Odpowiem anegdotą z własnych doświadczeń (toutes proportions gardées). Kilka lat temu będąc na urlopie zepsuły mi się wycieraczki na przedniej szybie samochodu - konkretnie ten mechanizm, który wprawia je w ruch. Ponieważ był to urlop w lecie, daleko na północno-wschodnich rubieżach PL (niewielki ruch samochodowy), to uznałem, że nie będę się tym przejmował, a naprawy dokonam po powrocie do cywilizacji. Zdarzyło mi się jednak w owym czasie jechać autem do sklepu, drogą lokalną, co istotne, gdyż asfalt na niej jest akurat na tyle wąski, że dwa samochody, chcąc się minąć, muszą zjeżdżać na pobocze. Tymczasem zaczął padać dość mocny deszcz, po chwili zresztą tak intensywny, że przestałem cokolwiek widzieć. I przyznam, że przez moment (dość krótki na szczęście) jechałem dalej, uspokajając się w duchu, że przecież droga jest mi znana, mam niedaleko, że ruch jest znikomy, że deszcz zaraz przejdzie i wróci widoczność, etc. Coś jednak mi podpowiedziało, że im dłużej jadę, tym bardziej - mimo wszystko - prawdopodobieństwo zderzenia zmierza do jedności. Zjechałem zatem na pobocze i się zatrzymałem, żeby przeczekać ulewę. Mniej więcej po jakiś 10-15 sekundach minął mnie samochód jadący pełną dozwoloną prędkością w przeciwnym kierunku.
Tak więc, w przypadku katastrofy smoleńskiej - w jej przyczynach nie ma nic specjalnie unikatowego; wyjątkowe by było, gdyby pomimo tych wszystkich niedociągnięć, zaniechań, nieodpowiedzialnej brawury udało im się wylądować (do następnego razu).