Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 614 615 [616] 617 618 ... 1091
9226
Hyde Park / Odp: Upadek Cesarstwa Rzymskiego
« dnia: Stycznia 08, 2016, 06:27:29 pm »
@maziek, S.R.

Co do pryncypiów moralnych (jak być powinno itd.) to ja się z Wami zgadzam (Edyta: liv, widzę, zgodził się takoż ;)), tylko może ciut mniej zaskoczony jestem, bo od pewnego czasu nie mam złudzeń, bym żył w raju na Ziemi... Poczytałem sobie o amerykańskich i brytyjskich eksperymentach na ludziach (o testowanie broni chodziło), popatrzyłem na to, co prezydent Bush z wdziękiem słonia w składzie porcelany geopolitycznie wyprawiał, oglądałem Kraj nasz wojenką PO z PiSem rozdarty (która to wojenka odsłoniła przy okazji stężenie różnych zalet swoich uczestników, i wysokie ono nie było), jako i zerkałem na Zachód, gdzie politycznie wygrywają raczej cwańsi, niż mądrzejsi, i straciłem złudzenia, że wyszliśmy z czerwonego raju do raju prawdziwego, jaki nam się marzył w latach '90...
(Co nie znaczy, że stałem się zaraz zrozpaczonym antysystemowym eurosceptykiem, bo do infernalizmu też daleko.)

Dobra, może mną też trochę trzepnęło, że można próbować aż tak na chama, pod dywan, i to poważne media tak się bawią, do spółki z poważnymi politykami. Co gorsza, że przez parę dni to działa (czyli możliwe są i dziś tak potężne zmowy)...

Ale zaraz mnie uspokoiła świadomość, że to się jednak nie udało - i to za sprawą technologii - wpisów internetowych, filmowania telefonami. Bo zgadzam się z marksistami, że okoliczności raczej ludzi kształtują, lepszymi ich czyniąc (w sensie postępowania, w motywacje nie wnikam), niż na odwyrtkę. I to jest jednak postęp - dekad temu parę dało się łgać w żywe oczy latami i atomowe bombardowanie własnych obywateli po cichu uskuteczniać, a teraz ledwie trzech dni starczyło, by sprawa się rypła. I nic innego, tylko postęp technologiczny to sprawił.

9227
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Stycznia 08, 2016, 03:55:41 pm »
zupełnie nie wiem, co takiego jest w Odysei, że uważana jest za kamień milowy i probierz (w tym przez Lema).

Kiedy sam sobie odpowiedziałeś... Wyjątkowy jest fakt, że jest to:
pierwszy poważny film o AI i kosmosie
I bodaj jedyny taki
na tle kowbojskich filmów, w których zamiast z koltami faceci ganiali z laserami

Jedyny, który nie jest - pod jakimś względem - półproduktem.
Bo - dajmy na to - "Solaris" (wiadomo który) i "Blady..." też są ambitne i wysokoartystyczne, ale prawdziwego - tj. dobrze udawanego - kosmosu tam za grosz (ba, w "Bladym..." ogólnie z realizmem różnie...). (Niekoniecznie jest to wada tych filmów jako takich, bo od tematyki, stopnia realizmu, ani doboru miejsca akcji, stężenie artyzmu nie zależy. Może być to natomiast już ich wada jako przedstawicieli kina SF.)
Bo - wspomniany przez Ciebie
Test pilota Pirxa
ma dobry scenariusz, ale realizacyjnie wiemy jak wygląda. A znów taki "Obcy..." scottowy wygląda prawie jak "Pirx" by mógł, a scenariuszowo durny, jak to horror...
W zasadzie, w kategorii SFowej jakości, dopiero "Moon" gdzieś "Odyseję..." może próbować gonić, tyle, że wtórny jest, mniejszy rozmach ma, jako i scenariusz mniej logiczny, mniej fundamentalne też (i mniej świeże) problemy porusza. No i Jones nie jest jednak Artystą (ino rzemiechą z tych zdolnych), a Kubrick był (to co liv o urodzie kadrów pisze). Czyli na próbowaniu się kończy...

O ła...nie nadążam za tym klanami.
Żona Luka S? I mieli syna - Bena?
Solo wg tych historii miał 3 dzieci, ale nie Bena?

Ano  - tu się mydlą, i tam się mydlili operowo. Tylko w powieściach więcej potomstwa bohaterom naprodukowali, bo dwie dekady na to mieli ;).

Cytuj
Lepiej od Hana pilotuje, Falcona naprawi, Mocą bez szkolenia biegle włada, nieźle walczy...
Noo...życie ją nauczyło;)

Skuteczne to życie ;).

Tutaj to już w ogóle nie ma co krytykować potknięć i zastanawiać się nad sensem fabuły...styknie jej streszczenie:
Grupa kosmonautów musi dostarczyć na Słońce ładunek jądrowy.
http://www.filmweb.pl/W.Strone.Slonca
No...jak musi - to dostarcza - rozkaz to rozkaz.
Może nie o to chodzi w tym filmie. W ogóle.

Dobre pytanie, o co tam chodzi, bo na moje oko o nic... Tylko Boyle to nic (stek bzdur, znaczy) całkiem ładnie reżyserią przykrywa i w efekcie - masz rację:
całkiem znośnie się go oglądało.
...jak się tylko maksymy Kwarcowego (elektrycerza, rzecz jasna) trzymać ;).

ps. Tymczasem... Marek Oramus o obu "Marsjanach" ;) - powieściowym:
http://www.galgut.eu/szkola-przetrwania-na-marsie/
I filmowym:
http://www.galgut.eu/kodeks-astronautow/
Oraz - jak już za starocie się bierzem - o "Niepamięci" z Kruzem ;):
http://www.galgut.eu/inwazja-zamaskowana/

9228
Hyde Park / Odp: Upadek Cesarstwa Rzymskiego
« dnia: Stycznia 08, 2016, 03:06:09 pm »
Ja uważam, że brak doniesień w piątek, sobotę, niedzielę (i praktycznie cały poniedziałek - 22:09) oznacza ustrojowy dramat dla europejskiej i polskiej demokracji, Liv zaś uważa, że ten brak doniesień o niczym (takim) nie świadczy.

Masz widać wyższe zdanie o tych standardach niż liv, stąd opóźnienie widzisz dramatem. liv - jak sądzę - uważa, że jest normalnie, bo jednak w ogóle o sprawie poinformowano. I w niedługim czasie nawet uczciwie.

