Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1310857 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2415 dnia: Maja 09, 2017, 03:43:42 pm »
No to teraz filmowo... Pierwszy pełny trailer "Blade Runnera 2":


Że to kontynuacja filmu Scotta to może bym i uwierzył (bo parę scen wygląda niebezpiecznie prometeuszowato :P), ale, że "Bladego..." to niekoniecznie (bo tylko ta cyberpunkowo świecąca neonami ulica z oryginału została)...

I dość reprezentatywna - większość jest w podobnym tonie - (bezspoilerowa, gdyby kto pytał) recenzja nowego "Obcego...")
http://collider.com/alien-covenant-review/
Zdaje się, że jest tak, jak można się było spodziewać...

Przy czym czytając te recenzenckie analizy mam dziwne wrażenie, że to David okaże się twórcą xenomorphów (co ze starożytnej groźnej potęgi, uczyni je zwykłymi geninżynieryjnymi zabawkami awariata)...

Aha: ciekawe, swoją drogą, że krytycy (słusznie) piętnują wtórność w tym wypadku, a zdają się ją uznawać za atut, gdy omawiają disney'owskie dokrętki "SW"...  ???

"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6891
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2416 dnia: Maja 09, 2017, 04:01:28 pm »
Ten Blady wygląda na mix wszystkiego co już było (kawałek tego trailera też już był;))) - ale i tak zobaczę;)

Jest też trailer MTP:
https://www.youtube.com/watch?v=khwuhgxjoXU
Kupić by dostęp do...really?;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2417 dnia: Maja 09, 2017, 07:32:13 pm »
Ten Blady wygląda na mix wszystkiego co już było (kawałek tego trailera też już był;))) - ale i tak zobaczę;)

Ja też, ale to dlatego, że wszyscy tu chyba cierpimy na jakiś stopień uzależnienia od kina SF (nawet maziek, choć się nie przyznaje ;))*. Ciekawe tylko czy ten V. i tym razem dostarczy nam choć tyle powodów do dyskusji (nie - rozdeptywania ;)) co w wypadku "Arrivalu"  8).



