1
Hyde Park / ELONA MUSKA „KOLONIA” NA MARSIE
« dnia: Lipca 06, 2023, 05:19:31 pm »
ELONA MUSKA „KOLONIA” NA MARSIE.
Elon Musk to zapewne znakomity inżynier i może równie dobry menedżer. A może raczej niezwykły wizjoner, obdarzony dodatkowo umiejętnością wyszukiwania i zatrudniania znakomitych inżynierów i menedżerów.
Tak czy owak, zbudował dwie wielkie firmy, Teslę i Spacex, o których słyszeli lub czytali chyba wszyscy ludzie mający dostęp do Internetu.
Musk produkuje przyzwoitej jakości samochody oraz stosunkowo niezawodne rakiety i statki kosmiczne, co jest zadaniem pewnie o dwa rzędy wielkości trudniejszym niż produkcja samochodów. Wprowadził przy tym zasadniczą innowację, zarówno rakiety, jak i statki kosmiczne budowane przez Spacex są wielorazowego użytku.
Musk jest przy tym jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Skoro taki znakomity inżynier, menedżer, wizjoner i multimiliarder twierdzi, że założy kolonię na Marsie, to może ją założy?
Nie założy.
Na 99,9999999 procent nie założy. (Dałem dziewięć dziewiątek, ale można by dać i piętnaście.)
Dlaczego uważam, że nie założy?
Dlatego, że chociaż Musk zapowiada budowę kolonii co najmniej od siedmiu lat, nie podaje żadnych szczegółów na temat tego, jak ta kolonia miałaby funkcjonować.
Nie podaje, bo nie może.
Nie może, bo gdyby podał, to okazałoby się, że projekt jest awykonalny.
W szczególności Musk nie podaje: ile powierzchni i ile objętości, ile metrów kwadratowych i sześciennych pomieszczeń będzie przypadało na jednego kolonistę.
W tym ile m kw. i m szesc. zajmą pomieszczenia niezbędne do produkcji żywności.
W roku 1991 ukończono budowę „Biosfery 2”
https://en.wikipedia.org/wiki/Biosphere_2
https://pl.wikipedia.org/wiki/Biosfera_2
W uproszczeniu była to duża szklarnia o powierzchni 1,27 ha, w której miał funkcjonować (prawie) zamknięty ekosystem.
Prawie, bo szklarnia miała instalację wychwytywania dwutlenku węgla. (A w trakcie pobytu pierwszej załogi okazało się, że trzeba jednak uzupełniać tlen.)
B2 to miał być symulator Ziemi, więc był tam (mikro) las deszczowy, ocean (tzn. basen ze słoną wodą o powierzchni 450 m kw. [dla porównania basen o wymiarach olimpijskich ma ponad 1.250 m kw.]), (mikro) las namorzynowy, (mikro) savanna i (mikro) pustynia.
Ośmioro ochotników spędziło w B2 dwa lata, od 26 września 1991 roku do 26 września 1993 roku.
Mieli do dyspozycji dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych pod uprawy.
W pierwszym roku członkowie tej ekipy utracili średnio 16% masy ciała, ale potem, wg. Wikipedii, ich masy się ustabilizowały, a nawet nieco wzrosły.
Wyniki badań mieli dobre, a nawet znakomite, wg. Wikipedii.
“Medical markers indicated the health of the crew during the two years was excellent.”
NASA od dekad prowadzi prace projektowe nad lotami załogowymi na Marsa.
(Ale nie nad budową kolonii.)
W wyniku tych prac powstają opracowania pod nazwą Design Reference Mission (DRM). Używa się też skrótu DRA – Design Reference Architecture, co jest pojęciem szerszym niż „misja”. W uproszczeniu DRA obejmuje wszystko, co jest niezbędne do realizacji misji.
Ostatni projekt pod nazwą DRA 5.0, został opublikowany w 2009 roku.
