1
Witam wszystkich!
Jestem tu nowy, ale generalnie jestem już dość stary. Gdy do moich rąk po raz pierwszy trafiło „Solaris” (prezent od ojca) to Darth Vader jeszcze nawet nie zagnieździł się w łonie matki. Mniejsza z nim, i tak jest z innej Galaktyki. O czym to jak chciałem? No tak... Z okazji kolejnych domowych porządków w moje ręce po wielu, wielu latach trafiło ponownie owo „Solaris”. Ponieważ wyrokom losu nie należy stawać okoniem, książkę ponownie przeczytałem. No i poczułem się jakbym trafił głową w betonowy mur. W latach młodości twórczość Lema pochłaniałem w całości i bez kwękania. Jeśli czegoś nie rozumiałem, odkładałem na później. Solaris, Eden, Powrót z gwiazd, no i oczywiście Niezwyciężony... To były lektury! Jednak przy obecnym czytaniu z wielkim zaskoczeniem skonstatowałem, że „Solaris” jest po prostu ramotą. Dlaczego? Po pierwsze primo: język, a głównie dialogi. Po drugie primo: wiarygodność postaci i ich uczynków. I pewne dość rażące przy wnikliwym czytaniu błędy rzeczowe. W pierwszym moim poście nie będę teraz się rozpisywał, ale postawie pytanie: czy Wy, miłośnicy, fani Lema, nie mieliście podobnych wniosków. Jeśli ktokolwiek będzie chciał wejść w niniejszą dyskusją, to przedstawię dokładnie co sprawiło, iż Solaris za ramotę uznaję.
Od razu dodam (żeby nie być uznany za hejtera; choć to teraz w świecie modne tak samo jak reklamować części rodne), że niejako przy okazji, i dla porównania, przeczytałem „Piknik na skraju drogi”, której to książki też fanem dawniej byłem. No i... fanem pozostanę chyba do grobowej deski. Moim zdaniem Lem w tym akurat zestawieniu przegrał.
Jestem tu nowy, ale generalnie jestem już dość stary. Gdy do moich rąk po raz pierwszy trafiło „Solaris” (prezent od ojca) to Darth Vader jeszcze nawet nie zagnieździł się w łonie matki. Mniejsza z nim, i tak jest z innej Galaktyki. O czym to jak chciałem? No tak... Z okazji kolejnych domowych porządków w moje ręce po wielu, wielu latach trafiło ponownie owo „Solaris”. Ponieważ wyrokom losu nie należy stawać okoniem, książkę ponownie przeczytałem. No i poczułem się jakbym trafił głową w betonowy mur. W latach młodości twórczość Lema pochłaniałem w całości i bez kwękania. Jeśli czegoś nie rozumiałem, odkładałem na później. Solaris, Eden, Powrót z gwiazd, no i oczywiście Niezwyciężony... To były lektury! Jednak przy obecnym czytaniu z wielkim zaskoczeniem skonstatowałem, że „Solaris” jest po prostu ramotą. Dlaczego? Po pierwsze primo: język, a głównie dialogi. Po drugie primo: wiarygodność postaci i ich uczynków. I pewne dość rażące przy wnikliwym czytaniu błędy rzeczowe. W pierwszym moim poście nie będę teraz się rozpisywał, ale postawie pytanie: czy Wy, miłośnicy, fani Lema, nie mieliście podobnych wniosków. Jeśli ktokolwiek będzie chciał wejść w niniejszą dyskusją, to przedstawię dokładnie co sprawiło, iż Solaris za ramotę uznaję.
Od razu dodam (żeby nie być uznany za hejtera; choć to teraz w świecie modne tak samo jak reklamować części rodne), że niejako przy okazji, i dla porównania, przeczytałem „Piknik na skraju drogi”, której to książki też fanem dawniej byłem. No i... fanem pozostanę chyba do grobowej deski. Moim zdaniem Lem w tym akurat zestawieniu przegrał.