Otóż mając nieco czasu przeczytałem "Rozmowy z katem" MoczarskiegoLektury szkolne nadrabiasz? ;)
To chyba później weszło do kanonu. Po 89?Ja tego (Rozmów) w lekturze to nie przypominam sobie?
I tak sobie myślę, że jest gorzką ironia losuIronia losu… los musiałby być świadomy i inteligentny, sądząc po wnioskach z dyskusji tużobok.
ale powieść tę widzę oryginalną, uprawnioną dyskusją z "Karierą...", nie żadnym jej plagiatemPo części racja, „Wystarczy być” jakoś się wyróżnia, co zauważył rownież autor hasła w Wikipedii. Na tyle też, że jego znajomy Gryngerg napisał tak – Jest najlepiej napisaną opowieścią, której warsztat tak się różni od pozostałych, że trudno byłoby zgadnąć, że jest tego samego autora.
No i te - wplecione w tekst mimochodem - refleksje o roli telewizji (dziś na więcej mediów rzutować je można) - o tym jak kształtuje Chance'a, ale i zapewnia mu sukces, bo - przez obserwację - posiadł maniery mimikrujące milionerów z telewizora.A to, za Grynbergem znów, który poświęcił śmierci Kosińskiego spory wpis w swym dzienniku, po uwagach o jego mitomanii i fantasmagoriach napisał tak - Kosiński był zdolnym socjologiem, uczniem Chałasińskiego. Jego spostrzeżenia w tej dziedzinie są czasem odkrywcze. Już w połowie lat 70-tych zauważył, ze oglądanie telewizji przetwarza nas w społeczeństwo "wideotów" (po angielsku "videots" brzmi jak widioci). Jego socjologi można zaufać, natomiast nieufnością napawa mnie u niego obraz artystyczny.
Kosiński dał swojemu bohaterowi naiwność Prostaczaka (zrzynać z Woltera co innego, niż z jakiego niedołęgi polskiego)
Na tyle też, że jego znajomy Gryngerg napisał tak – Jest najlepiej napisaną opowieścią, której warsztat tak się różni od pozostałych, że trudno byłoby zgadnąć, że jest tego samego autora.
Kiedy nie do końca tak,Możliwe, że jest tak jak piszesz. Nie wnikam głębiej, bo książki nie czytałem. Widziałam tylko film, w dodatku dawno.
Co do "Dyzmy"... Nie, nie sądzę, że Kosiński zbyłby go wzruszeniem ramion, jak mu - poniekąd - przypisujesz, ba raczej spotykam się z opiniami, że to było credo Kosińskiego, jego Biblia. Ot, choćby:Nie zbywam, czytałem ten artykuł w culture.pl. Sugeruję tylko, że Dyzma już jest klonem.
Pisząc wyznanie wiary zdobył się na autentyzm, przerósł sam siebie, dlatego takie wrażenie... Tak bym obstawiał...Jakie te jego credo?
Sugeruję tylko, że Dyzma już jest klonem.
Jakie te jego credo?
est, ale nie voltaire'owych (IMHO), bardziej już takich panów...To nawet zabawne, że system despotycznej biurokracji wyrosłej z feudalizmu i liberalnej demokracji bazującej na kapitalizmie „puszczał” tak podobne sytuacje. Oczywiście zakładając, że literatura jakoś oddaje rzeczywistość. Napisać bowiem, można wszystko.
http://encyklopedia.interia.pl/slownik-bohaterow-literackich/news-chlestakow-iwan-aleksandrowicz,nId,2209592
Mnie wystarczy tylko być,Hm...to wracają wątpliwości Grynberga - dlaczego się ubił, skoro samo bycie tak cudowne?
Jakie to genialne..."
bo wszak Chance jest tylko sobą, to społeczeństwo na durniów wychodzi.)Napiszę jak przy używaniu historii.
"Tyle wielkich pytań dziś,Tu raczę się z Kubą nie zgodzić. Ale nie będę polemizował z piosenką. :D
Odpowiedzi żadnej.
To nawet zabawne, że system despotycznej biurokracji wyrosłej z feudalizmu i liberalnej demokracji bazującej na kapitalizmie „puszczał” tak podobne sytuacje.
O ile jednak schemat rosyjski zakładał oszustwo i pojawiał się jakiś rodzaj napiętnowania (obu stron), to schemat zachodni (rastiniaki, aminiaki, czy nawet hilaraki) takie przypadki preferował (odrzucenie moralności jako warunek kariery).
Ogrodnik od Kosińskiego faktycznie tu nie pasuje, bo on raczej z przypadku – o ile pamiętam umiał klepać zasłyszane w TV formułki w stosownych kontekstach. No, taki pierwowzór bota.
Ale jak to się ma do ówczesnej rzeczywistości? Coś zdaje mi się, że nijak.
Podobnie F.G – bajka z morałem.
Niektórzy ludzie złym/głupim/nieczułym społeczeństwem uzasadniają swoje bieżące wybory.
Zawszeć to lżej.
Tu raczę się z Kubą nie zgodzić. Ale nie będę polemizował z piosenką. :D
Gra może być ciekawa
jeśli jest sławetna
Cyklicznie wraca do nas powieść Kate Wilhelm "Gdzie dawniej śpiewał ptak"
Mam wrażenie, że coś-kiedyś, ale krótkiego - w zbiorku jakimś - trafiłam.
u Dana też coś było
kobiet w SF niezbyt wiele...a już wznawianych...
Sądząc po tekście - raczej: Witaj Anno.u Dana też coś było"Na zawsze twoja, Anna" ("Forever Yours, Anna") w tomiku z roku 1988.
Tylko pytanie: czy z przyszłości można zabierać bezkarnie jakieś przedmioty?
Z przeszłości - wiadomo - nie;)
Te kulki to mam. Gdzieś. Znaczy na półce w tylnym rzędzie. Musze ja tę Gretkowską napocząć. Czytelniczo oczywiście. Z noblistką mi nie poszło, to może to... W Biedronce to dają?O, to może u Ciebie widziałem? :D
(taa...to poczucie kobiecej ręki przez wątek romantyczny - niezbyt często obecny w męskiej SF)Jednakowoż z elementem ekstrawaganckim, bo to związek kazirodczy. Tyle, że osłabiony okolicznością, że i same kazirodztwo stało się bezpodstawne.
Pasowna dla wirusowej sytuacji - tylko tam inny układ obiektem zainteresowania wirusa, a on sam znacznie groźniejszy:Ano, skoro na dzień dobry napisane, że gorsze hiszpanki .. W październiku przez kraj przeszła pierwsza fala grypy, poważniejsza w skutkach niż epidemia z lat 1917-1918. , a potem było jeszcze gorzej. Książka apokaliptyczna, mam skojarzenia z "Dniem Tryffidów".. i racja...początek mógłby być końcem, zobaczymy w co się rozwinie :)
Teraz kobieca fantastyka (raczej fantasy niż SF) traktuje o trudnym macierzyństwie, przemocy domowejNie pomyliłeś? :D Co w tym sci-fi a nawet fantasy? Toć czysty realizm. 8)
(wiadomo: samiec - twój wróg)Chyba ciut nieaktualne, w świetle tego co pisał Nex?
Nie pomyliłeś? :D Co w tym sci-fi a nawet fantasy? Toć czysty realizm. 8)
Ta opozycja traci sens, wobec deklaratywności płci bez oglądania się na biologię.
Co do kobiecego podejścia do SF i wątków romansowych, to nie jesteście - Szczęściarze! - na bieżąco z obecnymi zaoceanicznymi modami. Teraz kobieca fantastyka (raczej fantasy niż SF) traktuje o trudnym macierzyństwie, przemocy domowej (wiadomo: samiec - twój wróg), i takich tam przyjemnościach (dobrze żeby jeszcze coś było o czarnym dziedzictwie, albo rasizmie wśród, czy wobec, goblinów), a romanse jeśli już się tam trafiają to zwykle gejowskie lub postludzko-postpłciowe. Przy czym w zasadzie tylko panie - według powyższego schematu tworzące - czołowe nagrody tam zdobywają.No właśnie...w tym, co napisałeś nie chodzi o "kobiece podejście" tylko o correct podejście: trzeba upakować kilka obrazków żeby środowisko nie mogło odrzucić powieści...a wręcz musiało ją docenić. Czy tam: przecenić.
