A z trzeciej strony: czego oczekiwales od Jacksona?Zeby rozbudowal?zmodyfikowal swiat Tolkiena?Ta filmowa trylogia moze byc nudna ( w warstwie fabularnej - zreszta jak nie przymierzajac drugi tom Tolkienowej;) ) dla kogos kto czytal Wladce...ale juz pare stron temu tlumaczylam na czym polega wg mnie roznica miedzy obrazkowaniem a tworzeniem;)
Tylko, że np. Tarkowski umiał tchnać życie w Kelvina, a Jacksonowi umiejętności starczyło do nakręcenia cyklu (pół)żywych (owszem, przeważnie b. ładnych) obrazów w konwencji
plastic-fantastic. Tam się wogóle nie czuje ducha tolkienowskiej prozy (wyrazistej, cokolwiek złego można o niej powiedzeć) tam tylko obrazki widać.
Bohaterowie tolkienowscy nie są może szczytem psychologicznej kreacji, a gdyby kto chciał zastosować metody przydatne raczej przy analizowaniu SF czyli traktować
nieludzi jako poważne propozycje pokazania nie-człowieczej mentalności to
anichwili tegonieradze, ale są to postacie dość żywe, przyciągajace czytelniczą uwagę. Ekranowe odpowiedniki tych bohaterów robią - de facto - za tło dla tła
znaczy widoczków Śródziemia.
I to sie wiaze z Le Guin i worldbuildingiem. Nie podoba Ci sie ze Dukaj szereguje tak jej swiaty?Ze jednak warstwa jej ksiazek to cos wiecej?Oczywiscie,ze tak jest, ale tym tropem moze dojdziem do porozumienia w sprawie Tarkowskiego;)Otoz szeregowales go z np Scottem - mnie sie to nie podobalo;) Bo jego Strefa to cos wiecej niz Obcy wylazacy z brzucha (Łowca - wiosny nie czyni - wystarczy przejrzec reszte filmografii Pana S.). To jest podobne przesuniecie znaczen - w koncu Le Guin rowniez buduje swiaty...
Hmm, wychodzę tu od tego, że u Le Guin świat przedstawiony jest jednym ze środków służących powiedzeniu czegoś
*. W worldbuildingu jest celem samym w sobie - i sensy, i bohaterowie to nieistotne drobiazgi.
A Scotta szeregowałem z Tarkowskim z zupełnie innej przyczyny. By pokazać, że najlepsze filmy SF nakręcili twórcy, których związek z fantastyką jest tylko częścia ich reżyserskiej drogi. Zawodowi fantaści kinowi to - w najlepszym wypadku (Cameron, Spielberg) - solidni rzemieślnicy, a jeszcze częściej zwykłe szmirusy (przysłowiowy już Emmerich nie jest tu nawet najgorszym z najgorszych, bo spod dna stukanie słychać).
Natomiast chwaląc Scotta pamiętąłem mu oczywiście "Bladego.."
, przypuszczalnie najjaśniejszy punkt w jego karierze, a nie potworki jelitowe celnie skwitowane przez Brooksa:
(Bo jak słusznie zauwazył już
Terminus, można się wogóle spierać nad zaliczeniem ich do
prawdziwej SF
**.)
Poza tym wg mnie Dukaj (ktorego sie ostatnio troche naczytalam ale o tem inna zraza) porownujac typowe worldbuildingi do np Le Guin stara sie dodac im znaczenia, rangi, wywindowac do swiata filmowej i ksiazkowej "sztuki"- sugerujac ze nie sa tylko tlem dla "szczelanek" i zgranych opowiesci - klisz (ktore zreszta latwo odnajdujemy w podrecznikach naszej historii). Moze szuka usprawiedliwienia dla wlasnej tworczosci?
Tak i mnie się zdaje. Co gorsza, mam wrażenie że Dukaj sam solennie w to wierzy.
(Wygodne to zresztą... Wymyśl tylko tło, co se będziesz fabułą i psychologią - że o filozofii nie wspomnę - kontrprzodek zawracać. I tak oto otrzymujemy swoistą odmianę słownej - lub filmowej - rzeźby abstrakcyjnej
.)
* acz znam przypadek jeszcze lepszy, gdy sam kształt wykreowanego swiata jest jednocześnie istotnym sensem (a nawet kilkoma sensami) do przyswojenia, chodzi mi oczywiscie o "Nową Kosmogonię"; tyle że rasowy worldbuilding nigdy - przynajmniej jak dotąd - tak wysoko nie doskoczył...
** acz dekoracje , w których historyjka o potworze się rozgrywa, to nawet dość przyzwoita SF, zwłaszcza na tle większości tego co w kinach...