Ponieważ, podobnie jak Lem, nie posiadam własnego instytutu, moja DRM (DRA) jest z konieczności mocno uproszczona.
Wychodzę od tych dwóch tysięcy pięciuset metrów kwadratowych ziemi uprawnej, które miała do dyspozycji ośmioosobowa ekipa przebywająca w B2.
Wypada nieco ponad trzysta metrów kwadratowych na osobę. I te trzysta metrów ledwo wystarczało na przetrwanie.
Ekipa w B2 (pierwsza, bo była i druga, ale ta druga przetrwała tylko pół roku). wykazała się wielką determinacją i wysiedziała w B2 zaplanowane dwa lata, ale gdyby ktoś się rozmyślił, to w każdej chwili mógł wyjść. Z kolonii nie da się wyjść. Teoretycznie można będzie odlecieć, jeśli się wykupiło u Melona bilet powrotny i jeśli Melon będzie podstawiał statki do powrotu.
Dlatego przyjmuję, że trzysta metrów kwadratowych upraw na kolonistę to absolutne minimum.
Wiem oczywiście, że istnieją uprawy hydroponiczne, intensywne, ale prawie na pewno nikomu nie udało się dotąd wyhodować na pływającej desce ziemniaków ani zboża, a tym bardziej kawy, herbaty, jabłoni, czy drzewa rodzącego pomarańcze.
Więc trzeba zapewnić 300 m kw. szklarni na kolonistę. Wysokość tej szklarni to, zakładam, minimum 2,6 metra – 0,3 metra na podsufitowy system wentylacyjno-klimatyzacyjny, 0,3 metra gleby i minimum dwa metry przestrzeni pomiędzy glebą a sufitem, żeby można było chodzić bez schylania.
To daje siedemset osiemdziesiąt metrów sześciennych szklarni na jednego kolonistę. I dziewięćdziesiąt metrów sześciennych ziemi, czy też raczej gleby uprawnej.
Teoretycznie można sobie wyobrazić, że z Ziemi zostaną przywiezione aktywne składniki gleby uprawnej, które zostaną „rozcieńczone” marsjańskim piaskiem. Tylko, że marsjański piasek jest toksyczny.
Więc, jeśli nie zostanie znaleziony sposób detoksykacji tego piasku, cała gleba będzie musiała być przywieziona z Ziemi. 90 m szesc. czyli około stu pięćdziesięciu ton na jednego kolonistę.
http://iletowazy.pl/ogrod/ile-wazy-ziemia-ogrodowa/
Wg Melona kolonia ma być docelowo samowystarczalna.
A co jeśli wydarzy się jakiś kryzys, wybuchnie zaraza ziemniaczana, czy coś podobnego?
Koloniści muszą posiadać zapasy. Powiedzmy na dwa lata.
Ale jak długo konserwa nadaje się do spożycia? Załóżmy optymistycznie, że cztery lata.
To oznacza, że koloniści w każdym roku musieliby połowę zbiorów pakować do konserw i w danym roku zjadać najstarszą jedną czwartą zapasów.
Czyli kolonia musiałaby mieć wielką fabrykę konserw. (Kolejne powierzchnie, maszyny, budżet energii).
No, ale może kolonistę można wyżywić wykorzystując tylko dwieście pięćdziesiąt metrów kwadratowych upraw albo może tylko dwieście metrów?
Tylko gdzie jest „Biosfera 3”, w której ćwiczebni koloniści próbowaliby przeżyć, obrabiając te 250 czy 200 m kw. na głowę?
Nie ma jej.
Biosfera 2 kosztowała 150 milionów dolarów. Budowana była w latach 1987-1991.
Po uwzględnieniu inflacji to byłoby 350 milionów dzisiejszych dolarów.
Jednak ziemia uprawna zajmowała tylko 20% Biosfery 2.
Czyli Melon mógłby dziś zbudować Biosferę 3 o powierzchni 2.500 metrów kwadratowych za około 70 milionów dolarów.