E? Przegapiłam jakąś rodzinkę w tym opowiadaniu?;)Cytuj(taa...to poczucie kobiecej ręki przez wątek romantyczny - niezbyt często obecny w męskiej SF)Jednakowoż z elementem ekstrawaganckim, bo to związek kazirodczy. Tyle, że osłabiony okolicznością, że i same kazirodztwo stało się bezpodstawne.
i racja...początek mógłby być końcem, zobaczymy w co się rozwinieW środek który mógłby być kolejnym końcem:))
Co do samego klonowania, autorka "wymyśla" różne problemy, ale na ile zasadne w świetle dzisiejszej nauki, nie wiem? Temat ludzkich klonów jakoś zszedł z widoku.Trudno rzec, bo nikt nie klonuje ludzi - zwłaszcza piątkami...
E? Przegapiłam jakąś rodzinkę w tym opowiadaniu?;)No tak, bo to ta sama ręka.
Chyba, że rozszerzyłeś tę rękę na powieść...bo tak, tutaj to jakieś za...powiedzmy...rodzinne;)
Ten "Wydech" nawet czytliwy - kojarzy do zacinających się bębnów...W tym wydechu zdziwił trochę argon, nie powinno być orgon?
No właśnie...w tym, co napisałeś nie chodzi o "kobiece podejście" tylko o correct podejście: trzeba upakować kilka obrazków żeby środowisko nie mogło odrzucić powieści...a wręcz musiało ją docenić. Czy tam: przecenić.
Ten "Wydech" nawet czytliwy - kojarzy do zacinających się bębnów...
...ale mnie się wydaje to wydumane - znaczy zbiorowa świadomość klonobliźniat. Ok - jest tylko lekką kreską zarysowana.
W tym wydechu zdziwił trochę argon, nie powinno być orgon?
Inny świat, to i powietrze może być inne. Dorzucę streszczenie:Chyba, że tak. Czytając, samo wskoczyło - akcja dzieje się na Ziemi, tylko w dalszej że hen, przyszłości. I dotyczy jakoś cyborgowatych, ale jednak ludzi.
Rozwija się w dziwną opowieść - bardziej psyche niż S czy F. Z mieliznami.Ale nie takie by na nich utknąć :)
Czytając, samo wskoczyło - akcja dzieje się na Ziemi, tylko w dalszej że hen, przyszłości. I dotyczy jakoś cyborgowatych, ale jednak ludzi.
wtedy wyskoczył reichowy orgon.
Na etapie, którym aktualnie jestem, silne skojarzenie (przez telepatię właśnie), z podobnym, choć na odwrót, wątkiem z książki 'Poczwarki" Wyndhama
Właściwie, to przesłuchałem książkę.
Donasennie.
"Pan Samochodzik i człowiek z UFO" Nienackiego. Ostatnia jego produkcja z tej serii. Według nienackofanów, jedna z gorszych. Mnie akurat specjalnie nie przeszkadzały gadżety s-f w miejsce cudownego wehikułu
Robin tkany z Oceanu? 8)
Uznałeś, że jak myśli, i świata ciekawy, to musi być z naszych?Tak :)
Coś w tym jest...Im głębiej w las, tym więcej widzę podobieństw. Znaczy bazowe, to jedno -> nowy ulepszony człowiek ma łącza telepatyczne, współodczuwa innych sobie podobnych. Tyle, że w u Wyndhama telepaci, czyli tytułowe poczwarki, są tępieni przez normalsów. Odsiewani w toku celebrowanych jako wzorzec ostateczny naszości rytuałów z czasów minionych. Boją się ich, nie potrafią zrozumieć...ta ksiażka, slabo pamiętam, ale chyba kończy się dobrze?
i jeszcze po tym, że mają płuca, mózg, kończyny, układ krwionośny, mieszkają w domach, są towarzyscy, plotkują, tworzą wiersze i many more ;)
Boją się ich, nie potrafią zrozumieć...
ta ksiażka, slabo pamiętam, ale chyba kończy się dobrze?
W tym wydechu zdziwił trochę argon, nie powinno być orgon?Ja tam sobie pomyślałam: Argonauci;)
Prawda, jednak głównie panie pod te ramki obrazki malują. I jak kto nie zna Orszulki, czy choćby Wilhelm, to myśląc: fantastyka kobieca będzie dziś miał skojarzenia z wspomnianymi wypracowaniami, które w dużej mierze zmonopolizowały teraz rynek.Tak, ale to nie jest "kobieca ręka" - to są słowa/książki zapisane przez kobiety - tworzą nurt kobiecy w SF. A "kobieca ręka" może także charakteryzować mężczyzn - w książkach napisanych przez mężczyzn. Jakiś rodzaj wrażliwości? Z Wenus?;)
Mnie też, choć staram ją sobie reinterpretować nie w duchu telepatycznym, ale - podobnie do Ciebie - że to niby nałożenie się bliskiego genetycznego pokrewieństwa i wspólnego wzrastania.Tak właśnie - które to podobieństwo w hodowli może dać wrażenie pewnej nieludzkiej więzi.
Żeglowałeś już? Tutaj te mielizny - ale fakt - nie utknęłam.CytujRozwija się w dziwną opowieść - bardziej psyche niż S czy F. Z mieliznami.Ale nie takie by na nich utknąć :)
W książce Wilhelm, odwrotnie - lepsza odmiana człowieka pozbywa się starych, łącznie z ich stylem życia, dla nich niezrozumiałym - jak Ola napisała - indywidualistycznym.Lepsza? W ich mniemaniu. Bo w czym jest lepsza? Że będzie produkowała potrzebnych rzemieślników? A to rolników, a to żeglarzy...i przez to każden będzie szczęśliwy, bo będzie robił to, do czego został skopiowany? Automaty.
Żeglowałeś już? Tutaj te mielizny - ale fakt - nie utknęłam.Gdzieś tak do 1/3. W każdym razie oni żeglują :)
Lepsza? W ich mniemaniu. Bo w czym jest lepsza?Rozdzielili sex od prokreacji? :D ..żartuję, zapomniałem wstawić cudzysłów.
Ona jednak dobiła temat: uderzenie jednego - boli drugiego...ot, jedno zdanie - a zmienia.No dobiła, chyba niepotrzebnie bo zacząłem zadawać (sobie w głowie) głupie pytania. Np. czy gdy Ben z Molly się kochają (starając się o dyskrecję, by nie budzić..) to ich bracio-siostry klony też? Takie współodczuwanie przekracza wyobraźnię i wtedy bliżej owadów społecznych? Z genetycznie zaprogramowanymi rolami?
Tak, ale to nie jest "kobieca ręka" - to są słowa/książki zapisane przez kobiety - tworzą nurt kobiecy w SF. A "kobieca ręka" może także charakteryzować mężczyzn - w książkach napisanych przez mężczyzn. Jakiś rodzaj wrażliwości? Z Wenus?;)
Ona jednak dobiła temat: uderzenie jednego - boli drugiego...ot, jedno zdanie - a zmienia.
trafiłam w taką listę - książki, które warto przeczytać choć raz w życiu - druga pozycja mnie zaskoczyła...a później...widzę ciemność...
Np. czy gdy Ben z Molly się kochają (starając się o dyskrecję, by nie budzić..) to ich bracio-siostry klony też?
Trzeba wziąć pod uwagę kiedy ta Pani to pisała, ale tak - mam wrażenie, że przeczytała coś o badaniach nad bliźniakami, coś o życiu społecznym owadów i sklonowała to w jednopłciową rodzinę.CytujOna jednak dobiła temat: uderzenie jednego - boli drugiego...ot, jedno zdanie - a zmienia.No dobiła, chyba niepotrzebnie bo zacząłem zadawać (sobie w głowie) głupie pytania. Np. czy gdy Ben z Molly się kochają (starając się o dyskrecję, by nie budzić..) to ich bracio-siostry klony też? Takie współodczuwanie przekracza wyobraźnię i wtedy bliżej owadów społecznych? Z genetycznie zaprogramowanymi rolami?
ps. Z innej beczki... Czytał kto średniowieczno-Kontaktowy "Eifelheim" Michaela Flynna (wyszło toto po polsku 9 lat temu)?Nie. Ale z esensyjnej recenzji wynika, że lepiej przeczytać to:
Ale z esensyjnej recenzji wynika, że lepiej przeczytać to:
A co z ludźmi, którzy na początku książki plądrowali, żyli obok? Nie mogli przetrwać, bo?To wydaje mi sie jasne - wirus zaburzył normalne rozmnażanie (i to chyba na wielu poziomach życia..bodaj ryby częściowo się uchowały). A tajna fabryczka z klonami była jedyną na świecie, więc w czasie kilku pokoleń zewnętrzna reszta mogła wymrzeć. W kilku, gdyż jakiś procent zachował zdolność rozrodczą, ale to za mało do utrzymania statusquo. Nawiązując do wątku obok, taki współczynnik dzietności musi być powyżej 2 - by trwać.