* Nawiasem: powtórzyłem sobie niedawno (nie)sławnego "Johna Cartera" (według "Księżniczki Marsa" pióra Edgara Rice'a Burroughsa, znanego również jako "ojciec" Tarzana) i powiem tak... Jako - rozumiana b. dosłownie, jako same obrazki - ilustracja do czysto rozrywkowej, mającej coś ze 100 lat, książki, której sam jej twórca odmawiał zaszczytnego miana literatury (i której nikt normalny nie będzie, zwłaszcza dziś, rozliczał z naukowego prawdopodobieństwa, bo wie, że nie ma po co), jest to znośne, choć - nie jest to w sumie zarzut, tylko kwestia subiektywnego odbioru (prawo pierwszych połączeń itd. ;)) - trochę mnie raziło, że Zieloni Marsjanie prezentują się +/- jak na okładkach oryginalnych pulpowych magazynów, czyli wyglądają b. krucho, nie są zaś modelowani na azteckiej bogini Coatlicue (której "urodą" inspirował się ilustrator "Księżniczki Marsa" z "Fantastyki"). Przy czym... gdyby dodać statystycznym Tharkom trochę więcej muskulatury - jak przystoi barbarzyńcom ;) - pewnie nawet nie podnosiłbym tej kwestii.
Statki, stroje, wszystko inne akceptuję - w ramach konwencji - bez trudu. Opisy ERB były dość ogólnikowe by uprawomocnić wiele wizualnych interpretacji - w tym prezentowaną na ekranie (zwł. że wyglądało to godnie - dość kiczowato by nie odbiegać od oryginału, dość elegancko by chciało się patrzeć ;)).
Gorzej jest z psychologią postaci, kształtem marsjańskich społeczeństw itd., ogólnie z treścią. Owszem, oryginał to była - jako się rzekło - rozrywkówka, której sam autor nie traktował serio, ale skonstruowana dość precyzyjnie - wyraziste charaktery, jasno określone funkcje, także detalicznie opisane precyzyjne (często wręcz skostniałe) zasady rządzące życiem na zmyślonym Marsie (Herbert pisząc "Diunę" miał niezły punkt wyjścia ;)). Tymczasem dla twórców filmu jest to nieistotne tło, z którym można robić co się chce, i nic więcej. Ktokolwiek narzekał na podejście Abramsa do "ST", tu powinien kląć stokroć bardziej - czasem radykalnie pozmieniane charakterystyki psychologiczne postaci, ich relacje rodzinne (Dejah Thoris była wnuczką, nie córką jeddaka Helium) i - że tak powiem - służbowe (to Tars Tarkas obalił Tal Hajusa, nie na odwrót, Kantos Kan został jedwarem w kolejnych tomach, itd.), infantylne wprowadzenie jasnego podziału na komiksowe dobro i zło (w oryginale Zodanga nie była imperium zła, tylko po prostu, państwem, którego interesy kolidowały z interesami Helium, a jego władcy - z prywatnymi potrzebami Johna Cartera; jej mieszkańcy byli przedstawieni jako honorowy przeciwnik); no i całe worldbuildingowe bogactwo przepada w tym wszystkim (a było obecne w książce nawet w takich detalach jak to, dlaczego Cartera zaczęto zwać Dotar Sojat - wynikało to z prawa zwycięzcy do przejęcia imion i funkcji zabitych przez siebie). Wycięto też niepotrzebnie dość istotne wątki - Fabrykę Powietrza chociażby.
Ponadto w ramach tego dość ostentacyjnego kastrowania filmu z treści "zapomniano" również o słynnym marsjańskim okrucieństwie - i powiązanym z nim emocjonalnym chłodzie - biorącym się tyleż z ubóstwa zasobów, co z powszechnej tam świadomości umierania planety i wymierania jej mieszkańców. Nawet Dejah Thoris opisana była jako bezlitosna. (Owszem: Tars Tarkas i Sola byli wyjątkami od w/w zasady, ale się z tym kryli, zwł. on robił to b. skutecznie.) Skonfrontowanie tego z większym humanitaryzmem pochodzącego z przyjaźniejszej swoim mieszkańcom planety Cartera owocowało dość ciekawymi nawet wątkami zderzenia kultur (w filmie tego praktycznie zabrakło).
Natomiast półgębkiem pochwalić muszę zastąpienie - modnej w latach popkulturowej popularności teozofii i okultyzmu, dziś anachronicznej - projekcji astralnej formą jakby-teleportacji. To akurat jest przeróbka na plus i to dość (dość, bo o wewnętrzną logikę działania tej baśniowej technologii próżno pytać) logicznie pomyślana. No i filmowe wytłumaczenie, znanych specom od oryginału trudności z umiejscowieniem Zodangi na mapie Barsoomu - ruchome miasto - jest dość zabawne, by również kwalifikować się do pochwalenia.
(I jeszcze jedno, skoro o Dejah i wątkach kulturowych była mowa - zrobienie z niej naukowca nie jest, co ciekawe, produktem nowej mody na wzmacnianie postaci żeńskich, w powieści kiedy wpada w ręce Tharków wspomina wprost, że dowodziła ekspedycją naukową szukającą ratunku dla planety, tylko potem Burroughs tego nie rozwijał, woląc z niej robić damsel-in-distress.)

Jednym słowem: obejrzałem nawet bez przykrości, chwilami wręcz z przyjemnością (potrzebowałem akurat odmóżdżającej papki po śmierci kolejnego kota, do tego rzecz się nadała, ba - w tej kategorii rozpatrywana, jest całkiem fajna, choć z jakieś 90% fajności oryginału zgubiła), ale b. się zdziwiłem, że nawet utwór na poziomie +/- Karola May'a musi być najwidoczniej zbyt ambitny dla (domyślnego) współczesnego widza, skoro i on został w Hollywood zredukowany do wydmuszki (a raczej już chyba bańki mydlanej, bo wydmuszką to i oryginał był).