Mógłby, ale nie zbudował.
Dla porównania przypomnę, że Melon kupił Twittera za 44 miliardy dolarów.
https://en.wikipedia.org/wiki/Acquisition_of_Twitter_by_Elon_Musk
Mniej niż dwa promile ceny Twittera wystarczyłyby, żeby zbudować Biosferę 3.
Ale Melon jej nie buduje i nawet nie ma w planach, bo gdyby ją zbudował, a nawet gdyby tylko zaczął budować, stałoby się oczywiste, że „kolonia” jest mrzonką, a Melon mitomanem.
Tylko na marginesie zauważę, że nikt dotąd nie powiedział kandydatom na kolonistów, że przez całe życie na Marsie będą musieli korzystać ze „sławojki” i podcierać się nacią ziemniaczaną, bo przecież trzeba … zamknąć obieg materii.
**
Poniżej trzyminutowy filmik pt.
“Watch Elon Musk Reveal SpaceX's Most Detailed Plans To Colonize Mars”
Z filmu wynika, że kolonia będzie się składała z wielkiej ilości kontenerów, w tym wielu okrągłych lub ośmiobocznych, w większości o średnicy około dziesięciu-piętnastu metrów. Rozmiary kontenerów szacuję przez porównanie do stojących w pobliżu Starshipów, które mają dziewięć metrów średnicy.
Takie miasteczko kontenerów, połączonych w grupy tunelami, ma bardzo niekorzystny stosunek powierzchni do objętości.
To znaczy, że wymagałoby ogromnej ilości energii do ogrzewania. Na Marsie nawet na równiku temperatura w nocy spada do około minus siedemdziesięciu-osiemdziesięciu stopni Celsjusza.
Z kolei w dzień temperatura na równiku może sięgać plus dwudziestu stopni Celsjusza.
Czyli pomiędzy dniem a nocą różnica wynosi 90-100 stopni C.
To oczywiście powodowałoby ogromne naprężenia konstrukcji, ryzyko pęknięć i nieszczelności.
Jakakolwiek działalność w takich małych kontenerach byłaby mało efektywna.
Na Ziemi zboże kosztuje tyle, ile kosztuje, bo jest uprawiane w gospodarstwach, które mają co najmniej po kilkadziesiąt hektarów, często po kilkaset, a nawet po kilka tysięcy hektarów.
W kontenerze, który ma sto czy sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych można używać tylko narzędzi o rozmiarach ogrodowej kosiarki.
Do tego dochodzi problem promieniowania. Mars nie ma pola magnetycznego i promieniowanie, które dociera do powierzchni, jest szkodliwe dla ludzi.
Rozwiązania są tylko dwa, albo trzeba przywieźć bardzo dużych bardzo grubych płyt ołowianych, albo zbudować bazę poniżej poziomu gruntu, co ma zdecydowanie więcej sensu.
Nie wiem jakiej grubości musi być warstwa marsjańskiego gruntu, która wystarczająco chroni przed promieniowaniem, ale załóżmy optymistycznie, że to tylko trzy metry.
Zejście pod grunt miałoby oczywiście taką zaletę, że baza byłaby dobrze izolowana termicznie.
Wydaje się, że optymalna byłaby podgruntowa budowla kilkupiętrowa, powiedzmy pięciopiętrowa.
Ciążenie na Marsie wynosi 0,38 ciążenia ziemskiego, więc ściany i stropy mogą być mniej wytrzymałe niż na Ziemi, ale z drugiej strony większość powierzchni bazy byłaby pokryta glebą – warstwa o wysokości 0,3 metra razy 1,8 kilograma na decymetr sześcienny, to daje 0,56 tony na metr kwadratowy.
Większość powierzchni, bo szacuję, że na jednego kolonistę musiałoby przypadać około czterystu metrów kwadratowych: trzysta m kw. gleby uprawnej, około 20 m kw. kwatery, i co najmniej 80 m kw. powierzchni wspólnych, maszynowni, różnych miejsc pracy, kuchni, stołówek, siłowni, szpitala, itd.
