Warszawiaki to się bawiły kalkulatorami a myśmy z dzidami po chaszczach ganiali...
Ja dziś przyszedłem do firmy bo muszę pewną robótkę na poniedziałek trzasnąć - dość niewdzięczne zadanie polegające na inwentaryzacji wielkiej wiaty przemysłowej w konstrukcji stalowej. Konstrukcje stalowe okupują swoją optyczna lekkość i celowość krwią i potem kreślarzy, projektantów, warsztatowców i monterów, ponieważ każdy jeden z przeważnie setek jeśli nie wielu tysięcy elementów takiej konstrukcji trzeba obliczyć, narysować w trzech rzutach minimum a potem wykonać i zamontować we właściwym miejscu układanki. Nie jest pewne, czy pojawienie się komputerów poprawiło, czy pogorszyło życie tych, co kreślą i projektują, bo jak mawia mój kolega dzięki komputerom wykonujemy 3 razy szybciej zadania, których bez nich w ogóle nie musielibyśmy wykonywać.
Ale do rzeczy - z czasów budowy owej wiaty (koniec lat 70-tych) zachowały się szczątki dokumentacji projektowej, które mi przekazano jako pomoc naukową. Czytam opis, wystukany na maszynie przez przebitkę, a tam stoi dumnie:
Dokładność obliczeń.
Obliczenia wykonano za pomocą maszyny elektronowej "Wang", "Seiko S-301", oraz suwaka logarytmicznego długości 25 cm.Ha, nie napisali, jaki to był Wang, ale przypuszczalnie w roku 1977 był to już bardziej komputer niż kalkulator, coś, co dziś nazwalibyśmy programowalnym kalkulatorem. Natomiast to Seiko to zwykły kalkulator, nawet bez "sinusów" ("si-" należy czytać jak w wyrazie "siwy"). Tyle, że miał kilka odrębnych banków pamięci - ale nawet bez wyświetlacza, tylko drukował na rolce papieru. Takie to czasy byli jeszcze kiedy z tymi dzidami lataliśmy po chaszczach
.