Apropos pędzenia szpirytusu z wiadomo czego - nie czytałem tej książki, ale sobie ją kupię. Nawiasem mówiąc ten autor nie miał tyle szczęścia co ów wspomniany wcześniej grażdanin Biednyj i Breżniew go pozbawił obywatelstwa radzieckiego. Co prawda z drugiej strony można powiedzieć, że miał więcej szczęścia, bo w latach 30-tych XX w. obywatelstwa by go nie pozbawili, tylko łeb ucięli. Mały cytacik:
Za momencik minie 40. rocznica od wydania (w PRL, w podziemiu) powieści Władimira Wojnowicza „Życie i niezwykłe przygody żołnierza Iwana Czonkina".
Dzięki Czonkinowi możemy podglądać bandę nieposkromionych idiotów, od czynowników po kołchozowych przodowników pracy i oficerów krasnej armii.
Primus inter pares to Kuźma Gładyszew, hodowca roślin, innowator i wynalazca. Idąc szlakiem Miczurina i Łysenki, stworzył nic niewartą hybrydę pomidora z kartoflem, którą nazwał „Droga do socjalizmu", otrzymał list od profesora Akademii Nauk Rolniczych ZSRR niedwuznacznie sugerujący, iż jest matołkiem, oraz był bohaterem artykułu o „naukowej twórczości mas".
Największą pasją Kuźmy Gładyszewa było – excusez-moi– łajno. Cały dom zastawił dzbankami, puszkami, garnuszkami wypełnionymi gównem zmieszanym a to z tym, a to z owym. Łajnem prześmiardły mu nawet jabłka w piwnicy. Podczas biesiady objaśniał Czonkina: „Przyzwyczailiśmy się odnosić do łajna z takim obrzydzeniem, jakby było w nim coś złego. A przecież, jeśli się bliżej nad tym zastanowić, jest to może najcenniejsza na ziemi substancja, ponieważ całe nasze życie z łajna się wywodzi i do łajna znowu odchodzi (...). Żeby mieć dobre plony, trzeba ziemię nawieźć łajnem. Z łajna wyrastają trawy, zboża, jarzyny, które jemy i my, i zwierzęta. Zwierzęta dają nam mleko, mięso, wełnę i tak dalej. My zużywamy to wszystko i przekształcamy znowu w łajno. Tak właśnie tworzy się, by tak rzec, kołowrót łajna w przyrodzie. I, powiedzmy, dlaczego mamy używać tego łajna w postaci mięsa, mleka czy choćby na ten przykład chleba, czyli w postaci przetworzonej? Powstaje uzasadnione pytanie: czy nie lepiej, odrzuciwszy uprzedzenia i fałszywe obrzydzenie, używać je w czystej postaci, jako wspaniałą witaminę?".
A potem obaj wypili. „Iwan wlał w gardło zawartość swej szklanki i omal nie zwalił się z krzesła. (…) Nic przed sobą nie widząc, dziobnął na oślep widelcem w patelnię, oderwał kawałek jajecznicy i pomagając sobie drugą ręką, wepchnął go w usta, parząc się, połknął i dopiero wtedy wypuścił rozpierające mu płuca powietrze". Gładyszew wnet przyznał, iż bimber wypędził z łajna: „Recepta, mój kochany, jest bardzo prosta. Na kilo łajna bierzesz kilo cukru... Czonkin, przewracając stołek, rzucił się do wyjścia… Wymiotował tak, jakby go miało wywrócić na drugą stronę".