Za to niedokończony wątek Davida i MollyTo Molly nie spotka się z Benem? :(
Gdybym miał powiedzieć w skrócie - trochę platonizmu,Oszsz...Platon z Lemem, do tego Eco w Hessie własnym z domieszką sosu z Dukaja...takie bogactwo, to się nie mogło udać ;D
Oszsz...Platon z Lemem, do tego Eco w Hessie własnym z domieszką sosu z Dukaja...takie bogactwo, to się nie mogło udać ;D
No nie wiem...szukała go...ale mnie wychodzi, że znalazła jeno... głosy - lasu, rzeki, Bena - i śmierć:CytujZa to niedokończony wątek Davida i MollyTo Molly nie spotka się z Benem? :(
Podpisuję się pod zdziwieniem liva: Platon, Lem, Hesse, Eco, Dukaj..aj! Dużo tego, a bajki różne...nie wiem czy mam siły na taki collage building;)
Książek co piszecie, nie znam - ale skoro tradycja się robi i ja zapytam - taką ramotkę ktoś czytał- zna?
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych)
Bo ja wiem? Prawie 50 lat to sporo, ale tak, sprawa względna. :).. a mógłbyś coś skrobnąć? Rzeczywiście taka wróżebna?
Książek co piszecie, nie znam - ale skoro tradycja się robi i ja zapytam - taką ramotkę ktoś czytał- zna?
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych)
Ja. Dlaczego ramotkę?
Bo ja wiem? Prawie 50 lat to sporo, ale tak, sprawa względna. :).. a mógłbyś coś skrobnąć? Rzeczywiście taka wróżebna?
Książek co piszecie, nie znam - ale skoro tradycja się robi i ja zapytam - taką ramotkę ktoś czytał- zna?
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268713/oboz-swietych)
Ja. Dlaczego ramotkę?
Równie dobrze mogłaby byc napisana w zeszłym tygodniu - ani tematyka, ani język nie sugerują niczego w kwestii wieku.Dzięki za reckę.
Wrażenia, powiedziałbym, dychotomiczne. Z jednej strony fajnie (i zgryźliwie) oddana specyfika takiej skrajnej poprawności politycznej (tu głównie w odniesieniu do kwestii migracji), a z drugiej, i dyskursywnie, i fabularnie jest to uproszczone i przerysowane, czarno-białe, taki zaangażowany ideowo komiks. Ale na pewno warte przeczytania - bardziej niż większość sf ::)
kończyłam. Niestety - ku końcu elektronicznie kartkowałam...dla mnie nużące leśne próby akomodacji.Też skończyłem (Kate Wilhelm, "Gdzie dawniej śpiewał ptak"). I nie wiem co napisać, co dodać?
Za to niedokończony wątek Davida i Molly - tak just...kazała im odejść? A co z ludźmi, którzy na początku książki plądrowali, żyli obok? Nie mogli przetrwać, bo?
W pewnym momencie wyskoczyła jej wizja społeczeństwa konsumpcyjnego, a przy tym zamkniętego (w znaczeniu: tylko używać, nie tworzyć) - co doprowadza do zaniku myślenia abstrakcyjnego.Mogłaby się nazywać - "Marek - Ostatni Mohikanin" :)
U wszystkich? Dlaczego? Dlaczego klony miałyby stawać się maszynkami?
I ta końcówka...takie to proste...kradzież kilku kobiet, kilku chłopaków, kilku sztuk bydła...tja. Pełna abstrakcja:)Mi tam...się podobała.
Z rzep - skąd silna radioaktywność w niektórych miastach? Skąd nagle zlodowacenie?
Wszystko to od wirusa?
Pewnie po prostu wszystkie klęski zaszły na raz - wirus, odpalanie atomic i glacjał. Siła złego tzw. (Prawdopodobieństwo wystąpienia takiej kumulacji jest przecież, mimo wszystko, niezerowe.) CNiby tak, ale w knidze ta katastrofa jest rejestrowana jako łagodna, ciche zejście demograficzne bez wojen, tym bardziej wybuchów.
Nawet tępe klony wiedzą, że nie było bomb, więc nie wierzą w skażenie, przez co zresztą giną.
stadność
Aha, kobiecą rękę- owszem, czuć.Dokładnie.
Ale czy to nie za mało? Chyba dość ciekawy pomysł przerósł możliwości wykonawcze.
Z rzep - skąd silna radioaktywność w niektórych miastach? Skąd nagle zlodowacenie?Mogła uśmiercić ludzkość - bez apokalipsy miast i wsi...trupów to też tam nie ma za wiele, a powinny być ich tysiące. Także zwierząt domowych.
Wszystko to od wirusa? To przyklady takich arbitralnych wrzutek dla urozmaicenia akcji.
I tu gdzieś, może...ale naciągając strong stringa - do "Powrotu z gwiazd" można by paralelnąć.W sumie to tak...klony jak te kluchy z "Powrotu..." - boją się natury, żywiołowości w postępowaniu,wyjścia przed szereg...racja.
Coś jak w serialu "Kierunek: Noc" - za mało trupów?Ano :)
W sumie to tak...klony jak te kluchy z "Powrotu..." - boją się natury, żywiołowości w postępowaniu,wyjścia przed szereg...racja.Jak już to napisałem, w sumie bezwiednie, domyśliły kolejne skojarzanki. Do "Powrotu z..."
Warto jest czytać " Proximę" Baxtera ?
Poul Anderson swoją drogą też przesadzony.
O tym mówię. Baxter (kiedyś byłem sporym fanem, nawet przywlokłem się na spotkanie autorskie, by poznać osobiście, i zarzuciłem go pytaniami), jest niezły w swojej klasie, ale arcymistrz SF, czy - tym bardziej - literatury jako takiej, z niego żaden. Niemniej, miewa, pewnie z racji zawodu, ciekawe pomysły fizyczne i teoretyczno-egzobiologiczno (choć nie potrafi nadbudować nad nimi szczególnie interesujących refleksji wyższego rzędu; w najlepszym wypadku powtarza po A.C.C. i... Lemie, świadomie lub nie).Nie wiem czy zawsze,i ze wszystkiego Asimova.
A z Asimova też się wyrasta. Choć jego "The Last Question", twierdzę to uparcie, a wbrew Mistrzowi ;), to jeden z najlepszych kawałków science fiction jakie powstały.
Jasne, że to zawsze, co najmniej do pewnego stopnia, kwestia indywidualnych upodobań, ale jestem ciekaw z czego - i dlaczego - nie, Twoim zdaniem.Może z Fundacji się nie wyrasta. Raczej ciekawe na tyle ze nie można się wynudzić. Chociaż czytałem parę lat temu ,to może teraz byłoby nudniejsze,ale nie wiem.
(A co do "The Last Question"... nie rusza Cię ten kosmiczno-autoewolucyjny rozmach, którego ech dosłuchałbym ;) się w "GOLEM-ie..."? ;) )
podróże szybsze niż światło można wytłumaczyc konwencja gatunku a pozatym seria nie mogłaby istnieć bez tego
A że feudalizm-a noż historia się będzie powtarzać ,któż to wie?I to a nuż jest jedynym argumentem (także gdy mówimy o FTL), nie widać bowiem by I.A. próbował przekonująco uzasadnić zaistnienie takiej właśnie struktury ustrojowej, czy wspomnianego napędu (porównajmy sobie wzmianki z jego powieści o lotach nadświetlnych z rozbudowanymi opisami inżynierii sideralnej we "Fiasku" i fantastyczną dowolność kosmicznego imperializmu z przemyślanym obrazem przyszłego społeczeństwa w "Obłoku...").
nadzieja na uściślenie, na podobieństwo przyrodniczych, tzw. nauk humanistycznych.jest nierealne.
Nieno, Lem miał na to dwa dobre uzasadnienia, pierwsze to uchodząca wówczas za naukową prognozę (także w licznych kręgach zachodnich) filozofia marksistowska (i z punktu widzenia naszej dyskusji nie ma nawet znaczenia czy w nią wierzył, autor SF ma prawo badać różne hipotezy i ich konsekwencje), drugie - kwestia gospodarki przesytu zwanej dziś post scarcity i postkonsumpcjonizmu. I to ostatnie - można rzec - zachowuje aktualność.W takim razie mogło chodzić o badanie rozszerzenia feudalizmu na skalę kosmiczną,co wzięęło się z przyzwyczajenia i konwencji.
Aleale... Nie uciekajmy od (tematu) Asimova, póki nie odpowiesz na postawione pytania ;)*.
