Nie
... Nie nazwałbym lękiem sytuacji, która nie powoduje u mnie skutków fizjologicznych, mniej więcej podobnych do tych, które się odczuwa w chwili zagrożenia fizycznego. Jeśli ktoś nie boi się śmierci w ten sposób, że odczuwa panikę i "zwierzęcy" strach to raczej można wówczas mówić (IMO) o smutku przemijania a nie o lęku. Przykro, że wszystko się kończy. Ale nie ciągnijmy tego. Jałowa dyskusja będzie. Wszystko jest fajnie póki się teoretyzuje (tzn. nie umiera się). Byłoby o czym gadać, gdyby pan przedstawił jakieś dowody, jakieś badania. I by wyszło, że chrześcijanie się bardziej boją śmierci, a dajmy na to ci niedawno odkryci Indianie z nad Amazonki co to nigdy nie mieli kontaktu z cywilizacją mniej. Trzeba by oczywiście uwzględnić masę czynników, takich jak wzrost świadomości związany z oświeceniem, wpływ faktu, że w związku z medycyną śmierć stała się nieco mniej nieuchronna i tak dalej. Takich badań pewno ten pan nie zrobił ale ma tezę z cyklu tego po którym tak lubił jeździć Lem, czy to w Głosie Pana, czy w Golemie, że jak można uprawiać naukę, w której można wymyślić dowolną tezę a potem dowolnie długo jej bronić bez żadnych twardych danych a nawet wbrew nim i jeszcze trafić do podręczników
. Racjonalistę czytam dość często i obserwuje dokładnie to samo, co w każdej religii: przekaz o podbudowie intencjonalnej (kierowanej takimi czy innymi przekonaniami o słuszności) jest zawsze mniej obiektywny niż niewychodzący z takich okopów, czyli inaczej mówiąc - jest mniej lub bardziej demagogiczny. Zawsze.