Ha!Ha! Jeszcze pół roku nie minęło, więc mogę.
Dobra, ktoś mi skubnął prędkościomierz od roweru, com go zdjął, przyniósł do domu w celu kalibracji i inteligentnie położył w znacznym miejscu. Przyznać się! Dzieci juz przesłuchałem.
Uff, dobrze, że się
Aniela wtedy przyznała, bo z alibi coniektórych z nas mogłoby być kiepsko. W zasadzie wszyscy mieliśmy w tym czasie dostęp do Znacznego Miejsca (ZM).
Q akurat oglądał "Star Treka", więc rzeczywiście nie musiał się przejmować tłumaczeniem. Ale reszta... Siedziałam z notatkami koło ZM, bo tam najchłodniej, więc pokrótce mogę przedstawić przebieg zdarzeń, chociaż przyznam, że samego zniknięcia prędkościomierza nie widziałam. Oto jak było. Najpierw (dwunasta z minutami) koło ZM przeszedł
Evangelos, nie podnosząc głowy znad zeszytu poznałam, że to on, bo nucił "Chariots of Fire". Potem (okolice trzynastej) przez pokój przebiegł, rzucił tylko "Cześć!" i wyszedł z domu
Dzi – już od dwóch dni zapowiadał wypad na łono Natury. Przed czternastą z odświeżanym właśnie "Hamletem" w ręce, po coś do picia przeszła obok
Aniela, jako jedyna zapytała jak mi idzie powtarzanie. Wiem też, że
Maziek obliczał w tym czasie położenie ISS, przygotowany aparat leżał już na stole, zresztą właściciel zagubionej rzeczy nie musiał mieć alibi. Koło ZM przewinęli się tego dnia chyba wszyscy forumowicze, ale skoro doszłam już do momentu, o który chodziło nie będę wymieniać dalej. Ciężko byłoby dojść po tym wszystkim do jakichś konkretnych wniosków odnośnie tego kto, jak i dlaczego, dobrze, że wszystko samo się wyjaśniło.