Czytajac wlasnie, mazku, "Tajemnice chinskiego pokoju" (ksiazka z 1993 roku, wiec nieco juz zakurzona, ale mimo wszystko zupelnie zdumiewa lemowa wyobraznia i tematyka, jakiej sie podejmuje i z niewiarygodna precyzja wrecz rozstrzasa potencjalny kierunek rozwoju nauki i techniki z tychze implikacjami. Jeszcze bardziej daje sie to odczuc w Summie, ktora jest odpowiednio starsza (67 rok chyba?), a wciaz aktualna) natrafilem na fragment, ktory dobrze mowi o naszych dwoch stanowiskach.
Lem pisze, ze pierwszym, ktory zaczal rozstrzasac przejecie biotechnologii zycia przez nas byl Douglas Hofsdadter, niemniej zajal sie badaniem kwestii, o ktorej mowisz Ty, czyli czy kod dziedzicznosci, a jest on jedyny, czyli zawsze z tych samych liter wedle tej samej "skladni" chemicznej i "gramatyki" zbudowany dla wszelkiego Zycia na ZIemi, jest jedynym kodem mozliwym, czy raczej jest on arbitralny. To znaczy czy inny kod, z innych "liter" zbudowany, moglby podobnie fukncjonowac, a to znow znaczyloby, iz powstal po prostu dzieki temu, ze taki, jaki i nas stwarza, mogl na Ziemi powstac "naprawdopodobniej", ale gdzie indziej mogloby go zastapic "cos" skladniowo i chemicznie innego. Jest to propozycja akademicka i teoretyczna rozpatrujaca czy da sie stworzyc zycie, ale zastapic oryginalny kod innym, pobudowanym juz nie z nukleotydow, tylko z nie uzytych przez ewolucje takich samych zasad, ale wzietych z innych nukleinowych kwasow.
Moj zachwyt nad wiadomoscia natomiast polegal na samym stworzeniu zycia od podstaw (czyli pojscia w kierunku wspominanego przez autora bottom-up zamiast, jak to dzieje sie w technologii, top-down) i tym, co z tego wynika, czyli potencjalnej mozliwosci majstrowania przy kodzie tak, by wyhodowac nowy kod biologiczny zdolny do replikowania innego, nie znanego do tej pory zycia, az w koncu dojsc do, cytujac za Lemem, ..."biotycznej cywilizacji", ktora w Science Fiction opisalem z nalotem zartobliwym jako sytuacje, w ktorej sadzimy "ziarna techniczne", polewamy garscia wody i "wyrasta magnetowid".
Z reszta sam fakt podjecia czynnosci zyciowych przez zlepek odpowiednio spreparowanych w laboratorium chemikaliow przyprawia mnie o ciarki wyobrazni. Stad jest juz blisko w kazdym kierunku, w ktorym zechce pojsc odkrywca. Mysle, ze ma to takze ogromne implikacje filozoficzne i etyczne.