Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Hoko

Strony: 1 ... 166 167 [168] 169 170 ... 172
2506
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 19, 2006, 10:28:45 am »
Cytuj


A teraz w sprawie kotów:
Z tego co wiem, to mechanika kwantowa to dziedzina dość... dziwna i jeszcze niedokładnie zbadana (dopiero się rozwija). Ale rokuje duże nadzieje.


Dziwność jest funkcją (sic!) naszego sposobu postrzegania świata - wszystko, co nie przystaje do naszych codziennych wyobrażeń, wydaje nam się dziwne. Podejrzewam, że gyby podstaw mechaniki kwantowej - albo przynajmniej właściwego tej dziedzinie sposobu ujmowania zjawisk - nauczać w pierwszych klasach szkoły podstawowej, to dość szybko przestałoby to wszystko być dziwne. Zresztą wydaje mi się, że ludzie zajmujący się tą dziedziną zawodowo, uznają często te rzeczy za najnormalniejsze w świecie.

A sama mechanika kwantowa, mimo że jest rzeczywiście nie do końca zbadana (ale co jest do końca...), to w zakresie poprawności swoich przewidywań jest chyba najdoskonalszą teorią fizyczną.

A koty... cóż...
Uśmiech kota bez kota to być może też jakiś zjawisko kwantowe...

2507
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 19, 2006, 10:13:12 am »
Cytuj


Myslę, że powiadomienie musi być pisemne. Inaczej, aby mogło dość do dekoherencji potrzebny byłby niezależny świadek owego powiadomienia, tego przynajmniej wymaga prawo. Czyli kolejny stopień obserwatora: obserwator dokonanej obserwacji, czyli obserwator do kwadratu. To nasuwa analogię do samej funkcji falowej cząstki, która to funkcja właściwie nie wiadomo czym jest. Dopiero podniesiona do kwadratu wyraża prawdopodobieństwo pobytu w danym miejscu cząstki. Być może w ten sam sposób należy interpretować funkcje obserwatora. Dopiero podniesiony do kwadratu staje sie na tyle wiarygodny, że może powodować dekoherencje. Inaczej ani trochę


A gdyby tak tę rozmowę nagrać na dyktafon? Przed sądem (w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami) byłby to bezsprzeczny dowód... Ale na kwanty, o ile się orientuję, nie ma odpowiednich paragrafów, więc w sprawie samej redukcji funkcji falowej trudno byłoby o jakiś jednoznaczny wyrok. Sąd musiałby się odwoływać do opinii biegłych, a zdania w dziedzinie kwantów są podzielone...

2508
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 06, 2006, 10:52:45 am »
Cytuj
No do momentu wykonania "obserwacji". Tak wnosze.



Tak by wyglądało. Problem tylko, czy koty mogą siebie wzajemnie obserwować, bo jeśli tak, to ze splątaniem mógłby być problem.
A w rozmaitych dywagacjach na temat paradoksu kota Schrodingera był nawet wątek na temat, czy kot może być obserwatorem własnej funkcji falowej.
Ale żeby eksperyment się udał, to korzystniej będzie popaść w drugą skrajność. Mianowicie zastanawiano się również, czy do redukcji funkcji falowej kota wystarczy obserwacja dokonana przez szeregowego pracownika laboratorium, czy też musi to być osoba z tytułem profesorskim - w takim wypadku redyukcja mogłaby nastąpić w chwili, gdy pracownik powiadomi o dokonaniu obserwacji profesora (chociaż tu pojawia się nowy dylemat: czy wystarczy powiadomienie słowne, czy też musi być ono przekazane na piśmie...)

2509
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 02, 2006, 01:17:13 pm »
Cytuj
Mam pytanie do Hokopoko
Czy z badań tych wynikało jak długo trwały jest stan takiej koherencji?


