Nie widać? A co to takiego na zdjęciu?
Ja tu widzę zmasakrowaną, porwaną blachę, odgięty w kierunku rwania dźwigar, kawałki blachy są powyginane we wszystkie możliwe strony w tym 2 kawałki do góry, wiele jest mniej więcej nieodgiętych w ogóle a część odgiętych w dół a wszystkie przypadkowo - ale jakie widzisz podobieństwo tego obrazu z tym obrazem (efektem "doświadczenia"), w którym jak pod sznurek wszystko się wykręciło w jednym kierunku, jeszcze z tym charakterystycznym wygięciem po eleganckim łuku:
?
Powiedz sam, maźku, z ręką na sercu, czy tak powinno wyglądać skrzydło po zderzeniu z pniem drzewa grubości 40 cm, i to na stosunkowo małej prędkości? Gdzie są wgniecenia, pofałdowania, wyrwane strzępy poszycia i elementów siłowych? Na moje oko, skrzydło jest odcięte akuratnie, nawet zbyt akuratnie. Nie oderwane, lecz właśnie odcięte, jak nożem. Albo np. za pomocą CCL (Cutting Charge Linear).
Dlaczego uważasz, że to rozerwanie nie jest poszarpane, nie ma tam wyrwanych strzępów itd? Dziwi Cię, że drzewo przecina (przerywa) metal? Czy widziałeś film z cięcia skrzydeł samolotu przez słupy telegraficzne?
&ab_channel=MrMaduro1968
Dlaczego uważasz, że 280 km/h to "mała prędkość"? Oto zderzenie samochodu ze ścianą przy 200 km/h:
&ab_channel=Tylem.pl
Jeśli chodzi o ładunki liniowe, to przypominam, i oczekuję, że się do tego ustosunkujesz, że mimo wysiłków nie stwierdzono obecności materiałów wybuchowych, poza jedną poronną próbą opisaną gdzieś wyżej (próbą oszustwa w tym raporcie, na który powołuje się Sołonin). Natomiast pomijając to, na stronie , którą sam linkujesz widać, że efekty cięcia tego rodzaju ładunkiem są gładkie mniej więcej tak, jak cięcie palnikiem acetylotlenowym bądź plazmowym. Ponadto krawędzie są stopione, tak własnie jak po cięciu palnikiem. Niczego takiego nie widać na tym skrzydle. Pomijam tu, że umieszczenie takiego ładunku w skrzydle jak miałoby wyglądać? Ktoś wszedł przez otwór serwisowy i wylepił od środka poszycie? Powinien przeciąć przede wszystkim dźwigar. a ten jest urwany. W noc przed lotem na własnym lotnisku w maszynie nr 1 w Polsce? Czyli mamy jakąś tezę, sprzeczną z faktami (wyglądem skrzydła, wygięciem dźwigara do tyłu, brakiem śladów materiałów wybuchowych, brakiem nadtopień, blacha nie jest wywinięta w ten charakterystyczny sposób jak podczas eksperymentu (uporządkowana wygięta po łuku i wszędzie na zewnątrz).
Analogia z samochodem jest imho z zasady błędna, gdyż samochód zazwyczaj ma słaby, "miękki" dach w porównaniu do dolnej części karoserii.
W sensie konstrukcyjnym jest raczej odwrotnie, w tym sensie, że dach każdego współczesnego samochodu zabezpiecza pasażerów przed zgnieceniem w czasie dachowania lub koziołkowania pojazdu, a "dach" samolotu nie jest do tego optymalizowany. Nawet kabriolety mają pałąk nad głowami lub wzmocnioną ramę szyby przedniej aby w razie dachowania ochronić głowy pasażerów. Samochody po prostu dość często dachują i uwzględnia się to w ich konstrukcji, zwłaszcza że w tym wypadku masa własna konstrukcji nie jest tak krytyczna jak w lotnictwie.
Z samolotem jest zupełnie inaczej. Oto kadłub w trakcie budowy:
Co widzimy? Potężną, wytrzymałą konstrukcję, kratę składającą się ze wzdłużników i wręgów.
I gdzie tu "plecy", a gdzie "brzuch"?
