Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 615 616 [617] 618 619 ... 1092
9242
Lemosfera / Odp: Wokół Lema się dzieje
« dnia: Stycznia 06, 2016, 02:37:28 pm »
Natomiast pan Roger Christian chyba żyje wspomnieniami ze scenarzystowania przy trzech kasowych filmach - w tym Gwiezdnych Wojnach;)

Pan Christian to po tej "Bitwie..." niech już lepiej nic nie robi. Gniot straszny to był, acz i materiał wyjściowy mało wdzięczny...

9243
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Powrót z gwiazd]
« dnia: Stycznia 06, 2016, 02:32:02 pm »
Wspomniałem tu ostatnio (ile lat temu...) o zestawieniu asimovowskiej i lemowskiej wizji stagnacji... Otóż sięgnąłem po raz wtóry do recenzji, recenzyjki wręcz, którą przytaczałem swego czasu jako dowód, że Lema ktoś jednak czyta i wyłowiłem z niej coś, co umknęło mi chyba przy pierwszym czytaniu...

Jest to zasadniczo straszna błahostka... Ot, kolejny interpretator po Stoffie z Oramusem nie chce uwierzyć w to, że świat "Powrotu..." nie ma dodatkowego dna (pachnie mi to ciągotami z ecowego "Wahadła...") i konstruuje kolejną hipotezę, dość błahą, acz wynikłą - mam wrażenie - z lektury cyklu robocio-fundacyjnego Asimova lub jakichś popłuczyn po nim...

Cóż, bowiem, robi bloger kryjący się pod mianem Bibliotekarza Charliego? Bierze w sumie pojedyncze fragmenty ze sceny, w której Bregg odwiedza w robocie ;) cybernetyka Margera, te dwa w sumie:

"Produkcja była automatyczna, odbywała się pod nadzorem robotów, nad którymi czuwały inne z kolei roboty; w kręgu jej nie było już miejsca dla ludzi. Społeczeństwo istniało sobie, a roboty i automaty — sobie"

"Mieliśmy się już rozstać, kiedy nieoczekiwanie dla samego siebie spytałem go, czy produkuje się. roboty człekokształtne.
— Właściwie nie — powiedział i dodał z ociąganiem: — Narobiły w swoim czasie trochę kłopotów…
— Jak to?
— No, zna pan przecież inżynierów! W naśladownictwie doszli do takiej perfekcji, że nie można było pewnych modeli odróżnić od żywego człowieka. Niektórzy ludzie nie mogli tego znieść…
Przypomniałem sobie naraz scenę na statku, którym przyleciałem z Luny*.
— Nie mogli tego znieść?… powtórzyłem jego słowa. — Czy to było może coś w rodzaju… fobii?
— Nie jestem psychologiem, ale można to chyba tak nazwać. Zresztą to stare dzieje.
— I nie ma już takich robotów?
— Owszem, trafiają się na rakietach krótkiego zasięgu. Czy spotkał pan może takiego?…
Odpowiedziałem wymijająco."


I buduje na ich podstawie dość ograną SFową interpretację, jakoby świat "Powrotu..." rządzony mógł być skrycie przez roboty. Nie jestem pewien czy warto sobie tą interpretacją głowę zawracać, bo sądzę, że gdyby Mistrz takiej sobie życzył, to by ją jednoznacznie w tekst wpisał, ale... sądzę, że może tu zachodzić pewne sprzężenie zwrotne... Otóż bloger Charlie - jako się rzekło - prawdopodobnie inspirował się (pośrednio lub bez-) Asimovem interpretując Lema, pytanie jednak czy Asimov nie inspirował się Lemem...

Najpierw jednak przypomnijmy sobie co jest u Asimova... Otóż w powieści "Agent Fundacji" (oryg. "Foundation's Edge") splatającej, może nawet na siłę, wcześniejsze robocie i fundacyjne kawałki I.A.  znajdujemy takie oto streszczenie przeszłych (dla bohaterów) dziejów:

"- /.../ Widzicie, ludzie żyli kiedyś z robotami, ale nie było to udane życie.
- Tak właśnie nam powiedziano.
- Roboty miały głęboko wpojone pewne zasady, zwane trzema prawami robotów, które zostały sformułowane w czasach prehistorycznych. Znane są różne wersje tych praw. W wersji klasycznej brzmią one tak: (1) Robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi albo, przez powstrzymanie się od działania, dopuścić do tego, by człowiekowi stała się krzywda; (2) Robot musi słuchać poleceń dawanych mu przez człowieka, chyba że polecenia te stoją w sprzeczności z prawem pierwszym; (3) Robot musi chronić swe istnienie, o ile ochrona taka nie jest sprzeczna z prawami pierwszym lub drugim.
W miarę jak roboty stawały się coraz bardziej inteligentne i wszechstronne, interpretowały te prawa, szczególnie pierwsze, które było nadrzędne, coraz bardziej rozszerzające i przyjmowały rolę opiekunów ludzkości. Ta opieka coraz bardziej ciążyła ludziom, aż w końcu stała się nie do zniesienia.
Roboty były do gruntu dobre. Prace, które wykonywały, były całkowicie humanitarne i miały na celu dobro wszystkich ludzi, co w jakiś sposób sprawiało, iż było je jeszcze trudniej znieść.
Każdy postęp w dziedzinie robotyki pogarszał jeszcze tę sytuację. Stworzono roboty o zdolnościach telepatycznych, co oznaczało, że kontrolowały one nawet myśli ludzi.W rezultacie zachowania ludzi stały się jeszcze bardziej zależne od robotów.
Poza tym roboty coraz bardziej upodobniały się z wyglądu do ludzi, ale ich zachowania były typowe dla robotów, co sprawiało, że ich człekopodobny wygląd napawał ludzi wstrętem."


