Pojecie lewicy i prawicy oczywiscie zmienialo sie w czasie, ale wg. mnie sensowne dla nas, zyjacych teraz, stalo sie dopiero gdy pojawil sie kapitalizm i nabral ksztaltu. Moim zdaniem najprostsza definicja jest oparta na ekonomi, z ktorej dopiero wynikaja wszystkie inne roznice. A ona jest bardzo prosta i odnosi sie w zasadzie wylacznie do kwestii redystrybucji dobr w spoleczenstwie
NEX:
Aleś sobie uprościł
, zupełnie jakbyś chciał pominąć fakt, że "święte prawo własności" narodziło się stosunkowo późno i jako pochodna pewnych zachowań właściwych i innym gatunkom zwierząt (moje koty np. jak zobaczą w domu coś nowego, a dla nich atrakcyjnego, też zachowują sie tak, że jeden "ogłasza się właścicielem" czyli "anektuje" pudełko, poduszkę, zabawkę itp. i nie dopuszcza innych, jednak kiedy się znudzi dana rzecz znów staje się "bezpańska"; ludzie widać mają lepszą pamięć, albo trudniej nudzą się swoimi "zabawkami"). Że własność ziemi (a mówi to dumny posiadacz paru nieruchomości
) wcześniejsza niż wszystkie kapitalizmy (a w kapitalizmie nadal b. korzystna - vide ostatni boom na nieruchomości) powstawała prawem odkrywcy i prawem silniejszego (Ziemia kiedyś była "bezpańska"; ponadto każdy gatunek terytorialny inaczej wytycza granice na własny użytek).
Nie zająknąłeś sie też o tym, że prawo własności jest znacznie starsze niż prawo wolności - kiedyś własnością mógł być człowiek (systemy niewolnicze były na tym wręcz oparte, feudalizm też znał pojęcie "poddaństwa osobistego".) Ba, pojęcie wolności, plugawy jakobiński wynalazek
, przeciw tak pojętemu świętemu prawu własności występowało.
(Ograniczenie sie do "tu i teraz" nie ma - IMO - większego sensu, bo "tu i teraz" kiedyś się zaczęło, i kiedyś się skończy. Ba, sądząc z rozkadu głosów w społeczeństwie "tu i teraz" do którego odwołuje się Korwin - z którym miałem zresztą przyjemność raz czy dwa razy pić piwo
- już się skończyło, system XIXwiecznego kapitalizmu nie funkcjonuje już nawet w USA.)
Pominąłeś też, dającą się pomyśleć, sytuację, w której zwolennikami zapisania w prawach redystrybucji dóbr mogą być - obojętnie z jakiej przyczyny - sami przedsiębiorcy (ot, np. poniósł ich duch filantropii). Czy wtedy dystrybucja ich zysków jest dobrowolna (sami tego chcieli) czy przymusowa (robią to organy państwa).
(Zauważ przy tym, że występujący w liberalnej publicystyce jako straszak, menele chodzący na wybory, by głosować za redystrybucją dóbr, wbrew pozorom stanowia rzadki przypadek. Na ile się orientuję margines społeczny jest ogólnie nieufny do instytucji państwa i na wybory nie chodzi. Redystrybucji, owszem, domaga się, ale od opieki społecznej i instytucji filantropijnych. Czasem też od indywidualnych obywateli w ciemnym zaułku -
"daj pan złotóweczkę na chleb". Z polityką nie ma to jednak wiele wspólnego
.)
Pomijasz też kłopot z samą wolnością, by o niej mówić trzebaby dowieść istnienia wolnej woli, co jak dotąd się nie udało. Ba, argumenty z nauk przyrodniczych sugerują zupełnie co innego. Dochodzi jeszcze pytanie psychologiczne: czym redystrybucja pod wpływem nacisku obowiązujacej moralności, zasad wpojonych przez rodziców czy innego nacisku psychicznego (branie na litość itp) różni się pod wzgledem niedobrowolności od dystrybucji zadekretowanej przez sejm. W obu wypadkach dzielący się działa wszak pod przymusem, choć przymus ten ma odmienne formy. (Dlaczego zatem tylko nacisk ze strony państwa, i to mniej lub bardziej demokratycznego, ma być "be".)
Itd.