Dobrze że są jeszcze ludzie potrafiący w swej twórczości zachować klimat Gwiezdnych Wojen.
Heh... Fakt, MacFarlane i spółka regularnie ozdabiają konwencję "ST" scenami akcji w stylu "GW" i - o dziwo - zupełnie im się to nie gryzie (wręcz przeciwnie zgoła)..
Tymczasem ta Dedra żąda w pewnym momencie akt wszystkich incydentów rabunkowych. Powinna dostać a z milion przypadków dziennie. I jak to przeanalizuje i wnioski wyciągnie?
Na upartego da się tego bronić, dowodząc, że ichnie komputery - choć archaicznie wyglądające - wykonały jakieś 99(z okładem)% roboty i przedstawiły jej wyniki nadające się już do ogarnięcia ludzkim umysłem.
Jest ona porucznikiem więc na dnie hierarchii galaktycznej stoi
Taki jej stopień to pochodna faktu, że szefa ISB
* nazwano - dawno temu - pułkownikiem. Przy czym, biorąc pod uwagę, że we flocie nosił stopień admirała, można się zastanawiać na ile taki porucznik ISB jest ekwiwalentem byle poruczniczyny z innych formacji...
*** Nawiasem: miło go było znów zobaczyć:
** Choć, z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że - przynajmniej w starym kanonie - major ani pułkownik ISB nie był znowu jakąś wielką szychą:
https://starwars.fandom.com/wiki/Drelfinhttps://starwars.fandom.com/wiki/Vak_SomorilBezpieczniej byłoby chyba założyć, iż Yularen stanowił coś w rodzaju ekwiwalentu
rillajfowego Colonel of the Regiment, i wtedy z porucznikami mielibyśmy jednak coś na kształt - jak to w fandomie "ST" mawiają -
buraka... (Piszę tak oględnie, bo bez b. szczegółowego dookreślenia ich kompetencji zawsze pozostaje pole do szukania wytłumaczeń.)
W ostatnim odcinku jakiś imperialny chce pokazać miejscowym potęgę imperium. I parudziesięciu funkcyjnych wyłazi. Żenada to jest. Co najmniej miliona szturmowców powinni użyć.
Prawda. Brak wyczucia skali. Skali, której zresztą nawet Lucas nie potrafił pokazać (bo 1. jest niedostępna, i tym samym nieintuicyjna, dla nas, dzieci obecnego czasu i miejsca, 2. bo budżet - wraz z możliwościami techn. - nie pozwalał), ale potrafił nieźle zasymulować:
Co warte odnotowania, "Mandalorianin" uniknął podobnej wpadki w finale pierwszego sezonu, w scenie
wejścia Gideona, pokazując jako straż przyboczną podupadłego wraz z całym Imperium jegomościa spory, do czasu zachowujący się w sposób sprawiający wrażenie profesjonalizmu, oddział:
Schemat stosują taki, że planeta to jest odpowiednik miasteczka na Dzikim Zachodzie. Takiego z westernów. Loty międzyplanetarne są odpowiednikiem podróży dyliżansem i konno między tymi miastami.
No, niestety, zrodził się ten schemat wraz ze wczesnymi space operami (do których zresztą G.L. świadomie nawiązywał w OT), w amerykańskich
pulpowych pisemkach, gdzieś w latach '20 czy '30 minionego już wieku, i tak trwa siłą bezwładu...