A to wiem, ale 1 piwo = 25mg. czystego alkoholu , czyli skutek ten sam. Piwo w mym poście traktować należy jako substytut alkoholowy. Pewien kolega (który niestety już był zszedł) chory na wiadomo co , przekazał mi wypowiedzieć leczącego go lekarza " jak już musisz pan pić, to pij pan piwo, jest zdrowsze, bo ma witaminy, mikroelemety, nie odwadnia tak itd. To tyle o wyższości piwa nad innymi świętami.
Hmmm...egzemplifikacja nie potwierdza tezy (w ujęciu holistycznym)
Skutek skutkiem, ale jest jeszcze, bądź nie, przyjemność spożywania. Ja wyznaję zasadę, nieco odwrotną od grecko-rzymskiego komunału "w zdrowym ciele zdrowy duch" i zakładam, że organizm wie lepiej czego potrzebuje i jak mój nie lubi piwa - to nie bez powodu. Więc się go słucham i jak nie muszę, to nie zmuszam. Ludzie są różni, ot.
Co napisawszy dodam, że widzę zalety rzeczonego trunku, zwłaszcza latem.
Tylko smak mi nie smakuje.
Ażeś przywalił tą ścianą. Jedna z ważniejszych dla mnie płyt. Wprawdzie już mocno wyrosłem, ale duży sentyment.
Zatem, trzymając rangę, inna ważna...myślałem jaka, ale skoro
Ola dała "cienkiego Iona" - samo się otworzyło.
Zawsze rozkłada mnie ten patetyczno-sentymentalny początek i tak rozłożony przysłuchuję się już dalej biernie, jak zostaje on rozbity, obśmiany freejazzową jazdą. Potem robi się mroczno i groźnie. Walczaco jakoś - łomoty w oparach chaosu, by na koniec ponownie zdziecinnieć...pozytywkowo.
Metafora luckiego?
Nie jest lekkie.
https://www.youtube.com/watch?v=FG52uORv9aM