Tu też dostajemy roboty i dostajemy obraz ogólnego mli-mli. Owszem, Asimov poruszał takie tematy już wcześniej ("Koniec Wieczności" też o swego rodzaju mli-mli traktował, roboty kontrolujące ludzką cywilizację prezentował już w opowiadaniu "The Evitable Conflict" - Mistrz wysoko je cenił - które pochodziło z roku 1950, a wizję robota-podmieńca pchającego się do polityki prezentował jeszcze lat parę wstecz, w "Evidence" z roku '46), ale zastanawiam się czy amerykańskie wydanie "Powrotu..." (ukazało się w 1980) nie skłoniło jakoś Asimova (bo pewnie je czytał lub mu je streszczano) do powrotu do tej tematyki (tym bardziej, że wiadomo iż nie była mu nieznana lemowska krytyka tzw. Praw Robotyki i w dalszych - właśnie z lat '80 - pochodzących tomach - tych "Agentach" "Preludiach" i "Ziemiach" - starał się do tej krytyki dostosować).

Inna sprawa, że jeśli tak, to inspiracja byłaby w jakimś stopniu kołowa, bo Lem znał asimovowe opowiadania.

Przy czym gdzie Isaac A. zadowala się konkluzją:

"- I tych robotów już nie ma?
- Tak powiedziała Novi.
- Tak n i e powiedziała. Dokładnie pamiętam jej słowa. Powiedziała: “Gają została założona wiele tysięcy lat temu z pomocą robotów, które kiedyś, przez krótki okres czas, służyły rodzajowi ludzkiemu, lecz już mu nie służą".
- A czy to nie znaczy, że ich już nie ma?
- Nie, to znaczy, że już nie służą ludziom. Może teraz nimi rządzą?"


Czyniąc z R.(obota) Daneela Olivawa dobrodusznego dyktatora ludzkości...

"- Kłopot w tym, Hari, - ciągnął Daneel - że pojedynczego człowieka łatwo rozpoznać. Można go wskazać palcem. Łatwo się zorientować, co wyrządzi krzywdę człowiekowi, a co nie - przynajmniej stosunkowo łatwo. Ale czym jest ludzkość? Kogo możemy wskazać, kiedy mówimy o ludzkości? I jak możemy zdefiniować krzywdę ludzkości? Skąd można wiedzieć, kiedy i jakie działanie przyniesie więcej pożytku niż szkody ludzkości? Robot, który ustanowił Prawo Zerowe, nie istnieje - przestał działać - ponieważ został zmuszony do postępowania, które jak sądził uratuje ludzkość, jednak nie miał co do tego pewności. I nim przestał działać, pozostawił mi opiekę nad Galaktyką. Od tamtej pory zajmuję się tym. Ingerowałem zawsze jak najmniej, uważałem, że ludzie sami wiedzą, co wyjdzie im na dobre. Ludzie mogli ryzykować, ja nie. Oni mogli mijać się z celami; ja nie śmiałem. Oni mogli nieumyślnie wyrządzać krzywdę; gdybym ja to zrobił, przestałbym istnieć. Prawo Zerowe nie robi wyjątku dla nieumyślnej krzywdy. Ale czasami jestem zmuszony podejmować działania. To, że nadal funkcjonuję, świadczy, że były one umiarkowane i dyskretne. W miarę jednak niepowodzeń Imperium i perspektywy jego upadku musiałem ingerować coraz częściej. Już od wielu dziesięcioleci odgrywam rolę Demerzela, próbując tak kierować rządem, by nie doszło do najgorszego - a jednak, jak widzisz, nadal funkcjonuję."

"Preludium Fundacji"

Tam asimovowscy epigoni (Greg Bear z Davidem Brinem) - chcąc wytłumaczyć imperialną stagnację - wprost przysolili, że roboty rządzą ludzkością zbetryzowaną (i to b. sprytnie, jest to betryzacja zakaźna), choć może betryzacja nie jest tu terminem adekwatnym, może lepsza byłaby idiotyzacja...

"Wirus gorączki mózgowej stworzyli ludzie w czasach, kiedy mnie skonstruowano. Miał ujemnie wpływać na społeczności ich przeciwników politycznych. Jak wiele innych prób zastosowania broni biologicznej, ta także miała uboczne skutki: wywołała pandemię i, być może przypadkowo, a być może nie, zapewniła Imperium tysiące lat istnienia bez większych intelektualnych rozruchów. Chociaż prawie wszystkie dzieci zapadają na tę chorobę, mniej więcej co czwarte, to wykazujące szczególne zdolności, przechodzi ją znacznie ciężej. Ich ciekawość i inteligencja zostają stłumione do przeciętnego poziomu społeczeństwa. Przeważnie nawet nie zdają sobie sprawy z utraty zdolności umysłowych, może dlatego, że są średnio zdolne albo nigdy nie uświadomiły sobie własnych możliwości."

"W pozytronowym mózgu Lodovika, formułując wnioski wzmacniające już istniejące wrażenia i hipotezy, odbijała się echem myśl o wpływie imperialnej kultury (i gorączki mózgowej?) na naturę człowieka. Podczas gdy niegdyś ludzie zaśmiewali się i lubowali w absurdach, czystych wytworach wyobraźni, teraz pod tym względem panował całkowity zastój. Czołowi artyści, naukowcy, inżynierowie, filozofowie i politycy chętnie potwierdzali odkrycia z przeszłości, nie dokonując nowych. I niewielu choćby pamiętało przeszłość dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, co właściwie odkryto! Sama przeszłość przestała być przedmiotem zainteresowania – tak było od setek, a nawet od tysięcy lat.
Światło zgasło. Stabilizacja i bezwład tysiącleci doprowadziły do zastoju."


oba cytaty Bear, "Fundacja i Chaos"

Opowieści krążące wśród bearowych bohaterów przypisują powstanie w/w idiotyzacyjnej gorączki robotom:

"Wieczyści, jak powiadają, stworzyli gorączkę mózgową, aby opanować destrukcyjne popędy ludzkości. Wieczystych opisuje się jako nieśmiertelnych ludzi, ale także jako długo funkcjonujące roboty obdarzone wybitną inteligencją..."

ibid.

