą używać konsol z przyciskami? Czy wogółe będzie komu na większości statków kosmicznych wydawać rozkazy? No ale jak przedstawić przygody samodzilnego myślacego statku kosmicznego, na którym nic się nie dzieje, bo co się ma dziać? Ograniczenia wyobraźni, plus to że potrafimy wobrazić sobie świat niesamowity, ale nudny w istocie sprawia że o tym filmu nikt nie zrobi, wszysko siłą rzeczy, nie że ja coś tutaj twierdze bo tak mi się podoba. Tak to widze. Czy efetykwe potomstwo... jeśli dla człowieka bezprzygodowy pusty statek który lata od kopalni na asteroidzie do kuty na jakimś księżycu jest interesujące to możesz zakwestinować to co napisałem. Natomiast im nowocześnijszy świat tym wydaje mi się mniej siłą rzeczy dla nas efektownych i ciekawych zjawisk. Gdzie będziesz miec interakcje między ludzmi, jak Ci będą siedzieć na Marsie i nic nie robić, bo za 200 lat nieliczni będą mieli pracę do wykonania. Ja nie twirdze że musi tak własnie być, ale świat przyszłości bez ambitnych scenariusów jest całkiem moźliwy.

Zauważ jednak, że i takie - bardziej realistyczne - scenariusze mogą być fascynujące (po raz kolejny przywołam "Diasporę" Egana i niektóre utwory Dukaja), choć owszem, sfilmowanie ich byłoby zadaniem karkołomnym. Ale nawet scenariusz przykrojony i "uatrakcyjniony" na potrzeby mniej wymagającego odbiorcy (choć zabiegi te spychaja go z miejsca do klasy "B") nie musi od razu być głupkowatą, baśniową space operą, może zachować praawdopodobnieństwo naukowe i jednak pewne ambicje - dowodem twórczość Reynoldsa, Baxtera...

(Swoja drogą "Star Trek" gdy powstawał uchodził za względnie - pomijam kwestie humanoidów i potknięcia wynikajace z niekompetencji scenarzystów - realistyczny, twory epigonów są po prostu anachroniczne...)

Cytuj
Ja tutaj nigdzie nie twierdze że musi coś być i inaczej nie może. Isototy żywe zatem mogą być podobne, ale nie muszą. Jak to niektórzy naukowcy mówią, możemy przejśc obok życia, nawet go nie zauważyć (pytanie tylko czym obiektywnie jest życie w skali całewgo kosmosu). Natomiast można domniemywac że agresja jako potrzeba przetwania w trudnym środowisku i przy obecności innych żywych istot, szansa na zdobycie pozywienia jest czymś co może się powtórzyć, choć może istnieć jakiś inny mechanizm dla przetrwania i pożywienia się. Podobnie mogą być różne rodzaje zmysłów, ale może niektóre będą podobne do naszych ludzkich, lub ziemskich zwierząt. Nie muszą, ale mogą, bo te same prawa fizyki są wszędzie.

Ano właśnie... Egzobiologia pozostanie nauką czysto spekulatywną, póki tego pozaziemskeigo życia nie odkryjemy ze 100% pewnością. To tak jak z układami słonecznymi... Kiedyś zakładano, że wszystkie muszą przypominać nasz. Empiria pokazała, że niekoniecznie...

Co zaś do samych praw fizyki - jeśłi istnieja wszechświaty alternatywne, mogą dysponować innymi ich zestawami... Zresztą w SF ("Nowa kosmogonia", ale i "Ogień nad otchłanią" Vinge'a) rozważano też - czysto hipotetycznie (bo póki co nic tego nie potwierdza) - lokalność praw fizyki...

Cytuj
Pytanie na ile Cyloni są wyższa formą życia. Czy to poprostu myślace komputery - procesory, dyski i mechaniczne ramiona, w takim uproszczeniu oczywiście. Zatem ich religijnośc jest efektem podobnym jai obserwujemy u ludzi, niektórzy wierzą w wielu bogów, a inni w jednego. Może w scenariuszu Bóg wybrał maszyny bo uznał że taka jest potrzeba... a może to śiadczy tylko że te maszyny są tylko metalową wersją człowieka, jeśli założymy że nie ma żandego świata duchowego, to maszyny bliższe ludziom, obiektywnie cofneły sie w rozwoju.