* I tu, uprzedzając Twoją potencjalną linię obrony, mogę zauważyć, że prognozy rzucone od niechcenia, by nie rzec: od czapy, owszem, potrafią się sprawdzać, czasem nawet lepiej, niż te poparte ścisłym rozumowaniem (dowodem ledwo co przywołany w innym wątku Dick, czy futurologiczne przewagi zmyślającego Wellsa nad usiłującym logicznie ekstrapolować Verne'm), ale... da się to ocenić tylko post factum (a do roku 12 069 Ery Galaktycznej trochę zostało ;) ), na dziś możemy skupić się wyłącznie na autorskiej metodologii, a ta wygląda jak wygląda.
ps. Na marginesie wypadnie odnotować, iż - o czym bywała już mowa - od Seldona do Marksa też nie tak daleko. Ta sama nadzieja na uściślenie, na podobieństwo przyrodniczych, tzw. nauk humanistycznych.
Czyli w temacie - co ze Szmidtem ?
Ktoś czytał ?
Przecież tendencja w nauce jest taka, że język swędzącego przyrodzenia zmienia świat nauki, bo zmienia język nauki.
W takim razie mogło chodzić o badanie rozszerzenia feudalizmu na skalę kosmiczną
Chodzi o książkę :
Thomas Nagel" Umysł i kosmos".
Enarche, 2021
Na razie jest w przedsprzedaży.
Linka do wydawcy:
https://enarche.pl/produkt/umysl-i-kosmos/
Thomas Nagel" Umysł i kosmos".Spory fragment książki jest dostępny do pobrania:
Enarche, 2021
Na razie jest w przedsprzedaży.
Cixin Liu 'Problem trzech ciał" Pozytywnie oceniam.
Ten "Wydech" nawet czytliwy
Obcy przejawiają dziwnie ludzkie cechy...niby są wyzbyci różnych zbędnych emocji, ale knucie i mordowanie jest widać stałą kosmiczną. Zbawiciele ludzkości...Knucie odpada, zupełnie odpada - nie są do tego zdolni...fizjologiczne, jak sól do bycia słodką.
Ja knuciem nazywam już to, co stało się pod koniec tomu pierwszego czyli planowanie jak rozkminić Ziemię.CytujObcy przejawiają dziwnie ludzkie cechy...niby są wyzbyci różnych zbędnych emocji, ale knucie i mordowanie jest widać stałą kosmiczną. Zbawiciele ludzkości...Knucie odpada, zupełnie odpada - nie są do tego zdolni...fizjologiczne, jak sól do bycia słodką.
Ale to pojawia się dopiero w tomie drugim...bodaj? (skoro nie wiesz)
Przecież to zaplanowali i uknuli sofonowo - hm?Zaplanowali, ale nie uknuli :D
/.../Przeczytaj dalsze części bo warto. Poziom tego jest wyższy niż Hyperion i te brednie o wampirach. Ogólnie jest wysoki.
Ja knuciem nazywam już to, co stało się pod koniec tomu pierwszego czyli planowanie jak rozkminić Ziemię.
Przecież to zaplanowali i uknuli sofonowo - hm?
bo warto.
Zapiski oficera Armii Czerwonej są niezwykle aktualne
"Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" dobrze się czyta i ciekawie opisuje oryginalne życie półświatka.
...stąd kolejnych tomów...lub nie przeczytam:)A ja przyznam - przeczytałem. Ciekawe pomysły wymieszane z grafomańskimi opisami. Za grube.
Trudno ocenić jednoznacznie, ale rozmach to trzeba autorowi przyznać.
Tom trzeci kończy się razem ze wszechświatem!
I druga rzecz to ta bezproduktywność właśnie. Można by te pieniądze zainwestować tak, że służyłyby większej liczbie ludzi.- oczywiście, to prawda, podaję nr mego konta... ;) .
a/ Pańszczyznę (prawdziwa historia polskiego niewolnictwa)- bardzo warto, choć po lekturze człowiek zaczyna się zastanawiać, jakim cudem jako naród jesteśmy mimo wszystko w miarę normalni,Która to historia była nieprawdziwa?
chłop zaś ewentualnie mógł się upić.
chłop zaś ewentualnie mógł się upić.No. pamiętam, pamietam... :)
Najbardziej niesamowite z tej książki, jeśli chodzi o pojedynczą informację, było dla mnie to, że przed kataklizmami XVII w. chłop, wówczas znacznie "wolniejszy', "wyciągał" 5 ziaren zboża z jednego zasianego. Co wydaje się wartością słabą. Zaś po wszelkich nieszczęściach wieku XVII spadło to do 3 ziaren z jednego zasianego. Wyobrażacie sobie? Zaledwie potrojenie zasobu siewnego przy zgiętym grzbiecie od wiosny do następnej wiosny (wliczając młóckę)...Zaznaczam, że kompletnie nie znam się na rolnictwie, ale 3-5 ziaren z jednego zasianego? Przecież:
Zaznaczam, że kompletnie nie znam się na rolnictwie, ale 3-5 ziaren z jednego zasianego?Kiedyś na Rusi istniała taka miara wydajności pszenicy i innych zboż - "sam". Wydajność "sam-3" oznacza, że z jednego zasianego korca pszenicy uzyskiwano trzy. Przy czym plony sam-3, sam-4 uznawano za przeciętne. Sam-5, sam-6 to bardzo dobrze, a sam-10 - wybitny rezultat.
nigdy nie słyszałem, by właściciele niewolników; czy to w Egipcie, czy Rzymie, czy Europie feudalnej oraz w tych późniejszych czasach np. Ameryce w XiX wieku - rozpijali swoich niewolników.
/.../
Jednak jesteśmy "wyjątkowym" narodem ;)
chłop, wówczas znacznie "wolniejszy', "wyciągał" 5 ziaren zboża z jednego zasianego. Co wydaje się wartością słabąTaa, słabą?
Kiedyś na Rusi istniała taka miara wydajności pszenicy i innych zboż - "sam".O tym "samie" nie slyszałem, o innym samie a zwłaszcza samach - tak. O, np. supersamach :)
W połowie XVII wieku pańszczyzna dochodziła do 4–5 dni, zaś w XVIII wieku nieraz do 6–7 czy też nawet 10 dni w tygodniuJak miał dużo dzieci to nie problem. Wysłał trójkę do roboty na pańskim i ci wyrobili 3 dni i może jeszcze co skubnęli. To coś jak robota w Technoserwisie, na Stoczni, na II zmianie.
Tylko że piramid nie budowali niewolnicy, a chłopi właśnie.nigdy nie słyszałem, by właściciele niewolników; czy to w Egipcie, czy Rzymie, czy Europie feudalnej oraz w tych późniejszych czasach np. Ameryce w XiX wieku - rozpijali swoich niewolników.Nie wiem czy w Egipcie rozpijali, ale jednak poili, budujących piramidy po prawie 5 litrów piwa dziennie na łba:
/.../
Jednak jesteśmy "wyjątkowym" narodem ;)
Tylko że piramid nie budowali niewolnicy, a chłopi właśnie.
W starożytnym Egipcie niewolników prawie nie było, a jeśli to służba domowa, nałożnice etc.
Więc może mniej należy skupiać się na nazewnictwie i formalnej pozycji społ. ... a bardziej na tym, jak bardzo kto miał przechlapane - i dlaczego (co wydaje się istotniejsze od - zawszeCzy to nie trywializowanie?
Dla równowagi podlinkuję artykuł w temacie, w mojej opinii dość rzetelny
https://histmag.org/Czy-polscy-chlopi-byli-niewolnikami-wyzyskiwanymi-przez-szlachte-chybiony-i-niebezpieczny-tok-myslenia-22723 (https://histmag.org/Czy-polscy-chlopi-byli-niewolnikami-wyzyskiwanymi-przez-szlachte-chybiony-i-niebezpieczny-tok-myslenia-22723)
Na podstawie tego co pamiętam. Studiowałem kiedyś tę dziedzinę. W czasach jeszcze przed systemem bolonskim, choć słusznie minionych. Nie było wtedy klimatu by wybielać szlachtę, raczej był odwrotny.Dla równowagi podlinkuję artykuł w temacie, w mojej opinii dość rzetelny
https://histmag.org/Czy-polscy-chlopi-byli-niewolnikami-wyzyskiwanymi-przez-szlachte-chybiony-i-niebezpieczny-tok-myslenia-22723 (https://histmag.org/Czy-polscy-chlopi-byli-niewolnikami-wyzyskiwanymi-przez-szlachte-chybiony-i-niebezpieczny-tok-myslenia-22723)
Na jakiej podstawie twierdzisz, że artykuł jest rzetelny?
Tezy przedstawione w wymienionych książkach są udokumentowane dużo lepiej.
Czy to nie trywializowanie?
