W odpowiedzi Panu Nexowi (okazało się przypadkiem - kolejność jak znalazł!), lecz we właściwym wątku:
W odróżnieniu od innych dziedzin ludzkiej aktywności, kwestia czyjejś wiary podlega zewnątrznej ocenie TYLKO I WYŁĄCZNIE na podstawie obserwacji i poglądów oceniających, nie zaś wedle SI czy cgs. Oceniający zaś nie obserwują (tylko) "samej wiary" ocenianego (cokolwiek mogłoby to oznaczać), lecz jego postępowanie: mowę, uczynki i zaniedbania, poprzez które oceniany daje wyraz swej wewnętrznej wierze. Żeby zostać księdzem, trzeba być obserwowanym/ocenianym przez współwyznawców-zwierzchników przynajmniej lat pięć, żeby zaś potem zostać biskupem, trzeba być potem ocenianym/obserwowanym przez jeszcze ważniejsze i liczniejsze grono lat przynajmniej piętnaście. To jest, według mnie, niezbity, oczywisty i bezdysusyjny dowód na głębię katolickiej wiary ocenianego (uwaga: nie chodzi o porównania z innymi tylko o porównania z poziomem: alumni w oczach oceniających lewituja na różnych wysokościach, lecz przyzwoite trzy metry nad ogniskiem trzyma każdy z nich, a jak nie trzyma, to nie zostaje wyświęcony; podobnie z kandydatem na biskupa: przez piętnaście lat pokazał, że średnia wysokość jego lewitacji wynosi 30 metrów, choć są i tacy, co lewitują wyżej, lecz konsekrowany był na przykład bardziej ujmujący w kontaktach osobistych).
Wiara współczesnego księdza, biskupa, papieża - w epoce jawności, przejrzystości, wszechwładnych mediów, ukrytych kamer i mikrofonów oraz internetu - została wypróbowana i sprawdzona w sposób najdoskonalszy z teoretycznie możliwych, i wniosek setek niezależnych oceniających brzmi tak samo: ona jest na pewno katolicka i na pewno głęboka (co, powtarzam, nie oznacza: najkatolikściejsza i najgłębsza).
Samo zostanie papieżem (biskupem) jest zatem niezbitym i najlepszym z możliwych dowodów głębi jego katolickiej wiary. Przeczyć istnieniu tego zjawiska i tego mechanizmu, to dla mnie tyle samo co wstępować rozumem do sekty smoleńskiej.
VOSM
pjes: Teoretycznej stuprocentowej pewności w sensie zbitej szklanki (albo diabelskiego agenta-pułkownika) - NIE MA. Lecz taki brak pewności nigdy przez nikogo z fizyków w historii współczesnego świata nie był uważany za jakikolwiek argument.