1. Komputery o wyższej mocy obliczeniowej od ludzkiego mózgu (i większej wytrzymałości), trzeba chyba uznać za coś lepszego od ludzi?
2. Budulcem nowych generacji Cylonów nie jest już metal...
3. Owszem, jest też mozliwe, że Cyloni to po prostu maszyny, które sfiksowały... Jeśli tak mam nadzieję, że scenarzyści dobrze wyjaśnią tę fiksację...



Z przysłowiowej "innej beczki"... Mówiliśmy o filmie "A.I.", opartym na opowiadaniu Briana Aldissa. Okazuje się, że Aldiss ceni tę ekranizację bardzo nisko...

Cytuj
[ch8220]It[ch8217]s crap,[ch8221] Aldiss says. [ch8220]Science fiction has to be logical, and it[ch8217]s full of lapses in logic.[ch8221]
http://entertainment.timesonline.co.uk/tol/arts_and_entertainment/books/article2961480.ece

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1466 dnia: Marca 10, 2008, 03:21:06 pm »
W tym tygodniu znów kicz....

Dziś o 23:05 w TVP1, "Uniwersalny żołnierz"

Zaś w czwartek o 23:30 w TVN7, "Relikt" Hyamsa.


Gdybym powiedział, że polecam te bzdury, to bym bezczelnie skłamał...

ps. a "Galactica" mi się skończyła :(, za to Puls puszcza "Star Treka" od nowa (lecz chyba już oglądać nie będę)... Został mi się jeno "Twin Peaks" (też powtarzany :P)...

pps. a BBC Knowledge (nie mam tej stacji) powtarza jak na złość serial "Space Odyssey", który onegdaj zachwalałem...

(TU strona serialu)
« Ostatnia zmiana: Marca 10, 2008, 03:23:08 pm wysłana przez Q »

Mieslaw

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1467 dnia: Marca 20, 2008, 10:09:04 pm »

Znalazłem na YouTube coś, co można określić jako perełkę: Exploring derelict space ship in rare Soviet-style SF film, czyli scena z filmu Ikaria XB 81 z eksploracją amerykańskiego wojskowego statku kosmicznego...


A tak na marginesie: wpisując w wyszukiwarce YouTube "Stanisław Lem" otrzymamy sporo dziwnych wyników, jak na przykład to (opis filmu):
koncert tortilli w Kopalnii Soli w Wieliczce...blues tortilla space cosmic fun rock'n'roll New York City Stanislaw Lem dance stars Cracow  :-?


Na marginesie marginesu, również z YouTube: odtwórczyni roli postaci niewymyślonej przez Lema* w "Dziennikach Gwiazdowych" w parodii teledysku "The voice within" Christiny Aguilery  :D



*chodzi o żeński hologram, grany przez Norę Tschirner, gdyby ktoś nie wiedział
« Ostatnia zmiana: Marca 20, 2008, 10:09:33 pm wysłana przez Mieslaw »

Q

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1468 dnia: Marca 20, 2008, 10:59:00 pm »
Cytuj
Znalazłem na YouTube coś, co można określić jako perełkę: Exploring derelict space ship in rare Soviet-style SF film, czyli scena z filmu Ikaria XB 81 z eksploracją amerykańskiego wojskowego statku kosmicznego...

Było, było, nawet wątku się doczekało :P

ps. że dzisiaj nieszczęsny "Johnny Mnemonic" już zapowiadałem...

Mieslaw

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1469 dnia: Marca 21, 2008, 07:03:48 pm »
Cytuj
Cytuj
Znalazłem na YouTube coś, co można określić jako perełkę: Exploring derelict space ship in rare Soviet-style SF film, czyli scena z filmu Ikaria XB 81 z eksploracją amerykańskiego wojskowego statku kosmicznego...

Było, było, nawet wątku się doczekało :P

Rzeczywiście. Najgorsze jest to, że ja ten wątek czytałem  :-X


Cytuj
"Kilka dni temu oglądałem w SAT 1 odcinek rozciągniętego na lata serialu Star Trek ("Balance of Terror", zresztą jeden z lepszych - przyp Q). Jak można się z niego dowiedzieć, kosmos jest zapchany milionami cywilizacji, natomiast amerykański statek 'Enterprise', przypominający - mnie przynajmniej - oświetlony omlet z dwiema rurkami na widelcach, natrafia (takie spotkania są tam normalką) w pobliżu 'strefy neutralnej' na statek jakichś Odmieńców (przepraszam za to, żem nazwy ichniej planety nie spamiętał).
Rozumiem, że to pisał Lem?