Polski > DyLEMaty

Eksploracja Kosmosu

<< < (2/358) > >>

Q:

--- Cytuj ---No, widzę że ten powyższy tekst także znajduje się na tym forum, na którym jesteś półbogiem, więc może dobrze byłoby dawać tu linki do tekstów pisanych tam...
--- Koniec cytatu ---

Tylko skromnym "swieżo upieczonym" adminem...

Terminus:
Tak z głupia frant pytając, to dlaczego projekty Atlas I i V są przewidziane do testów na około 2019? Przecież trudno uwierzyć, że rakiety te, tak podobne do Saturnów, wymagają tylu jeszcze testów? Saturny wyprodukowano 30 lat temu, i jakoś wtedy nikt nie potrzebował 15 lat testów?
Nie rozumiem dlaczego NASA się tak ociąga z tym Księżycem, że o Marsie nie wpomnę.

edit: Rozumiem oczywiście konieczność wykonania kompletnych projektów, etc. niemniej jednak R&D jest mniej wymagający przynajmniej jeśli chodzi o rozwój aerodynamiki... Skoro ma być tak podobnie jak w misjach Apollo...?

Macrofungel:
Jak nie wiadomo o co chodzi to zwykle chodzi o kasę, lub w tym przypadku o jej brak.  NASA jej nie ma, bo wszystko idzie na rakiety nieco innego typu.

Luca:

--- Cytuj ---
--- Cytuj ---3. 5 Essential Things To Do In Space
--- Koniec cytatu ---

Cel III (poszukiwania życia) to uwazam za niewątpliwy absolutny cel nr 1
(...)
Cel IV - geneza planet nie wiem dlaczego wydzielone i w ogóle dlaczego planety wyodrębniono jako taki ważny osobny cel

--- Koniec cytatu ---

Wydaje mi się, że trochę kontradyktoryczna Twa wypowiedź w tym elemencie. W końcu poszukiwanie życia wiąże się póki co raczej z odwiedzaniem potencjalnie "życiolubnych" globów w naszym układzie, a więc badaniem planet (względnie Księżyców, ale to szczegół techniczny). Nie wiem czy równie satysfakcjonujące byłoby odkrycie spektrów pochłaniania nawet bardzo skomplikowanych cząstek organicznych w jakimś odległym systemie planetarnym (bo jak inaczej stwierdzić życie na taką odległość? wypadek rozumności pomijam...). Zwłaszcza, że trudno byłoby dowieść, że owych cząstek nie produkuje jakiś egzotyczny, całkowicie martwy proces.

Moim zdaniem odwiedzanie planet i satelitów naszego układu to jedna z najciekawszych rzeczy jakie jesteśmy w stanie zdziałać poza Ziemią, przy aktualnym stanie wiedzy, technologii i finansów. Oczywiście są jeszcze, wspominane już w wątku, badania odległej przestrzeni czy praw podstawowych za pomocą różnego rodzaju teleskopów i instrumentów umieszczonych w przestrzeni, ale chciałem postawić badanie planet w opozycji do czego innego. Mianowicie do bezpośrednich wypraw ludzi i nieszczęsnej stacji kosmicznej.

Oba ta przedsięwzięcia są horrendalnie kosztowne, i to całkowicie nieproporcjonalnie do uzyskanych efektów.

Stacja Kosmiczna? Przecież to dziesiątki miliardów dolarów wyrzuconych niemal bezpośrednio w błoto. Nieliczne pożytki to chyba konieczność skonstruowania przez Amerykanów nowej floty kosmicznych wahadłowców, pewno jakieś eksperymenty tam przeprowadzane (chociaż o specjalnie ważkich chyba nie słyszałem - jeśli coś wiecie to dawać!), no i oczywiście niezapomniane przeżycia dla załogi;-) Ale za te pieniądze możnaby przecież wysłać dziesiątki sond kosmicznych, lądowników, teleskopów Hubble`a itp! Wolałbym raczej oglądać kolejne heroiczne przygody pojazdów typu Opportunity powiedzmy na Tytanie, niż "problemy z dokowaniem Sojuza", czy "trzeci spacer kosmiczny załogi". Ale nie tylko wrażenia emocjonalne oczywiście. Moglibyśmy dowiedzieć się czegoś faktycznie nowego na temat Układu i jego przeszłości, a ponadto wymuszony zostałby rozwój choćby w takich dziedzinach jak napędy sond, czy sztuczna inteligencja lądowników (raczej kiepsko by się sterowało łazikiem na Tytanie).

