Podwójnie wykopkowo - dyskusja o "Obłoku...", która skręciła w kierunku rozważań czy Lem pisał, czy też nie pisał SF, miejscami ciekawe argumenty:
http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=15061
Człowiek nigdy nie wie co mu się wygugla...
Ja "Obłoku" co prawda nie czytałem, ale zdecydowanie nie zgadzam się z większością tez na temat sf jako takiej z tamtego forum.
Po pierwsze, dlaczego powieść sf ma koniecznie być wizjonerska w dosłownym tego słowa znaczeniu? Dlaczego pojawienie się w niej kart perforowanych czy energii jądrowej jest czymś złym? Proponują zastąpienie szczegółowych opisów ogólnikami w rodzaju jakiegoś hipernapędu czy antygrawitacji. Żeby było zabawniej - taka na przykład centryfuga ma tę wielką zaletę, że istnieje, podczas gdy nie można mieć pewności, że grawitacja zostanie opanowana do roku, w którym toczy się akcja powieści. I kto się w takim wypadku narazi na śmieszność? Nie, mnie takie podejście nie pasuje. Zdecydowanie wolę nastrojowy opis łatania cementem notorycznie przeciekającego reaktora od nadprzestrzennych rajdów po galaktyce z fajerwerkami w postaci świecących w próżni promieni lasera (poruszających się oczywiście z prędkością ukontentowanego odrzutowca -
http://www.imprompty.blogspot.nl/2013/09/uczucie.html - a co, reklamę koledze zrobię
). Oczywiście, to tylko moja opinia, dla każdego coś innego, o gustach się nie dyskutuje itd. ale po prostu wkurzyło mnie trochę takie jednostronne podejście do tej sprawy. I żeby nie było - ja nie twierdzę, że należy opisywać tylko to, co znane, nie sprzeciwiam się wymyślaniu hipernapędów - ale po prostu nie zgadzam się z tezami takimi jak "hipernapęd jest lepszy od napędu rakietowego, bo ten drugi trąci myszką".
Po drugie, co do języka Lema - nie rozumiem dlaczego jego język został oceniony tak negatywnie. Cytat:
Cytat:
Oraz stylistycznej. Niedopuszczalne jest używać słowa "chyżość" jako zamiennika prędkości, gdy mowa jest to statku mknącym z połową c. Ani mówienie "sztuczny księżyc" na sztucznego satelitę.
No cóż - Lem był Żydem ze Lwowa - masa dziwnych konstrukcji w jego książkach to po prostu resztki niewychlastanego przez redaktorów dialektu który wyniósł z domu rodzinnego - kresowej polszczyzny schachłaczonej przez jidysz, odmiennej od dialektu lubelskiego którego używamy na co dzień jak kraj długi i szeroki.
Dla mnie ten właśnie oryginalny język jest jednym z głównych elementów stylu Lema, jego znakiem rozpoznawczym. I nie, nie uważam, że nietrzymanie się powszechnie przyjętych w języku polskim określeń jest "niedopuszczalne".
Po trzecie, co do anachronizmów Lema - moim zdaniem Mistrz stworzył coś, co pozwolę sobie nazwać "lempunkiem". I tak jak w przypadku steampunku nikt nie mówi, że "nie, przecież rozwój poszedł inną drogą, takich maszyn nigdy nie skonstruowano, to ahistoria", tak wytykanie anachronizmów technicznych Lemowi mija się z celem - zamierzone czy nie, budują klimat Jego powieści i stanowią drugi istotny element stylu.