Aha: jak kto się chce patriotycznie umocnić niech sobie porówna tę "Księżniczkę..." (pozycję w historii SyFy o tyle istotną, że wyrosły z niej m.in. "Gwiezdne wojny", "Avatar", pewne wątki "StarTreka", nawet komiksy o Supermanie; dlatego w ogóle na ten temat piszę) z trylogią Żuławskiego, a jej ekranizację - z "Na Srebrnym Globie" z Żuławskich młodszego. Nie zdziwi się, że u nas zabłysł Lem, a w USA różne szmirusy ;).

Jest też trailer MTP:

Jako i dość przykra zapowiedź Lyncha:
https://naekranie.pl/aktualnosci/legendarny-david-lynch-nie-nakreci-juz-zadnego-filmu-1839634

D. L. uzasadnia swoją decyzję tak:

"Sporo się zmieniło. Wiele bardzo dobrze zrobionych filmów nie poradziło sobie w box office, mimo wielu zalet, natomiast te produkcje, które odnoszą wysokie wyniki sprzedaży, nie są projektami, którymi chciałbym się zająć. I prawdą jest, że już więcej nie nakręcę filmu"

Co się b. smutno wiąże z wszystkim tym, nad czym się tu pastwimy...
« Ostatnia zmiana: Maja 10, 2017, 01:17:24 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2418 dnia: Maja 09, 2017, 07:48:33 pm »
Ja przyznaję, że jestem nieco uzależniony, ale od starszych rzeczy, których świeżość najwidoczniej wycisnęła na mym chwiejnym umyśle piętno (tak, właśnie: prawo pierwszych połączeń). Przy nowych jakoś omijają mnie uniesienia, zwłaszcza że nazbyt często głupota i brak pomysłu bije po oczach, a nadrabia się cyrkowymi efektami. Zwłaszcza właśnie remajki, prekłele i srekłele takie są.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2419 dnia: Maja 09, 2017, 08:07:53 pm »
A czy ktoś kiedyś próbował zamieścić tu listę SWOICH starożytnych filmów wszechczasów?
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2420 dnia: Maja 09, 2017, 08:34:00 pm »
Ja przyznaję, że jestem nieco uzależniony, ale od starszych rzeczy, których świeżość najwidoczniej wycisnęła na mym chwiejnym umyśle piętno (tak, właśnie: prawo pierwszych połączeń). Przy nowych jakoś omijają mnie uniesienia

Bo czym się tu wzruszać, nad czym unosić, jak te nowe  to zwykle - jak trafnie to kiedyś ująłeś - straszne sruty-pierduty są. Tak w zasadzie od czasów pierwszego "Matrixa" i "Gattaki" - też nie arcydzieł przecie (i obu bzdury da się wytknąć) - jedynym filmem tego gatunku, na którym warto bez większego zażenowania zawiesić oko, był "Moon". A z takich, co to jeszcze można w wolnej chwili, da się wymienić "Raport mniejszości" spielbergowy, "Primer" carruthowy i "Solaris" soderberghowy (no i ew. ten "Arrival" jeszcze, na baardzo upartego). Reszta różni się tylko stężeniem szmiry na minutę. (Z czego jeszcze "Gwiezdne wojny" nowe oglądalne, bo nikt się na nic mądrego nie nastawia, tylko na obrazki od razu patrzy. Ale i to przykre, bo Lucas jednak miał coś tam - z sensem czy bez - do powiedzenia, następcy - już nie.)

zwłaszcza że nazbyt często głupota i brak pomysłu bije po oczach, a nadrabia się cyrkowymi efektami.

Które to efekty często w dodatku - choć miliony na nie idą, często setki milionów - nie tylko wolne są od nawet pozorów sensu i realizmu, ale i często tandetą po oczach walą (nawiasem: to drugie pół mojego problemu z carterowymi zielonymi, co ich widzę to jakby mi w pysk krzyczeli "jesteśmy cyfrowa bieda z nędzą").

A czy ktoś kiedyś próbował zamieścić tu listę SWOICH starożytnych filmów wszechczasów?