Nie rozumiem pytania...
Po pierwsze, z jakich badań?
Po drugie, jakiej koherencji?
Obawiam się, że nie jesteśmy koherentni w terminie "koherencja".
Dekoherencja na poziomie kwantowym znaczy tyle co redukcja funkcji falowej układu kwantowego: układ 'przeskakuje" z nieokreślonego stanu kwantowego do konkretnego stanu klasycznego (makroskopowego).
Być może w opisie eksperymentu z kotami trochę nadużyłem słowa dekoherencja, bo eksperyment ten wykonywany był w duchu interpretacji kopenhaskiej, w której redukcja funkcji falowej uzależniona była od aktu obserwacji. Dzisiaj takie podejście jest juz nieco przebrzmiałe.
Natomiast obowiązująca obecnie zasada dekoherencji mówi, że redukcja funkcji falowej następuje, gdy energia oddziaływania układ kwantowy- otoczenie przekroczy pewien poziom.

Zaś czy to do kotów (obiektów makroskopowych) interpretacji kopenhaskiej, czy też do cząstek elementarnych interpretacji dekoherencyjnej poddanych zjawisku EPR (i bynajmniej pod tym terminem nie kryje się Elektronowy Rezonans Paramagnetyczny!), więc do tych zjawisk stosuje się termin splątanie - jest to swoista koherencja w sensie łacińskiego znaczenia tego słowa (spójność, łącznośc), ale nie oddaje w pełni sensu kwantowego splątania.
Jeżeli dwie cząstki są splątane, to zmiana stanu jednej z nich powoduje natychmiastową zmioanę stanu drugiej, niezależnie od odległości między cząstkami - może je dzielic dystans tysiecy lat świetlnych.


2510
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 02, 2006, 11:01:02 am »
Cytuj
Mnisi dalekowschodnich w warunkach odseparowania, które dają im klasztory położone wysoko w tybecie według zapisków taoistycznych czy próżniejszych buddyjskich, podczas medytacji stosują metodę koherencji z innymi obiektami np. wodą. Poza tym podobno potrafią oni wychodzić z ciała i kontaktować się z innym mnichami, albo wysyłać energie w innej postaci i w innych celach. Rosyjska psychologia dla przykładu rozwijała się w oparciu o wiedzę dalekowschodnią, poza tym istnieją tam również inne powinowactwa kulturowe przenikające do świadomości nie tylko naukowej. Koherencja kotów Skubancewa kojarzy mi sie właśnie z nurtem naukowym wywodzącym sie z tej linii. Jeśli jest to dowód na istnienie duszy to czy koty mają dusze? Zresztą samo nazwisko tego naukowca jest podejrzane. ;)



Rosyjska, a w zasadzie Radziecka nauka korzystała ze wszystkiego, co przynajmniej miało szansę zastosowania do utrwalania światowego pokoju. Np. pewne techniki medytacyjno-hipnotyczne azjatyckich ludów starano się stosować do żołnierzy, czynić z nich rodzaj automatów.

Co do tego wychodzenia z ciała tybetańskich mnichów, to w obiektywnych eksperymentach niczego takiego nie stwierdzono. Natomiast za medytację i inne tego typu rzeczy co raz mocniej bierze się psychologia. Zresztą psychoanaliza to też swoista medytacja. Jest więc tu pewnie jeszcze sporo do wyjaśnienia, jednak wydaje mi się, że do wychodzenia z ciała jednak nie dojdzie... chyba że w sensie metaforycznym.

A dusza nie ma tu nic do rzeczy, bo wszystko to są zjawiska natury materialnej - co najwyżej niektóre psyho-fizyczne teorie wymagają jeszcze doprecyzowania.

2511
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 02, 2006, 10:42:58 am »
Cytuj
Ciekawe czy jakby nikt na mnie nie patrzal i na kogos jeszcze to bysmy sie splatali. Jesli by tak bylo to bym robil cos jak to sie mowi "podswiadomie", bez znania przyczyny ;)


To zależy, co byście robili... hm...
W każdym razie wg kopenhaskiej interpretacji mechaniki kwantowej warunkiem redukcji funkcji falowej była obserwacja (eksperyment), a niektórzy twierdzili, że musi być to wręcz świadoma obserwacja. Na tym właśnie zasadzał się paradoks kota Schrodingera.

