Polski > Akademia Lemologiczna

Akademia Lemologiczna [Fiasko] - czyli dlaczego bez kobiet się nie udaje

<< < (4/65) > >>

maziek:
A może to było państwo Zduńskie? Właśnie, a zastanawialiście się, po co Lem księdza tam wsadził?

ANIEL-a:
Zanim przejdziemy dalej: czy nie kojarzą wam się wielkochody z automatami u Dicka? Tam też potężny automat powtarza ludzkie ruchy i pozwala na eksploatację niebezpiecznych terenów. Z tą różnicą, że u Dicka człowiek nie siedzi w środku maszyny, ale ma z nią kontakt zdalny…

A teraz:
    Witamy w rozdziale drugim: „Narada”.

Czytelnik zostaje w nim znienacka przeniesiony do XX-wiecznej jadalni w Południowoamerykańskiej hacjendzie, w której przy kolacji snute są stare legendy. To raczej nietypowy jak na Lema chwyt, zwykle nie zmieniał on jednego punktu widzenia narratora, który był albo relacją pierwszoosobową (Solaris, Powrót z gwiazd) albo trzecioosobową, ale prowadzoną z punktu widzenia bohatera/bohaterów (Eden, Niezwyciężony). Trudno zresztą o utrzymanie narracji z punktu widzenia bohatera, skoro ten w poprzednim rozdziale zginął albo prawie-zginął ;)

Potem znowu następuje zmiana scenerii i okazuje się, że tak naprawdę był to jakiś (holograficzny?) rodzaj filmu czy inscenizacji, dający wrażenie rzeczywistości, a włączony na statku kosmicznym, na którym teraz „się znajdujemy”.

Statek ten leci w kierunku Kwinty – planety, na której potencjalnie może dojść do spotkania z technicznie rozwiniętą cywilizacją „obcych”. Na razie jednak umysły kosmonautów zaprząta problem natury etycznej: podczas startu (który odbywał się z orbity Tytana) jako pasażerów na gapę dodano im zwitryfikowanych (zamrożonych) ludzi, którzy w poprzednim rozdziale zaginęli w wielkochodach… Niestety – większości z nich nie da się ożywić. Właściwie – do ożywienia nadaje się dwóch, ale biorąc pod uwagę, że proces witryfikacji i  czas poczyniły spustoszenia w ich organizmach, „części” wystarczy tylko na złożenie jednego. Co więcej – nie wiadomo, kto jest kim, na skutek splotu różnych niedopatrzeń i opóźnień ekipa na statku nie otrzymała porównawczego materiału genetycznego, na podstawie którego można by określić tożsamość zamrożonych. Badanie szczątków materialnych pozwoliło tylko stwierdzić, że jeden z nadających miał krótkie nazwisko na „P” (Pirx lub Parvis – zgodnie z listą zaginionych).

Żeby podjęcie decyzji było trudniejsze – w celu dokonania zabiegu „odmrażania” trzeba na chwilę zmienić wytyczne lotu, przejść w nieważkość, co oczywiście spowoduje poważne opóźnienia w całym programie wyprawy. Czy warto…? I kogo ożywić, kogo wybrać? Jakimi posłużyć się kryteriami, skoro medyczne odpadają?

I jeszcze taka moja refleksja: cała wstępna część rozdziału, z tą hacjendą i legendą wydaje się na pierwszy rzut oka niepotrzebna, bo czemu miałaby służyć..? Do pokazania zaawansowania technicznego starczyłoby kilka zdań, a nie przytaczanie rozmów przy stole i treści legendy. A jednak ;) Gdy uświadomimy sobie treść tej legendy: opowiada o tym, jak zadufany w sobie biały człowiek chciał siłą wydrzeć tajemnicę i złoto świętego miejsca Indian… i doprowadził do katastrofy – zawał góry, zasypanie drogi i pogrzebanie pod gruzami szans na dotarcie do niej kiedykolwiek. Zapowiedź..?

lilijna:

--- Cytat: Terminus w Maja 21, 2008, 10:57:06 pm ---Ja w pierwszym momencie zetknięcia się z początkowym rozdziałem Fiaska zastanowiłem się nad tym, jak mocno Parvisa 'pociągnęło' na ratunek Pirxowi. Czy czasem nie za mocno.
--- Koniec cytatu ---
Wystarczy autorytet. Poza tym w Diglatorach jest tlenu na trzysta godzin, więc trzeba było się spieszyć, albo odpuścić sobie na wstępie.

Q:

--- Cytat: maziek w Maja 29, 2008, 07:56:57 am ---A może to było państwo Zduńskie? Właśnie, a zastanawialiście się, po co Lem księdza tam wsadził?
--- Koniec cytatu ---

Tu obserwujemy ciekawą metamorfozę poglądów Mistrza, wygląda na to, że (nie przekwalifikowawszy się przecie na teistę) zobaczył w religii  źródło (a może ”przechowalnię”) wartości etycznych, które są niezbędne rozwiniętej cywilizacji.

