Z trionami to autorowi się udało. Świetnie to wymyślił. Dla mnie to taki internet połączony z replikatorem ze "Star Trek". W każdym razie gratuluję pomysłu, który powstał przecież ho ho ho, albo i jeszcze wcześniej przed internetem.
Łyżką dziegciu w beczce miodu jest dla mnie narracja. Po co Stefan o tym mówi? A raczej po co mówi o tym w taki sposób? Przecież jest to relacja dla ludzi z epoki w której on żyje (tak się zaczyna cała ta historia). To jakbym ja opowiadał wam o telewizji - że jest takie pudełko, które wyświetla ruchome obrazy, a wcześniej malarze malowali nieruchome, itd.
Nagle słowa Stefana są skierowane do tych którzy w jego epoce już nie żyją - do nas.
W "Złotym gejzerze" zaczyna się robić ciekawiej. Czekam co też wyniknie z zaistniałej sytuacji.
Jeszcze tak wtrącę co do ilości załogi i różnakich profesji. Nawiążę do "Star Treka" (jak to ostatnio mam w zwyczaju). Tam na statkach też ludzie malują, grają w orkiestrach i wykonują różne, niepotrzebne w misji zajęcia. Nie zatrudnia się jednak oddzielnej orkiestry tylko tworzy zespół grajków z członków właściwej załogi, ani nie buduje filharmonii, a jedynie adaptuje duże pomieszczenie "świetlicowe" na statku na potrzeby koncertu. Myślę, że takie podejście jest dużo bardziej praktyczne. Chociaż stan populacji na statkach Federacyjnych bije Lemowską na głowę (nawet 1800 osób stałej załogi - po co aż tyle? nie wiem).