Od tego się wątek zaczął.
« Ostatnia zmiana: Maja 09, 2017, 08:55:27 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2421 dnia: Maja 09, 2017, 09:02:38 pm »
Ciekaw jestem, jaka jest Państwa Forumowiczów DZISIEJSZA (2017) lista kilku filmów wszechczasów?
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2422 dnia: Maja 10, 2017, 08:21:11 am »
Niech będzie...

Lista krótka:
- "2001. Odyseja kosmiczna",
- "Solaris" (T.),
- "Blade Runner".

Lista rozszerzona:
- wszystkie w/w,
- oryginalny "Ghost in the Shell",
- "Alien", "Aliens",
- "Star Trek: The Motion Picture",
- "Terminator", "Terminator 2",
- "Predator",
- "Imperium kontratakuje",
- "THX 1138",
- "Eternal Sunshine of Spotless Mind",
- "La Jetée",
- "Test pilota Pirxa",
- "Andromeda znaczy śmierć" (Wise'a),
- "Park jurajski",
- "Mucha" (Cronnenberga),
- "Odmienne stany świadomości",
- pierwszy "Matrix"*,
- "Gattaca",
- "Moon",
- "2010. Odyseja kosmiczna",
- odcinek "Star Trek" (oryginalnej serii) "The Doomsday Machine",
- wybrane odcinki "Star Trek - The Next Generation" (z 10, może 20, tego będzie**),
- "Diuna" Lyncha,
- "Seksmisja".

* "eXistenZ" jest w sumie lepiej pomyślany, ale film Wachowskich - mimo swej wtórności - jakoś ma więcej uroku...

** Przy czym nie jestem pewien czy znajdę aż tyle dostatecznie arcydzielnych i pamiętnych, ale mam wrażenie, że połączenie iluś, nawet słabszych per se, epizodów owocuje w serialu często, jednak, stworzeniem nowej jakości. I podjąłbym się wyłonienia tych, które ową jakość budują, lepiej się przy tym mieszcząc w standardach poważnej SF niż reszta...

Jeśli liczymy filmy stojące na poletku SF tylko jedną nogą to również:
- "Stalker",
- "Melancholia".

Jeśli komedie, to:
- cykl "Powrót do przyszłości",
- "Faceci w czerni" (tylko "jedynka"),
- "WALL-E".

No i trudno zapomnieć o filmach
- "Apollo 13",
- "The Right Stuff"
(choć technicznie oba nie-SF).

(Kolejność poza podium dość przypadkowa. Kolejność na podium zależna od nastroju, acz z wskazaniem na "Odyseję...".)
« Ostatnia zmiana: Maja 10, 2017, 08:28:05 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2423 dnia: Maja 10, 2017, 09:39:37 pm »
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie widziałem filmu s-f, który uznałbym za arcydzieło, albo za ocierający się o arcydzieło. Moją niechlubną (dla mnie) opinię o Odysei już znacie (nie wiem, co w niej dobrego). Gdybym miał wytypować jeden film, to wskazałbym Obcego, 8 pasażera Nostromo. Gdybym miał wytypować trzy, to dodałbym Ghost in the Shell (oryginał) i Łowcę Androidów. To tak na poważnie "za całokształt" i "w uznaniu zasług". Gdybym miał się rozdrobnić na komedie itp. to powstałaby mniej więcej ta lista, co nadał ją Q, choć wywaliłbym z niej kilka numerów, zwłaszcza ST ;) . Kilku z niej nie widziałem. Dodałbym ET, Bliskie spotkania III stopnia i Krótkie spięcie (tylko I film). Seksmisję uważam za lepszy film od Obcego, ale nie uważam, że to s-f. Gdybym miał wymienić filmy, do których czuję wielki sentyment, to lista byłaby inna i zaczynała się chyba od Światu Dzikiego Zachodu i Testu pilota Pirxa a po drodze byłby serial Kosmos 1999 (Komandor Koenig do bazy!) i na tej liście byłyby gwiezdne Wojny, pierwszy odcinek.
« Ostatnia zmiana: Maja 10, 2017, 10:38:42 pm wysłana przez maziek »
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2424 dnia: Maja 11, 2017, 11:21:52 am »
Gdybym miał wytypować jeden film, to wskazałbym Obcego, 8 pasażera Nostromo.