Oszacowałem, że żeby zbudować taką bazę trzeba zużyć około dwustu metrów sześciennych betonu na jednego kolonistę. Kruszywo jest na miejscu, ale cement, wodę i pręty zbrojeniowe trzeba przywieźć z Ziemi. Zakładam że to będzie co najmniej pięćdziesiąt ton, może więcej.
No chyba, że ktoś znajdzie wodę na Marsie i wykaże, że jej wydobywanie tam będzie tańsze niż transport.
Do tego chyba nie mniej niż kilkadziesiąt ton wyposażenia na kolonistę, maszynownia klimatyzacji, ogniwa fotowoltaiczne, akumulatory na sto procent zapotrzebowania nocnego, maszyny rolnicze, maszyny do fabryki konserw, maszyny do produkcji nowych części (na wymianę) do już istniejących maszyn, itd. itp.
Czyli łącznie co najmniej jakieś dwieście pięćdziesiąt ton ładunku na jednego kolonistę.
Co najmniej tyle potrzeba, żeby kolonia trwała latami.
Natomiast samowystarczalność kolonii, która liczy milion ludzi, wydaje się ekstremalnie mało prawdopodobna.
Na świecie chyba nie ma samowystarczalnego kraju, tym bardziej tak małego.
Milion ludzi miałby produkować wszystko, od bawełnianych gaci, przez aspirynę i antybiotyki, nowe części maszyn w miarę zużywania się starych, aż do mikroprocesorów?
A może antybiotyki i mikroprocesory przez pierwsze dwa-trzy tysiące lat będą jednak sprowadzane z Ziemi?
Tylko czym koloniści będą płacili? Magnesami na lodówkę z widoczkami z Marsa i zatopionym w plastiku marsjańskim piaskiem?
Melon pokazuje, że można być jednocześnie inżynierem, menedżerem, wizjonerem, multimiliarderem i megamitomanem.
Elon Musk to zapewne znakomity inżynier i może równie dobry menedżer. A może raczej niezwykły wizjoner, obdarzony dodatkowo umiejętnością wyszukiwania i zatrudniania znakomitych inżynierów i menedżerów.
Tak czy owak, zbudował dwie wielkie firmy, Teslę i Spacex, o których słyszeli lub czytali chyba wszyscy ludzie mający dostęp do Internetu.
Musk produkuje przyzwoitej jakości samochody oraz stosunkowo niezawodne rakiety i statki kosmiczne, co jest zadaniem pewnie o dwa rzędy wielkości trudniejszym niż produkcja samochodów. Wprowadził przy tym zasadniczą innowację, zarówno rakiety, jak i statki kosmiczne budowane przez Spacex są wielorazowego użytku.
Musk jest przy tym jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Skoro taki znakomity inżynier, menedżer, wizjoner i multimiliarder twierdzi, że założy kolonię na Marsie, to może ją założy?
Nie założy.
Na 99,9999999 procent nie założy. (Dałem dziewięć dziewiątek, ale można by dać i piętnaście.)
Dlaczego uważam, że nie założy?
Dlatego, że chociaż Musk zapowiada budowę kolonii co najmniej od siedmiu lat, nie podaje żadnych szczegółów na temat tego, jak ta kolonia miałaby funkcjonować.
Nie podaje, bo nie może.
Nie może, bo gdyby podał, to okazałoby się, że projekt jest awykonalny.
W szczególności Musk nie podaje: ile powierzchni i ile objętości, ile metrów kwadratowych i sześciennych pomieszczeń będzie przypadało na jednego kolonistę.
W tym ile m kw. i m szesc. zajmą pomieszczenia niezbędne do produkcji żywności.