Jednak warunkiem sensownej komunikacji jest adekwatne stosowanie pojęć. Czy to w zwykłym życiu, czy w nauce.
Czy w Polsce kiedykolwiek miało miejsce coś takiego?
/.../
Albo takiego?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Daria_Sałtykowa (https://pl.wikipedia.org/wiki/Daria_Sałtykowa)
liv,Może być :) Miałem na myśli własne kompetencje, bo moja wiedza (w sumie, dość potoczna ale i tak aż krzyknęła na tak rewolucyjny tytuł) jest z grubsza zgodna z linkowanym.
no, myślę, że autor książki ma i tak większe kompetencje do pisania o tych rzeczach niż ten linkowany przez Ciebie ::)
Rzeczona recenzjaTak ta. :) Pierwsze zdanie - perełka, widać doświadczenie w sztuce językowej dyplomacji.
Warsztat historyka i walory pióra Kamila Janickiego dokumentuje jego ostatnie dzieło –„Pańszczyzna”, które udanie mieści się w nurcie historii ludowej. Opinie w niej zawarte jak zwykle u Janickiego są klarowne, wyraziste, odważne. Prowokują i otwierają pole do dyskusji. Autor nie ukrywa, po której stronie sporu historycznego się sytuuje, a tym samym oczekuje, że czytelnik nie pozostanie obojętnym.
Pierwsze zdanie - perełka, widać doświadczenie w sztuce językowej dyplomacji.
...............Łgał. 8)
Prawdę mówiąc są tylko 2 możliwości - albo autor łgał od początku do końca, albo rzeczywiście było nielekko.
- Kwestia jak to nazwać przypuszczam dla chłopa była niespecjalnie istotnaJasne, ale nie o tym rozmawiamy – „co mógł czuć chłop pańszczyźniany?”.
- a robić musiał u obcego w zasadzie na okrągło za darmoJak to za darmo?
- niemalże (w praktyce z pozbawieniem życia)Ryzykowne.
W koncu chłopa można było sprzedać jak rzecz bądź zastawić.Ziemię, nie chłopów, albo niż już nic nie rozumem, bo wtedy ten... kopernikański.
- Większość szynków i karczm dzierżyli krajanie, gorzałkę i piwo zaś w nich sprzedawaną ważył szlachcic na folwarku.Na koniec – zgoda :))
System feudalny z zależnością poprzez uprawianą ziemię od niewolnictwa, odróżniano już dawno (nawet Marks uznał to za odrębna formację).Z książki wynika, że większość chłopów nie miała ziemi, albo miała jej za mało, aby się utrzymać. Wynika z niej, że nawet kmiecie pod koniec mieli jej za mało, nie mówiąc o zagrodnikach czy niżej. Chałupnicy czy komornicy nie mieli nic (ewentualnie ogród). Był to więc feudalizm silnie zdegenerowany co do swojej podstawy. Jeśli feudalizm rozumieć jako "współczesny podatek VAT". To znaczy ta ziemia w końcu ewentualnie stanowiła ochłap, dzięki któremu chłop utrzymywał się przy życiu, ale nie samodzielnie, jej obrabianie nie było jego zasadniczym zajęciem, była raczej elementem jego przykucia do folwarku. Z biegiem lat jak wywodzi autor coraz mniej się opłacało mieć tę ziemię, mimo, że teoretycznie pańszczyzna tym była mniejsza, im więcej własnej ziemi posiadał kmieć. Np. kmieć obowiązany był utrzymywać znacznie więcej zwierząt, zwłaszcza pociągowych, niż faktycznie ten 1 łan wymagał. Żeby móc u pana sprzężajną pańszczyznę z odpowiednią intensywnością odrobić. Więc chłopi w pewnym momencie połapali się, że bycie zbyt bogatym wcale się nie opłaca.
Bodaj jedynie Małowist ostrożnie podciągał pańszczyznę pod niewolnictwo w książce pod tym tytułem wydanej w schyłkowym PRLu.To mimo wszystko książka popularna, a nie praca naukowa. Staram się odróżnić podane fakty (o ile fakty) od ewentualnych sympatii autora. Możliwe, że autor bardzo wybiórczo je podał, ale czy są kontrprzykłady?
Nie zastanawia Cię, że tego przewrotu dokonał magister specjalizujący się głównie w skandalach II RP?Zaczepnie odpowiem, że może lepsze to, niż gdyby się specjalizował w Średnim Państwie :) . Natomiast serio to nie badałem, co autor wcześniej napisał, przeczytałem recenzję tej książki w jakiejś pop-sci prasie i zanabyłem. Załóżmy, że jest zmanierowany - czy jednak pisze nieprawdę, czy podaje fakty, oto jest pytanie.
Wszak on nic nowego nie odkrył – do tego potrzebny jest specjalistyczny warsztat, zupełnie inny niż historyka XX wiecznego. Ponad pół wieku Polski Ludowej, potem mniej ludowej - i żaden historyk nie zauważył takiej rewelacji? I czy tego typu rewolucja nie powinna wywołać burzy wśród historyków?Tego to nie wiem. Ja raczej niedostosowany jestem, a burzę to mi się zdaje coraz trudniej wywołać. Natomiast wiele rzeczy, które czytałem pasują do tych "odkryć". Zresztą co znamienne pierwsze co mi się nasunęło to opisy z Nikodema Dyzmy a także ze wspomnień Deczkowskiego, jak mieszkała jego rodzina u "państwa". Czyli cień po przeszłości, ale jednak dobitny.
Natomiast mógł od ręki rzucić tę gospodarkę i wtedy stawał się wolny..luźny.Mógł? Z książki wynika, że bez zgody szlachcica nie mógł. A z biegiem lat o tę zgodę było coraz trudniej. Był ścigany za to, jeśli sam pana porzucił. Oczywiście mogło mu się udać. Nowy właściciel mógł przygarnąć. Albo mógł zostać łazęgą (super wybór). Nie mówimy o czasach, gdy chłop mógł się stać rycerzem wszak, dajmy na to jelita komuś odpowiedniemu wypuszczając. Raczej o takich hinduskich, kastowych. W książce pełno jest rozmaitych przymuszeń, jak odbieranie gospodarstwa jeśli chłop się źle prowadził, brak zgody na dziedziczenie z ojca na syna (córkę) jeśli nie był żonaty, przymuszanie do ślubu pod groźbą odebrania majątku, ale też pod groźbą taką samą nie mógł to być ożenek z poddanym innego pana itd. Wdowa też nie mogła samodzielnie gospodarzyć, nawet jeśli miała potomstwo, tylko albo wydawano ją za mąż albo przenoszono gospodarstwo na syna bądź córkę, pod warunkiem oczywiście, że byli już w małżeństwie albo rachu-ciachu stawali się nim. Pan nie tolerował kawalerki. Mnie to wygląda, o ile autor nie łże, na mocne ograniczenie swobód.
Wiesz, dostawanie jakichś groszy (eufemizm - jeśli, to w naturze) za robotę własnym sprzężajem i narzędziami (które jednakże zmuszony był nabyć u dziedzica po jego cenie) nie stanowi jeszcze o tym, że to faktyczny jej ekwiwalent. Że jest już 2 maja to takie stare powiedzenie, które być może tu zadziwiająco pasuje, że ja udaję, że pracuję, a oni udają, że mi płacą. Z tym że chyba jednak chłop, mimo całej swej przebiegłości, za bardzo to udawaniem nie naciągnął. Owszem, per saldo z powodu jego krnąbrności wyniki finansowe były na tle epoki liche (przez co jednak należy uznać, że ustrój był głupi, na tym tle), ale co się przy tym narobił jednak... Zmęczył się. Współcześnie "dzierżawa" brzmi swojsko i uspokajająco, jakby chłop miał interes, dla zysku wydzierżawił, za co słusznie należałoby się płacić. To znaczy zarabiasz X i płacisz jakiś procent tego X. Ale przecież tak nie było. Raczej to był dzierżawa w stylu "kup pan cegłę". I podziękuj jeszcze. I odnieś na stos. Nie chodzi o to, że dziś to inaczej wygląda, nie biega o ocenę tamtych czasów wg dzisiejszych standardów, tylko chłop nie miał wyjścia. Padają liczby (takie ze "środka" - bez maksymaliów), że jednak wychodziło to na ponad tydzień w tygodniu. Że w końcu ta ziemia należna rolnikowi czy półrolnikowi to było na ledwie przeżycie, a w rzeczywistości był on kompletnie zależny od pana. Na ten przykład pan mu ograniczył możliwośc wolnej sprzedaży płodów tej ziemi na rynku, musiał je zdać do pana. No musiałbym całe rozdziały cytować, dlatego mówię, z ciekawości (mojej, co powiesz), przeczytaj.Cytuj- a robić musiał u obcego w zasadzie na okrągło za darmoJak to za darmo? I jak to na okrągło? Dzierżawił ziemię szlachcica i to był jeden z elementów umowy - odrabianie pańszczyzny.