Tak w sumie to jest to chyba dobra okazja by zastanowić się co też w tym "Obcym..." właściwie widzimy (ja też, bo przecież na listę go dałem, acz na niższym miejscu). Fabułę ma boleśnie opisywalną Kalkulatorem... (w dodatku z taniego horroru wziętą), fizjologia tytułowych stworów koncertowo gwałci wszelkie znane reguły biologii, nikt tam nawet nie udaje (nie licząc finału), że mamy  do czynienia z nieważkością, ciągiem itd., a jednak się nam podoba... Czyżby wizualne dopieszczenie, klimat jak z "Pirxa", i początek z "Niezwyciężonego" wzięty, były w stanie to wszystko przeważyć?

choć wywaliłbym z niej kilka numerów, zwłaszcza ST ;)

Dlatego dałem ich tyle, żeby - nawet jak się weźmiecie za wywalanie - któryś się ostał  8).

(Nawiasem: czy nie uważasz, że ostentacyjnie, bezczelnie wręcz, jasna ;) wizja przyszłości przyda się jednak w takim zestawieniu? ;) )

Kilku z niej nie widziałem.

Których, tak z ciekawości?

Dodałbym ET, Bliskie spotkania III stopnia i Krótkie spięcie (tylko I film).

"E.T." jako film kocham, wzruszam się oglądając, jako dzieciak miałem E.T.-przytulankę zwaną Itusiem, ale mam z nim jeden podstawowy kłopot - tak w zasadzie nie da się go w ogóle traktować jako SF (w lemowskim znaczeniu tego terminu). Jako przebraną za SF (piękną) baśń - owszem*.

"Bliskie spotkania..." - no, to jest rzecz udana (mimo kiksu ze statkiem większym od góry, za którą się chowa ;) ), o artyzm się ocierająca (u Spielberga nieczęste), i też wahałem się nad daniem jej na swoją listę, ale przeważyło na nie, że u podstaw ma jednak ufomanię i skrajnie naiwne w swym hurraoptymizmie ujęcie tematyki Kontaktu**.

Pierwsze "Krótkie spięcie"? Nad nim również chwilkę ("0.68 sekundy, dla androida cała wieczność" ;) ) myślałem. Gdybym zdecydował się na układanie dłuższej listy (jakieś Top 50 czy 100) z pewnością by na nią trafiło. Dwa poprzednie filmy - również.



* Z podobnych powodów po pewnym namyśle skreśliłem "Galaxy Quest". Świetna komedia (widziałem układane przez krytyków rankingi, w których nad "Powrotem..." bierze górę), ale zasadniczo jest to komentarz do "StarTreka", nie - SF.

** Tu znów miałem zbliżony kłopot z - nomen omen - "Kontaktem". Jak na Hollywood i SF przyzwoity film, sympatycznie nakręcony, ale saganowa wizja SETI robiąca mu za szkielet... Przetelegrafowywanie z gwiazdy na gwiazdę planów maszyn nadświetlnych... No nie da się tego serio, zwł. jak się czytało "Głos Pana"...

Seksmisję uważam za lepszy film od Obcego, ale nie uważam, że to s-f.

Cóż, uwzględniłem ją...
"za całokształt" i "w uznaniu zasług"
::) Bo to nasze, własne, antyimportowe ;), bo Zajdel w niej pobrzmiewa (a Zajdla, wiadomo, Mistrz docenił)...

a po drodze byłby serial Kosmos 1999 (Komandor Koenig do bazy!)