Jeśli zaś chodzi o działania podświadome, to wśród rozmaitych dywagacji na temat EPR są też i takie (z tym że jest to zupełnie inna podświadomość niż podświadomość w psychologii czy neurologi).
Jeśli przyjać pomysł Pen-Rusa na kwantowe podłoże świadomości, to biorąc pod uwagę eksperymenty z teleportacją stanów kwantowych (bazujące właśnie na eksperymencie EPR), niczego nie nie można wykluczyć.
Ani chybi...

2512
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 01, 2006, 01:57:57 pm »
Cytuj
Jestem ciekaw jak daleko posunięta by musiała być ta koherencja. Jeśli jeden kot zareagował na bodziec odebrany przez innego kota to zmiany te musiały by przenieść się z poziomu kwantowego na bardziej strukturalne systemy nerwowe, które funkcjonują na zasadzie przyczynowo skutkowej, poza tym nawet jeśli takie zmiany zaszły by, to ciekawe jak te koty komunikowały się w tym samym czasie na taką obległoś, telepatycznie? Może odległość i czas nie są wartościami wymiernymi na poziomie koherencji kotów. Czas i odległość może być informacją nie występującą w  koherencji między tymi dwoma kotami. Albo reakcja kota była przypadkowa. Albo pan Scubancew wywarł podświadomą presję na kota zmuszając go do naciśnięcia przycisku wydając samoistnie dźwięk wyzwalający reakcje, metodą brzuchomówstwa.


Kurza grypa, przecie jest napisane jak drut, że chodzi o efekt EPR. Jeśli zmiana stanu jednego elektronu wpływa na stan drugiego, to też jest to efekt przyczynowo-skutkowy. I jest to zjawisko fizyczne, a nie parafizyczne (jak telepatia).
Scubancew żadnej presji nie wywierał, bo go tam nie było.
Reakcja nie była przypadkowa, bo "nadawanie" powtórzono kilka razy i wyniki były jednoznaczne: drugi kot zawsze reagował, jak trzeba.

Odwołanie do Pen Rusa jest nieprzypadkowe, gdyż koty "są splątane" również makroskopowo, a że takie zjawiska nie występują, to trzeba się odwołać do ich świadomości - w tym wypadku świadomości kwantowej, której istnienie zasugerował Pen-Rus w The new fur of the Cat (polecam lekturę...).

O przyczynowo-skutkowość można natomiast dyskutować na innej płaszczyźnie - semantycznej. Przyczyna poprzedza skutek, więc skoro zmiana stanu jednego obiektu kwantowego (splątanego w EPR) wpływa natychmiast na obiekt drugi, to bie zmiany występują w tym samym momencie, więc relacja skutek - przyczyna jest dyskusyjna.
Ale na dzisiaj musze już kończyć...

2513
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Czerwca 01, 2006, 12:02:29 pm »
Cytuj
Tak, eksperymenty to owszem ale porozumienie z Oceanem ...nie wiem czy tu Golem byłby lepszy... Na ile racjonalny jest Ocean ? W każdym razie nie bardzo powtarzalny..


To w zasadzie zależałoby od tego, co rozumiemy pod terminem porozumienie się. Myślę, że bardiej niż na porozumienie byłaby szansa na - może ograniczone - zrozumienie. I w sumie do tego się wszystko sprowadza: porozumienie to już w zasadzie kwestia interpretacji zrozumienia.
Ale rzeczywiście więcej zależałoby tu od Oceanu niż od Golema - bo tego gagatka już cokolwiek znamy...

2514
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Czerwca 01, 2006, 11:41:44 am »
Cytuj

Dokładnie tak samo, a może nawet Golem miałby mniejsze powodzenie. Umysłowo nie był niczym więcej niż ponad-inteligentnym człowiekiem, a fizycznie był maszyną, czego Ocean za bardzo nie trawił.


