Rany boskie, a z rok mnie nie było, a wy wciąż o tych filmach zasuwacie
To chyba najdłuższy topic na tym forum.
W każdym razie pozdrawiam wszystkich dawno nie czytanych (ze szczególnym uwzględnieniem dzi, Terminusa, Deckarda i .... pewnie jeszcze o paru osobach zapomniałem - sorry)
Mi swego czasu spalił się monitor, a ponieważ nie było kasy na nowy to kilka miesięcy musiałem obyć się bez sieci i tak to się jakoś moja nieobecność tutaj zaczęła.
Przez ten czas przeczytało się parę książek
choć z Lema to chyba głównie "Śledztwo" i "Okamgnienie", bo w 2005r. skupiłem się raczej na Dostojewskim, literaturze faktu Wołoszańskiego czy ostatnio Terrym Pratchettcie. Ale w sumie co was to interesujące? W końcu pisanie o sobie jest interesuące, ale głównie dla tegoż piszącego
Część formalnego tłumaczenia mam już za sobą więc przejdę do czegoś co odkryłem u Lema przez ostatni rok. Otóż wydaje mi się, że jeden z mych (i waszych zapewne także) ulubionych autorów jest raczej... hmm... trochę marudą. Jak tak sobie spojrzę na przeczytane dotychczas jego książki, to sporo w nich prawdy, ale często przedstawionej w taki pesymistyczny sposób, chociaż zjawiska jakie opisuje wcale nie muszą takowymi być. To trochę tak jakby opisywać szklankę z wodą: można powiedzieć, że jest do połowy pusta, albo że do połowy pełna. Oba stwierdzenia są poprawne ale wydaje mi się, że Lem wybiera raczej drogę "do połowy pusta"
Dobra kończę, bo się rozpisałem i to w zupełnie innym topicu niż chyba powinienem, ale jakoś sentymentem powróciłem właśnie w ten temat.
Pozdrawiam