Z "Kosmosu..." jedna rzecz jest z pewnością ponadczasowa  - odcinek "Dagon's Domain". Owszem, jest tam parę bzdur nie trzymających się kupy, a tytułowy smok postarzał się strasznie, ale całość wciąż robi potężne wrażenie.
Kolejny epizod - zatytułowany "Black Sun" - też by nieźle wypadł (choć jak pokazać z sensem czarną dziurę, to jego twórcy pojęcia nie mieli :P), gdyby nie ten irytujący wtręt z czarnodziurową inteligencją.
"Force of Life" znów to b. przyzwoicie nakręcony, trzymający w napięciu, SF-horrorek/thrillerek, lepszy od wielu kinowych (choć kalkulatoronieodporny, jak one wszystkie).

i na tej liście byłyby gwiezdne Wojny, pierwszy odcinek.

Z pierwszo-czwartym ;) Epizodem "Gwiezdnych Wojen" mam znów ten problem, że pierwszy raz (ba, pierwszych dziesięć razy) oglądałem go z wypiekami na gębie, i w cielęcym zachwycie, ale jak wróciłem doń po latach (akurat w TiVi starwarsowy maraton był) to mimo całego prekursorstwa ledwo dawałem radę go oglądać, wydawał mi się jakiś taki prosty, i nudny, nawet Han już wrażenia nie robił. A do "Imperium..." daję radę wracać raz za razem (prawdę mówiąc ogląda mi się znacznie lepiej niż wszystkie "Star Treki", choć "TMP" niby ambitniej idzie, formułując znaną tezę Penrose'a przed Penrose'm) i wciąż nie mam dość.
« Ostatnia zmiana: Maja 11, 2017, 09:34:22 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Smok Eustachy

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2185
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2425 dnia: Maja 12, 2017, 07:32:45 pm »
Widział ktoś nowego Prometeusza? Może mi napisać, o co tam poszło i dlaczego?

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2426 dnia: Maja 12, 2017, 10:41:28 pm »
Słusznie zwiesz go nowym "Prometeuszem", a nie zaszczytnym mianem "Obcego...", bo - co prawda - nie oglądałem, ale - swoim zwyczajem - przeczytałem streszczenie fabuły i wygląda na to, że straszne pierdoły to są (na dawne życzenie olki oznaczam, link - i zdanie po nim - jako SPOILER ;) ):
https://en.wikipedia.org/wiki/Alien:_Covenant#Plot
(W skrócie: xenomorphy David zrobił ;), na złość ludzkości.)

ps. Jedyne wyjaśnienie fenomenu powstawania takich filmów, jakie znajduję, jest następujące: jakiś zły robot-awariat musiał, drogą geninżynierii, wyhodować z poczciwych glonojadów znacznie groźniejsze ryby - mózgojady. A następnie poszczuć je na hollywoodzkich twórców.
« Ostatnia zmiana: Maja 13, 2017, 02:20:16 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2427 dnia: Maja 13, 2017, 03:18:23 pm »
Nie widziałem THXa i Gattaca m.in. (albo tak mi się zdaje, bo często okazuje się, że jednak widziałem). Tzn. THX obejrzałem teraz więc mogę potwierdzić, że go nie widziałem ;) . Moim zdaniem Ty Q za bardzo nad tym myślisz. Dobry film to taki, który oglądam z zainteresowaniem. Który rezonuje. A Ty krzyżowo szukasz połączeń.  Oczywiście kompletna bzdura wybija mnie z uderzenia. Ponadto jest tak, że filmy się starzeją - kiedy się widziało je po raz pierwszy, to były jedyne w swoim rodzaju (zwłaszcza, siłą rzeczy, w PRLu) - a po latach okazuje się, że to odrzuty z produkcji Hollywood, które Centralny Komitet Kinematografii mógł kupić za dewizowe grosze. Jak miałem 10 lat to mi się SW podobały, a teraz mi się podobają, bo mi się podobały, jak miałem 10 lat. Występuje tu też nieraz problem, który miałem, jak jeszcze się zaczytywałem s-f - dobry pomysł, a spalone wykonanie. Ten THX bardzo dobry - choć patrzę na to okiem historyka, bo Lucas stworzył w nim świat komputerów, który nie istniał. Ale bardzo przyjemnie się ogląda mimo, że rzecz w warstwie scenopisu najbanalniejsza z możliwych - baba kusi jabłkiem, chłop leci na wdzięki, za to strącają ich w otchłań w związku z czym chłop ucieka, wychodzi na powierzchnię jak w Seksmisji (chyba Machulski rżnął ;) i nie wiadomo co będzie, ale każdy ma takie poczucie, że jednak lepiej, że Ewa to jabłko podała ;) .