W roku 1991 ukończono budowę „Biosfery 2”
https://en.wikipedia.org/wiki/Biosphere_2
https://pl.wikipedia.org/wiki/Biosfera_2
W uproszczeniu była to duża szklarnia o powierzchni 1,27 ha, w której miał funkcjonować (prawie) zamknięty ekosystem.
Prawie, bo szklarnia miała instalację wychwytywania dwutlenku węgla. (A w trakcie pobytu pierwszej załogi okazało się, że trzeba jednak uzupełniać tlen.)
B2 to miał być symulator Ziemi, więc był tam (mikro) las deszczowy, ocean (tzn. basen ze słoną wodą o powierzchni 450 m kw. [dla porównania basen o wymiarach olimpijskich ma ponad 1.250 m kw.]), (mikro) las namorzynowy, (mikro) savanna i (mikro) pustynia.
Ośmioro ochotników spędziło w B2 dwa lata, od 26 września 1991 roku do 26 września 1993 roku.
Mieli do dyspozycji dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych pod uprawy.
W pierwszym roku członkowie tej ekipy utracili średnio 16% masy ciała, ale potem, wg. Wikipedii, ich masy się ustabilizowały, a nawet nieco wzrosły.
Wyniki badań mieli dobre, a nawet znakomite, wg. Wikipedii.
“Medical markers indicated the health of the crew during the two years was excellent.”
NASA od dekad prowadzi prace projektowe nad lotami załogowymi na Marsa.
(Ale nie nad budową kolonii.)
W wyniku tych prac powstają opracowania pod nazwą Design Reference Mission (DRM). Używa się też skrótu DRA – Design Reference Architecture, co jest pojęciem szerszym niż „misja”. W uproszczeniu DRA obejmuje wszystko, co jest niezbędne do realizacji misji.
Ostatni projekt pod nazwą DRA 5.0, został opublikowany w 2009 roku.
Ponieważ, podobnie jak Lem, nie posiadam własnego instytutu, moja DRM (DRA) jest z konieczności mocno uproszczona.
Wychodzę od tych dwóch tysięcy pięciuset metrów kwadratowych ziemi uprawnej, które miała do dyspozycji ośmioosobowa ekipa przebywająca w B2.
Wypada nieco ponad trzysta metrów kwadratowych na osobę. I te trzysta metrów ledwo wystarczało na przetrwanie.
Ekipa w B2 (pierwsza, bo była i druga, ale ta druga przetrwała tylko pół roku). wykazała się wielką determinacją i wysiedziała w B2 zaplanowane dwa lata, ale gdyby ktoś się rozmyślił, to w każdej chwili mógł wyjść. Z kolonii nie da się wyjść. Teoretycznie można będzie odlecieć, jeśli się wykupiło u Melona bilet powrotny i jeśli Melon będzie podstawiał statki do powrotu.
Dlatego przyjmuję, że trzysta metrów kwadratowych upraw na kolonistę to absolutne minimum.
Wiem oczywiście, że istnieją uprawy hydroponiczne, intensywne, ale prawie na pewno nikomu nie udało się dotąd wyhodować na pływającej desce ziemniaków ani zboża, a tym bardziej kawy, herbaty, jabłoni, czy drzewa rodzącego pomarańcze.
Więc trzeba zapewnić 300 m kw. szklarni na kolonistę. Wysokość tej szklarni to, zakładam, minimum 2,6 metra – 0,3 metra na podsufitowy system wentylacyjno-klimatyzacyjny, 0,3 metra gleby i minimum dwa metry przestrzeni pomiędzy glebą a sufitem, żeby można było chodzić bez schylania.
To daje siedemset osiemdziesiąt metrów sześciennych szklarni na jednego kolonistę. I dziewięćdziesiąt metrów sześciennych ziemi, czy też raczej gleby uprawnej.
Teoretycznie można sobie wyobrazić, że z Ziemi zostaną przywiezione aktywne składniki gleby uprawnej, które zostaną „rozcieńczone” marsjańskim piaskiem. Tylko, że marsjański piasek jest toksyczny.
