Efekt wczorajszej okołookamgnieniowej kwerendy. Wygrzebał mi się w w/w tomie (e-tomie? a-tomie?
) taki oto fragmencik, który sam nie wiem czy uznać za ostatnią prognozę futurologiczną Mistrza (tym istotniejszą, że "O." to przecie do "Summy..."
postscriptum), czy też ostatni lemowy kawałek SF
(mając to na względzie wybaczcie - względną - obfitość cytatu):
"Nie wszystkie teleskopy krążą na szczęście wokół Ziemi, dzięki czemu zostały zupełnie niedawno wykryte — widoczne z gwiezdnego dystansu jako niesamowicie drobne punkty świetlne na firmamencie — najmłodsze galaktyki spiralne. Jeżeli w którejś z tych galaktyk powstanie planeta z dziełem istot rozumnych, czyli z technosferą, wysłane stamtąd sygnały dotrą do ziemskiej okolicy Drogi Mlecznej już za trzynaście miliardów lat. Wtedy mianowicie, kiedy my, a raczej nasi potomkowie zmienią się w cząstki gorejącego gazu Słońca, rozpuchniętego w czerwonego olbrzyma poza kolisko współczesnego obiegu Ziemi. W międzyczasie pojawią się szalenie inteligentne roboty, których zapowiedzią są elektroniczne zwierzątka domowe, jako też dinozaury produkowane z krzemu, włókien węglowych, metalu, a zasilane prądem akumulatorowym. Nowotwory, których nieodwracalne wytrzebienie pisma fachowe i niefachowe ogłaszały już kilkanaście tysięcy razy, będą się, niestety, nadal miały doskonale. Ilość zbędnych gadżetów elektronicznych na rynkach światowych zwiększy się wielokrotnie. Telewizję rychło będą wyświetlać tapety odpowiednio udoskonalone. Nieliczni ludzie, którzy jeszcze nie ulegną rozkojarzeniowemu splątaniu, będą mogli naraz oglądać po trzydzieści różnych programów telewizyjnych, najlepiej siedząc na krześle obrotowym i mając powieki plastrami przyklejone do czoła, ponieważ wszystko, co będą owe tapety nadawały, będziemy zobowiązani koniecznie obejrzeć. Mniejsza o przyszłowieczne prototypy samochodów, przypominające przejechany baleron z polimerycznego plastiku, o wyłupiastych chorobliwie oczach i aerodynamicznym ogonie. Watahy odkrywców, wynalazców, naukowców oraz syntetycznych wielbłądów z nagimi dziewczętami między garbami, jako też tanków udających słonie i słoni naśladujących tanki, będą się narzucać każdemu, kto się nawinie. Różnice zdań technobiologów, fizyków, psychodiagnostów i hipnotyzerów będą rozstrzygane w pojedynkach na bardzo białą broń, mianowicie na owe świecące pałki, które zmyślni scenarzyści czterdziestego szóstego serialu Star Wars nazwali, nie wiem dlaczego, laserami. Zegarki ręczne będą wyposażone w kukułki wielkości zazuli, każda zaś należąca się umundurowanej służbie ochroniarskiej pikielhauba będzie wytryskiwała syntetyczną spermę o smaku lodów waniliowych. Pojawią się nowe ruchy społeczne, domagające się na północnej półkuli wyprostowania osi ziemskiej, na południowej zaś ułożenia owej osi tak, ażeby antarktydzki lądolód spłynął wreszcie do oceanu światowego, dzięki czemu my tutaj wszyscy zginiemy, ale na rozgrzanej Antarktydzie rozpocznie się nowe, lepsze życie tak zwanego australokapitalizmu. Sztuczne kobiety będą z wielkim trudem poszukiwały naturalnych mężczyzn, i na odwrót. Za pomocą specjalnych aparatur masłograficznych będzie można smarować grzanki, których jedzenie będzie wzbronione z powodów dietetycznych i karmić się nimi będą wyłącznie elektroniczne żarłacze. Właściwie jednak te naiwne i prostoduszne prognozy, a raczej prognózki, stracą wszelką ważność już w pierwszej połowie nadchodzącego stulecia, ponieważ powszechna fantomatyzacja wywołana wdrożeniem kieszonkowych fantomatów, trochę mniejszych od współczesnego walkmana, otoczy i otuli każdego człowieka wizją takiego świata, wobec którego raj jest przechowalnią starych kaloszy. Żyjąc w ten sposób, każdy będzie miał to, czego zapragnie, od pieluszek po mogiłę, bezwonnie elektroniczną. Od czasu do czasu błąkający się pośród tych samoczynnych cmentarzysk piesek podniesie wprawdzie nogę, lecz sikać będzie wyłącznie Chanelem nr 5, albowiem będzie to piesek elektroperfumeryjny. Śniąc lube marzenia senne na jawie, sfantomatyzowane tłumy będą wprawdzie nadal płodziły rodzinnie dzieci, ale owa dziatwa, jako wyśniona i tym samym nierealna, poważnie przyczyni się do nastania miłego końca świata, którego, jak mawiał niezapomniany Kisiel, wam i sobie życzę.""Logorhea"
(Oczywiście, jest to satyra na futurologię, zwł. gazetową, technofetyszyzm, i medialne doniesienia okołonaukowe, ale jaka satyra... A przy tym tropy do "Bajek..", "Kongresu..." i 'Ostatniej Tichego" wiodą. Tak to i dzięki lewym cytatom można na coś fajnego wpaść.)
ps. Nawiasem: czy Lem i Kisiel znali się osobiście, a jeśli tak - jakie relacje ich łączyły? W
Astorii teoretycznie mogli się mijać, ale czy wiadomo coś więcej?