Ja w tym zresztą też nie widzę jeszcze dramatu tylko kryzys przywództwa p. Merkel (formalnego w Niemczech i moralnego/tzw. miękkiego w Unii) oraz podległej jej administracji różnych szczebli, tudzież jej szeroko pojętego biznesowo-medialnego zaplecza. Widać bowiem, że to przywództwo okazało się bodaj bardziej antydemokratyczne i skłonne do matactwa niż nixonowe w czasach Watergate. (Wszelkie ośmiorniczki i kamieni kupy naszych ministrów na tym tle to pikuś...)

Dramat to dopiero może być, jak się z kryzysu sensownych wniosków nie wyciągnie...

Z pary puszczanej przez policję - ale funkcjonariuszy, a nie rzeczników komend i ich wierchuszki - wynika to, o czym byłem przekonany od początku: policja doskonale wiedziała co się święci i w czasie zajść wylegitymowała około 80-100 zawodników, większość z nich to nie byli żadni "wcześniejsi" imigranci tylko "uchodźcy" - Syryjczycy z obozu. Przy okazji ci policjanci mimochodem mówią coś takiego: uff, to jednak wcale nie byli mężczyźni z Północnej Afryki, którzy od roku działają w Kolonii w gangu ulicznym. No - uff.

Ano:
http://www.tvn24.pl/ataki-na-kobiety-w-niemczech-policjaci-wiekszosc-to-syryjczycy,609024,s.html
Skoro zaś przy tym co mówią policjanci - i inni siłowicy - jesteśmy...
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Kryzys-z-imigrantami-w-Europie-Niemcy-przyznaja-islamscy-radykalowie-moga-rekrutowac-uchodzcow,wid,17863833,wiadomosc.html
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/niemieckie-sluzby-zaniepokojone-naplywem-uchodzcow,580806.html

Przecież to jest język kazania niedzielnego;

A znów gdy przy kazaniach niedzielnych jesteśmy... Pamiętacie takie hartmanowe?
http://hartman.blog.polityka.pl/2015/09/21/islam-czyli-normalnosc/

Ciekawe czy dziś prof. H. by owe proroctwo - obrazek, zresztą, namalował ładny - podtrzymał...

ps. Nie wiedziałem gdzie dać, to tu dorzucę... W Cesarstwie Wschodniorzymskim też się ciekawe dzieje, tyle, że po cichu:
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/szef-rosyjskiego-wywiadu-gru-gen-igor-siergun-nie-zyje,608203.html
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/szef-gru-nie-zyje-zmarl-nagle-przyczyna-smierci-nieznana,607973.html
Ha, może to faktycznie zawały...

9229
Hyde Park / Odp: Upadek Cesarstwa Rzymskiego
« dnia: Stycznia 06, 2016, 09:07:38 pm »
@maziek, Rem.

Żartowałem, oczywiście. Chciałem się wykręcić żartem... Ale teraz serio...

Zacznę może od tego, że jestem ogólnie za tzw. wartościami europejskimi i uważam, że UE i jej elity mają na najbardziej podstawowym (moralnym, ideowym) poziomie sporo racji - że należy być otwartym, unikać podziałów my/oni, że lepiej rozmawiać (i handlować) niż się zabijać, że człowiek nie odpowiada za swoich przodków - cały ten pakiet. I aktualne zajścia nie są mnie w stanie z tego przekonania wybić.

Jednocześnie trudno jednak zaprzeczyć, że są owe szlachetne hasła realizowane w sposób oderwany od rzeczywistości. Miałem złudzenia, że jest inaczej - po ostatnich ekscesach, przyznaję, nie mam ich już. Tłumne zapraszanie ludzi, z których sporą częścią pewnie by się dało dogadać, dokonywane w sposób wariacki, bez weryfikacji (a wystarczy by 10% z tych 5% imigrantów było skrajnie na asymilację niepodatne, byśmy mieli - jako Europa - kłopot), bez skutecznego pomysłu na ich asymilację. Zamiatanie pod dywan problemów w imię tyleż szczytnych haseł, co krótkowzrocznego "jakoś to będzie". Brak śladowego realizmu (wypowiedzi pani nadburmistrz, do której, jako do człowieka, mam sporo sympatii - jeśli jej obraz medialny jest prawdziwy, ale z której polityk żaden). To wszystko generuje dwa problemy.

Jednym są - oczywiście - imigranci. Drugim są ci, którzy na lęku przed imigrantami bazują, a którzy łączą zauważanie i nazywanie problemów z oficjalnego dyskursu wypartych z receptami na tych problemów rozwiązanie (i/lub samym sposobem ich nazywania) rodem ze złego snu (lub z paskudnej przeszłości).

Tak naprawdę mając po jednej stronie nieokrzesany tłum hołdujący średniowiecznym zwyczajom, po drugiej neonazistów, rasistów itp. element (który średniowiecznym zwyczajom nie hołduje... przynajmniej na razie, ale poglądy też ma jakby z tej samej epoki), a po środku plotących coś od rzeczy i chowających głowę w piasek "mężów (i żony ;) ) stanu", w których zdrowy rozsądek nie mam powodów ufać, nie mam z kim sympatyzować.

Przy czym: mam cały czas świadomość, że wszyscy ci ludzie chcą dobrze... minimum dla siebie ;). Imigranci nie są - in toto - potworami, ani hordami zombie, jak chce niechętna im propaganda, tylko ludźmi ciemnymi, prostymi, zagubionymi, statystycznie pewnie bardziej sympatycznymi indywidualnie, niż w tłumie. Większość irytujących ksenofobów i rasistów to również prości, ciemni - może trochę mniej ciemni i prości - ludzie, których na skrajne pozycje zagnał strach połączony z tym, że tylko na owym skraju o pewnych problemach mówiono. Wreszcie owi politycy europejscy to też nie są potwory - po trosze cwaniacy - może nawet złodzieje, acz w majestacie prawa - po trosze oderwani od życia idealiści i/lub biurokraci, którym papierki przesłoniły życie - możliwe, że jedno wymieszane z drugim w tych samych osobach, ale nie potwory.
A jednocześnie patrzeć na to wszystko nie można bez popadania w najczarniejszą mizantropię...

A kibicować nie ma komu, bo wsparcie któregokolwiek z tych obozów jest inną formą samobójstwa...

9230
Hyde Park / Odp: Upadek Cesarstwa Rzymskiego
« dnia: Stycznia 06, 2016, 05:02:37 pm »
może odpowiesz mi na proste pytanie: czemu światowe i krajowe media, które sensacje nadają na wyprzódki i z prędkością światła, przez pierwsze TRZY DOBY milczały?

Nowy Rok był. Redaktorzy zapili? ;)

No, chyba, że wolisz teorie spiskowe ::).

Czyli fakty nie mają wpływu na Twoje poglądy?

W ten wątek to by się nawet wpisywało... ;)

9232
Lemosfera / Odp: Wokół Lema się dzieje
« dnia: Stycznia 06, 2016, 02:37:28 pm »
Natomiast pan Roger Christian chyba żyje wspomnieniami ze scenarzystowania przy trzech kasowych filmach - w tym Gwiezdnych Wojnach;)

Pan Christian to po tej "Bitwie..." niech już lepiej nic nie robi. Gniot straszny to był, acz i materiał wyjściowy mało wdzięczny...

9233
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Powrót z gwiazd]
« dnia: Stycznia 06, 2016, 02:32:02 pm »
Wspomniałem tu ostatnio (ile lat temu...) o zestawieniu asimovowskiej i lemowskiej wizji stagnacji... Otóż sięgnąłem po raz wtóry do recenzji, recenzyjki wręcz, którą przytaczałem swego czasu jako dowód, że Lema ktoś jednak czyta i wyłowiłem z niej coś, co umknęło mi chyba przy pierwszym czytaniu...

Jest to zasadniczo straszna błahostka... Ot, kolejny interpretator po Stoffie z Oramusem nie chce uwierzyć w to, że świat "Powrotu..." nie ma dodatkowego dna (pachnie mi to ciągotami z ecowego "Wahadła...") i konstruuje kolejną hipotezę, dość błahą, acz wynikłą - mam wrażenie - z lektury cyklu robocio-fundacyjnego Asimova lub jakichś popłuczyn po nim...

Cóż, bowiem, robi bloger kryjący się pod mianem Bibliotekarza Charliego? Bierze w sumie pojedyncze fragmenty ze sceny, w której Bregg odwiedza w robocie ;) cybernetyka Margera, te dwa w sumie:

"Produkcja była automatyczna, odbywała się pod nadzorem robotów, nad którymi czuwały inne z kolei roboty; w kręgu jej nie było już miejsca dla ludzi. Społeczeństwo istniało sobie, a roboty i automaty — sobie"

"Mieliśmy się już rozstać, kiedy nieoczekiwanie dla samego siebie spytałem go, czy produkuje się. roboty człekokształtne.
— Właściwie nie — powiedział i dodał z ociąganiem: — Narobiły w swoim czasie trochę kłopotów…
— Jak to?
— No, zna pan przecież inżynierów! W naśladownictwie doszli do takiej perfekcji, że nie można było pewnych modeli odróżnić od żywego człowieka. Niektórzy ludzie nie mogli tego znieść…
Przypomniałem sobie naraz scenę na statku, którym przyleciałem z Luny*.
— Nie mogli tego znieść?… powtórzyłem jego słowa. — Czy to było może coś w rodzaju… fobii?
— Nie jestem psychologiem, ale można to chyba tak nazwać. Zresztą to stare dzieje.
— I nie ma już takich robotów?
— Owszem, trafiają się na rakietach krótkiego zasięgu. Czy spotkał pan może takiego?…
Odpowiedziałem wymijająco."


I buduje na ich podstawie dość ograną SFową interpretację, jakoby świat "Powrotu..." rządzony mógł być skrycie przez roboty. Nie jestem pewien czy warto sobie tą interpretacją głowę zawracać, bo sądzę, że gdyby Mistrz takiej sobie życzył, to by ją jednoznacznie w tekst wpisał, ale... sądzę, że może tu zachodzić pewne sprzężenie zwrotne... Otóż bloger Charlie - jako się rzekło - prawdopodobnie inspirował się (pośrednio lub bez-) Asimovem interpretując Lema, pytanie jednak czy Asimov nie inspirował się Lemem...

Najpierw jednak przypomnijmy sobie co jest u Asimova... Otóż w powieści "Agent Fundacji" (oryg. "Foundation's Edge") splatającej, może nawet na siłę, wcześniejsze robocie i fundacyjne kawałki I.A.  znajdujemy takie oto streszczenie przeszłych (dla bohaterów) dziejów:

"- /.../ Widzicie, ludzie żyli kiedyś z robotami, ale nie było to udane życie.
- Tak właśnie nam powiedziano.
- Roboty miały głęboko wpojone pewne zasady, zwane trzema prawami robotów, które zostały sformułowane w czasach prehistorycznych. Znane są różne wersje tych praw. W wersji klasycznej brzmią one tak: (1) Robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi albo, przez powstrzymanie się od działania, dopuścić do tego, by człowiekowi stała się krzywda; (2) Robot musi słuchać poleceń dawanych mu przez człowieka, chyba że polecenia te stoją w sprzeczności z prawem pierwszym; (3) Robot musi chronić swe istnienie, o ile ochrona taka nie jest sprzeczna z prawami pierwszym lub drugim.
W miarę jak roboty stawały się coraz bardziej inteligentne i wszechstronne, interpretowały te prawa, szczególnie pierwsze, które było nadrzędne, coraz bardziej rozszerzające i przyjmowały rolę opiekunów ludzkości. Ta opieka coraz bardziej ciążyła ludziom, aż w końcu stała się nie do zniesienia.
Roboty były do gruntu dobre. Prace, które wykonywały, były całkowicie humanitarne i miały na celu dobro wszystkich ludzi, co w jakiś sposób sprawiało, iż było je jeszcze trudniej znieść.
Każdy postęp w dziedzinie robotyki pogarszał jeszcze tę sytuację. Stworzono roboty o zdolnościach telepatycznych, co oznaczało, że kontrolowały one nawet myśli ludzi.W rezultacie zachowania ludzi stały się jeszcze bardziej zależne od robotów.
Poza tym roboty coraz bardziej upodobniały się z wyglądu do ludzi, ale ich zachowania były typowe dla robotów, co sprawiało, że ich człekopodobny wygląd napawał ludzi wstrętem."