Nie przesadzałbym też z czasem. W XVI wieku był to dzień w tygodniu, oblatywany zazwyczaj przez wysłanego parobka lub dziecko, żonę.... Bo ci biedni chłopi też mieli swoją służbę.Autor pisze o tych czasach "przedpotopowych" jako odniesieniu, że "dobrze już było". Rozwój folwarków i śrubowanie pańszczyzny nastąpiło po tym czasie (przynajmniej wg niego). To znaczy już po krachu handlu zbożem.
I przechodząc do tego sprzedawania chłopów. Mam wrażenie totalnego nieporozumienia. Przecież transakcja sprzedaży dotyczy ziemię, lub urządzenia (młyn), a chłopi byli do tej ziemi „przywiązani” umową, jeśli rzecz jasna - chcieli być chłopami. Czy jeśli bank obywatela X zostanie przejęty przez inny bank, to czy to oznacza sprzedaż też obywatela X? Gdyż nagle spłaca dług innemu podmiotowi?Bardzo trudno jest zapewne jakościowo opisać sytuację bo jeśli są wszystkie odcienie szarości to czym różni się czerń od bieli - w KRLD też jest własność prywatna więc w zasadzie wróbel jest wielkości słonia itd. Tym niemniej autor podaje autora (niejakiego prof. Dygasiewicza), który w już w latach 50-tych XX w. zgromadził. 3 tyś kontraktów (umów zarejestrowanych tylko w wielkopolskich sądach), w których wyszczególniono, że chłop (chłopi) przeszedł w ręce nowego właściciela. Czyli w tych umowach mowa była o chłopach a nie, albo nie tylko, o ziemi. Z czego (zaokrąglam) 8% dotyczy JAWNEJ sprzedaży. 5% to jawna wymiana (łeb za łeb). 6% to zastaw. ~70% to darowizna (przypuszczalnie wiadomo o co chodziło - o teoretyczny brak przepływu gotówki). Znowu, rozdział tęgi, przykładów i cytatów mnogo, nie sposób choćby pobieżnie przywołać.
W praktyce to i ja, teraz mogę kogoś zabić. Tyle, że podlegam karze.Jasne, jak pisze autor - podając kilka różnych przeliczników, które obsuwały się na niekorzyść chłopiny wraz z czasem - ale może Marcin Bielski (czyli czasy przedpotopowe, jak w Twoim cytacie maturalnym, czyli jeszcze piwem i miodem spływające) - za zabicie chłopa: "człowiek za 10 grzywien, szkapa za 60". Czyli szlachcica zabicie chłopa bez dalszych konsekwencji kosztowało 1/6 konia, i to tylko o ile zabił cudzego chłopa, bo wówczas miał do czynienia z innym szlachcicem, który mógł podać go do sądu. W innym miejscu cena za szlachcica 192 złote, a za chłopa 16 zł (wg przelicznika - innego autora - odpowiednio 300 tyś i 24 tyś współczesnych złotych polskich). O ile był to "cudzy chłop". Współcześnie możesz oczywiście kogoś zabić, ale nie możesz się od kary więzienia (bądź ośrodka dla centralnie rąbniętych) wykupić - w każdym razie oficjalnie, za cenę 1/6 samochodu, czyli np. 10 czy 20 tysięcy. Mnie się zdaje, że te szarości się różnią ;) .
Rozumiem jednak, ze był problem z egzekucją prawa. Ale on dotyczył wszystkich.A czy w pańskich włościach w ogóle prawo samo z siebie w działało? Co innego jak szlachcic zabił własność innego szlachcica - wtenczas sąd rozpatrywał skargę równych. Ale z książki wynika, że lamenty chłopskie na panów w zasadzie były bezprzedmiotowe.
Jak wyżej.CytujW koncu chłopa można było sprzedać jak rzecz bądź zastawić.Ziemię, nie chłopów, albo niż już nic nie rozumem, bo wtedy ten... kopernikański.
Ale teraz - jak inna spółdzielnia mieszkaniowa przejmie moją, to powiesz, że zostałem sprzedany wraz z mieszkaniem? Że jestem niewolnikiem?Kurde, czy Ty troszkę nie demagogizujesz? W ogólności wróbel to słoń i jeśli chodzi o lokatorów niektórych kamienic to może i prawie podobne (choć ich "panowie" chętnie by im nawet zapłacili, ale za pójście precz, a nie pozostanie na miejscu). Ale nie w przypadku normalnej spółdzielni. Zakres porównania rozmija się właśnie jak wróbel ze słoniem, choć pod pewnymi względami to bardzo zbliżona grupa organizmów, kręgowych i stałocieplnych.
Tu wycinek z tego artykułu z Onetu bazującego na naszej książce – źródło. "Z wszystkiej własności do pomienionego mielcarza [słodownika] i jurysdykcji do niego dziedzicznej całej się wyzwalam i z onej ustępuję" - zapewniał pewien szlachcic w darowiźnie z 1694 roku. "Z poddanych moich rezygnuję, nic sobie do nich własności nie zostawiając" - gwarantował inny w roku 1724. "[Tego] Marcina z żoną, dziećmi, z inwentarzem rogatym i nierogatym, tudzież z całą ich ruchomością, z wszystką ich obojga własnością daję i z prawa poddaństwa dobrom Czachorowu kwituję i uwalniam, oddając ich na wieczność w niewątpliwe poddaństwo wraz z dziećmi i inwentarzem" - zanotowano szerzej w kontrakcie z 1779 roku. https://podroze.onet.pl/ciekawe/handel-ludzmi-w-polsce-szlacheckiej-ile-kosztowal-chlop-panszczyzniany/mdzbbhq (https://podroze.onet.pl/ciekawe/handel-ludzmi-w-polsce-szlacheckiej-ile-kosztowal-chlop-panszczyzniany/mdzbbhq)To dlaczego on z nich "rezygnuje"? Czy jest sens pisać w urzędowym dokumencie, że się z czegoś rezygnuje, jak się nie ma do tego praw? Czy jak Twoją spółdzielnię zakupi inna spółdzielnia, to w akcie będzie napisane, że sprzedający rezygnuje z niejakiego liva, i żadnych pretensji do niego, jego żony i potomstwa nie ma?
To są obroty ziemią lub majątkiem. Nazywanie tego handlem ludźmi to imho – nadużycie.
Bo czy gdyby było tu tak strasznie, przybywali by tu osadnicy ze wszystkich niemal stron, np. Holendrzy?OK, ale czytając zalinkowany art. - mieli takie same prawa jak polscy chłopi? Czy "trochę lepsze"?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ol%C4%99drzy (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ol%C4%99drzy)
Bo chyba nie robisz zarzutu, że organizowano knajpy dla ludności? Toż to prawie kapitalizm.Nie "organizowano knajpy", tylko organizowano upłynnienie zboża w bardziej korzystny sposób niż jego sprzedaż na zewnątrz - około 4-krotnie korzystniej. Jeśli chłop miał "kontyngent", który musiał kupić koniecznie to hm, czyżbyś chciał, żeby Ci ktoś coś tak zorganizował dla Twego dobra, za Twoje pieniądze i pod przymusem? Uznałbyś to za kapitalizm - czy bolszewizm? Zwłaszcza, gdybyś pod karą nie mógł wyrabiać alkoholu (piwa), kupić "obcego" alkoholu - a pod jeszcze większą karą próbować takowego sprzedawać?
Bo względem XVIII w to chyba jednak miał częściowo rację :-\Janicki pisze tak (skracam twórczo): "Na południu i wschodzie szlachcice chętnie oddawali karczmy w ręce Żydów. Tendencja ta jednak nie stała się powszechna. W połowie XVIII w. najwyżej 1/4 szynkarzy była Żydami. Nie było to prawdą w odniesieniu do całej Rzplitej i stanowiło absurd, gdy mówiono o ziemiach środkowej, czy zachodniej polski. Na ten przykład w Wielkopolsce ponad 95% karczmarzy wywodziło się z rodzimej ludności. Niemców było 3-4% a Żydów <0,5%". Daje źródła ale przepisać je dłużej niż ten twórczo skrócony cytat więc podaję tylko nazwiska (może Tobie coś powiedzą) - Guldon, Kowalski, Szczepaniak, Burszta, Besala, Zawadzki. Przy czym jednakże - załóżmy, że w karczmach szlachta zatrudniałaby, z takich czy innych powodów, dla niej wygodnych, Eskimosów - czy to coś zmienia w istocie sprawy? Że to szlachta w istocie sprawczo zatrudniała, lub mogła pogonić (o ile w długi nie popadła), w określonym celu to robiła, i chyba trudno to uznać za proto-opiekę socjalną nad pracownikami a la hotel Prora ;) ?