Jednak - jako się rzekło - okazuje się tam ona nie być ich dziełem... choć jest ona przez nie używana jako narzędzie. Warto jednak zauważyć kolejny trop... Wieczystymi zwą w asimovowskim świecie (a więc i w świecie jego epigonów) starożytne roboty, ale zwą też (a są te legendy ze sobą tam mieszane, nakładają się na siebie) tych z Wieczności, co doznała końca ;):

"- Miałem właśnie przedstawić naszych gościom opowieść o Wieczności - rzekł Dom. - Aby ją zrozumieć, musicie najpierw uświadomić sobie, że może istnieć wiele różnych wszechświatów, faktycznie nieskończenie wiele. Każde wydarzenie, które ma miejsce, może zaistnieć albo nie, a jeśli zaistnieje, to może przebiegać w taki albo inny sposób. Istnieje bardzo wiele takich alternatyw i każda z tych możliwości zapoczątkowuje cały łańcuch przyszłych wydarzeń, które różnią się od innych, będących następstwami innych możliwych wydarzeń, przynajmniej w pewnym stopniu.
Na przykład Bliss, zamiast przyjść akurat teraz, mogła przyjść trochę wcześniej albo dużo wcześniej, albo - przychodząc teraz - mogła mieć inną bluzkę, albo - mając nawet na sobie tę bluzkę - mogła się nie uśmiechać tak prowokująco do starca, jak to ma w zwyczaju. W każdym z tych przypadków, jak również w przypadku bardzo dużej liczby innych możliwych wariantów tego zdarzenia, wypadki w naszym wszechświecie potoczyłyby się innym torem. To samo odnosi się do każdego wariantu każdego innego wydarzenia, choćby było ono nie wiem jak małej wagi.
Trevize wiercił się niecierpliwie na krześle podczas tej przemowy. - To są ogólnie znane rozważania na gruncie mechaniki kwantowej - powiedział w końcu. - Zresztą znane były już w starożytności.
- Aha, więc słyszałeś o tym. Ale idźmy dalej. Wyobraźcie sobie, że ludzie potrafią zaktualizować i utrwalić tę nieskończoną liczbę możliwych wszechświatów, przenikać do woli z jednego do drugiego i wybrać taki, który ma być “rzeczywistym", bez względu na to, co w tym kontekście znaczy ten termin.
- Słucham tego, co mówisz i mogę sobie nawet wyobrazić to, co opisujesz, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że coś takiego mogłoby się kiedykolwiek naprawdę wydarzyć.
- Ja też nie - powiedział Dom. - Właśnie dlatego mówię, że to wszystko wygląda na baśń. Tak czy inaczej, ta baśń głosi, że byli tacy, którzy potrafili znaleźć się poza czasem i sprawdzić jak wygląda nieskończona liczba potencjalnych wersji rzeczywistości, Ludzi tych zwano Wiecznymi, a ich pobyt poza czasem - Wiecznością.
Ich zadaniem było wybrać rzeczywistość, która najlepiej odpowiadałaby ludzkości. Zmieniali jej warianty bez końca - ta opowieść jest bardzo szczegółowa, bo musicie wiedzieć, że została spisana w formie poematu epickiego o nadzwyczajnej długości. W końcu - jak powiada ta opowieść - znaleźli wszechświat, w którym jedyną planetą w Galaktyce, na której mógł powstać bardzo złożony system ekologiczny i wykształcić się rodzaj istot inteligentnych zdolnych do stworzenia wysoko rozwiniętej cywilizacji technicznej, była Ziemia.
Doszli do wniosku, że to właśnie jest ta sytuacja, w której ludzkość byłaby najbezpieczniejsza. Utrwalili ten wariant rzeczywistości i w tym momencie zaprzestali działania. Teraz żyjemy w galaktyce, która została zasiedlona tylko przez ludzi oraz przez rośliny, zwierzęta i mikroorganizmy, które ludzie - z własnej woli lub niechcący - przenoszą ze sobą z planety na planetę i które w końcu wypierają gatunki endemiczne.
Gdzieś w mrokach prawdopodobieństwa istnieją inne rzeczywistości, w których nasza Galaktyka jest domem dla wielu rodzajów istot inteligentnych, ale rzeczywistości te są nieosiągalne. W naszej rzeczywistości jesteśmy tylko my . Każde działanie i każde wydarzenie w naszej rzeczywistości daje początek nowym wariantom, z których - w każdym przypadku - tylko jeden jest kontynuacją rzeczywistości, tak że istnieje wielka, może nawet nieskończona liczba potencjalnych wszechświatów wywodzących się z naszego wszechświata, ale przypuszczalnie wszystkie z nich są takie same pod jednym względem, mianowicie, że jest tam Galaktyka, w której żyje tylko jeden rodzaj istot inteligentnych, Galaktyka, w której my żyjemy.
Przerwał, wzruszył lekko ramionami i dodał:
- Przynajmniej tak głosi ta opowieść. Pochodzi ona z czasów, kiedy została założona Gaja. Nie ręczę za jej prawdziwość."


znowu "Agent..."

I tak to widać, że betryzacja z Wieczności się bierze... ;)

Zastanówmy się jednak po cóż by robotom taka miękka dyktatura być mogła? (Taak, miałem nie analizować tego modelu, jako oklepanego, ale skoro liv po sąsiedzku z robotyzacją społeczeństwa... ;)) Asimov, jako się rzekło, wybrał wariant dość dobroduszny, bo jego roboty - jako się już, w sumie, rzekło - z trzech praw wyindukowały sobie zerowe:

"Robot nie może wyrządzić krzywdy ludzkości lub przez zaniechanie pozwolić, by stała się jej krzywda"

"Preludium..." ponownie

I na tej to podstawie postanowiły chronić ludzkość przed nią samą...

Choć zauważył też przytomnie:

"Można łatwo dowieść, że społeczeństwo, które jest całkowicie uzależnione od robotów, staje się wygodne, rozleniwia się, a w końcu degeneruje, usychając i marniejąc z czystej nudy albo - ujmując to subtelniej - tracąc chęć do życia."

"Fundacja i Ziemia"

Więc może owa dobroduszność skrywa plan przewrotniejszy, a w tajemnicy trzymany, jak w modnym cykliszczu Dana Simmonsa?