Jak dla mnie postać ojca Arago jest takim głosem sumienia (prywatnie dodam: szkoda tylko, że sumienie to nosi ”duchowną sukienkę”)...

Zresztą Lem - ponoć pesymista - okazał się tu optymistą wyjątkowym... On opisał Arago, my mamy tymczasem Lux Mundi...
(click)

(Sorry, Q, nie mogłem patrzeć na tę facjatę i to w mojej ulubionej sekcji forum. Wybacz i uszanuj. - Terminus

Q:

--- Cytat: ANIEL-a w Maja 29, 2008, 10:59:09 am ---Zanim przejdziemy dalej: czy nie kojarzą wam się wielkochody z automatami u Dicka?
--- Koniec cytatu ---

Mi, jak mówiłem, raczej z japońskimi mecha i z tą maszynką z końcówki ”Aliens”...


--- Cytat: ANIEL-a w Maja 29, 2008, 10:59:09 am ---Czytelnik zostaje w nim znienacka przeniesiony do XX-wiecznej jadalni w Południowoamerykańskiej hacjendzie, w której przy kolacji snute są stare legendy. To raczej nietypowy jak na Lema chwyt
--- Koniec cytatu ---

To także fragmencik opowiadania pochodzącego jeszcze z ”Sezamu”...


--- Cytat: ANIEL-a w Maja 29, 2008, 10:59:09 am ---Potem znowu następuje zmiana scenerii i okazuje się, że tak naprawdę był to jakiś (holograficzny?) rodzaj filmu czy inscenizacji, dający wrażenie rzeczywistości, a włączony na statku kosmicznym, na którym teraz „się znajdujemy”.
--- Koniec cytatu ---

Co ciekawe identyczny chwyt fabularny mamy (w powstającym równolegle, w tym samym czasie) serialu ”Star Trek - The Next Generation”, tam nazywa się to urządzenie holodeck'iem.


--- Cytat: ANIEL-a w Maja 29, 2008, 10:59:09 am ---Na razie jednak umysły kosmonautów zaprząta problem natury etycznej: podczas startu (który odbywał się z orbity Tytana) jako pasażerów na gapę dodano im zwitryfikowanych (zamrożonych) ludzi, którzy w poprzednim rozdziale zaginęli w wielkochodach… Niestety – większości z nich nie da się ożywić. Właściwie – do ożywienia nadaje się dwóch, ale biorąc pod uwagę, że proces witryfikacji i  czas poczyniły spustoszenia w ich organizmach, „części” wystarczy tylko na złożenie jednego. Co więcej – nie wiadomo, kto jest kim, na skutek splotu różnych niedopatrzeń i opóźnień ekipa na statku nie otrzymała porównawczego materiału genetycznego, na podstawie którego można by określić tożsamość zamrożonych. Badanie szczątków materialnych pozwoliło tylko stwierdzić, że jeden z nadających miał krótkie nazwisko na „P” (Pirx lub Parvis – zgodnie z listą zaginionych).

Żeby podjęcie decyzji było trudniejsze – w celu dokonania zabiegu „odmrażania” trzeba na chwilę zmienić wytyczne lotu, przejść w nieważkość, co oczywiście spowoduje poważne opóźnienia w całym programie wyprawy. Czy warto…? I kogo ożywić, kogo wybrać? Jakimi posłużyć się kryteriami, skoro medyczne odpadają?
--- Koniec cytatu ---

Czy zauważyliście, że jest to poniekąd powtórka kwestii rozbierania na atomy i składania ponownie z ”Dialogów”? Tylko trochę inaczej podana...

Jest to też niejaka trawestacja rozdziału ”Piotr z Ganimeda” (z ”Obłoku Magellana”), trawestacja bardzo gorzka zresztą.


--- Cytat: ANIEL-a w Maja 29, 2008, 10:59:09 am ---I jeszcze taka moja refleksja: cała wstępna część rozdziału, z tą hacjendą i legendą wydaje się na pierwszy rzut oka niepotrzebna, bo czemu miałaby służyć..? Do pokazania zaawansowania technicznego starczyłoby kilka zdań, a nie przytaczanie rozmów przy stole i treści legendy. A jednak ;) Gdy uświadomimy sobie treść tej legendy: opowiada o tym, jak zadufany w sobie biały człowiek chciał siłą wydrzeć tajemnicę i złoto świętego miejsca Indian… i doprowadził do katastrofy – zawał góry, zasypanie drogi i pogrzebanie pod gruzami szans na dotarcie do niej kiedykolwiek. Zapowiedź..?
--- Koniec cytatu ---

Sugestia, że podbój Kosmosu będzie powtórką z konkwisty z wszystkimi jej nieszczęściami... Niezbyt oryginalne (acz doceniam subtelność uczynionej aluzji), ale logiczne niestety...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej