Dobra, pozwalam sobie może jeszcze nie wystartować, ale rozpocząć odliczanie...
Zakład doktora Vliperdiusa [1964]
Ogólne wrażenie: rzecz jest krótka, raczej błaha, ale parę interesujących - typowo lemowskich - fragmentów zawiera...
Na początek zatrzymam się może przy zdaniu:
"Stało się to przez dentystę, który nałożył mi metalowe korony. Sprzedawczyni, do której uśmiechnąłem się w kiosku, wzięła mnie za robota."Gdzieś mi to zapachniało Palmerem Eldrithem, co go Dick - w tym samym roku - tak opisywał:
"Ze statku wyszedł Palmer Eldritch.
Każdy by go poznał; od czasu katastrofy statku na Plutonie wideogazety zamieszczały jedno jego zdjęcie po drugim. Oczywiście zdjęcia pochodziły sprzed dziesięciu lat, ale Eldritch niewiele się zmienił. Siwy i kościsty, mierzył ponad sześć stóp wzrostu i chodził niezwykle szybkim krokiem, kołysząc ramionami. Jego twarz była wymizerowana, pomarszczona; jakby zupełnie pozbawiona tkanki tłuszczowej, jakby, Barney przypuszczał, trawiony niepohamowaną żądzą Eldritch sam pożarł energetyczne zasoby swego ciała. Miał ogromne stalowe zęby, które wstawił mu przed odlotem na Proximę czeski chirurg stomatolog. Te zęby stanowiły jedność z jego szczękami; miał je nosić aż do śmierci. Prawą rękę miał sztuczną; własna stracił dwadzieścia lat wcześniej, podczas polowania na Kallisto. Obecna była oczywiście lepsza, ponieważ umożliwiała posługiwanie się wymiennymi dłońmi. W tej chwili Eldritch używał pięciopalczastej, humanoidalnej kończyny; gdyby nie metalowy połysk, można by ją uznać za prawdziwą.
I nie miał oczu. Przynajmniej w zwykłym znaczeniu tego słowa. Zrobiono mu protezy - za cenę, którą tylko on mógł i chciał zapłacić; dorobili je brazylijscy okuliści, tuż przed jego odlotem na Proximę. Zrobili świetną robotę. Protezy, dopasowane do oczodołów, nie miały źrenic i były nieruchome. Panoramiczny widok zapewniały dwa obiektywy szerokokątne, tkwiące za wysoką poziomą szczeliną. Elidritch nie stracił oczu w nieszczęśliwym wypadku; w Chicago nieznani osobnicy chlusnęli mu w nie kwasem, z równie nieznanych powodów... a przynajmniej nieznanych opinii publicznej. Eldritch zapewne wiedział dlaczego. Jednak nic nie powiedział, nie złożył skargi; zamiast tego poszedł prosto do zespołu swoich znakomitych brazylijskich okulistów. Pozioma szczelina oczu zdawała się sprawiać mu przyjemność"Jako i pewnym
antagonistą bondowym, co o dekadę z okładem późniejszy, ale wzorowany luźno na
postaci innej, z
powieści z '62...
Byłabyż się nie tylko PKD ta twarz na niebie objawiła?
Kawałek zaś potem uderzył mnie w oczy Mickiewicz, którego Tichy nie rozpoznał... Może nie Wielka Improwizacja, cośmy się jej tu spodziewali, ale blisko...
ol., Tobie zostawiam smakowitsze kąski do analizowania
.