"SI wyzwoliły się w pokojowy sposób spod władzy człowieka już ponad trzysta lat temu - nie było mnie wtedy jeszcze na świecie - i choć nadal służyły Hegemonii pomocą, doradzając, tworząc datasfery, a czasem wykorzystując swoje prekognicyjne umiejętności, aby uchronić ludzkość przed skutkami poważnych błędów lub klęsk żywiołowych, to jednak przede wszystkim zajmowały się swoimi, całkowicie niezrozumiałymi i trzymanymi w ścisłej tajemnicy sprawami."

"podejrzewam jednak, iż ma to jakiś związek z liczącymi sobie ponad siedemset lat planami TechnoCentrum stworzenia Najwyższego Intelektu.
- Najwyższy Intelekt... - powtórzyłam, wydmuchując dym. - Aha. Więc TechnoCentrum stara się zbudować Boga?
- Tak."


"To TechnoCentrum jest odpowiedzialne za naszą długą, pozornie wspaniałą stagnację. To TechnoCentrum zorganizowało mającą właśnie miejsce próbę zniszczenia ludzkości, by wyplenić nas z wszechświata i zastąpić stworzoną przez siebie boską machiną."

"Hyperion"/"The Fall of Hyperion"

Może betryzowani mają po prostu spokojnie, bezboleśnie wymrzeć, bo wszak roboty stać na humanitaryzm. A te złomowana... Może złomowane, bo zbyt ludzkie?

Ale nawet jeśli nie, jeśli roboty na to jeszcze nie wpadły... To czy nie wpadną? A nawet jeśli nie, to czy nie zagłaszczą się betryzowani na śmierć ich rękami i bez tego?


* Przypomnijmy i scenę ową:

"Coś się stało. Doszły mnie podniesione głosy. Wychyliłem się z fotela. Kilka rzędów przede mną jakaś kobieta odepchnęła stewardessę, która zwolnionym, automatycznym ruchem, jakby pod wpływem tego — nie aż tak silnego przecież — pchnięcia szła tyłem między fotelami, a kobieta powtórzyła: — Nie pozwolę! Niech mnie to nie dotyka! — Twarzy krzyczącej nie widziałem. Jej towarzysz ciągnął ją za ramię, przedkładał jej coś uspokajająco. Co oznaczała ta scena? Inni pasażerowie nie zwrócili na nią uwagi. Któryś raz z rzędu owładnęło mną poczucie niewiarygodnej obcości. Spojrzałem z dołu na stewardessę, która zatrzymała się przy mnie i uśmiechała jak przedtem. Nie był to czysto zewnętrzny uśmiech obowiązkowego ugrzecznienia, pokrywający zdenerwowanie incydentem. Nie udawała spokoju, naprawdę była spokojna.
— Napije się pan czegoś? prum, extran, morr, cydr? Melodyjny głos. Potrząsnąłem przecząco głową.
Chciałem powiedzieć jej coś miłego, ale zdobyłem się tylko na stereotypowe pytanie:
— Kiedy lądujemy?
— Za sześć minut. Zje pan coś? Nie musi się pan spieszyć. Można zostać i po lądowaniu.
— Dziękuję, nie.
Odeszła."

9244
DyLEMaty / Odp: Religijna Rzeźba
« dnia: Stycznia 02, 2016, 08:06:23 pm »

9245
DyLEMaty / Odp: "Space - The Final Frontier"
« dnia: Stycznia 01, 2016, 12:20:24 pm »
Taka niszowa ciekawostka... Rok 2015 kończy się naprawdę burzliwie dla startrekowego światka. Otóż pojawiły się medialne doniesienia o tym, że CBS i Paramount - tj. wytwórnie mające prawa autorskie do "ST" - skierowały pozew przeciwko producentom niezależnej produkcji "Star Trek - Axanar" (tej cośmy o niej z olką gadali, że od produkcji abramsowych - co by nie gadać - lepsza):
http://www.hollywoodreporter.com/thr-esq/crowdfunded-star-trek-movie-draws-851474

Informacja się potwierdziła. Oto pozew:
https://www.documentcloud.org/documents/2660454-Startreklawsuit.html

I oficjalne stanowisko Aleca Petersa, "Axanaru" producenta, w odpowiedzi nań:
http://www.bleedingcool.com/2015/12/30/alex-peters-statement-on-the-star-trek-axanar-lawsuit/

Nie do końca jasne są przyczyny takiego ruchu wytwórni, acz pojawiły się pogłoski, że akcja prawna przeciw "Axanarowi" jest wynikiem b. pozytywnego przyjęcia przez fandom i krytykę "Prelude to Axanar" przy jednoczesnej b. niechętnej reakcji na trailer "Star Trek Beyond", że jest to forma wymuszenia monopolu tzw. Abramsverse i "unowocześnionej" wizji "Treka"...

Trudno przewidzieć konsekwencje tej sprawy (już - prawdopodobnie - oznaczającej koniec pełnometrażowego "Axanaru") dla przyszłości fanprodukcji "ST" i stosunków pomiędzy wytwórniami, a zorganizowanym fandomem "ST". W każdym razie jest niewesoło... Bo też wiadomo co to może - potencjalnie - oznaczać... Że nie dostaniemy żadnych nowych fan-"Treków", a stare (jeśli usuwanie/pozywanie pójdzie dalej) będą pojawiały się na różnych dziwnych serwisach w Sieci i znikały (z czego część być może przepadnie na stałe, bo nie zostanie skopiowana). A znów produkcje oficjalne będą hejtowane i bojkotowane przez (amerykańskich) fanów. Czarny scenariusz mogący się z tego rozwinąć oznacza de facto koniec "StarTreka" (min. "StarTreka"-jakiego-znamy). Acz może to i dobrze w sumie, może i po śmierci Roddenberry'ego nie powinno było nic nowego powstawać...

ps. Aha: ruszyła internetowa kampania fanowskiego wsparcia dla Axanaru
https://twitter.com/hashtag/IStandWithAxanar
https://www.change.org/p/cbs-support-axanar
(Jedno trzeba przyznać - dawno nie było tyle medialnego rozgłosu wokół "ST", a "Prelude..." bije rekordy oglądalności. Przy czym: nie wiem na ile Peters jest uczciwy, na ile nie, co przekroczył, a czego się trzymał, na ile kasa mu się zgadzała, czy się wybroni, czy pójdzie siedzieć, itd., ale jedno jest pewne - nie ma to znaczenia - medialnie tę sprawę już wygrał. A fanów, w tym i mnie ;) - i sporą część medialnych komentatorów - najwyraźniej obchodzi tylko jedno - że był w stanie nakręcić relatywnie przyzwoitego "Treka".)

9246
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Stycznia 01, 2016, 12:06:54 pm »
A ja cóż... obejrzałem sobie "Interstellar" ponownie, na małym ekranie, nad ranem, chłodnym, choć może niezbyt trzeźwym ;) okiem i powiem jedno - owszem, ma ten film pewne mocne (zwł. wizualnie) momenty, owszem jest tam więcej SF niż np. w kinowym "StarTreku" od dekad, owszem jest to nadal niedościgły wzór dla - dajmy na to - "ST: Nemesis" czy "Treków" Abramsa pod wieloma względami, ale miałem jednak wrażenie obcowania z durnym, przereklamowanym, przepełnionym akcją i łzawymi scenkami blockbusterem, na poziomie +/- "Misji na Marsa".

Aha: niedługo potem powtórzyłem sobie "Odyseję...". Nie ma porównania. Produkcja Nolanów nie broni się nawet jako "2001..."-very-very-light.

Rozumiem, że na tle ogólnej mizerii kina SF rzecz może się podobać, ale scenariuszowo przegrywa nawet z "Milczącą gwiazdą" i "Testem pilota Pirxa". O kilka długości. I nawet dość elegancka, jako się rzekło, czarna dziura jej nie ratuje, bo robi za czysty ozdobnik.

ps. Jeszcze jedna recenzja negatywna:
http://www.techtree.com/content/features/7906/interstellar-sucks-harder-black-hole.html

E: wracając do Hanów z Czubakami - David Brin, dość znany pisarz SF, o "Przebudzeniu Mocy":
http://davidbrin.blogspot.com/2015/12/jj-abrams-awakens-force.html

9247
Hyde Park / Odp: Widzimy się niestety po raz ostatni przyjaciele...
« dnia: Grudnia 31, 2015, 07:49:39 pm »
Z okazji śmierci roku 2015 ;) Najlepszego, dla Ciebie również i dla Całej Reszty naszej lemowskiej gromadki :).


9248
DyLEMaty / Odp: Ursula K(roeber). Le Guin
« dnia: Grudnia 30, 2015, 06:19:54 pm »
Wspomniany tu "Naszyjnik Semley" trafił do Sieci jako reklamówka nowego wydania zebranych w jeden tom powieści haińskich:
http://www.fahrenheit.net.pl/o-ksiazkach/fragmenty/ursula-leguin-szesc-swiatow-hain-fragment

ps. Proszę litościwie, debiut to był ;).

9249
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 30, 2015, 09:54:15 am »
A, rozmaicie... "Człowieka..." na Amazonie":
http://www.amazon.com/The-Man-High-Castle/dp/B00RSGFRY8
Bo to jest Amazonu produkcja.

"Koniec..." i "The Expanse" na kanale o wdzięcznej nazwie SyFy, bo to produkcje własne tego kanału. Acz pewne materiały na stronie oficjalnej tegoż też się znajdą:
http://www.syfy.com/childhoodsend
http://www.syfy.com/theexpanse
A pierwszy odcinek "The Expanse" umieścili nadto - jako reklamę - do darmowego oglądania na JuTubce:


ps. Trochę o powieści(nie), której ekranizacją jest ostatnia z w/w produkcji ;), pozostałych przedstawiać nie trzeba:
http://katedra.nast.pl/art.php5?id=6307

9250
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 29, 2015, 06:17:26 pm »
O czym Wy tu gadacie, ludzie :o

O... tym... no... tarciu 8).

W pierwszej chwili zrozumiałam, że ta/ten szef został zrodzon - ze skrzeku;)

Że od klonowania przeszli do syntetyzowania kodów z Żabiego Skrzeku? ;)

Mnie się zdaje, że kierunek w którym poszedł Abrams niezbyt zaskakuje - oparł film na sprawdzonych kliszkach. Te same strony konfliktu - tylko zmieniły się nazwy.
/.../
Gdzie ten nieoczekiwany kierunek lucasowego świata? Bo nie bardzo rozumiem?

No właśnie. Z jednej strony strasznie rżnął z oryginału. Z drugiej... w grach, w powieściach, w komiksach "SW" walka Jedi z Sithami i Republiki z kolejnymi inkarnacjami sithijskiego (potem od Sithów wolnego także) Imperium trwała tysiącleciami, on jest jednak bardziej oryginalny. Nazwy chociaż zmienił i pokazał, że nie szlo to aż tak liniowo.

Mamy trochę inną perspektywę, bo Ty oceniasz przez pryzmat samych filmów, ja - licencjonowanych produktów, w których starofilmowy konflikt podniesiony był do rangi constansa. (Znaczy: mam fanowskie spaczenie ;).)

Jak zwykle - źli zbroją się na jakimś statku/planetce - w kupie, dobrzy rozsypani, poukrywani, mapki dolotu - nihil novi.

Tu znowu zgoda - jeśli chodzi o schemat fabularny był znów jeszcze bardziej wtórny niż myślałem.

Wydaje mi się się, że to ogólna tendencja - znaczy bohaterowie emo, zniewieściali, śnięte królewicze;) itp. - wzięta z sag o wampirach i inkszych fantasy. Schemat.

Tak, tylko tam emu ;)ci dobrzy. Tu, co ciekawe, natomiast po stronie pozytywnej tego nie mamy. Poe jest to typowy amerykański chłopak z lotnictwa myśliwskiego, przeniesiony w ciut inne realia. Finn wypada jak klasyczny poczciwy przeciętniak (nawet nieco dekownik typu szwejkowatego, ale bez przesady) dorastający do bohaterstwa.

A jednocześnie ten infantylizm i zniewieściałość widoczne u głównych złych (w połączeniu z tym co wiemy o wieku żołnierzy First Order i sposobie ich "rekrutacji") sugeruje, że ten cały FO to mali chłopcy - i dziewczynki - z dużymi zabawkami... Może być w tym pewien fabularny sens... To, bowiem, sugeruje, że FO to może być kolos na glinianych nogach - jak Akademia Ciemnej Strony w starym EU - ot, banda dzieciaków (Hux ma ponoć 32 lata, dwulatkiem był, gdy Imperium go osierociło), którym uprano mózgi... A jednocześnie stanowi lepszygorszy komentarz społeczny do wychowywania dzieci/młodzieży na bojowników różnych wątpliwych spraw (proceder częsty do dziś w Trzecim Świecie).
Jasne, to nie są klasyczne, monolityczne, demony zła, ale jak dla mnie to jest element bliższy życia w tej - skądinąd przebajerzonej (Starkiller Base i jej osiągi; wszechstronnie zdolna Rey) - opowiastce...

I skoro przy bedgajach ;) jesteśmy warto zauważyć jedno... A propos metro-generała... Porównywano go z Hitlerem np. tymczasem Hitler i Stalin, owszem, jakieś tam zaplecza mieli, jakieś tam okoliczności im sprzyjały, ale byli - na nieszczęście - samodzielnymi liderami. Hux ma podobny styl bycia (choć - w przeciwieństwie do Vadera - nie widzieliśmy by był surowy wobec podwładnych, może miał powody ich oszczędzać), ale to jest wyraźnie pionek, w dodatku niedojrzały jak na swój wiek. I - zauważmy - awansował wewnątrz organizacji (jak doprecyzowują uchodzące dziś za kanon równy filmom nowe powieści), nie wymyślił/zreformował jej jak Hitler i nawet nie mamy danych, by przepychał się na jej szczyt jak Stalin, raczej prześcigał innych w podlizywaniu się Snoke'owi i wykonywaniu jego poleceń (widać, że nie cierpi Rena, ale ocali mu życie, bo taki dostał rozkaz). To typ wykonawcy - z tego co widzimy - nie lidera.

Ale poczekaj na del Toro - on nie jest emo (akurat widziałam Obietnicę, w której zagrał epizod - nieźle) - chyba, że się mylę i będzie odkryciem bledszej strony.

Różnie może być. W końcu ostatnio w Marvelach grywa...

Bo nie mów, że poprzednie kobitki gwiezdne były słabymi kurkami...

Nie mówię. Leia była świetna. Jej mamuśka też niczego sobie. A najlepiej chyba te powieściowe wspominam:
http://www.ossus.pl/biblioteka/Mirax_Terrik
http://starwars.wikia.com/wiki/Mirax_Terrik_Horn
http://www.ossus.pl/biblioteka/Mara_Jade
http://starwars.wikia.com/wiki/Mara_Jade_Skywalker

A w czym taka potężna?

Lepiej od Hana pilotuje, Falcona naprawi, Mocą bez szkolenia biegle włada, nieźle walczy...

Eufemizm;)

Nie chcę kopać leżącego ;).

Lepiej nie będzie;)

Fakt... :]

Kosmiczne Jaja mamy

Mamy. Ale czy oni się nie prosili o takie traktowanie, ci vaderowielbiciele? ;)

Lucas powinien nie marudzić ale wziąć te wszystkie komiksy, książki, animacje, gry i tak solidnie walnąć się nimi w czoło. Może tam była słuszna idea przewodnia, że wszystko idzie powoli w dobrym kierunku?

W sumie tak, można było nakręcić film tak, by nie kolidował ze starym EU, z fabuła poprowadzoną tak, by omijała co durniejsze pomysły zeń... Ale Lucas to EU b. mało czytał, a Abrams - jak już w "ST" pokazał (a pokazał mniej niż chciał i tak) - b. lubi burzyć i zaczynać od nowa....

Dlaczego Han Solo zginął? Ano Harrison Ford ma 73 lata i to cud, że cała ekipa dożyła do tej pory. Mogą się posypać w każdej chwili. Nowa trylogia powinna być kręcona zamiast drugiej, która była pierwszą. Wtedy ci starzy mieliby więcej pary.

Fakt. Acz mogli też wydać więcej i nakręcić np. Trylogię Thrawna ciała każąc grać dublerom, a twarze i głosy odmładzając cyfrowo. W końcu i tak jest to produkt teraz, więc sztuka od renderów nie ucierpi.

Może te nowe to nie Sithy są?

Ano sądzę, że nie. Tzn. może Snoke jest, ale Kylo i reszta tego jego zakonu, co o nim głównie słyszymy - nie są Sithami.

Mamy zresztą na podparcie tego słowa Kanasty... znaczy... Kanaty ;) o tym jak to konflikt Stron Mocy przybiera w czasie rozmaite formy. Zresztą... Kanata zna(ła) Moc, a nie jest Jedi, ani Sithem. Może być więcej takich.

Jednak może lepiej by było gdyby starym jakoś szło: Luke szkolący Jedi, Leia we władzach Nowej Republiki i tu się pojawia jakieś zagrożenie?  Tak to mamy irytujący schemat, w którym cały czas wygrywają ale przegrywają.

Czyli jednak rozwój losów starych bohaterów w dawnym EU Tobie także wydaje się bardziej naturalny, a tu wymuszony/udziwniony by "oryginalniej" było...

Skutkiem robionego na siłę powrotu do Nowej Nadziei jest karykaturalność Imperium w jego technokratycznym aspekcie

Fakt. Strony technologicznej wypada to wszystko dość śmiesznie. Można mieć wrażenie, że Abrams znów nie ma wyczucia technologii i skal. (Podobnie jak w "StarTreku", gdzie wywalił to, co zostało ze zdrowych fundamentów - odstąpił od - w sumie dość spójnej - technologicznej wizji probertowsko-okudowsko-sternbachowskiej nie oferując nic, co by ją przebiło.) W sumie czyni go to kiepskim wyborem na reżysera dla szanującej się SF i pod tym względem stawia nawet poniżej Emmericha chyba...
Acz znów wybitne wyczucie klimatu Sagi czyni go - paradoksalnie - niezłym reżyserem dla "SW" mimo to...

Midichloriany to jest niewypał i są skreślone. Dajcie se siana z midichlorianami. Nie ma żadnych  midichlorianów.

Są. Pod dywanem. Sam widziałem jak zamiatali... ::)

ps. Tymczasem zekranizowali serialowo "Człowieka z Wysokiego Zamku", zekranizowali "Koniec dzieciństwa", ekranizują "The Expanse" (takie czytadło z kosmicznymi zombiakami, pióra m.in. martinowego sekretarza, m.in. - bo w duecie piszą, ale wizja wewnątrzukładowej kolonizacji najlepsza chyba w serialowej SyFy jak dotąd)... Ogląda to kto?

9251
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 29, 2015, 12:08:57 am »
W próżni statek jak wyłącza napęd to nie staje, nie?

Jak nie ma tarcia, to i nie ma od czego stanąć.

9252
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 28, 2015, 09:00:54 pm »
Phasma - ja byłam niestety na dubbingowanej wersji - ten głosik...jesssuu - muszki owocówki by nie nastraszył;)

W oryginale to jest skrzek.

...pisaliśmy o tej ciemnej str., że jałowa i jednoznaczna - stąd argument, że ambitnie ujednoznacznił ciemną - nie pasuje.

Kiedy mam wrażenie, że on jest zarazem ambitny i spłaszczający... Pokazywanie, że zło jest żałosne (mogłoby być jeszcze niedomyte ;)), ręczne demontowanie obrazu świata, rżnięcie z oryginalnego filmu, zabawa w tajemnice (z Vaderem takiej zabawy nie było - widz najpierw dowiadywał się z zaskoczenia, potem - w trylogii dokrętkowej ;) - wiedział, co będzie), to jest oczywiście psucie.
Jednocześnie jednak pójście w kierunku, którego nie dało się raczej przewidzieć przed premierą, mocne przesterowanie akcentów, pchnięcie lucasowskich bohaterów i lucasowego świata w dość nieoczekiwanym kierunku... To znamionuje pewną ambicję. Czas, jednak, pokaże czy ambicję dobrą, czy może raczej arogancką dezynwolturę...

(No i wciąż wydaje mi się, że mocne postawienie sprawy w ten sposób, że tylko smętne *uje i nieudaczniki dają się skusić Ciemnej Stronie i snom o potędze ;), i unaocznienie - nawet łopatologiczne - jaki jest rozdźwięk pomiędzy ich twardym wizerunkiem, a tym co sobą naprawdę reprezentują, może i było jakoś potrzebne w aktualnej sytuacji politycznej naszego świata, i sporo za jednym zamachem dosadnie skomentowało - od islamistów, przez neonazistów, po różne potrząsania szabelkami i imperialne ciągoty...)

Rey i Finn (pasują Ci razem?

Tzw. ekranowej chemii między nimi za grosz. Ale może silna baba, potrzebuje mało wyrazistego chłopa? ;)

Jasne,  to zdecydowanie najciekawsza nowa postać. Fajnie, że kobieca.

Ano. W sumie ten Epizod to Rey. Tylko czy Abrams z jej potęgą nie przedobrzył? Nawet biorąc poprawkę na to, że z bajką obcujemy...

Poza tym wiadomo, że nawet gdyby dobro wygrało do ostatniego klona, to i tak by zwyrodniało w użyciu i historia zatoczyłaby koło;)

Fakt. Oni tam, zresztą, mają dość dziwną cywilizację, co dość wysoko w Skali Kardaszewa zaszła, a nie wyleczyła się z wielu rzeczy, z których chyba my się już wyleczyliśmy/leczymy...

9253
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 28, 2015, 02:01:07 pm »
Gorzej Q, gorzej...pisze to facet, który przed tym:
Cytuj
Teraz - po prostu - nie da się fascynować szwarccharakterami, ani sympatyzować z nimi. I... bardzo dobrze. Budzą dokładnie takie emocje, jakie powinni - pogardę, politowanie, obrzydzenie, śmiech...
Napisał o Huxie:
Cytuj
Polubiłem tego typa,
:)))

Hux jest drugoplanowy i średnio nadaje się na podkoszulki (nie to, co - kompletnie skopana - Phasma), więc się nie liczy ;).

A serio - zaprzeczyłem sobie, ale wyjaśnię co miałem na myśli, skąd sprzeczność... Otóż Huxa nie lubię "jako człowieka", że tak powiem. W realnym świecie byłaby to postać jednoznacznie obrzydliwa niezależnie od wszelkich możliwych biograficznych powikłań wyjaśniających dokonane przezeń wybory. Nie jest też nośny jako symbol, i nie jest - wobec tego - kusicielski jak Anakin/Vader. Natomiast polubiłem go o tyle, że jako jedyny z tej gromady może - acz nie musi - mieć jakąś ciekawszą (czyt.: o promil mniej sztampową) biografię niż reszta.

Nic ciekawego - tylko pretekst do tych wojen.
Nawet bez szczególnej podbudowy psyche, pochodzenia itd.
Łopatologia.
Nie widzę w tym niczego ambitnego. Nawet wręcz przeciwnie.

Zaklinają się niby, że cala ta nowa gromadka ma jakieś biografie, schowane w szafie jednak, aż do następnej części. Typowy numer Abramsa zresztą. I nieodmiennie irytujący. (Zgadzam się, bowiem, że przykuwanie uwagi widza zagadkami tego typu nie jest niczym ambitnym. Sugeruje raczej, że nic lepszego, by tąż uwagę przyciągnąć, się nie ma...)

Ukłon w stronę popcornowego widza, który już nie musi główkować who is who i dlaczego właśnie tak.

Nie do końca jednak, bo teraz ta popcornożercza widownia zakłady obstawia czyją córką jest Rey i czy Finn Mocą włada, czy nie...

Masz rację - jak zobaczyłam Leię to żal i smutek;)
Więc może dobrze - chociaż bardzo lubiłam tę postać - że Han Solo pożegnał się z wszelkimi światami

Z drugiej strony zastanawiam się czy Disney dobrze zrobił odgrzewając ten świat (tak jak i zastanawiam się czy potrzebnie te "StarTreki" kręcą). Tym sposobem, bowiem, z produkcji może i rozrywkowej, może i nie zawsze mądrej, ale pewnym piętnem twórczego indywidualizmu, może nawet artyzmu, dotkniętej, robi się produkowana przemysłowo taśmówka (choć Abrams poradził sobie lepiej niż go posądzałem).

Akcent na "jakby" -  bo ta banda nieudaczników - na trupich statkach (fajna złomowa scena z Sokołem;)) - rozwala przewielką nową gwiazdę śmierci. Z wysysaczem Słońca - na pokładzie;))
Odnoszą zwycięstwo. Oczywiście, że nie do końca - ale to prawo serii:)

No, dobra. Ale wyszło na to, że Wielgi Finał "Powrotu..." służył tylko temu, by za 3 dekady musieli odnosić imponujące sukcesy od nowa ;).

ps. Za wspomnianą sprzedażą Lucasfilmu Disney'owi kryje się zresztą dość smutna historia; oddajmy głos samemu Lucasowi:
http://www.vanityfair.com/hollywood/2015/11/george-lucas-star-wars-jar-jar-binks
http://video.vanityfair.com/watch/george-lucas-on-why-he-s-done-directing-star-wars-movies

Powtarza się - w większej skali - to co miało miejsce w wypadku Roddenberry'ego i "ST - TMP". Daj fanowskiemu betonowi zabawkę, to ci ją zabierze w imię hasła "Więcej Tego Samego!"... Tylko, że w końcu ten sam beton najbardziej na tym cierpi (vide wyznaczenie przez "ST II" fabularnego schematu, który zajechany już został na śmierć, vide - teraz - los starwarsowego EU).

9254
DyLEMaty / Odp: Arthur C. Clarke
« dnia: Grudnia 28, 2015, 10:57:58 am »
Kolejne dwa ciekawe wywiady z ACC:


9255
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Grudnia 28, 2015, 01:24:17 am »
Plagueis, w końcu, filmowy (Palpatine o nim wspominał), a w dodatku autor powieści o nim tworzy i nowy kanon.

A co do zła to zaczynam sądzić, że to jest jednak bardzo mądry ruch, choć nie wiem - Abramsa czy Kasdana... Zobaczcie... Po obejrzeniu OT fani kogo pokochali? Vadera. Stał się najbardziej ikoniczną postacią "SW". A jaka organizacja wzbudziła ich największą sympatię - Imperium (Legion 501 się kłania). Czy to była strona, z którą widz miał sympatyzować, utożsamiać się, przebierać za nią? A po PT czyich fanów przybyło? Anakina, który moralnie obsuwał się z Epizodu na Epizod. I Republiki, Republiki, która zapadła się pod ciężarem własnej korupcji. Oraz zakonu Jedi, który stawiał się ponad prawem i przez to upadł.

No i teraz popatrzcie: mamy Epizod pełen fascynatów idei imperialnej. Kim są? Jeszcze dzieciakami, a już zbrodniarzami. I - prawie wszyscy - giną, nieszczególnie heroicznie. Mamy wielkiego fana Vadera - i co? Śmieszy nas i brzydzi zarazem. I wszystkie te ukochane twory polityczne wracają na śmietnik historii, gdzie ich miejsce. A sympatia widzów wędruje, bo wędrować musi, w kierunku pewnego prostego żołnierza samozwańczej armii, pewnego szwejkowatego dezertera, a nade wszystko w kierunku pewnej ubogiej sieroty i pewnego robota - postaci znajdujących się na totalnym marginesie tego imperialno-republikańskiego życia.
Owszem, jest to policzek w twarz  dla wszelkich fanów Idei Imperialnej(TM) ;), owszem jest to kpina z miłośników Vadera, ale jest to też - bezlitosne* - pokazanie o co chodzi w "SW", a - nade wszystko - pokazanie czym się pewne fascynacje kończą w realnym życiu i jaki typ psychiczny najczęściej im ulega.
Teraz - po prostu - nie da się fascynować szwarccharakterami, ani sympatyzować z nimi. I... bardzo dobrze. Budzą dokładnie takie emocje, jakie powinni - pogardę, politowanie, obrzydzenie, śmiech...

Owszem, jest to mało przyjemne dla widza (zwł. jeśli jest fanem mającym swoje ustalone sympatie w świecie SW), ale jest to doprawdy ambitne rozwiązanie, nawet jeśli rozwala worldbuilding (przywracając tym samym pierwszoplanowe znaczenie bohaterom pozytywnym i oryginalnej ideologii EP IV).

* Pisze te słowa facet, który wybrał się do kina w podkoszulce z Kylo i w połowie seansu ukradkiem zapinał guziki koszuli (zasłużona kara za odruch sympatii do darksidera)... ;D

Z kolei gdy mowa o starych, to zauważmy, że cała tzw. Wielka Trójka to są teraz ludzie złamani przez życie, wypaleni... (W EU też los ich nie oszczędzał, ale - mimo wszystko - byli życiowo spełnieni. Tu nie zyskali nic z tego o co walczyli. I zmiażdżyło ich to (choć wiemy, przynajmniej, że Han i Leia bywali ze sobą szczęśliwi, z ich pożegnalnego dialogu to wynika...)

Bo, popatrzmy: Luke popełnił jeszcze raz wszystkie błędy starego Yody i to w ekspresowym tempie. Jego siostra została zepchnięta na margines przez rząd, który sama pomagała tworzyć i toczyła prywatną wojnę z... własnym synem, w dodatku rozpadł jej się związek. A Han? Wrócił w zasadzie na starość do punktu wyjścia i tym razem nie strzelił pierwszy, tylko dał się zabić... Chewie stracił kumpla...
JJ jest bezlitosny dla lucasowskich bohaterów (i robi z nich nieudaczników jakby). Tylko R2-D2 i C3PO póki co oszczędził...

Strony: 1 ... 615 616 [617] 618 619 ... 1092