Więc, jeśli nie zostanie znaleziony sposób detoksykacji tego piasku, cała gleba będzie musiała być przywieziona z Ziemi. 90 m szesc. czyli około stu pięćdziesięciu ton na jednego kolonistę.
http://iletowazy.pl/ogrod/ile-wazy-ziemia-ogrodowa/
Wg Melona kolonia ma być docelowo samowystarczalna.
A co jeśli wydarzy się jakiś kryzys, wybuchnie zaraza ziemniaczana, czy coś podobnego?
Koloniści muszą posiadać zapasy. Powiedzmy na dwa lata.
Ale jak długo konserwa nadaje się do spożycia? Załóżmy optymistycznie, że cztery lata.
To oznacza, że koloniści w każdym roku musieliby połowę zbiorów pakować do konserw i w danym roku zjadać najstarszą jedną czwartą zapasów.
Czyli kolonia musiałaby mieć wielką fabrykę konserw. (Kolejne powierzchnie, maszyny, budżet energii).
No, ale może kolonistę można wyżywić wykorzystując tylko dwieście pięćdziesiąt metrów kwadratowych upraw albo może tylko dwieście metrów?
Tylko gdzie jest „Biosfera 3”, w której ćwiczebni koloniści próbowaliby przeżyć, obrabiając te 250 czy 200 m kw. na głowę?
Nie ma jej.
Biosfera 2 kosztowała 150 milionów dolarów. Budowana była w latach 1987-1991.
Po uwzględnieniu inflacji to byłoby 350 milionów dzisiejszych dolarów.
Jednak ziemia uprawna zajmowała tylko 20% Biosfery 2.
Czyli Melon mógłby dziś zbudować Biosferę 3 o powierzchni 2.500 metrów kwadratowych za około 70 milionów dolarów.
Mógłby, ale nie zbudował.
Dla porównania przypomnę, że Melon kupił Twittera za 44 miliardy dolarów.
https://en.wikipedia.org/wiki/Acquisition_of_Twitter_by_Elon_Musk
Mniej niż dwa promile ceny Twittera wystarczyłyby, żeby zbudować Biosferę 3.
Ale Melon jej nie buduje i nawet nie ma w planach, bo gdyby ją zbudował, a nawet gdyby tylko zaczął budować, stałoby się oczywiste, że „kolonia” jest mrzonką, a Melon mitomanem.
Tylko na marginesie zauważę, że nikt dotąd nie powiedział kandydatom na kolonistów, że przez całe życie na Marsie będą musieli korzystać ze „sławojki” i podcierać się nacią ziemniaczaną, bo przecież trzeba … zamknąć obieg materii.
**
Poniżej trzyminutowy filmik pt.
“Watch Elon Musk Reveal SpaceX's Most Detailed Plans To Colonize Mars”
Z filmu wynika, że kolonia będzie się składała z wielkiej ilości kontenerów, w tym wielu okrągłych lub ośmiobocznych, w większości o średnicy około dziesięciu-piętnastu metrów. Rozmiary kontenerów szacuję przez porównanie do stojących w pobliżu Starshipów, które mają dziewięć metrów średnicy.
Takie miasteczko kontenerów, połączonych w grupy tunelami, ma bardzo niekorzystny stosunek powierzchni do objętości.
To znaczy, że wymagałoby ogromnej ilości energii do ogrzewania. Na Marsie nawet na równiku temperatura w nocy spada do około minus siedemdziesięciu-osiemdziesięciu stopni Celsjusza.
Z kolei w dzień temperatura na równiku może sięgać plus dwudziestu stopni Celsjusza.
Czyli pomiędzy dniem a nocą różnica wynosi 90-100 stopni C.
To oczywiście powodowałoby ogromne naprężenia konstrukcji, ryzyko pęknięć i nieszczelności.