Tu też dostajemy roboty i dostajemy obraz ogólnego mli-mli. Owszem, Asimov poruszał takie tematy już wcześniej ("Koniec Wieczności" też o swego rodzaju mli-mli traktował, roboty kontrolujące ludzką cywilizację prezentował już w opowiadaniu "The Evitable Conflict" - Mistrz wysoko je cenił - które pochodziło z roku 1950, a wizję robota-podmieńca pchającego się do polityki prezentował jeszcze lat parę wstecz, w "Evidence" z roku '46), ale zastanawiam się czy amerykańskie wydanie "Powrotu..." (ukazało się w 1980) nie skłoniło jakoś Asimova (bo pewnie je czytał lub mu je streszczano) do powrotu do tej tematyki (tym bardziej, że wiadomo iż nie była mu nieznana lemowska krytyka tzw. Praw Robotyki i w dalszych - właśnie z lat '80 - pochodzących tomach - tych "Agentach" "Preludiach" i "Ziemiach" - starał się do tej krytyki dostosować).

Inna sprawa, że jeśli tak, to inspiracja byłaby w jakimś stopniu kołowa, bo Lem znał asimovowe opowiadania.

Przy czym gdzie Isaac A. zadowala się konkluzją:

"- I tych robotów już nie ma?
- Tak powiedziała Novi.
- Tak n i e powiedziała. Dokładnie pamiętam jej słowa. Powiedziała: “Gają została założona wiele tysięcy lat temu z pomocą robotów, które kiedyś, przez krótki okres czas, służyły rodzajowi ludzkiemu, lecz już mu nie służą".
- A czy to nie znaczy, że ich już nie ma?
- Nie, to znaczy, że już nie służą ludziom. Może teraz nimi rządzą?"


Czyniąc z R.(obota) Daneela Olivawa dobrodusznego dyktatora ludzkości...

"- Kłopot w tym, Hari, - ciągnął Daneel - że pojedynczego człowieka łatwo rozpoznać. Można go wskazać palcem. Łatwo się zorientować, co wyrządzi krzywdę człowiekowi, a co nie - przynajmniej stosunkowo łatwo. Ale czym jest ludzkość? Kogo możemy wskazać, kiedy mówimy o ludzkości? I jak możemy zdefiniować krzywdę ludzkości? Skąd można wiedzieć, kiedy i jakie działanie przyniesie więcej pożytku niż szkody ludzkości? Robot, który ustanowił Prawo Zerowe, nie istnieje - przestał działać - ponieważ został zmuszony do postępowania, które jak sądził uratuje ludzkość, jednak nie miał co do tego pewności. I nim przestał działać, pozostawił mi opiekę nad Galaktyką. Od tamtej pory zajmuję się tym. Ingerowałem zawsze jak najmniej, uważałem, że ludzie sami wiedzą, co wyjdzie im na dobre. Ludzie mogli ryzykować, ja nie. Oni mogli mijać się z celami; ja nie śmiałem. Oni mogli nieumyślnie wyrządzać krzywdę; gdybym ja to zrobił, przestałbym istnieć. Prawo Zerowe nie robi wyjątku dla nieumyślnej krzywdy. Ale czasami jestem zmuszony podejmować działania. To, że nadal funkcjonuję, świadczy, że były one umiarkowane i dyskretne. W miarę jednak niepowodzeń Imperium i perspektywy jego upadku musiałem ingerować coraz częściej. Już od wielu dziesięcioleci odgrywam rolę Demerzela, próbując tak kierować rządem, by nie doszło do najgorszego - a jednak, jak widzisz, nadal funkcjonuję."

"Preludium Fundacji"

Tam asimovowscy epigoni (Greg Bear z Davidem Brinem) - chcąc wytłumaczyć imperialną stagnację - wprost przysolili, że roboty rządzą ludzkością zbetryzowaną (i to b. sprytnie, jest to betryzacja zakaźna), choć może betryzacja nie jest tu terminem adekwatnym, może lepsza byłaby idiotyzacja...

"Wirus gorączki mózgowej stworzyli ludzie w czasach, kiedy mnie skonstruowano. Miał ujemnie wpływać na społeczności ich przeciwników politycznych. Jak wiele innych prób zastosowania broni biologicznej, ta także miała uboczne skutki: wywołała pandemię i, być może przypadkowo, a być może nie, zapewniła Imperium tysiące lat istnienia bez większych intelektualnych rozruchów. Chociaż prawie wszystkie dzieci zapadają na tę chorobę, mniej więcej co czwarte, to wykazujące szczególne zdolności, przechodzi ją znacznie ciężej. Ich ciekawość i inteligencja zostają stłumione do przeciętnego poziomu społeczeństwa. Przeważnie nawet nie zdają sobie sprawy z utraty zdolności umysłowych, może dlatego, że są średnio zdolne albo nigdy nie uświadomiły sobie własnych możliwości."

"W pozytronowym mózgu Lodovika, formułując wnioski wzmacniające już istniejące wrażenia i hipotezy, odbijała się echem myśl o wpływie imperialnej kultury (i gorączki mózgowej?) na naturę człowieka. Podczas gdy niegdyś ludzie zaśmiewali się i lubowali w absurdach, czystych wytworach wyobraźni, teraz pod tym względem panował całkowity zastój. Czołowi artyści, naukowcy, inżynierowie, filozofowie i politycy chętnie potwierdzali odkrycia z przeszłości, nie dokonując nowych. I niewielu choćby pamiętało przeszłość dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, co właściwie odkryto! Sama przeszłość przestała być przedmiotem zainteresowania – tak było od setek, a nawet od tysięcy lat.
Światło zgasło. Stabilizacja i bezwład tysiącleci doprowadziły do zastoju."


oba cytaty Bear, "Fundacja i Chaos"

Opowieści krążące wśród bearowych bohaterów przypisują powstanie w/w idiotyzacyjnej gorączki robotom:

"Wieczyści, jak powiadają, stworzyli gorączkę mózgową, aby opanować destrukcyjne popędy ludzkości. Wieczystych opisuje się jako nieśmiertelnych ludzi, ale także jako długo funkcjonujące roboty obdarzone wybitną inteligencją..."

ibid.

Jednak - jako się rzekło - okazuje się tam ona nie być ich dziełem... choć jest ona przez nie używana jako narzędzie. Warto jednak zauważyć kolejny trop... Wieczystymi zwą w asimovowskim świecie (a więc i w świecie jego epigonów) starożytne roboty, ale zwą też (a są te legendy ze sobą tam mieszane, nakładają się na siebie) tych z Wieczności, co doznała końca ;):

"- Miałem właśnie przedstawić naszych gościom opowieść o Wieczności - rzekł Dom. - Aby ją zrozumieć, musicie najpierw uświadomić sobie, że może istnieć wiele różnych wszechświatów, faktycznie nieskończenie wiele. Każde wydarzenie, które ma miejsce, może zaistnieć albo nie, a jeśli zaistnieje, to może przebiegać w taki albo inny sposób. Istnieje bardzo wiele takich alternatyw i każda z tych możliwości zapoczątkowuje cały łańcuch przyszłych wydarzeń, które różnią się od innych, będących następstwami innych możliwych wydarzeń, przynajmniej w pewnym stopniu.
Na przykład Bliss, zamiast przyjść akurat teraz, mogła przyjść trochę wcześniej albo dużo wcześniej, albo - przychodząc teraz - mogła mieć inną bluzkę, albo - mając nawet na sobie tę bluzkę - mogła się nie uśmiechać tak prowokująco do starca, jak to ma w zwyczaju. W każdym z tych przypadków, jak również w przypadku bardzo dużej liczby innych możliwych wariantów tego zdarzenia, wypadki w naszym wszechświecie potoczyłyby się innym torem. To samo odnosi się do każdego wariantu każdego innego wydarzenia, choćby było ono nie wiem jak małej wagi.
Trevize wiercił się niecierpliwie na krześle podczas tej przemowy. - To są ogólnie znane rozważania na gruncie mechaniki kwantowej - powiedział w końcu. - Zresztą znane były już w starożytności.
- Aha, więc słyszałeś o tym. Ale idźmy dalej. Wyobraźcie sobie, że ludzie potrafią zaktualizować i utrwalić tę nieskończoną liczbę możliwych wszechświatów, przenikać do woli z jednego do drugiego i wybrać taki, który ma być “rzeczywistym", bez względu na to, co w tym kontekście znaczy ten termin.
- Słucham tego, co mówisz i mogę sobie nawet wyobrazić to, co opisujesz, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że coś takiego mogłoby się kiedykolwiek naprawdę wydarzyć.
- Ja też nie - powiedział Dom. - Właśnie dlatego mówię, że to wszystko wygląda na baśń. Tak czy inaczej, ta baśń głosi, że byli tacy, którzy potrafili znaleźć się poza czasem i sprawdzić jak wygląda nieskończona liczba potencjalnych wersji rzeczywistości, Ludzi tych zwano Wiecznymi, a ich pobyt poza czasem - Wiecznością.
Ich zadaniem było wybrać rzeczywistość, która najlepiej odpowiadałaby ludzkości. Zmieniali jej warianty bez końca - ta opowieść jest bardzo szczegółowa, bo musicie wiedzieć, że została spisana w formie poematu epickiego o nadzwyczajnej długości. W końcu - jak powiada ta opowieść - znaleźli wszechświat, w którym jedyną planetą w Galaktyce, na której mógł powstać bardzo złożony system ekologiczny i wykształcić się rodzaj istot inteligentnych zdolnych do stworzenia wysoko rozwiniętej cywilizacji technicznej, była Ziemia.
Doszli do wniosku, że to właśnie jest ta sytuacja, w której ludzkość byłaby najbezpieczniejsza. Utrwalili ten wariant rzeczywistości i w tym momencie zaprzestali działania. Teraz żyjemy w galaktyce, która została zasiedlona tylko przez ludzi oraz przez rośliny, zwierzęta i mikroorganizmy, które ludzie - z własnej woli lub niechcący - przenoszą ze sobą z planety na planetę i które w końcu wypierają gatunki endemiczne.
Gdzieś w mrokach prawdopodobieństwa istnieją inne rzeczywistości, w których nasza Galaktyka jest domem dla wielu rodzajów istot inteligentnych, ale rzeczywistości te są nieosiągalne. W naszej rzeczywistości jesteśmy tylko my . Każde działanie i każde wydarzenie w naszej rzeczywistości daje początek nowym wariantom, z których - w każdym przypadku - tylko jeden jest kontynuacją rzeczywistości, tak że istnieje wielka, może nawet nieskończona liczba potencjalnych wszechświatów wywodzących się z naszego wszechświata, ale przypuszczalnie wszystkie z nich są takie same pod jednym względem, mianowicie, że jest tam Galaktyka, w której żyje tylko jeden rodzaj istot inteligentnych, Galaktyka, w której my żyjemy.
Przerwał, wzruszył lekko ramionami i dodał:
- Przynajmniej tak głosi ta opowieść. Pochodzi ona z czasów, kiedy została założona Gaja. Nie ręczę za jej prawdziwość."


znowu "Agent..."

I tak to widać, że betryzacja z Wieczności się bierze... ;)

Zastanówmy się jednak po cóż by robotom taka miękka dyktatura być mogła? (Taak, miałem nie analizować tego modelu, jako oklepanego, ale skoro liv po sąsiedzku z robotyzacją społeczeństwa... ;)) Asimov, jako się rzekło, wybrał wariant dość dobroduszny, bo jego roboty - jako się już, w sumie, rzekło - z trzech praw wyindukowały sobie zerowe:

"Robot nie może wyrządzić krzywdy ludzkości lub przez zaniechanie pozwolić, by stała się jej krzywda"

"Preludium..." ponownie

I na tej to podstawie postanowiły chronić ludzkość przed nią samą...

Choć zauważył też przytomnie:

"Można łatwo dowieść, że społeczeństwo, które jest całkowicie uzależnione od robotów, staje się wygodne, rozleniwia się, a w końcu degeneruje, usychając i marniejąc z czystej nudy albo - ujmując to subtelniej - tracąc chęć do życia."

"Fundacja i Ziemia"

Więc może owa dobroduszność skrywa plan przewrotniejszy, a w tajemnicy trzymany, jak w modnym cykliszczu Dana Simmonsa?