O w mordę, ale żeś rąbnął. Nie wiem, czy się z kolan pozbieram...Ja?
Z książki wynika, że większość chłopów nie miała ziemi, albo miała jej za mało, aby się utrzymać.Ci co nie mieli nie byli kmieciami a mieszkańcami wsi, lub ludźmi luźnymi. Wcześniej linkowałem te kategorie.
jej obrabianie nie było jego zasadniczym zajęciem, była raczej elementem jego przykucia do folwarkuPrzykucie to kolejny temat problematyczny.
czy jednak pisze nieprawdę, czy podaje fakty, oto jest pytanie.Ważny jest też dobór.
niż gdyby się specjalizował w Średnim PaństwiePodstawą warsztaty dla podanego przez ciebie przykładu jest znajomość pisma hieroglificznego.
Tym niemniej autor podaje autora (niejakiego prof. Dygasiewicza), który w już w latach 50-tych XX w. zgromadził. 3 tyś kontraktów.Zakładam jednak, że jest. Tyle, że tam mamy tu fragmenty dokumentów – a jak dobrane?
Janicki pisze tak (skracam twórczo): "Na południu i wschodzie szlachcice chętnie oddawali karczmy w ręce Żydów. Tendencja ta jednak nie stała się powszechna. W połowie XVIII w. najwyżej 1/4 szynkarzy była Żydami.Nie ustosunkuję się bez głębszego badania, tylko naszła szalona a wredna myśl, - czy aby nasz pisarz nie zrozumiał opacznie notki z wikipedii?
OK, ale czytając zalinkowany art. - mieli takie same prawa jak polscy chłopi? Czy "trochę lepsze"?Chodzi o Olendrów, Szkotów i innych zza.
Tak na szybko (nie czytając jeszcze) - nie martw się. Wolne się kończy. Pańszczyzna czeka. Potem darmowszczyzny u małżonki. Nie będzie czasu. Jesteś bezpieczny ;) .CytujO w mordę, ale żeś rąbnął. Nie wiem, czy się z kolan pozbieram...Ja?
Odrąbałeś znacznie bardziej i teraz jestem w zakłopotaniu. Czas świąt mija i wnet trzeba będzie wrócić do codziennego odrabiania pańszczyzny.
A tu wypadałoby odnieść się...czy może nie?
Ale Ty znów mi odpowiesz i z braku czasu będę musiał oddać pole (z chłopami i czynszem) walkowerem.
Jestem niezmiernie zdziwiony tym, że tak rozwlekle można o niewolnictwie i zniewoleniu polskiego chłopa.
...odwiedziwszy bibliotekę skusiłam się na kolejnego Glukhovsky’ego czyli "Witajcie w Rosji" - jeszcze nie czytałam (ktoś?), ale podobno trafne:Zdaje się, czytałem. W języku oryginału.
https://www.onet.pl/kultura/badloopus/witajcie-w-rosji-kazda-rosja-ma-swojego-bulyczowa/65xe6xl,30bc1058 (https://www.onet.pl/kultura/badloopus/witajcie-w-rosji-kazda-rosja-ma-swojego-bulyczowa/65xe6xl,30bc1058)
Tak, toto;)...odwiedziwszy bibliotekę skusiłam się na kolejnego Glukhovsky’ego czyli "Witajcie w Rosji" - jeszcze nie czytałam (ktoś?), ale podobno trafne:Zdaje się, czytałem. W języku oryginału.
https://www.onet.pl/kultura/badloopus/witajcie-w-rosji-kazda-rosja-ma-swojego-bulyczowa/65xe6xl,30bc1058 (https://www.onet.pl/kultura/badloopus/witajcie-w-rosji-kazda-rosja-ma-swojego-bulyczowa/65xe6xl,30bc1058)
Czy to to?
https://knizhnik.org/dmitrij-gluhovskij/rasskazy-o-rodine/1 (https://knizhnik.org/dmitrij-gluhovskij/rasskazy-o-rodine/1)
Zatem o folwarku – powstał nie po to by gnębić chłopa, a by zarabiać pieniądze.To oczywiste, autor to mocno podkreśla. Stąd te "żywe maszyny", o które pan dba, przynajmniej w tym sensie, że bez potrzeby ich nie psuje. Po prostu czegoś wybrano zły kierunek - zamiast motywować do podniesienia wydajności, podnoszono ją zwiększając wyzysk, co naturalnie natrafiło na opór.
Marginesem, nie wiem czy to tylko mieszczuchy piszą historię? - ponieważ nie znalazłem odpowiedzi na pewien problem – załóżmy wymiar pańszczyzny 4 dni w tygodniu? Ale przecież na wsi zimą się zasadniczo nie robi?Jest na to rozdział, z którego wynika, że robota była cały rok. Też się nad tym zastanawiałem. Autor twierdzi, że zaraz na wiosnę zaczynano orkę, co szło opornie (wołami) i trwało kilka miesięcy, bo do tego powtarzano ją trzykrotnie, gdyż pługi nie przewracały skiby. Żniwa oczywiście - także sierzpem trwały znacznie dłużej, choć tutaj pogoda dawała okowy. Na koniec po zwózce następowało młócenie, które często nie kończyło się do lata roku następnego. Nie pada sformułowanie wprost, że zasów był cały rok, ale tak jakby wynika. Plus liczne cytaty z rozmaitych poradników agronomicznych w stylu bosmańskim (chłop, który nie ma zajęcia, psuje się więc trzeba mu ją dać, nawet jak głupia).
Ci co nie mieli nie byli kmieciami a mieszkańcami wsi, lub ludźmi luźnymi. Wcześniej linkowałem te kategorie.Autor wymienia kmieci, półłanowców, zagrodników , chałupników i komorników jako odrabiających pańszczyznę. Wszyscy oni mieszkali na gruncie i w chałupach pana.
Nie można ich mieszać, bo oni - bezmajątkowi - na ogół nie podlegali feudalnym zobowiązaniom.
Przykucie (do ziemli - maziek) to kolejny temat problematyczny.No dobra. Biorę pod rozwagę Twoje uwagi, jako że posiadasz szerszy horyzont umysłowy. Z Żydami to nie wiem, ale nie sądzę, żeby autor aż tak rżnął. Ogólnie jak już pisałem autor przytacza źródła do niemal każdego akapitu, choć oczywiście bibliografię na studiach się robiło że ho-ho. Ale sobie tak przypadkowo przeczytałem i sobie przypomniałem - a co powiesz w takim razie o Uniwersale Połanieckim? Akurat o tym autor w ogóle nie wspomina chyba (chyba, że wspomina, ale tę treść przeczytałem w tym cudownym momencie, gdy oko się mgli i sen nadchodzi). Mnie w szkole uczyli, że cały naród występował przeciw zaborcom, coś tam ewentualnie tłumacząc półgębkiem o Jakubie Szeli, że nie chciał, ale musiał, ale ogólnie wiadomo, Bartosz czapką zdusił. Potem zaś czytałem wielokrotnie, że chłopi się do zrywów powstańczych wcale nie palili, zwłaszcza przewidując w razie zrzucenia jarzma zaborców powiększenie umniejszonej pańszczyzny. Co zresztą pasowało do podziału na potomków sarmatów i potomków jakichś ciapowatych rolników, których ci pierwsi podbili. Po co więc Kościuszko dawał chłopom dokument "urządzający powinności gruntowe włościan i zapewniający dla nich skuteczną opiekę rządową, bezpieczeństwo własności i sprawiedliwość w komisjach porządkowych", oferujący (za wikipedią):
Alele...chciałam sprawdzić co u Pielewina - czy w Rosji on, czy nie - tylko stwierdziłam, że zamknięto forum na jego stronie - zostało przeniesione...Według niesprawdzonych danych, od 2019 roku pisarz mieszka na wyspie Koh Samui w Tajlandii:
No dobrze, tak skracając, abyśmy nie popadli w rozwodnienie (nie mówiąc o rozwolnieniu ;) )Oszzpak! :D
"żywe maszyny"
- Po prostu czegoś wybrano zły kierunek - zamiast motywować do podniesienia wydajności, podnoszono ją zwiększając wyzysk, co naturalnie natrafiło na opór.Z tym się zgadzam, jasne.