Wydaje mi się, że nie. Golem nie posiadał osobowości, nie był więc w żadnym stopniu człowiekiem. Jego inteligencja też chyba była zupełnie różna od naszej - z tekstu wynika, iż to, w jaki sposób się wyrażał, było spowodowane jedynie potrzebą, aby ludzie mogli go zrozumieć. Potrafił więc dostosować się do innych - przynajmniej w takim stopniu, w jakim było to możliwe, tzn. na tyle, na ile pozwalała ograniczoność innych.
Czy łatwiej byłoby mu porozumieć się z Oceanem (oczywiście zakładając, że w ogóle było z kim się porozumiewać), to już trudno powiedzieć - ale na pewno byłby w stanie obmyślić eksperymenty, które pozwoliłyby wyciągnąć bardziej jednoznaczne wnioski co do rozumności Oceanu.
Ale mnie szczególnie interesuje, co ten nieco zadufany w sobie supermózg w ogóle by powiedział, dowiedziawszy się, że ma coś w rodzaju konkurenta - konkurenta zupełnie, ale to zupełnie odmiennego.

2515
DyLEMaty / Re: Splątane koty
« dnia: Czerwca 01, 2006, 11:25:13 am »
Pojemniki z kotami oddzielono od siebie, jeden pozostawiono w Dubnej, zaś drugi przewieziono do Moskwy. I teraz rozpoczął się ostatni etap doświadczenia, którego zadaniem było sprawdzenie, czy koty zostały rzeczywiście splątane.
Zanim eksperyment rozoczęto, Borys i Wladio przeszli kurs warunkowania klasycznego, w którym nauczono ich naciskania jednej z dwóch dźwigni w odpowiedzi na pewne bodźce dźwiękowe. (Scubancew nalegał co prawda, aby zastosować tu nieco nowocześniejszą metodę, a mianowicie zasugerował przeprowadzenie ekperymentu z zakresu kwantowej teorii swiadomości. Powoływał się przy tym na pracę tajwańskiego naukowca You Pen-Rusa, który w opublikowanym w zeszłym roku artykule (You Pen-Rus: The new fur of the Cat; New Scientist nr. 7/2005) opisał dość dokładnie warunki brzegowe kwantowego uczenia się jako tunelowanie przez potencjał intelektualny w pieciowymiarowej przestrzeni anty-de Sittera. Jednakże ze względu, iż teoria ta dopiero raczkuje, a rosyjskim decydentom zależało na czasie, zdecydowano się na bardziej konwencjonalne metody).
W każdym z kocich pomieszczeń zaistalowano więc specjalne urządzenie zawierające głośnik i dwie dźwignie. I gdy kotu w Moskwie zaczęto nadawać sygnały dźwiękowe, kot w Dubnej zaczął naciskać na dźwignie - tak więc eksperyment zakończył się pełnym sukcesem.

Obszar zastosowań splątanych kotów jest oczywiście bardzo szeroki. Na razie na drodze do upowszechnienia się tej metody będą stały przede wszystkim wysokie koszty. Jak bowiem wiadomo, układ będący w superpozycji stanów jest bardzo podatny na najdrobniejsze nawet zaburzenia, które natychmiast prowadzą do jego dekoherencji, czyli do redukcji funkcji falowej - z tego powodu komory dla kotów muszą mieć bardzo wyrafinowaną budowę (szczegóły utrzymywane są w tajemnicy). Obecnie koszt splątania dwóch kotów szacuje się na prawie pół miliona dolarów. Tak więc na razie technologia ta stosowana będzie przede wszystkim w dziedzinach, w których koszty nie mają znaczenia - a więc zwłaszcza w zastosowaniach militarnych. Mówi się już o zainstalowaniu splątanych kotów na rosyjskich łodziach podwodnych z napędem atomowym, a to w celu zapewnienia stałej i niezawodnej łączności miedzy tymi jednostkami a centrum dowodzenia.

I co Wy na to?