"SI wyzwoliły się w pokojowy sposób spod władzy człowieka już ponad trzysta lat temu - nie było mnie wtedy jeszcze na świecie - i choć nadal służyły Hegemonii pomocą, doradzając, tworząc datasfery, a czasem wykorzystując swoje prekognicyjne umiejętności, aby uchronić ludzkość przed skutkami poważnych błędów lub klęsk żywiołowych, to jednak przede wszystkim zajmowały się swoimi, całkowicie niezrozumiałymi i trzymanymi w ścisłej tajemnicy sprawami."

"podejrzewam jednak, iż ma to jakiś związek z liczącymi sobie ponad siedemset lat planami TechnoCentrum stworzenia Najwyższego Intelektu.
- Najwyższy Intelekt... - powtórzyłam, wydmuchując dym. - Aha. Więc TechnoCentrum stara się zbudować Boga?
- Tak."


"To TechnoCentrum jest odpowiedzialne za naszą długą, pozornie wspaniałą stagnację. To TechnoCentrum zorganizowało mającą właśnie miejsce próbę zniszczenia ludzkości, by wyplenić nas z wszechświata i zastąpić stworzoną przez siebie boską machiną."

"Hyperion"/"The Fall of Hyperion"

Może betryzowani mają po prostu spokojnie, bezboleśnie wymrzeć, bo wszak roboty stać na humanitaryzm. A te złomowana... Może złomowane, bo zbyt ludzkie?

Ale nawet jeśli nie, jeśli roboty na to jeszcze nie wpadły... To czy nie wpadną? A nawet jeśli nie, to czy nie zagłaszczą się betryzowani na śmierć ich rękami i bez tego?


* Przypomnijmy i scenę ową:

"Coś się stało. Doszły mnie podniesione głosy. Wychyliłem się z fotela. Kilka rzędów przede mną jakaś kobieta odepchnęła stewardessę, która zwolnionym, automatycznym ruchem, jakby pod wpływem tego — nie aż tak silnego przecież — pchnięcia szła tyłem między fotelami, a kobieta powtórzyła: — Nie pozwolę! Niech mnie to nie dotyka! — Twarzy krzyczącej nie widziałem. Jej towarzysz ciągnął ją za ramię, przedkładał jej coś uspokajająco. Co oznaczała ta scena? Inni pasażerowie nie zwrócili na nią uwagi. Któryś raz z rzędu owładnęło mną poczucie niewiarygodnej obcości. Spojrzałem z dołu na stewardessę, która zatrzymała się przy mnie i uśmiechała jak przedtem. Nie był to czysto zewnętrzny uśmiech obowiązkowego ugrzecznienia, pokrywający zdenerwowanie incydentem. Nie udawała spokoju, naprawdę była spokojna.
— Napije się pan czegoś? prum, extran, morr, cydr? Melodyjny głos. Potrząsnąłem przecząco głową.
Chciałem powiedzieć jej coś miłego, ale zdobyłem się tylko na stereotypowe pytanie:
— Kiedy lądujemy?
— Za sześć minut. Zje pan coś? Nie musi się pan spieszyć. Można zostać i po lądowaniu.
— Dziękuję, nie.
Odeszła."

9234
DyLEMaty / Odp: Religijna Rzeźba
« dnia: Stycznia 02, 2016, 08:06:23 pm »

9235
DyLEMaty / Odp: "Space - The Final Frontier"
« dnia: Stycznia 01, 2016, 12:20:24 pm »
Taka niszowa ciekawostka... Rok 2015 kończy się naprawdę burzliwie dla startrekowego światka. Otóż pojawiły się medialne doniesienia o tym, że CBS i Paramount - tj. wytwórnie mające prawa autorskie do "ST" - skierowały pozew przeciwko producentom niezależnej produkcji "Star Trek - Axanar" (tej cośmy o niej z olką gadali, że od produkcji abramsowych - co by nie gadać - lepsza):
http://www.hollywoodreporter.com/thr-esq/crowdfunded-star-trek-movie-draws-851474

Informacja się potwierdziła. Oto pozew:
https://www.documentcloud.org/documents/2660454-Startreklawsuit.html

I oficjalne stanowisko Aleca Petersa, "Axanaru" producenta, w odpowiedzi nań:
http://www.bleedingcool.com/2015/12/30/alex-peters-statement-on-the-star-trek-axanar-lawsuit/

Nie do końca jasne są przyczyny takiego ruchu wytwórni, acz pojawiły się pogłoski, że akcja prawna przeciw "Axanarowi" jest wynikiem b. pozytywnego przyjęcia przez fandom i krytykę "Prelude to Axanar" przy jednoczesnej b. niechętnej reakcji na trailer "Star Trek Beyond", że jest to forma wymuszenia monopolu tzw. Abramsverse i "unowocześnionej" wizji "Treka"...

Trudno przewidzieć konsekwencje tej sprawy (już - prawdopodobnie - oznaczającej koniec pełnometrażowego "Axanaru") dla przyszłości fanprodukcji "ST" i stosunków pomiędzy wytwórniami, a zorganizowanym fandomem "ST". W każdym razie jest niewesoło... Bo też wiadomo co to może - potencjalnie - oznaczać... Że nie dostaniemy żadnych nowych fan-"Treków", a stare (jeśli usuwanie/pozywanie pójdzie dalej) będą pojawiały się na różnych dziwnych serwisach w Sieci i znikały (z czego część być może przepadnie na stałe, bo nie zostanie skopiowana). A znów produkcje oficjalne będą hejtowane i bojkotowane przez (amerykańskich) fanów. Czarny scenariusz mogący się z tego rozwinąć oznacza de facto koniec "StarTreka" (min. "StarTreka"-jakiego-znamy). Acz może to i dobrze w sumie, może i po śmierci Roddenberry'ego nie powinno było nic nowego powstawać...

ps. Aha: ruszyła internetowa kampania fanowskiego wsparcia dla Axanaru
https://twitter.com/hashtag/IStandWithAxanar
https://www.change.org/p/cbs-support-axanar
(Jedno trzeba przyznać - dawno nie było tyle medialnego rozgłosu wokół "ST", a "Prelude..." bije rekordy oglądalności. Przy czym: nie wiem na ile Peters jest uczciwy, na ile nie, co przekroczył, a czego się trzymał, na ile kasa mu się zgadzała, czy się wybroni, czy pójdzie siedzieć, itd., ale jedno jest pewne - nie ma to znaczenia - medialnie tę sprawę już wygrał. A fanów, w tym i mnie ;) - i sporą część medialnych komentatorów - najwyraźniej obchodzi tylko jedno - że był w stanie nakręcić relatywnie przyzwoitego "Treka".)

9236
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Stycznia 01, 2016, 12:06:54 pm »
A ja cóż... obejrzałem sobie "Interstellar" ponownie, na małym ekranie, nad ranem, chłodnym, choć może niezbyt trzeźwym ;) okiem i powiem jedno - owszem, ma ten film pewne mocne (zwł. wizualnie) momenty, owszem jest tam więcej SF niż np. w kinowym "StarTreku" od dekad, owszem jest to nadal niedościgły wzór dla - dajmy na to - "ST: Nemesis" czy "Treków" Abramsa pod wieloma względami, ale miałem jednak wrażenie obcowania z durnym, przereklamowanym, przepełnionym akcją i łzawymi scenkami blockbusterem, na poziomie +/- "Misji na Marsa".

Aha: niedługo potem powtórzyłem sobie "Odyseję...". Nie ma porównania. Produkcja Nolanów nie broni się nawet jako "2001..."-very-very-light.

Rozumiem, że na tle ogólnej mizerii kina SF rzecz może się podobać, ale scenariuszowo przegrywa nawet z "Milczącą gwiazdą" i "Testem pilota Pirxa". O kilka długości. I nawet dość elegancka, jako się rzekło, czarna dziura jej nie ratuje, bo robi za czysty ozdobnik.

ps. Jeszcze jedna recenzja negatywna:
http://www.techtree.com/content/features/7906/interstellar-sucks-harder-black-hole.html

E: wracając do Hanów z Czubakami - David Brin, dość znany pisarz SF, o "Przebudzeniu Mocy":
http://davidbrin.blogspot.com/2015/12/jj-abrams-awakens-force.html

9237
Hyde Park / Odp: Widzimy się niestety po raz ostatni przyjaciele...
« dnia: Grudnia 31, 2015, 07:49:39 pm »
Z okazji śmierci roku 2015 ;) Najlepszego, dla Ciebie również i dla Całej Reszty naszej lemowskiej gromadki :).


9238
DyLEMaty / Odp: Ursula K(roeber). Le Guin
« dnia: Grudnia 30, 2015, 06:19:54 pm »
Wspomniany tu "Naszyjnik Semley" trafił do Sieci jako reklamówka nowego wydania zebranych w jeden tom powieści haińskich:
http://www.fahrenheit.net.pl/o-ksiazkach/fragmenty/ursula-leguin-szesc-swiatow-hain-fragment

ps. Proszę litościwie, debiut to był ;).

9239
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 30, 2015, 09:54:15 am »
A, rozmaicie... "Człowieka..." na Amazonie":
http://www.amazon.com/The-Man-High-Castle/dp/B00RSGFRY8
Bo to jest Amazonu produkcja.

"Koniec..." i "The Expanse" na kanale o wdzięcznej nazwie SyFy, bo to produkcje własne tego kanału. Acz pewne materiały na stronie oficjalnej tegoż też się znajdą:
http://www.syfy.com/childhoodsend
http://www.syfy.com/theexpanse
A pierwszy odcinek "The Expanse" umieścili nadto - jako reklamę - do darmowego oglądania na JuTubce:


ps. Trochę o powieści(nie), której ekranizacją jest ostatnia z w/w produkcji ;), pozostałych przedstawiać nie trzeba:
http://katedra.nast.pl/art.php5?id=6307

9240
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 29, 2015, 06:17:26 pm »
O czym Wy tu gadacie, ludzie :o

O... tym... no... tarciu 8).

W pierwszej chwili zrozumiałam, że ta/ten szef został zrodzon - ze skrzeku;)

Że od klonowania przeszli do syntetyzowania kodów z Żabiego Skrzeku? ;)

Mnie się zdaje, że kierunek w którym poszedł Abrams niezbyt zaskakuje - oparł film na sprawdzonych kliszkach. Te same strony konfliktu - tylko zmieniły się nazwy.
/.../
Gdzie ten nieoczekiwany kierunek lucasowego świata? Bo nie bardzo rozumiem?

No właśnie. Z jednej strony strasznie rżnął z oryginału. Z drugiej... w grach, w powieściach, w komiksach "SW" walka Jedi z Sithami i Republiki z kolejnymi inkarnacjami sithijskiego (potem od Sithów wolnego także) Imperium trwała tysiącleciami, on jest jednak bardziej oryginalny. Nazwy chociaż zmienił i pokazał, że nie szlo to aż tak liniowo.

Mamy trochę inną perspektywę, bo Ty oceniasz przez pryzmat samych filmów, ja - licencjonowanych produktów, w których starofilmowy konflikt podniesiony był do rangi constansa. (Znaczy: mam fanowskie spaczenie ;).)

Jak zwykle - źli zbroją się na jakimś statku/planetce - w kupie, dobrzy rozsypani, poukrywani, mapki dolotu - nihil novi.

Tu znowu zgoda - jeśli chodzi o schemat fabularny był znów jeszcze bardziej wtórny niż myślałem.

Wydaje mi się się, że to ogólna tendencja - znaczy bohaterowie emo, zniewieściali, śnięte królewicze;) itp. - wzięta z sag o wampirach i inkszych fantasy. Schemat.

Tak, tylko tam emu ;)ci dobrzy. Tu, co ciekawe, natomiast po stronie pozytywnej tego nie mamy. Poe jest to typowy amerykański chłopak z lotnictwa myśliwskiego, przeniesiony w ciut inne realia. Finn wypada jak klasyczny poczciwy przeciętniak (nawet nieco dekownik typu szwejkowatego, ale bez przesady) dorastający do bohaterstwa.

A jednocześnie ten infantylizm i zniewieściałość widoczne u głównych złych (w połączeniu z tym co wiemy o wieku żołnierzy First Order i sposobie ich "rekrutacji") sugeruje, że ten cały FO to mali chłopcy - i dziewczynki - z dużymi zabawkami... Może być w tym pewien fabularny sens... To, bowiem, sugeruje, że FO to może być kolos na glinianych nogach - jak Akademia Ciemnej Strony w starym EU - ot, banda dzieciaków (Hux ma ponoć 32 lata, dwulatkiem był, gdy Imperium go osierociło), którym uprano mózgi... A jednocześnie stanowi lepszygorszy komentarz społeczny do wychowywania dzieci/młodzieży na bojowników różnych wątpliwych spraw (proceder częsty do dziś w Trzecim Świecie).
Jasne, to nie są klasyczne, monolityczne, demony zła, ale jak dla mnie to jest element bliższy życia w tej - skądinąd przebajerzonej (Starkiller Base i jej osiągi; wszechstronnie zdolna Rey) - opowiastce...