Zasadniczo słowo "potężna" jest powiedzmy mało ścisłe, dla mnie jest to konstrukcja genialna, o możliwie małej masie własnej, jest to konstrukcja półskorupowa (poszycie jest istotnym elementem konstrukcyjnym) a wręgi mają może z 10 cm wysokości (porównując z głowami monterów, które mają nieco ponad 20 cm), zaś podłużnice może z 5 cm a może i to nie, materiał to stop aluminium i gołym okiem widać, że w stosunku do pola przekroju kadłuba miejsce zajmowane przez konstrukcję jest daleko mniejsze w proporcji, niż w jakimkolwiek samochodzie osobowym. Natomiast gdzie jest brzuch - to widać zwłaszcza na dolnym zdjęciu, tam gdzie jest ok. 2 m strefy zgniotu, poniżej pokładu (zwróć uwagę, że elementy konstrukcyjne pokładu są zdecydowanie wyższe (grubsze) niż konstrukcja kadłuba). Ponadto jest jeszcze drugi pokład, pełniący rolę wzmocnienia na samym spodzie. Wszystko to może się zgnieść, kiedy samolot uderza brzuchem. Od góry tego nie ma, bo generalnie samoloty, w każdym razie pasażerskie, nie dachują. Zauważ też, że nie jest zasadniczo konstrukcja odporna na zniszczenie poprzez uderzenie jakimś obiektem, bo te elementy są filigranowe, dlatego kadłub samolotu często deformuje si.e nawet po awaryjnym lądowaniu bez podwozia. To samo dotyczy skrzydła - zasadniczo jest ono puste w środku i jeśli obiekt trafi pomiędzy wręgi to musi spenetrować wyłącznie niezbyt grubą blachę. W zderzeniu skrzydła z brzozą nie miało to wielkiego znaczenia, bo z obliczeń wynika, że wbrew "niewielkiej prędkości" zdarzenie trwało na tyle krótko, że masa reszty skrzydła i samolotu nie miała znaczenia (efekt byłby taki sam, gdyby z tą prędkością wystrzelić w kierunku brzozy tylko powiedzmy metrowej szerokości fragment skrzydła).
Dlaczego zaraz błędy? Przy prędkości z grubsza 70 m/s i czasie zatrzymania 70 ms przyśpieszenie (ujemne) wynosi 70/0,07=1000 m/s2, czyli ~100 g.
Nie chodzi mi o błąd w równaniu, które rozwiązałeś, tylko błędne myślenie o fizyce, o przebiegu takiej katastrofy, w której samolot pasażerski spada na plecy a ktoś próbuje wyliczyć przyspieszenie działające na ciała pasażerów z obszaru, na jakim rozsypały się szczątki. Może nieco przerysowując to jest mniej więcej tak, jakby w dom trafiła bomba i rozrzuciło szczątki na 100 m, a ktoś twierdziłby, że nikt nie powinien zginąć, ponieważ droga hamowania 100 m oznacza, że przyspieszenie było małe. Niedawno w Polsce zdarzył się tragiczny wypadek, zarejestrowany przez kamerę. W samochodzie osobowym, który został uderzony z boku, z prędkością zapewne ok. 70-90 km/h zginęli wszyscy podróżujący, mimo, że jak podała policja, wrak samochodu osobowego zatrzymał się ok. 20 m od miejsca zderzenia. Zatem, rozumując torem Sołonina, co ich zabiło przy tak śmiesznej prędkości, nawet uwzględniając wypadkową z ich własną prędkością, skoro droga hamowania była ok. 20 m? Policzmy, niech oba pojazdy jechały 100 km/h, wypadkowa to ok. 140 km/h czyli circa, wciąż zaokrąglając w górę, 40 m/s. Z S=at^2/2 wychodzi mi przyspieszenie 4g. Samochód zdaje się nie dachował, po prostu odbiło go w pole, nawet nie było to zderzenie czołowe. Dlaczego więc wszyscy ponieśli śmierć? Przy czym liczę tu złożenie prędkości, a nie tylko "prędkość pionową", którą w tym wypadku była prędkość ciężarówki.
https://youtu.be/jQZ72rCzFwcCzy Ty uważasz, maźku, że uderzenie w miekką, błocistą ziemię - a choćby i w beton - z prędkością pionową 14 m/s, które jest równoważne upadkowi z wysokości zaledwie 10 m, skutkuje kompletnym rozbiciem się maszyny? W drobny mak? Z rozczłonkowaniem ciał pasażerów na pokładzie? Hmmm... Coś tu nie gra.
Z całą pewnością nie gra. Z samolotu poruszającego się z prędkością 75-kilku m/s nagle robi Ci się "czysty" upadek na ziemię z prędkością pionową 14 m/s, Policzmy energię kinetyczną dla obu prędkości - będzie się różniła o iloraz kwadratów prędkości - czyli o czynnik ~30. No, coś tu nie gra, fakt. to nie są takie same sytuacje. Poza tym weź pod uwagę, że o ile "miękka ziemia" działa na korzyść, kiedy spadasz z balkonu na trawnik, o tyle działa przeciw Tobie, kiedy wywracasz się na motocyklu i wskutek zarycia w ziemię zaczynasz koziołkować i doznawać szarpnięć. Lepiej jadąc na motocyklu upaść na asfalt i jak najdłużej po nim jechać, modląc się, aby po drodze nie było krawężnika. Z tego samego powodu samolotu awaryjnie lądują na betonowych pasach a nie w miękkiej ziemi.
Cóż, nie mam nic przeciwko, można sprawdzić:
https://youtu.be/-dj1Tc_jUes?t=2316
No ale sprawdź sam, są dostępne zdjęcia satelitarne i można je porównać.
Niestety nie znam imion i nazwisk wspomnianych przez Ciebie świadków. Ale jeżeli takie zeznania rzeczywiście miały miejsce, muszę z przykrością zaznaczyć, że świadków podstawili. W tak gęstej mgle z kabiny pilotów nie widać było ziemi, ba, nawet potężnych świateł nawigacyjnych. Natomiast z ziemi dokładnie widzieli przelatujący samolot, i to nie sylwetkę, lecz we wszystkich szczegółach? Zaiste, świadkowie mieli wzrok rentgenowski...
