Jeszcze a'propos:
Dziwi mnie, że podniecają Cię filmy w stylu "Alien"
Akurat "Aliena" i "Aliens" będę bronił jak niepodległosci
. Mamy tam bowiem mnóstwo watków "pirxowatych", zasie Pirxa nade wszystko ukochałem. Zresztą nie tylko do tego utworu Mistrza widzę tam nawiązania.
W obu filmach mamy na początku sekwencję "ożywajacego" statku. Skąd to znamy? Z "Niezwyciężonego". Potem dostajemy codzienne życie na statku kosmicznym, którego załoga podchodzi do tego co robi jak do zwykłej pracy, czyż to "Opowiadaniem Pirxa" nie pachnie? Dalej pojawia się Ash - mądry i "nieludzki", do tego maszyna - czy to nie z "Rozprawy" wzięte? A na koniec mamy tryumf "słabego" człowieka (choć okupiony wieloma ofiarami) i nad "perfekcyjną" maszyną i nad "perfekcyjnym" Obcym (z którym zresztą, co też po lemowsku brzmi, porozumieć się nie sposób, lecz choć za wroga robi, czy można jednoznacznie nawzać go złym? czy pasują doń w ogóle ludzkie oceny?).
Z kolei u Camerona - pokaz zaawansowanych, a groźnych technologii przypomina tyleż "Eden" co znów "Niezwyciężonego". Z "Niezwyciężonego" pochodzi też wniosek, że gdy technologia zawiedzie już tylko w sile ludzkiej determinacji nadzieja. A finalna walka Ripley z królową potworków, czy nie każe przypomnieć sobie lemowych wielkochodów?
Może nie jest to baardzo oryginalne, ale miło zobczyć jakiś porządnie, realistycznie, z sensem, zrobiony film SF. W końcu to tak rzadkie...
Zresztą. Scott po nakręceniu pierwszego "Obcego" nakręcił "Blade Runnera", czy nie świadczy to o nim dobrze jako o artyście? (Koszmarny spadek jego formy nastapił dopiero znacznie, znacznie póżniej...) Cameronowi Mistrz powierzył sfilmowanie "Solaris" po raz wtóry, czyli znając jego wcześnejsze dokonania ("Aliens", Terminatory" czy "Głębię") uznał go jednak za twórcę godnego wyróżnienia z hollywoodzkiej sieczki. (Pomijam fakt, że Cameron zaufanie to cokolwiek zwiódł, bo najwyraźniej jego reżysersko-producencka forma też spada.)
Czy te fakty dotyczące reżyserów nie są też rekomendacją dla filmów?
(Choć oczywiście "Alieny" mogłyby być lepsze, gdyby twórcy wywalili z nich troche pościgów i pirotechniki, bo akurat na takie rzeczy patrząc jestem, paradoksalnie, bliski zaśnięcia. Niestety jest to poziom "Misji miedzyplanetarnej" Van Vogta - otrzymujemy ciekawą historie opartą na interesujacych - i logicznych! - załozeniach, ale tak naprawdę służy ona głównie za pretekst do pokazania gonitwy i strzelaniny. Zreszta ogólnie to typowa wada kinowej SF. Nawet w "Blade Runnerze" sporo tej "senzacji".... No ale sama fabuła "Alienów" - i wielu innych filmów z mojej listy - niewiele mnie interesuje. Liczy się tło, na którym ją umieszczono. Tło i "smaczki" są tu bowiem znacznie istotniejsze. Samej fabuły często mogłoby nie być...)
ps. na zauważenie zasługuje też fakt, że "Alien" przełamywał wzorzec "niezłomych herosów" dominujący dotad w amerykańskiej SF, o czym też gdzieś, kiedyś
pisałem:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=5&topic=1058#1EDIT: i jeszcze w związku z:
ogólnie jednak uważam ją za akcentującą zbyt mocno rozrywkowy charakter SF.
Faktycznie po namysle przyznaję Ci trochę racji. Nie wiem dlaczego pominałem np. "
Altered States", jeden z moich ulubionych filmów SF, w dodatku (co cenne) nie-rozrywkowy (to w sumie pierwsza liga kina SF) oraz "
PI" film nie do końca (IMHO) udany ale jednak majacy w sobie "to coś" i nie pozwalający przejść obojętnie. Pominąłem też przez przeoczenie cyberpunkowy, a znakomity "
GITS"; oraz "
Seksmisję" - film niewątpliwie rozrywkowy, lecz stanowiący doskonała ilustrację dla nurtu antytotalitarnej, zajdlowskiej social fiction. (Z tego samego nurtu jako warte obejrzenia, choć scenograficznie uboższe od oryginalngo "Star Treka", należy też wymienić
filmy Szulkina od "Golema" począwszy. One przynajmniej nie są rozrywkowe.) Z kolei z godziwej rozrywki wspomnieć należało pierwszy "
Powrót do przyszłości", kóry jest w sumie zarówno hołdem oddanym "groszowej" amerykańskiej SF jak i pastiszem jej konwencji.
Natomiast na mojej liście nie znajdą się nigdy "Gwiezdne Wojny" ani "Piąty Element", bo skądinąd bardzo lubiąc te filmy nie umiem zakwalifikować ich żadną miarą do SF (pierwszy z nich to wedle słów samego Lucasa
space fantasy, drugi jest niewątpliwie inspirowany stylistyka komiksu frankofońskiego). No i obie te pozycje są wysoce rozrywkowe
.
ps. co do obu "Solarisów" - ostatnio zaczęto tzw. re-masterowanie serialu "Star Trek" z lat '60 polegające na zastępowaniu starego tła (planet, statków) nowymi komputerowymi F/X. Myślę sobie, że gdyby aktorów z filmu Tarkowskiego "wstawić" w dorobione im cyfrowo tło rodem z filmu Soderbergha (i może, ale wcale niekoniecznie) wyciąć z pół godziny dłużyzn, to powstało by arcydzieło może i lepsze od "Odysei kosmicznej"... Zresztą, nie zrozum mnie źle, zarówno dzieło Tarkowskiego jak i film Soderbergha lubię i uważam, że otarły się o poziom arcydzieła... Niestety tylko otarły... Tarkowski miał pecha, że z racji geograficzno-historycznych okoliczności nie dane mu było korzystać z F/X na miarę Kubricka. Soderbergh, że jednak robił film dla Hollywood. Ale wszystko bym im wybaczył, bo oba dzieła zacne, gdyby tylko, cholera, nie zepsuli Mistrzowi finału... I za to grzebanie przy fabule znaleźli się na szarym końcu listy.