I skoro przy bedgajach ;) jesteśmy warto zauważyć jedno... A propos metro-generała... Porównywano go z Hitlerem np. tymczasem Hitler i Stalin, owszem, jakieś tam zaplecza mieli, jakieś tam okoliczności im sprzyjały, ale byli - na nieszczęście - samodzielnymi liderami. Hux ma podobny styl bycia (choć - w przeciwieństwie do Vadera - nie widzieliśmy by był surowy wobec podwładnych, może miał powody ich oszczędzać), ale to jest wyraźnie pionek, w dodatku niedojrzały jak na swój wiek. I - zauważmy - awansował wewnątrz organizacji (jak doprecyzowują uchodzące dziś za kanon równy filmom nowe powieści), nie wymyślił/zreformował jej jak Hitler i nawet nie mamy danych, by przepychał się na jej szczyt jak Stalin, raczej prześcigał innych w podlizywaniu się Snoke'owi i wykonywaniu jego poleceń (widać, że nie cierpi Rena, ale ocali mu życie, bo taki dostał rozkaz). To typ wykonawcy - z tego co widzimy - nie lidera.

Ale poczekaj na del Toro - on nie jest emo (akurat widziałam Obietnicę, w której zagrał epizod - nieźle) - chyba, że się mylę i będzie odkryciem bledszej strony.

Różnie może być. W końcu ostatnio w Marvelach grywa...

Bo nie mów, że poprzednie kobitki gwiezdne były słabymi kurkami...

Nie mówię. Leia była świetna. Jej mamuśka też niczego sobie. A najlepiej chyba te powieściowe wspominam:
http://www.ossus.pl/biblioteka/Mirax_Terrik
http://starwars.wikia.com/wiki/Mirax_Terrik_Horn
http://www.ossus.pl/biblioteka/Mara_Jade
http://starwars.wikia.com/wiki/Mara_Jade_Skywalker

A w czym taka potężna?

Lepiej od Hana pilotuje, Falcona naprawi, Mocą bez szkolenia biegle włada, nieźle walczy...

Eufemizm;)

Nie chcę kopać leżącego ;).

Lepiej nie będzie;)

Fakt... :]

Kosmiczne Jaja mamy

Mamy. Ale czy oni się nie prosili o takie traktowanie, ci vaderowielbiciele? ;)

Lucas powinien nie marudzić ale wziąć te wszystkie komiksy, książki, animacje, gry i tak solidnie walnąć się nimi w czoło. Może tam była słuszna idea przewodnia, że wszystko idzie powoli w dobrym kierunku?

W sumie tak, można było nakręcić film tak, by nie kolidował ze starym EU, z fabuła poprowadzoną tak, by omijała co durniejsze pomysły zeń... Ale Lucas to EU b. mało czytał, a Abrams - jak już w "ST" pokazał (a pokazał mniej niż chciał i tak) - b. lubi burzyć i zaczynać od nowa....

Dlaczego Han Solo zginął? Ano Harrison Ford ma 73 lata i to cud, że cała ekipa dożyła do tej pory. Mogą się posypać w każdej chwili. Nowa trylogia powinna być kręcona zamiast drugiej, która była pierwszą. Wtedy ci starzy mieliby więcej pary.

Fakt. Acz mogli też wydać więcej i nakręcić np. Trylogię Thrawna ciała każąc grać dublerom, a twarze i głosy odmładzając cyfrowo. W końcu i tak jest to produkt teraz, więc sztuka od renderów nie ucierpi.

Może te nowe to nie Sithy są?

Ano sądzę, że nie. Tzn. może Snoke jest, ale Kylo i reszta tego jego zakonu, co o nim głównie słyszymy - nie są Sithami.

Mamy zresztą na podparcie tego słowa Kanasty... znaczy... Kanaty ;) o tym jak to konflikt Stron Mocy przybiera w czasie rozmaite formy. Zresztą... Kanata zna(ła) Moc, a nie jest Jedi, ani Sithem. Może być więcej takich.

Jednak może lepiej by było gdyby starym jakoś szło: Luke szkolący Jedi, Leia we władzach Nowej Republiki i tu się pojawia jakieś zagrożenie?  Tak to mamy irytujący schemat, w którym cały czas wygrywają ale przegrywają.

Czyli jednak rozwój losów starych bohaterów w dawnym EU Tobie także wydaje się bardziej naturalny, a tu wymuszony/udziwniony by "oryginalniej" było...

Skutkiem robionego na siłę powrotu do Nowej Nadziei jest karykaturalność Imperium w jego technokratycznym aspekcie

Fakt. Strony technologicznej wypada to wszystko dość śmiesznie. Można mieć wrażenie, że Abrams znów nie ma wyczucia technologii i skal. (Podobnie jak w "StarTreku", gdzie wywalił to, co zostało ze zdrowych fundamentów - odstąpił od - w sumie dość spójnej - technologicznej wizji probertowsko-okudowsko-sternbachowskiej nie oferując nic, co by ją przebiło.) W sumie czyni go to kiepskim wyborem na reżysera dla szanującej się SF i pod tym względem stawia nawet poniżej Emmericha chyba...
Acz znów wybitne wyczucie klimatu Sagi czyni go - paradoksalnie - niezłym reżyserem dla "SW" mimo to...

Midichloriany to jest niewypał i są skreślone. Dajcie se siana z midichlorianami. Nie ma żadnych  midichlorianów.

Są. Pod dywanem. Sam widziałem jak zamiatali... ::)

ps. Tymczasem zekranizowali serialowo "Człowieka z Wysokiego Zamku", zekranizowali "Koniec dzieciństwa", ekranizują "The Expanse" (takie czytadło z kosmicznymi zombiakami, pióra m.in. martinowego sekretarza, m.in. - bo w duecie piszą, ale wizja wewnątrzukładowej kolonizacji najlepsza chyba w serialowej SyFy jak dotąd)... Ogląda to kto?

Strony: 1 ... 614 615 [616] 617 618 ... 1091