To bardzo krótki felieton z 2004 roku - odnoszący się do książki Normana Daviesa Powstanie '44 - a właściwie artykułów ją komentujących, bo ND - Lem nie czytał.
Lem porównuje powstanie do zmagań Amerykanów w Iraku.
Wydaje mi się, że tutaj jest podsumowanie:
Dowództwo, które podjęło decyzję o rozpoczęciu Powstania, wystawiając naszą najlepszą młodzież na zagładę i zgubę, wzięło na swoje barki straszną odpowiedzialność. Nie zgadzam się z Ciechanowskim, że ta decyzja była zbrodnią i że ci, którzy ją podjęli, powinni byli stanąć przed (nie wiem jakim) sądem; takie sprawy nie nadają się do rozpatrywania w kategoriach wymiaru sprawiedliwości. Na pewno jednak Powstanie było przegrane od pierwszego dnia. Powinniśmy mieć świadomość daremności tego aktu tragicznego, który doprowadził do zniszczenia stolicy i po którym do dzisiaj nie możemy odzyskać w pełni sił, ponieważ straciliśmy najlepszych.
Powraca często, niby zmartwychwstający nieboszczyk, argument, że gdyby nawet pierwszego sierpnia nie doszło do wydania rozkazu o Powstaniu, młodzież warszawska i tak ruszyłaby do walki. Teza ta opiera się na domniemaniach, które nie mają za sobą dowodliwego materiału; historii nie odtwarza się na zasadzie podobnych spekulacji. Powstanie było nieprzemyślane z punktu widzenia wojskowego i nieprzemyślane z punktu widzenia politycznego. Niemcy mogli zniszczyć Warszawę i zrobili to, a niemrawość reakcji Zachodu była z punktu widzenia czysto wojskowego niestety zrozumiała.