Słusznie zatem ów Ichabod prawi, że Marvel znaczy teraz więcej niż Star Wars.
Uważam, że masz rację, ale tylko częściowo... Jeśli patrzeć na obecny stan gwiezdnowojennej - brzydkie słowo -
marki, i porównywać z kinowym Marvelem, to - faktycznie - mając do wyboru różne jednakowo bezsensowne filmy wybierze się te z sympatyczniejszymi, ciekawszymi, lepiej zadomowionymi w - kolejne brzydkie słowo - popkulturze, jako symbole,
bohaterami.
Jednak jeśli spojrzeć szerzej, wypadnie zauważyć, że "SW" niosły kiedyś znacznie więcej niż MCU (dlatego m.in. ośmieliłem się utworzyć/odtworzyć wątek o nich, natomiast topic o marvelowskich filmach założyłbym tylko wtedy, gdyby Lem wstał z grobu i publicznie mnie do tego upoważnił). Mieliśmy tam bowiem cały ładunek głębszych sensów, których Machaj sporo (ale - stanowczo! - nie wszystkie, da się rzecz analizować i od innych stron) wydobył
*. Były też rozmaite wewnętrzne zależności - prawda, z perspektywy realnego świata nieistotne, ale dające się
badać (to akurat przykład z książek), nawet jeśli badanie owo prowadziło często do konkluzji, że rozpatrywane nie ma sensu (kłania się choćby
sprawa AT-AT). Jednym słowem: oryginalne "Gwiezdne wojny" była to jednak (względnie) intelektualna rozrywka. Znaczy: Lucas Mistrzowi mógłby najwyżej buty czyścić, ale już z Asimovem w stanach wyższych i z Zajdlem w stanach średnich, mógłby grać w jednej lidze (bo gdzie nie mistycyzował, tam socjologizował jak oni).
* O czym wspominam - rzecz jasna - w nadziei, że pobawimy się tu w ich wyłuskiwanie i dyskutowanie
.
Owszem, nowy, disney'owski, kanon, odpuścił sobie wszelkie polityczne analizy, wszelkie pop-filozofowanie, zdemontował też lucasowski świat dla wygody Abramsa (zatem i fikcyjne zagadnienia przepadły), dając na to miejsce b. niewiele - poza ładnymi obrazkami - jakieś ograne potępienie handlarzy bronią, jakieś skopiowane z oryginału (Kenobi i Yoda przecież potrafili kłamać i subtelnie manipulować) ostrzeżenie by nie ufać ślepo autorytetom, i jakieś przypomnienie, że na bycie wielkimi i złymi snobują się zwykle b. małe ludki, które może by i było cenne, gdyby Brooks nie powiedział tego samego lata temu w "Spaceballs":
(Po prostu Kennedy i spółka nie zrozumieli nic z oryginału, albo uznali, że współczesny widz jest głupi i nie zauważy różnicy, i nastawili się na kopiowanie wizualnego klimatu, sądząc, że to wystarczy.)
Niemniej - powtórzę - nowy kanon to nie wszystko, nowy kanon to
nic, które przepadnie w historii kina, a z oryginałem kinowy Marvel nawet nie zaczął się jeszcze ścigać...
* Więc nie desperuj
.
* Prawda,
obrodził pewną ilością pejperów i on, a z pojedynczych filmów MCU (nasuwają się "Captain America 2", "Black Panther", "Iron Many") da się wycisnąć nawet niegłupie komentarze do świata za oknem, ale daleko do lucasowskich głębi, i do lucasowej umiejętności bawienia się obrazem też daleko...
ps. Wracając do Machaja... Trochę żałuję, że mówiąc o sypaniu się totalitarnej machiny Imperium nie zauważył, iż kamyczkiem, który poruszył lawinę była nieudolność - nisko zmotywowanych - palpatine'owych sług, którym nie chciało się dokładnie przeanalizować błędów konstrukcyjnych Gwiazdy Śmierci (i nie ma znaczenia czy łykamy wersję, że były efektem celowego sabotażu Erso, czy nie), i następnych,
którzy nie wymyślili, że w kapsule mogą być roboty - zwł., że mógłby rzecz zilustrować piękną brooksową glossą pokazującą mechanizmy powodujące awans takich jednostek w zbudowanych na zasadzie piramidy zamordyzmach:
https://www.youtube.com/watch?v=PNcDI_uBGUo