2516
DyLEMaty / Splątane koty
« dnia: Czerwca 01, 2006, 11:23:32 am »
W numerze styczniowym rosyjskiej Prirody znalazł się opis niezmiernie ciekawego eksperymentu z zakresu mechaniki kwantowej. Doświadczenie finansowane w pełni przez rosyjski rząd przeprowadzone zostało w Zjednoczonym Ośrodku Badań Jądrowych w Dubnej w ostatnim kwartale zeszłego roku i przez wielu uznawane jest za jedno z najistotniejszych osiągnięć rosyjskiej nauki od czasu umieszczenia na orbicie okołoziemskiej stacji kosmicznej Mir. Wielu widzi w tym eksperymencie również przejaw odradzania się rosyjskiego potencjału badawczego, podupadłego bardzo poważnie w czasie pierestrojki.
Pomysłodawcą, jak i opiekunem całego przedsięwzięcia jest profesor Walery Scubancew, genijalny młody (bo dopiero trzydziestoośmioletni) rosyjski fizyk relatywista, o którym autor artykułu wypowiada się w samych superlatywach i wróży mu karierę na miarę najznakomitszych geniuszy nauki.

Punktem wyjścia do zupełnie teoretycznych z początku rozważań Scubancewa był eksperyment myślowy zaproponowany już przeszło siedemdziesiąt lat temu przez Erwina Schrodingera. Chodzi oczywiście o jeden z poważniejszych problemów poznania naukowego, dyskutowany już setki razy i przy najrozmaitszych okazjach słynny paradoks kota Schrodingera.
Otóż profesor Scubancew skonstatował, że skoro do kota zamkniętego w pudle stosują się pewne założenia mechaniki kwantowej, to nie ma żadnych absolutnie powodów, by nie stosowały się doń wzystkie teorie i przewidywania tyczące tego zagadnienia - co wiecej, Scubancew zasugerował, że powinny obowiązywać tutaj również rozmaite teorie pokrewne. Tym sposobem rosyjscy naukowcy postanowili do kwantowego kota zastosować efekt EPR (Einstein-Podolsky-Rosen), czyli poddać koty zjawisku splątania. Efekt EPR polega na tym, że gdy dwie cząstki są w stanie kwantowego splątania, zmiana stanu jednej z nich natychmiast odmienia stan drugiej - i ważne tutaj jest to "natychmiast", gdyż efekt zachodzi niezależnie od odległości między takimi cząstkami, nie ma więc ograniczenia na maksymalną szybkość, jaką, dla wszystkich innych procesów, jest prędkość światła w próżni.

Oryginalny ekperyment myślowy Schrodingera zmodyfikowano, gdyż kot martwy czy też tylko potencjalnie martwy nie bardzo byłby przydatny do rozmaitych późniejszych zastosowań. Tak więc zamiast trucizny, która by kota uśmierciła, wyzwalany rozpadem promieniotwórczej cząstki automat serwował kotu kieliszek czerwonego wina - toteż stan kota w rosyjskim eksperymencie był superpozycją nie kota żywego i martwego, lecz kota trzeźwego i podpitego. Do splątania potrzebna jest oczywiście para kwantowych kotów, toteż eksperyment przerowadzonow w sposób następujący. Trzy specjalnie przygotowane pojemniki połączono ze sobą w taki sposób, że w pojemnikach bocznych znajdowały się koty oraz autoaty serwujące wino, zaś pojemnik znajdujący się w środku miał służyć za miejsce "właściwego" eksperymentu, czyli w nim właśnie miało dojść do splątania zwierząt. Przejścia z pojemników bocznych do środkowego zamykane były przy pomocy specjalnej zasuwy.
Na pierwszym etapie eksperymentu koty, Borysa i Wladia, umieszczono w osobnych komorach i podłączono automaty serwujące wino. Przejście do komkory środkowej było oczywiście zamknięte. Po szesciu godzinach, kiedy już nikt nie mógł być pewien stanu żadnego z kotów, a więc kiedy ich stan można było określić tylko przy pomocy odpowiedniej funkcji falowej, otwarto przejście do komory środkowej (oczywiście uczyniono to zdalnie, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, dzięki czemu udało się uniknąć przypadkowej dekoherencji kotów).
Środkowa komora była pusta, tylko na podłodze leżał spory kłębek wełny, a z głośniczka ukrytego w ścianie dobiegały rozmaite szmery, których zadaniem było zwabienie kotów. Co dokładnie robiły koty w tym konkretnym przypadku, tego nie wiadomo, gdyż w celu uniknięcia niekontrolowanego zewnętrznego wpływu, który mógłby się przyczynić do redukcji funkcji falowej któregoś z kotów, zrezygnowano z jakiegokolwiek monitorowania środkowego pomieszczenia. Jednak na podstawie wcześniejszego eksperymentu próbnego można przypuszczać, że koty niezależnie od "kwantowego" stanu spowodowanego wypiciem lub nie czerwonego wina, zaczęły w końcu zabawę z kłębkiem wełny, biegając przy tym, fikając koziołki, a pewnie i przewracając się wzajemnie. A jako że nie były to koty w stanie ustalonym, lecz superpozycje kotów podpitych i trzeźwych, czyli koty z rozszczepionymi funkcjami falowymi, to w skutek tego koziołkowania i biegania funkcje falowe kotów się między sobą najpierw zapętliły, a w końcu splątały na dobre. Tym sposobem doszło do splątania kwantowych kotów.
Zwierzęta zmęczyły się w końcu, a być może także poczuły pragnienie, więc wkrótce każde z nich wróciło do swojej komory. W pojemnikach zainstalowane były czujniki podczerwieni, które zasygnalizowały naukowcom, że pora ponownie zamknąć zasuwy i oddzielić splątane już koty (czujniki te nie miały oczywiście żadnego wpływu na ewentualną dekoherencję zwierząt, gdyż stan kotów nie był superpozycją obecnego i nieobecnego, lecz trzeźwego i podpitego - a pod tym względem czujniki nie miały nic do powiedzenia).



