O tym nie słyszałem. Czyli koncepcja Danikena. I tutaj można wejśc w wątek religijny, bo skoro stworzycielem jest jakaś rasa z przeszłości to czyni wszystkich wielką rodziną galaktyczną.
I owszem... Są tam jednostki, które usiłują o wszystkich humanoidach sądzić jako o jednej wielkiej "rodzinie".
Czy ja wiem czy błąd, tak działą wyobraźnia.
I to o ubóstwie tej wyobraźni świadczy:
1. wszystko jest tu wzorowane na ludziach, tylko w jakimś stopniu pociagniete do ekstremum (mam na przykład b. dobrą przyjaciółkę która z osobowości na takiego Volcana nieźle by pasowała).
2. Ludzie dzielą się według osobowości na rózne typy (często dość kontrastowe), wykonują różne zawody, a tam praktyczne wszyscy Obcy jak zrobieni spod jednej sztancy.
To w ludziach musiał nastąpić jakiś wstrząs, jeśli udało się stworzyć tak utopijne społeczeństwo. Motorem napędowym rozwoju jest zysk. Tutaj zysk to wiedza, doświadczenie ale czy to wystarczy? To ciekawe, jak wygląda system ewdukacji, czy naprawde wszyscy żyją dostatnie i w zgodzie. Pewnie nie, ale wydaje się że marginalnym jest jakaś patologia czy inne tego typu rzeczy. System to wymusza. Swoją drogą te replikatory muszą ciągnąć dużo energii i coś takiego jak huta metalu też gdzieś tam musi być bo całego statku raczej nie replikują.
Wstrząsem była kolejno: III Wojna Światowa, pierwszy kontakt z pozaziemskim Rozumem i rewolucja technologiczna niwelująca raz na zawsze klęskę biedy i głodu. (A czy to by w praktyce podziałało: czort wi.)
Rozumiem, zatem idą tam narwańcy i jest to jakieś wytłumaczenie. Stanowią oni zarazem załoge jak i swoistą armie. Natomiast gdy ogląda się filmy to widać młodych zazwyczaj ludzi i strach w ich oczach. Walczą z Borgiem, walczą z Klingonami, ale wydaje się że nie są przygotowali praktyca mam wrażenia. Robią swoje, ale wydaje się niekiedy jakby mieli uciec zaraz w próżnie kosmosu.
Na polu walki chyba każdy sie boi, sztuką jest ten strach pokonać. Strachhu nie odczuywają tylko ludzie b. ograniczeni i niektóre gatunki psychopatów.
chyba że te statki i ich załogi to jedyna obrona.
Według tego o czym się mówi to tak. I są to w dodatku bardziej uzbrojone "na wszelki wypadek" (acz potężnie) jednostki naukowe niż armia. Dopiero w nakręconym po śmierci Roddenberry'ego i oskarżanym o odejście od klimatu pierwotnego "Star Treka", acz pod niektórymi względami - mimo swej wtórnosci - mądrzejszym "Deep Space Nine" pojawiają się typowe
battleshipy z Defiantem na czele.
Jawisz mi się jako osoba która nie ogląda byle czego, tylko to co się poprostu Tobie podoba. Taki prawdziwy krytyk którzy widzi bzdury, tam gdzie zwykły widz się cieszy.
Większosć Forumowiczów twierdzi, że jestem wręcz niewybredny... Poczytaj Ich wypowiedzi w drugim z filmowych topiców, zamiast tylko dla mnie zachwyt rezerwować...
Ja natomiast (z pewnym wewnętrzym wstydem który jednak chce przemóc) musze się przyznać ze głupawe czy nie, takie rzeczy też oglądam. Może to świadczyć o moim niskim poziomie w tej kwestii, a może jedynie przyjmowaniem tego co jest bo nic innego nie ma. Ostatecznie może poprostu troche nawet bezmyślnej nawalanki pozwala mi się zrelaksować, dać odpocząć głowie. Taki mój gust i mam nadzieje że w tej kwesti Twoje wyobrażenie o mnie sięga troche wyżej niż dna. Żeby była jasność, to nie czuje się urażony (o ile tylko nie było to Twoim zamiarem) i sam nie pisze tego wszystkiego jako jakaś riposta z ukrytym przekazem. Naprawde ma nadzieje żę nie oceniasz mojej osoby nisko jedynie po hustach filmowych.
Spokojnie, spokojnie i jeszcze raz spokojnie. Każdy ma jakąś słabość - np. Mistrz Lem o ile mi wiadomo lubił klasyczne brytyjskie
ghost stories,
maziek niedawno z przyjemnością obejrzał "DOOMa", znam inteligentnych ludzi, którzy oglądają dla rozrywki "opery mydlane" (i kupę śmiechu przy tym mają), jeden ze znajomych, których bardziej cenię zaczytuje się w/w cyklem "Honor Harrington" a (a bardzo bystry z niego facet), ja zaś mam wielką słabość do masowych komiksów o superbohaterach, choć zabij mnie jeśli zdołam powiedzieć jaka jest ich wartość czy sens. Tyle tylko, że nikt o takich "wstydliwych słabostkach"
raczej godzinami nie rozprawia.
Ponadto: to akurat Forum poświęcone jest Stanisławowi Lemowi, który był największym (a przynajmniej jednym z największych pisarzy SF) i nie jestem pewien czy tu o tandecie nazywając ją inaczej niź tandetą mówić wypada.
(A, że SF ogląda się taką jaką jest, bo lepsza nie powstaje, to akurat racja.)
Znów cd. w kolejnym