Przypomniał mi się jeszcze film Koziorożec 1. Nawet niedawno oglądałem - nie zestrarzał się, a nawet jest mniej science-fiction niż był, kiedy oglądałem jako obywatel PRL. Choć formalnie to on nie jest s-f.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2428 dnia: Maja 13, 2017, 08:29:54 pm »
Nie widziałem THXa i Gattaca m.in. (albo tak mi się zdaje, bo często okazuje się, że jednak widziałem).

Ta "Gattaca" też dobra. Znajoma, doktor biologii, wyszukała tam sporo bzdur (jak wspominałem), ale ogólnie film robi solidne, trochę orwellowskie (bo jednak niejaki totalitaryzm i wszyscy ubrani retro), trochę pirxowate (nie perfekcja, lecz chęć szczera...) wrażenie. No i indagowani inżynierowie z NASA orzekli, że jednak najbardziej naukowo correct z tego, co wyprodukowano. (A ciut absurdalne metody testowania tego czy owego zawsze da się zwalić na durnotę tamtejszych - niby nadludzkich - urzędników ;).)

Ten THX bardzo dobry - choć patrzę na to okiem historyka, bo Lucas stworzył w nim świat komputerów, który nie istniał.

No, to się cieszę, że nasza dyskusja fajnym doświadczeniem dla Ciebie zaowocowała ;).

Ale bardzo przyjemnie się ogląda mimo, że rzecz w warstwie scenopisu najbanalniejsza z możliwych - baba kusi jabłkiem, chłop leci na wdzięki, za to strącają ich w otchłań w związku z czym chłop ucieka, wychodzi na powierzchnię jak w Seksmisji (chyba Machulski rżnął ;) i nie wiadomo co będzie, ale każdy ma takie poczucie, że jednak lepiej, że Ewa to jabłko podała ;) .

Bo SF to się w sumie rzadko ceni za fabuły, raczej za ich tło, i to jak zostały podane. Co łatwo udowodnić na przykładzie większości tytułów z naszych list. Przy czym jak dla mnie jest to chyba najlepszy film Lucasa (gdyby osobiście "Imperium..." reżyserował byłbym b. rozdwojony ;)).

A czy Machulski znał, to ciekawe. Zajdla, w każdym razie, wyprzedził G.L. o ponad dekadę (wczesna, studencka, wersja "THX-a..." jest z roku '67, "Cylinder van Troffa" - z '78).

Przypomniał mi się jeszcze film Koziorożec 1. Nawet niedawno oglądałem - nie zestrarzał się, a nawet jest mniej science-fiction niż był, kiedy oglądałem jako obywatel PRL. Choć formalnie to on nie jest s-f.

Na mojej Top 50 też by był ;). A co do aktualności - prawda, za jednym zamachem Hyams tam antycypował malejący budżet NASA, wspomaganie tegoż kręceniem filmowych reklamówek ;) (choć nie przewidział, że tak złe, jak "Armageddon", będą ::)) i teorie spiskowe nt. lądowania na Księżycu.
« Ostatnia zmiana: Maja 14, 2017, 03:54:33 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2429 dnia: Maja 13, 2017, 08:58:07 pm »
A w zasadzie, dlaczego umieściłeś Melancholię? Aż obejrzałem ponownie - ale to gatunek którego nie lubię, reżyser kręci jakieś przydługie sceny mało powiązane i dodaje trupią muzykę, w domyśle widz ma kleknąć przed dziełem i ze strachu wymyślić sobie cały film. Rzecz w warstwie fabuły banalna jak Miś Uszatek. Thriller psychologiczny, który mnie nie ruszył, zamiast planety mógł być wampir albo zaraza, nawet na film katastroficzny to słabiutko.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).