Widocznie niejaka pani, jeśli nie przekręcam nazwiska, Stankiewicz, się nabrała, skoro umieściła to w swoim filmie o "zbrodni" pod Smoleńskiem, żarliwie tu propagowanym. Ale zastanów się zanim wydasz werdykt - nad szosą Kutuzowa samolot przelatywał po zderzeniu z brzozą, czyli ledwie kilkanaście metrów nad asfaltem, piloci już wtedy zobaczyli ziemię... więc chyba i ich było widać? Ponadto moment przecięcia linii, która generuje zakłócenia elektromagnetyczne, można doskonale zlokalizować w czasie i niestety dla zwolenników zamachu nie udało się wykazać jakiejkolwiek niezgodności z oczekiwanym momentem tego zdarzenia przy znanej prędkości samolotu i znanej chwili zderzenia z brzozą.
Zgoda. Ale skoro tak, zarówno komisja MAK, jak i komisja Millera, też grzeszą nieuczciwością. Albowiem ich wnioski nie tłumaczą wszystkich znanych faktów. W szczególności, nie dają odpowiedzi na pytanie, moim zdaniem, podstawowe. A mianowicie: w jaki sposób przy tak niskiej energii potencjalnej i kinetycznej samolotu doszło do natychmiastowej zagłady wszystkich 96 osób na pokładzie? Biorąc pod uwagę, że w przytłaczającej większości porównywalnych awarii lotniczych - a nawet znacznie bardziej ciężkich, którym towarzyszy np. pożar - przynajmniej część pasażerów i załogi z reguły pozostają przy życiu.
A które to są "porównywalne katastrofy" to znaczy takie, że samolot pod kątem ok. 10 stopni w locie odwróconym uderza w ziemię? Na temat MAKu się nie wypowiadam, ponieważ nie czytałem, co do KBWL to powtarzam, zamietli pod dywan, że lot odbywał się na komputerze nawigacyjnym nastawionym na początek pasa, tylko że nie był to początek pasa ze względu na zły układ odniesienia. Ale oni latali tak cały czas, tego właśnie nie ujawnił raport, że tak po prostu się od dawna latało w pułku specjalnym i oni byli pewni, że wychyną z mgły dokładnie nad pasem. Komputer poprowadził ich niezawodnie... tam gdzie go nastawili - ale nie tam, gdzie myśleli. Natomiast nie zgadzam się kompletnie z tym, co piszesz o niskiej energii kinetycznej, moim zdaniem po prostu nie doceniasz sytuacji, chwilowych przeciążeń i latającego metalu, który szatkował zwłoki, miażdżącego efektu przygniecenia zawartością dolnego pokładu i centropłata. Istotna jest prędkość ciała człowieka względem przedmiotów na które natrafia a nie droga hamowania złomu, w którym się znajduje. Natomiast KBWL tłumaczy składnie wszystkie fakty i nie wymyśla nieznanych materiałów wybuchowych, równie potężnych co delikatnych i nieuchwytnych i innych tego rodzaju fantomatycznych bytów.
Ja nie znam odpowiedzi na te pytanie. Jedno z możliwych przypuszczeń - wybuch na pokładzie, być może przestrzenny. Jakaś mieszanka gazowa nie pozostawiająca po sobie śladów chemicznych. Zresztą kto tam tak naprawdę przeprowadzał badania, szukał śladów? Wrak samolotu wszak nadal znajduje się w Rosji.
Wybacz, ale to śpiewka naprawdę zatwardziałych zwolenników zamachu. Czy Twoim zdaniem cały wrak jest potrzebny, aby stwierdzić ten fakt? Czy nie wystarczy pobranie licznych próbek? Wszak gdyby wybuch był lokalny, to zniszczyłby w widoczny sposób jakieś miejsce w samolocie, rozerwał czy może i zdezintegrował ciała kilku osób, natomiast cała reszta zginęłaby na ziemi. Ale tu mamy rozerwanie ciał ludzkich, niemal wszystkich pasażerów do tego stopnia, że spadają oni (zdaniem autora) jeszcze zanim na ziemię spadły elementy samolotu. Musiał więc ten wybuch nastąpić w całym samolocie naraz. Próbki były pobierane wielokrotnie, także przez "komisję Macierewicza" pragnącą żarliwie udowodnić eksplozję. Ale nic z tego nie wyszło, poza dziennikarską kaczką.
Dopiero po wyniesieniu werdyktu przez taki sąd będzie można uznać sprawę katastrofy Smoleńskiej za wyjaśnioną i zamkniętą. Ale nie wcześniej.
Ja tak nie uważam. Ale nawet jakbym tak uważał, to mocno podejrzewam, że ci, którzy za tym najgłośniej orędowali teraz tej sprawie takiego biegu nie nadadzą. Poza tym wiesz, pewne rzeczy się nie zmieniają...
https://wiadomosci.wp.pl/ujawniamy-chaos-w-kabinie-pilotow-podczas-lotu-prezydenta-dudy-taki-troche-smolensk-6656254322567744a