2517
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Czerwca 01, 2006, 09:59:38 am »
* *

(...) przemyślne zwierzęta już są na tropie,
że nie jesteśmy bezpiecznie zadomowieni w świecie,
który chcemy zrozumieć
(...)

Rilke: Pierwsza Elegia

*

Latają do gwiazd, ujarzmili grawitację i pola neutrinowe, opanowali być może większą część galaktyki, a wciąż jeszcze - ludzie.
Trudno byłby jednak zarzucić autorowi Golema to, co przychodzi na myśl podczas czytania wymysłów Zubrina.
Łatwiej bowiem dostosować człowieka do Marsa, niż odwrotnie. A że człowiek niewychowany wśród ludzi nie może stać się człowiekiem, to i zmiany będą miały charakter nie tylko fizyczny. Dzieje się to od tysiącleci, lecz trudno mieć świadomość procesu, będąc jego częścią.
A czy za kilkaset lat ludzkość bliższa będzie temu, czym jest dzisiaj, czy też przemyślnemu Oceanowi, na dwoje babka wróżyła.

*

Pierwszym krokiem do rzetelnego poznania świata musi być poznanie własnych ograniczeń. Nie da się tego jednak zrobić w oderwaniu od świata.
Problemem nie jest kontakt z Innym, lecz kontakt międzyludzki, ba, kontakt z samym sobą: poznającego z narzędziem poznania, myśli jako doświadczenia siebie.
Nie możemy przeżyć tego, co przeżywają inni - niezależnie, czy jest to Ocean, czy drugi człowiek. Zrozumienie wynika z uogólnienia i poszukiwania analogii z własnym pierwotnym doświadczeniem - które również nie jest niczym absolutnym, bo zawsze jest interpretacją.

A jeżeli analogii brak? Ten taniec, to taniec świętego Wita. Biologiczny, afektywny, półzwierzęcy breakdance, w którym cefaliczne asymetriady uczuć, mi(me-?)moidy przekonań co rusz wznoszą się i legną w gruzach w naszych głowach. Miłość, nienawiść, kaskada wyładowań, trzy hormony na krzyż, ot i cały dramat. A nam się wydaje, że to coś wielkiego.
Więc kontakt jest możliwy, lecz mówić tutaj będzie można jedynie o tym, co  jest w stosunku do obydwu stron zewnętrzne. Ale kogóż by takie sprawy interesowały?
Być może - Ocean; być może tych, którzy rzeczywiście mieliby szansę go spotkać. Ale chyba nie tych, dla których żal po zmarłym jest jedynym małżonkiem, z którym nie pragną rozwodu.