- Jest na to rozdział, z którego wynika, że robota była cały rok. Też się nad tym zastanawiałem. Autor twierdzi, że zaraz na wiosnę zaczynano orkę, co szło opornie (wołami) i trwało kilka miesięcy, bo do tego powtarzano ją trzykrotnie, gdyż pługi nie przewracały skiby.Maziek, ja piszę o zimie.
- Na koniec po zwózce następowało młócenie, które często nie kończyło się do lata roku następnego.A...chyba że młócili przez kilka zimowych miesięcy przy -30stu?
- Plus liczne cytaty z rozmaitych poradników agronomicznych w stylu bosmańskim (chłop, który nie ma zajęcia, psuje się. trzeba mu ją dać).Ryzykowne źródło które trzeba umieć czytać.
- Autor wymienia kmieci, półłanowców, zagrodników , chałupników i komorników jako odrabiających pańszczyznę. Wszyscy oni mieszkali na gruncie i w chałupach pana.Mam wrażenie totalnego nieporozumienia.
- łumacząc półgębkiem o Jakubie Szeli, że nie chciał, ale musiał,Wielce mówiący fragment o tej „niedoli”
- Mnie się zdaje, że jeżeli rządowy dokument mówi o takich kwestiach w ten sposób, to jest to dowód, że w swojej przeważającej masie chłopi byli niewolni,Nosz cały czas o to mi idzie – byli niewolni, ale to nie to samo co niewolnicy.
- nadania im wolności osobistej (czyli co, tak jakby niewolni byli?)Oczywiście że byli niewolni ale czy tak samo miał Kunta Kinte?
Mnie się zdaje, że jeżeli rządowy dokument mówi o takich kwestiach w ten sposób, to jest to dowód, że w swojej przeważającej masie chłopi byli niewolni, nie mogli opuszczać ziemi, nie mogli dochodzić swoich praw w sądach, byli bez pardonu usuwani z ziemi i pozbawiani majątku ruchomego, jako z założenia przynależnego panu. W przeciwnym wypadku nie wydano by takiej regulacji.Nie mylisz obietnic wyborczych z rządowym dokumentem? :)
- Na koniec możliwe że najlepszym dowodem na słabe położenie chłopa w Polsce, na tle innych krajów, są zapiski cudzoziemców, a więc ludzi, który mieli jakiś ogląd, jak to jest na świecie. jest ich przytoczonych w książce bardzo dużo i wszystkie one są mniej więcej podobneNa koniec uff... :)))
Tak ni przypiął ni wypiął ale nieco apropos - @LA, czytając Suworowa wyłania się jednak, mimo nastawienia autora, obraz "niezwyciężonej RKKA", która dysponuje techniką, metodami i przeszkolonymi ludźmi a także tankami i ogólną masą, czemu Zachód w zasadzie nie może przeciwstawić niczego, co by dorównywało tym walorom. Przeciwnie, jest miękki jak futerko jeża na brzuchu. Rosjanie zaś skaczą ze spadochronem, bez spadochronu, na płaska albo głową w dół, w każdych warunkach, na nagą skałę albo do zamarzniętej wody - i tak na okrągło. Co prawda Suworow rozstał się z RKKA w połowie lat 70-tych, ale to co widać teraz mocno nie pasuje do tego opisu. I tak się zastanawiam - czy Suworow sam uległ iluzji tej potęgi, czy też Gorbi aż tak rozmontował a Putia aż tak to popsuł?Nie wiem, maźku. Sam ciągle się zastanawiam nad tym, jak doszło do klęski rosyjskiego wojska pod Kijowem i nie tylko. Do "cudu nad Dnieprem", jak ją nazywam. I to mimo przytłaczającej przewagi przeciwnika w technice, w przeszkolonych ludziach, a także w tankach i ogólnej masie.
@liv - żena nie dała wolnszczyzny lecz zbiegłem fedrować na przodek, albowiem mój moczodawca, którego jestem pleno nocniko pełnonocnikiem, dał mi do zrozumienia, że pluton egzekucyjny jest w drodze a może i zajmuje już pozycje. Swoją drogą dlaczego nocnik to urynał a dziennik to nie klozet? Co prawda DTV się zbliżał. Hmm... Nie piłem, a trzepie...Zaczynam bardziej rozumieć Twoją empatię wobec pańszczyźnianych chłopów. ;)
Nie powiedziałbym, że "oryginał" jest słaby.
Bo ja wiem? Przywodzi na myśl, z jednej strony, "Omon Ra" Pielewina, z drugiej - "Miliard lat przed końcem świata" Strugackich, a z trzeciej - "Notatki dinozaura" Borisa Sterna...
Czy dużo stracił na jakości w tłumaczeniu? Tego nie wiem, gdyż nie mam pod ręką polskiego tekstu do porównania :)
No właśnie. Już się chciałam dziwić, że on tak krytykuje ze środka...nic, niech pisze chcoażby z Tajlandii:)Alele...chciałam sprawdzić co u Pielewina - czy w Rosji on, czy nie - tylko stwierdziłam, że zamknięto forum na jego stronie - zostało przeniesione...Według niesprawdzonych danych, od 2019 roku pisarz mieszka na wyspie Koh Samui w Tajlandii:
https://daily.afisha.ru/news/56830-mash-zayavil-chto-uznal-mestonahozhdenie-viktora-pelevina/ (https://daily.afisha.ru/news/56830-mash-zayavil-chto-uznal-mestonahozhdenie-viktora-pelevina/)
No właśnie. Już się chciałam dziwić, że on tak krytykuje ze środka...nic, niech pisze chcoażby z Tajlandii:)No właśnie. Bo to, co wielkie - jak nas uczono - dostrzega się tylko z odpowiedniej odległości. Że tak Jesieninem pojadę :)
myślałam, że to będzie taka opowieść o zblazowanych 30/40 latkach, którzy przed korpo uciekają w kampery i wicierozumiecie: wolność, droga itp., a tu ucieczka w korpo 60+. Hm.
Bo to, co wielkie - jak nas uczono - dostrzega się tylko z odpowiedniej odległości.
Tak to wygląda - chociaż oni utrzymują, że wybór takiego życia - chociaż zdeterminowany kłopotami finansowymi - był strzałem w dziesiątkę.myślałam, że to będzie taka opowieść o zblazowanych 30/40 latkach, którzy przed korpo uciekają w kampery i wicierozumiecie: wolność, droga itp., a tu ucieczka w korpo 60+. Hm.
Ech, żeby to była ucieczka, to rozpaczliwa pogoń za chlebem jest...*
* Wpisujaca się zresztą w tamtejsze tradycje - najpierw byli hoboes:
https://en.wikipedia.org/wiki/Hobo
Potem doszły cale rodziny żyjące wiecznie na walizkach - zjawisko to stało się tak zauważalne, że aż doczekało się serialowego ucukierkowienia w nadprzyrodzonej polewie:
https://www.youtube.com/watch?v=f9yY2Sj5k_g (https://www.youtube.com/watch?v=f9yY2Sj5k_g)
W końcu padło na spłukanych emerytów z przedemerytami...
Tak to wygląda - chociaż oni utrzymują, że wybór takiego życia - chociaż zdeterminowany kłopotami finansowymi - był strzałem w dziesiątkę.
Trochę trudno w to uwierzyć wziąwszy pod uwagę pracę, którą wykonują dla Amazona - ten zaś - wykorzystując sytuację - uczynił z tego mniemaną przygodę życia...smile still stays on...
Poza pracą - malowniczo i na pewno szczęśliwiej.
A w nim także pani Gajewska z "Wypędzonym..."
"Śniadanie pachnie trupem" Parafianowicza. Książka reklamowana jako pierwsza (taka) relacja z toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny, sądzę, że warta lektury choćby już z tego powodu
W maju wyszła książka "Teoria względności Mikołaja Kopernika" (sic!) Hellera:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=33871
Na szczęście te same prawa fizyki wyróżniają też 'fruczaka gołąbka (Macroglossum stellatarum)' i 'przytulię (Galium mollugo L.)' która obficie porosła mój ogród 'wyróżniając' [wręcz] te zadziwiające owady, w nawiązaniu do właśnie odkrytej zasady stellatarunowej (nie zdążyłem jeszcze jej omówić w Wikipedii).
'zgraja wieśniaków z pochodniami' nie ruszy na @Q. ;D
Dwugłos o reportażowej książce "Szalom bonjour Odessa" Aleksandry Majdzińskiej:Skoro już mowa o moim rodzinnym mieście, to... wybaczcie, małe kotki :)
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=34183
https://www.rp.pl/plus-minus/art38493301-szalom-bonjour-odessa-odessa-czyli-jatki-koty-i-cytrusy
(Linkując nie mogę nie myśleć o L.A..)