Jakakolwiek działalność w takich małych kontenerach byłaby mało efektywna.
Na Ziemi zboże kosztuje tyle, ile kosztuje, bo jest uprawiane w gospodarstwach, które mają co najmniej po kilkadziesiąt hektarów, często po kilkaset, a nawet po kilka tysięcy hektarów.
W kontenerze, który ma sto czy sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych można używać tylko narzędzi o rozmiarach ogrodowej kosiarki.
Do tego dochodzi problem promieniowania. Mars nie ma pola magnetycznego i promieniowanie, które dociera do powierzchni, jest szkodliwe dla ludzi.
Rozwiązania są tylko dwa, albo trzeba przywieźć bardzo dużych bardzo grubych płyt ołowianych, albo zbudować bazę poniżej poziomu gruntu, co ma zdecydowanie więcej sensu.
Nie wiem jakiej grubości musi być warstwa marsjańskiego gruntu, która wystarczająco chroni przed promieniowaniem, ale załóżmy optymistycznie, że to tylko trzy metry.
Zejście pod grunt miałoby oczywiście taką zaletę, że baza byłaby dobrze izolowana termicznie.
Wydaje się, że optymalna byłaby podgruntowa budowla kilkupiętrowa, powiedzmy pięciopiętrowa.
Ciążenie na Marsie wynosi 0,38 ciążenia ziemskiego, więc ściany i stropy mogą być mniej wytrzymałe niż na Ziemi, ale z drugiej strony większość powierzchni bazy byłaby pokryta glebą – warstwa o wysokości 0,3 metra razy 1,8 kilograma na decymetr sześcienny, to daje 0,56 tony na metr kwadratowy.
Większość powierzchni, bo szacuję, że na jednego kolonistę musiałoby przypadać około czterystu metrów kwadratowych: trzysta m kw. gleby uprawnej, około 20 m kw. kwatery, i co najmniej 80 m kw. powierzchni wspólnych, maszynowni, różnych miejsc pracy, kuchni, stołówek, siłowni, szpitala, itd.
Oszacowałem, że żeby zbudować taką bazę trzeba zużyć około dwustu metrów sześciennych betonu na jednego kolonistę. Kruszywo jest na miejscu, ale cement, wodę i pręty zbrojeniowe trzeba przywieźć z Ziemi. Zakładam że to będzie co najmniej pięćdziesiąt ton, może więcej.
No chyba, że ktoś znajdzie wodę na Marsie i wykaże, że jej wydobywanie tam będzie tańsze niż transport.
Do tego chyba nie mniej niż kilkadziesiąt ton wyposażenia na kolonistę, maszynownia klimatyzacji, ogniwa fotowoltaiczne, akumulatory na sto procent zapotrzebowania nocnego, maszyny rolnicze, maszyny do fabryki konserw, maszyny do produkcji nowych części (na wymianę) do już istniejących maszyn, itd. itp.
Czyli łącznie co najmniej jakieś dwieście pięćdziesiąt ton ładunku na jednego kolonistę.
Co najmniej tyle potrzeba, żeby kolonia trwała latami.
Natomiast samowystarczalność kolonii, która liczy milion ludzi, wydaje się ekstremalnie mało prawdopodobna.
Na świecie chyba nie ma samowystarczalnego kraju, tym bardziej tak małego.
Milion ludzi miałby produkować wszystko, od bawełnianych gaci, przez aspirynę i antybiotyki, nowe części maszyn w miarę zużywania się starych, aż do mikroprocesorów?
A może antybiotyki i mikroprocesory przez pierwsze dwa-trzy tysiące lat będą jednak sprowadzane z Ziemi?
Tylko czym koloniści będą płacili? Magnesami na lodówkę z widoczkami z Marsa i zatopionym w plastiku marsjańskim piaskiem?
Melon pokazuje, że można być jednocześnie inżynierem, menedżerem, wizjonerem, multimiliarderem i megamitomanem.