Trudno tu jednak mówić o transgresji, gdyż owa granica jest tą samą, o której wspominał Wittgenstein. A jej przekroczyć się nie da, bo to ograniczenie jest immanentną i niezbywalną cechą świadomości. Lecz można ją przesunąć.
Trzeba jednak pamiętać, że ze szczytu góry nie widać źdźbeł trawy. Zaś rozróżnienie między ludzkim a nieludzkim tylko z perspektywy ludzkiej ma wymiar jakościowy.

*

Lampy. Te nagrzewające się lampy radiostacji bardzo mnie denerwowały, gdy czytałem Solaris mając lat naście. Nijak nie korespondowało mi to ani z międzygwiezdnymi podróżami, ani - tym bardziej! - z ogromem egzystencjalnych problemów, z jakimi borykali się bohaterowie powieści. Te rozmaite technologiczne anachronizmy odbierałem jako swoistą skazę na tafli doskonałości (chociaż papierowe książki nie wydawały mi się wówczas czymś szczególnie dziwnym...). Doszedłem więc do wniosku, że dla dobra sprawy Lem powinien był po latach dzieło przerobić.

A dziś... Dziś w jednym mamy dwa światy: dwa światy utracone: ten, który na zawsze odszedł, i ten, który nigdy nie przyjdzie. Do tęsknoty rozgwieżdżonego nieba dołączyła nuta nostalgii. Solaris, Pirx, Powrót z gwiazd i wiele innych światów, które przepadły, nim jeszcze dane im było zaistnieć.

*

Ciekawym, co o Oceanie powiedziałby Golem.
I jak wyglądałby kontakt na tej płaszczyźnie.

* *

2518
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Czerwca 01, 2006, 09:46:10 am »
Cytuj
pamiętacie zakończenie amerykańskiego "solaris"? chłopaki pokazali jakąś kuchnię, a w niej kelvina, harey i tajemnicze dziecko-chłopca, które wcześnej surrealistycznie kręciło się po ich filmie... w harmonii przygotowywano wspólny posiłek..., :).

komentując to, chmura. zacytuje samą siebie z innego postu: wymowa końcowki amerykańskiego  "solaris" ("Wielka Scena Finałowa, kiedy to Rany Same Się Zabliźniają i jestesmy w Kuchni, Która Jest Rajem, dokąd To przeniosło Mężczyznę i Kobietę") kłóci się z główną - jak sądzi chmura. - ideą wielkiej książki Mistrza (chodzi mianowicie o tezę o możliwym braku JAKIEGOKOLWIEK podobieństwa nas i "obcych", skutkującym brakiem mozliwości JAKIEGOKOLWIEK porozumienia). no bo skoro w amerykańskim "solaris", zrozumiawszy swoje błędy,  (skruszony? ) ocean "przenosi Mężczyznę (kelvina) i Kobietę (harey) do Kuchni, Która Jest Rajem, to do jakiegoś porozumienia ("kontaktu") jednak dochodzi...  
*  
wygląda na to, że tą końcowką (chodzi własnie o "Kuchnię, Która Jest Rajem, dokąd To przeniosło Mężczyznę i Kobietę")  amerykanie dopisali do "solaris" (ku pokrzepieniu serc?) zupełnie "nielemowski" ciąg dalszy... ku radości widzów okazuje się mianowicie, że kelvina, który zostaje na planecie w nadziei, "że nie minął czas okrutnych cudów", spotyka (w "Kuchni itd.", ) zasłużona nagroda...  


także tarkowski poszedł w tę stronę, zręczniej unikając jednak konwencji kiczu... u tarkowskiego to było - chyba - tak: kamera ulatywala o kilometry w górę. i na oceanie (tym oceanie!) pojawiała się spowita mglą "ziemska" wyspa, na wyspie kelvin (jak rozumiem, "ubogacony" doświadczeniami ze stacji...) wchodził do rodzinnego domu, na progu jednając się z ojcem. klęcząc obejmował ojca z twarzą wtuloną w jego kolana. ta scena była kopią obrazu rembrandta "powrót syna marnotrtawnego". :)
ch.


Ha! Czyli dobrze zrobiłem, że przestałem oglądać filmy.