Bezpośrednie wyprawy ludzi w kosmos? Przecież to całkowita paranoja w obecnej sytuacji. Nikomu nie trzeba chyba tutaj opowiadać jak ludzki organizm jest nieprzystosowany do przestrzeni kosmicznej. Ile kosztuje zapewnienie bezpieczeństwa, transport zapasów, konieczność powrotu... I po co to wszystko? Żeby organiczny przedstawiciel naszej cywilizacji mógł osobiście zdeptać jakiś odległy glob. Jak dla mnie to chwyt iście hollywodzki, bo niepoparty racjonalnym rozumowaniem. Praktycznie wszystko co mógłby zrobić na Marsie człowiek, mogłyby zrobić wysłane tam maszyny. Tylko, że przynajmniej 10 razy taniej. Zresztą myślenie w obecnej sytuacji o wyprawie na Marsa to moim zdaniem mrzonka. Na razie w realnej perspektywie mamy Księżyc, wyprawę na którego również uważam za zbędną. Zwłaszcza w sytuacji, gdzie w NASA się nie przelewa i wiele interesujących projektów albo w ogóle nie dopuszcza się do realizacji, albo anuluje w trakcie wykonywania. Za te pieniądze można po prostu zrobić dużo więcej dużo szybciej dużo lepszych rzeczy!
Jeśli już o efekty dramatyczne chodzi, to preferowałbym standardowo montowanie na sondach zestawu kamer umożliwiających przeył na Ziemię obrazów jakie widzieliby w danych miejscach hipotetyczni astronauci (i do IMAXa!) - za kilkadziesiąt milionów $, niż wysyłanie tam pary autentycznych gałek ocznych za kilkadziesiąt miliardów $.

Maziek pisał o tym, że wyścigi kosmiczne, wysyłanie ludzi na Księżyc i tego typu cuda, które działy się w XX wieku, były dyktowane głównie przez chęć zysku. Pozwolę się nie zgodzić z tą opinią. Owszem, eksploracja Kosmosu przyniosła mnóstwo zysków i ogromny postęp technologiczny, ale wedle tego rozumowania, powinniśmy obserwować ciągłe nasilenie tej tendencji. Wahadłowce powinny były być już zastąpione pewnie z dwiemna nowymi generacjami pojazdów, a po Księżycu rutynowo winny wozić się ekspedycje Amerykanów, Rosjan czy Chińczyków. Tymczasem po lądowaniu na naszym satelicie, które było symbolicznym zwycięstwem USA w wyścigu, postęp został poważnie zahamowany. Nie było już tak efektowych celów w zasięgu działania (Mars o wieeele za dalekeo), więc propaganda nie mogła wspierać już gigantycznych pieniądzy potrzebnych na coraz śmielsze wychodzenie w kosmos. Do tego dołożyło się oczywiście także osłabnięcie i upadek ZSRR.
Moim zdaniem trzon historii eksploracji kosmosu opiera się na prestiżowej, propagandowej walce mocarstw USA i ZSRR. Zyski, zarówno militarne jaki finansowe, oczywiście przyszły, ale śmiem wątpić w tak dalekosiężne i przemyślne planowanie strategów obu stron. Zresztą, może przewidzieli, może zaplanowali, ale np. lot na Księżyc już w konwencję zysków materialnych (znów militarnych czy też finansowych) nijak się moim zdaniem nie wpisuje.

Q:

--- Cytuj ---Tak z głupia frant pytając, to dlaczego projekty Atlas I i V są przewidziane do testów na około 2019? Przecież trudno uwierzyć, że rakiety te, tak podobne do Saturnów, wymagają tylu jeszcze testów? Saturny wyprodukowano 30 lat temu, i jakoś wtedy nikt nie potrzebował 15 lat testów?
Nie rozumiem dlaczego NASA się tak ociąga z tym Księżycem, że o Marsie nie wpomnę.

edit: Rozumiem oczywiście konieczność wykonania kompletnych projektów, etc. niemniej jednak R&D jest mniej wymagający przynajmniej jeśli chodzi o rozwój aerodynamiki... Skoro ma być tak podobnie jak w misjach Apollo...?
--- Koniec cytatu ---

Ha. Pierwszy raz gdy jako użytkownik mogę zgodzić się z Tobą. Też nie rozumiem tego kunktatorstwa, ale chyba można to zwalić na okoliczności historyczne. W ere Saturnów i Apollo była b. silna silna presja powodowana konkurencją ze strony Rosjan więc o bezpieczeństwo aż tak się nie troszczono. Obecnie konkurencja jest (póki co) słaba, a każdy wypadek śmiertelny grozi zakręceniem kurka z dolarami (administracja Busha woli - jak słusznie zauważył Macrofungel przeznaczać je na wojenki, Demokraci na "cele społeczne").

Niestety (i tu maziek miał rację mówiąc o celach militarnych) póki wyścig w Kosmos był częścią wyścigu zbrojeń NASA parła do przodu, teraz (niemal) drepce w miejscu...

Jeśli jakiś asteroid p*** w Ziemię, bo nie będzie dostatecznej technologii by sobie z nim poradzić może się jeszcze okazać (co byłoby b. gorzkim żartem historii), że upadek ZSRR (jako przyczyna zahamowania "wyścigu kosmicznego") był największym nieszczęściem w dziejach ludzkości...

Póki co cała nadzieja w Chińczykach - jeśli wejdą do gry i władze USA się obudzą, a NASA dostanie większy budżet i stosowną dozę swobody.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej