Skoro "Ptak" zasadniczo omówiony, a za "Peanatemę" się (jeszcze?) nie wzięliście, pozwolę sobie na kolejną polecankę. B. subiektywną - na co bierzcie poprawkę - ale z głębi układu limbicznego. Mam na myśli powieść (i ewentualnie resztę cyklu; zresztą w sumie można sięgnąć po dowolny tom, są podobne i da się je czytać samodzielnie) "Szpital Kosmiczny". Jest to książka - co niech moją sympatię z nawiązką tłumaczy
- definiowana często słowami
"tak powinien wyglądać dobrze nakręcony 'Star Trek'", posądzana też regularnie o bycie (obok m.in. "Obłoku...", czy raczej "Ikarii...") jednym z tych źródeł, z których mógł Roddenberry rżnąć.
W skrócie: mamy tam wielogatunkową Federację, nie składającą się jednak z (prawie) samych humanoidów, a z gatunków b. odmiennych fizjologią i preferowanyni warunkami życia (pewnej humanoidalności psychicznej, jako warunku koniecznego zaistnienia takiej współpracy, nie udało się jednak uniknąć - jeśli to kogo razi, a razić ma prawo, niech nie czyta dalej), przy czym jednak nie oglądamy tam dumnego badawczego korabia, który w ramach pokojowej eksploracji spuszcza regularnie manto wrażym paskudnikom, a możemy czytać o personelu tytułowej
nemocnice, czyli gigantycznej, przebijającej wszystkie Babylony Piąte i
Dip Spejsy Dziewiąte, podzielonej na segmenty odpowiadające oczekiwaniom poszczególnych gatunków (z jednego do drugiego bez skafandra nie przechodź), stacji kosmicznej, której personel leczy - na miejscu i w ramach
wizyt domowych pacjentów z całej Galaktyki.
Dlaczego - pomimo uprzedniego zastrzeżenia, i paru innych, które można dorzucić (autor był północnym Irlandczykiem, ale tworzył na rynek zaoceaniczny, więc jego proza ma wszelkie wady
hamerykańskiej SF swoich czasów; można też - i nie raz to czyniono - stawiać pod znakiem zapytania zasadność zbudowania tytułowego molocha, który - nawiasem mówiąc - na dużym ekranie wypadłby lepiej niż tolkienowe Śródziemie) - polecam (pomijając, rzecz jasna, czynnik osobistej sympatii)? Bo jest to najbardziej optymistyczna i - jak mawiają na Zachodzie - humanistyczna wizja przyszłości jaką wydała światowa fantastyka naukowa (czyli bajka, ale krzepiąca). A poza tym śledzenie awansów głównego bohatera przypomina nieco przyglądanie się życiowej ścieżce naszego Pirxa.
(Aha, mała ciekawostka: ledwo co przywoływany Campbell, choć wydawał White'a, nie wziął "Szpitala..." bo nie wierzył, by Kontakt dwu Rozumów mógł się skończyć inaczej, niż jatką.)