2519
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Maja 25, 2006, 10:49:35 am »
Cytuj
To ciekawe co piszesz, mnie zupełnie co innego uderzyło. To znaczy to wszystko, co napisałaś też w tym było, ale odniosłem wrażenie że Kris zaczął juz kombinować NIE jak pozbyć sie Harey, ale jak z nią żyć. Jej nagłe odejście na tym tle (skoro Kris zaakceptował ja jako osobę) było morderstwem, czy może eutanazją, samobójstwem, jak zwał, tak zwał, ale w każdym razie pozbawieniem życia. Pytanie zadane mimochodem, lecz znów w "serce" problemu: czy Harey była człowiekiem? Czy robot z wszczepiona świadomością jest człowiekiem?


Dobre pytanie. Odpowiedź, poniekąd, znajduje się w Cyberiadzie - we fragmencie, w którym Trurl "uśmiercił" swojego wirtualnego sobowtóra, za co mistrz Kerebron strasznie go zbeształ. I - niestety - elementem, jaki trzeba by tu uwzględnić, nie jest pojęcie życia, lecz świadomości; czy też "życie" maksymalnie rozszerzone.
Więc problem morderstwa to problem uznania realności istnienia Harey i innych "gości". Bo tu się tak wszyscy rozwodzą i żalą nad biedną Harey - co doskonale rozumiem - ale podchodząc do problemu uczciwie, należałoby te same standardy zastosować i do Murzynki i do innych "zjawisk".

Więc załogę pewnie przed sądem należałoby postawić, lecz biorąc pod uwagę trudności w ustaleniu faktów, można by im było zarzucić chyba tylko to, iż całą sprawę załatwili na własną rękę. Tyle przecież mówi się w powieści o "kontakcie", o "Innym", jednak gdy przychodzi co do czego, to każdy ma na względzie tylko swój osobisty interes. A na koniec, żeby sobie poprawić humor, zaczynają filozofować...

2520
Akademia Lemologiczna / Re:  Akademia Lemologiczna [Solaris]
« dnia: Maja 22, 2006, 02:21:16 pm »
Cytuj
Podobno jednak nieskuteczne. Lepiej skutkuje podgrzewanie pewnych obszarów atmosfery wielkim maserem. Poza tym to już nie wiem o co się kłócicie.


Następnym razem wezmę parasol...
Cytuj
Hopoko: czyż nie jest tak, że nie istnieje zadawalająca definicja świadomości? Muzyki? Przyjaźni? wszelkich innych "ludzkich" atrybutów? Potrafimy zdefiniować to, z czego możemy "wyjść" i stanąć z boku... ja co prawda dziś już z siebie wyszedłem, ale to za sprawą pracownika ;D


Z samym pojęciem muzyki toby można coś było zrobić. Natomiast nie da się ściśle wyrazić czy przekazać uczuć, jakie nam towarzyszą przy jej słuchaniu - a więc, de facto, nie można do końca pojąć, co przy słuchaniu czuja inni: jedynym sposobem jest pewne przybliżenie, ujecie problemu przez analogię do własnych odzcuć. I rzeczywiście dotyczy to większości dziedzin ludzkiego życia i ludzkiego postrzegania.

Ale jeszcze wrócę do Goedla, bo mi się przypomniało.
Skoro była mowa o "logice zyciowej", to należy powiedzieć o narzędziu tej logiki - jezyku. Otóż Lem pisał gdzieś (chyba w Sex Wars), że języki naturalne, w przeciwieństwie do "sztucznych" języków formalnych wymykają się problemowi Goedla dzięki swojęj wieloznaczności. Formalne problemy rzeczywiście w Naturze wystepują (nie tylko w matematyce), zaś ewolucja tak ludzkie postępowanie ukształtowała, ażeby te problemy wyminąć.
Natomiast mnie przyszło do głowy, że owa wieloznaczność to być może nic innego jak tylko pewna "utajona" forma sprzeczności sytemu - powiedzmy, że jest to "sprzecznośc słaba", bo w systemie wieloznacznym w zasadzie nie można jej dowieść - nawet odwołując się do narzędzi spoza systemu.


Strony: 1 ... 166 167 [168] 169 170 ... 172