Ano. Starzy jeździli pod namiot więc całe Mazury wzdłuż i wszerz przeżyłem, nie byłem tam ze 20 lat bo to, bo tamto. Było tak, że jak nad jeziorem drugi namiot się gdzieś rozstawił to już na śmierdziało, zwijaliśmy się i hajda gdzieś dalej. Żadnych kempingów, zawsze na dziko, Hańcza i te sprawy, mleko od krowy jeszcze ciepłe i tak dalej. A teraz, znaczy z 10 lat temu wreszcie pojechałem kajakiem, a tu wszędzie nur fur dojcze, nigdzie stopy nie można postawić, albo privee albo jakiś pomniejszy Gołębiewski (Bogu dzięki, że pomniejszy a nie 11 pięter). Wszystko obsiądnięte jak grzęda w kurniku, po wodzie śmigają dzielni nieposiadacze mózgu na swoich skuterach, a jak już gdzieś człek rozbije pałatkę to kołysze go do snu nie szum gasnących fal tylko łupu-cupu z pobliskiego namiotu. ciemności i zwiezd tyż ni ma, jako że są lasery. Trynd się przyjął.